Wicie rozumicie towarzyszu - czyli jak zrobić magistra w rok

Tekst poniższy jest takim żartem, ale nie do końca. Zdarzały się takie cuda, sam byłem świadkiem jak pewien gość pracujący w państwowej firmie razem ze mną w chyba 1982/3 pojechał do Warszawy na studia i wrócił po 3 (trzech) miesiącach magistrem. To był chyba Uniwersytet Marksa i Engelsa w Warszawie i tam nie takie cuda się działy.

 

Biuro sekretarza KC PZPR, byłego dyrektora PGR w Koziej Wólce Andrzeja Bachledy Ciaptaka. Gospodarz od samego rana, no może lekkiego popołudnia przesiadywał w swoim fotelu i zastanawiał się jak tu dożyć do 16. Normalnie już by się dawno urwał, ale akurat raz w miesiącu zawsze 15 miał dyżur jako przedstawiciel KC PZPR. Tak sobie wymyślił nowy I sekretarz Edward Rozrzutny i czasami nawet przychodził sprawdzić, czy jeden z jego podwładnych czekał na tzw. zwykłych ludzi. Problem jednak polegał na tym, że zwykły Kowalski wcale nie wiedział o takiej możliwości spotkania się z jednym z najważniejszych ludzi w kraju. Jakoś tak wyszło, że udało się zablokować taką informację w telewizji i nikt się o niej nie dowiedział.

Pani Kasia jak zwykle przyniosła kawę i drożdżówki, pokazała duży dekolt i to, co tam ledwie się mieściło, ale dzisiaj na tym musiało pozostać. W tym dniu zawsze wszystko odbywało się dokładnie według przepisów, chociaż duża kanapa w rogu pokoju jak zwykle nęciła. Kiedy biedak tak siedział i z nudów patrzył za okno, nagle przypomniało mu się, że przeca tak jakoś na jesień złożył papiery na ten tam werek czy jakoś tak (no, nie on osobiście, ale jego sekretarz).

Wolny na palcach policzył miesiące.

- No kurde to już sześć miesięcy, trzeba zapytać tego tam dyrektora jak tam te moje no nauki, bo przeca kufa ile można czekać – na taką myśl uśmiech pojawił się na jego twarzy.

- Pani Kasiu, pani mnie załączy z tym, no... z tym tam co mi te no nauki robi tam no na Krakowskiej chyba.

- Z rektorem towarzyszu sekretarzu – uśmiech tej kobiety rozbrajał Andrzeja czasami dosłownie.

- No właśnie dyrektorem. Pani jak zwykle wszystko łapie w lot.

 

Po kilku minutach na biurku zadzwonił telefon, wyrywając Ciaptaka z zamyślenia.

- Ciaptak – prawie ryknął do słuchawki

- Witam towarzysza sekretarza, kłaniam się nisko

Andrzej zrobił głupią minę, bo za cholerę nie skumał, co to za matoł przeszkadza mu w pracy.

- Pana sekretarka właśnie mnie zawiadomiła, że chciał pan ze mną rozmawiać.

Andrzej podrapał się po głowie raz, drugi, trzeci i nagle go olśniło.

- Towarzysz dyrektor . No właśnie, bo se tak kurde właśnie myślę, jak to tam z tymi moimi no...

- Studiami – podpowiedział profesor.

- No może być, więc jak bo już (znowu pace poszły w ruch), wychodzi mi, że jestem u was sześć miesięcy i kiedy koniec.

- Tak, oczywiście pamiętam. Towarzysz sekretarz kończy właśnie czwarty semestr

- No, no, no wy mi tu nie gadejcie w tym waszym jerzykiem naukowym, powiedzcie normalnie, jak komunista komuniście

- No... jesteście w połowie nauki

- W połowie, cośta zgłupieli dyrektorze. Czy my tu se coś robimy w połowie. My tu cały kraj mamy na głowie, my nie leżymy, ino pracujemy całą dobę, całe dwanaście godzin jak trzeba dla dobra kraju.

- Doba ma dwadzieścia cztery godziny – wyrwało się rektorowi.

- No może tam u was, bo wy możecie czekać, a my nie. Na nas patrzy cały se normalnie kraj. No to kiedy będę mógł te tam no... dostać no

- Myślę, że za rok towarzyszu sekretarzu

- Czyśta zwariowali dyrektorze, za rok. Cosik mi się widzi, że wam chyba nie służy ta fucha co?

Może wam się ce łowiecki licyć gdziesik na tych no tam walach. Jak was nie poprzemy to wicie co bydzie!!! Jo wim!!!Wos nie bydzie

- Hm... no myślę, że to się da przyspieszyć

- No to se już inna gadka.Wwiedziołek, że jak chceta to potrafita

- Ale towarzyszu sekretarzu trzeba by jeszcze napisać pracę dyplomową...

- Kozłowski czy wy mie suchocie, czy godom do konia, my tu pracujemy, harujemy se cały tydzień. Już wy tam kogoś mocie, dacie mu tydzień, dwa to nabazgrze co trzeba. Wicie rozumicie, towarzyszu, sprawa jest se prosta jak drut. Mamy ten no kurdę luty

- Marzec

- No może i marzec, czyli – tu paluszki ratujące życie.

- Za trzy miesiące będzie lipiec

- Czer...

- Zamknijta się i nie wymądrzajta, tylko słuchajta jak mądrzejszy godo. Nauczcie się, że jak przemawia ta no lasa robotniczo, to takie nieroby jak wy ino mają słychać, a nie swoje pierdy wtrącać. Za trzy miesiące zapraszacie mnie, na te tam no uroczyste no wy już wiecie co. A ja będę o wos pamiętał. Czy muwiem jasno?

- Tak jest towarzyszu sekretarzu, my ludzie nauki musimy pomagać naszym przywódcom na każdym kroku w ich ciężkiej pracy dla dobra narodu.

- No widzi jak umie, jak chce no tylko żebym nie musiał znowu drundać?

- Na pewno nie. Sam osobiście wszystkiego dopilnuje.

- Mom nadzieję – Ciaptak odłożył telefon.

- Ale te profesory głupie, niekumate. Jak my możemy siem no tego zwijać, czy tam zawijać, kiedy same głupy obok.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Aisak 08.04.2018
    Po 3 miesiącach?
    Musiał być wybitnie wybitny xD

    Idę czytać dalej.
  • Ozar 09.04.2018
    Dziękuję za wizytę. Może to się wydawać niemożliwe ale po tzw linii partyjnej wszystko można było załatwić. Takie były czasy.
  • MarBe 10.04.2018
    Bardzo dużo umieściłeś prawdy w tym opowiadaniu.
  • Ozar 11.04.2018
    Dziękuje za wizytę. trochę może przegiąłem z głupotą tego sekretarza, ale był kiedyś jeden taki awansowany górnik, który podobnie mówił i był głupi jak but, ale uosabiał dla władzy klasę robotniczą, to go zrobili sekretarzem KC. A co do studiów to taki stary żart w którym jest ziarnko prawdy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania