Wielka wojna z wielkiej płyty: Czerwona cegła versus Maryśka (3z3)
Już na początku, gdy ruszyli w stronę windy czuł dość mieszane uczucia co do swojej decyzji. Gdy mijali kolejnych specjalistów, co chwila spuszczał wzrok, by na nich nie patrzyć. W tamtej chwili jego wewnętrzny mętlik był nie do rozwiązania. Spojrzał na kobietę, która wyraźnie była zamyślona. Gdy weszli już do windy, chłopak chciał jak najszybciej przerwać tę ciszę.
- To na pewno dobry pomysł?
- Ale o co chodzi?
- No czy to dobry pomysł przyjmując mnie od tak przez prazydenta. Nawet mnie nie widział i nic i mnie nie wie. Moje umiejętności a właściwie ich brak może być utrudnieniem.
- Chłopcze czy nie wiesz nawet ma dziesięciu procent o tym wszystkim. Odkąd się tu wprowadziłeś, zostałeś zapisany w specjalnym rejestrze. Każdy nowy mieszkaniec, który jest tu mniej niż rok, podlega obserwacji całkowitej. Wiemy o tobie wszystko to, co trzeba. Może jesteś nieogarnięty i ledwo co rozumujesz podstawowe sprawy i przepisy, które pozwalają czuć się bezpiecznie, ale to jest atut. Rozumowanie nie będzie ci potrzebne, a oni jeszcze nie wiedzą o tobie wszystkiego. To daje nam przewagę. „Maryśka” ma specjalnych agentów, którzy przenikają do nas i infiltrują cały budynek, a później składają raport. My również mamy agentów, ale ostatnio zaczęli ich demaskować. Przez miesiąc straciliśmy dwunastu. To też był jeden z powodów, aby obniżyć wymagania co to przyszłych na ich miejsce.
- Sądzi pani, że nadaję się na agenta? - spytał z lekkim wyróżnieniem się, jakby już wiedział, jak padnie odpowiedź.
- Oczywiście, że nie. Jesteś grubo poniżej kompetencji nawet po obniżeniu wymogów. Nie poradziłbyś sobie, a nawet jeśli to rozpracowaliby cię po maksimum tygodniu — odpowiedziała, tym samym niszcząc jego wygórowane nadzieje. - W piwnicach są już uzbrojeni.
Zatrzymali się, a gdy winda się otworzyła, od razu chłopak siłą został zabrany do piwnic.
- Pani burmistrz co to za gnojek. Myślałem, że — bez urazy — ma pewnie lepsze wybory odnośnie do nowych.
- Ty się nie mądrzyj tak. Nadaje się idealnie. Zresztą nie miał wyjścia, już go zobaczyli, więc wiedzą, że jest nowy. Tyle tylko, że oprócz tego nic nie mogą o nim powiedzieć. Na jego szczęście przez te dwa tygodnie z nikim nie rozmawiał, to nic od niego nie wyciągnęli.
Chłopak razem z mężczyzną ubranym w kamuflujący strój wszedł do piwnic a tam do jednego z pomieszczeń. Co ciekawe były one dość duże i zaskakująco czyste. Próżno było w nich szukać pajęczyn i robactwa a ściany były pomalowane nowiutką farbą. Siedzący już tam faceci skanowali go wzrokiem, śmiejąc się pod nosem.
- Podobno jest tu już dla mnie jakiś kombinezon i coś do tego.
- Jest pewnie. Wskakuj w gacie i zaraz wychodzimy. Oby tym razem nam szczęście dopisało — odezwał się wyglądający na dość ogarniętego mężczyzna siedzący tuż przy wejściu.
- Tym razem?
- Jakieś dziesięć lat temu było tak samo. Agenci znikali, a „Czerwona cegła” miała wewnętrzny kryzys. To było nieuniknione. Starli się ze sobą. Teraz jest tak samo, ale tym razem możemy wygrać. Wtedy nasi ponieśli sromotną klęskę.
Rozmowę przerwał głos dowódcy. Był to średniego wzrostu facet po pięćdziesiątce prawie całkiem łysy.
- To chwila tak istotna, jak ta, kiedy wasze matki wydały was na świat. Tu waży się nasza przyszłość. Dobrze pamiętam ostatnią wojnę. Przegraliśmy, a „Maryśka” odebrała nam znaczne zasoby. Tym razem jesteśmy silniejsi i mamy większe i bardziej szanse na triumf. „Czerwona cegła” to nasze życie to wszystko, co mamy i co straciliśmy, a teraz pójdziemy to odebrać.
- Tak będzie!!! - wykrzyknęli wszyscy.
Ruszyli w rzędzie uzbrojeni w kuchenne tłuczki najeżone gwoździami, zespawanymi widelcami i tarkami wzbogaconymi o ostrze kawałki blachy. Dostał tłuczek. Na początku bez przekonania do niego chciał wymienić go na coś lepszego, ale było już za późno. Popychany przez innych wyszedł na zewnątrz. Po drugiej stronie stali ludzie „Maryśki". Nagle obie grupy rozstąpiły się, a między nimi pojawili się mężczyzna i kobieta. Prezydenci. Podeszli do siebie i wymieniają porozumiewawcze spojrzenia i po chwili równie szybko odeszli z nieciekawymi wyrazami twarzy. To był cichy sygnał. Ruszyli na siebie z pełną mocą. Ich bronie starły się ze sobą. Chłopak był z tyłu i tylko na je go szczęście od czasu do czasu musiał używać swojej okrutnej broni.
Zabił od niej może z jedną osobę, inne jedynie dotkliwie ranił. Resztę do kończyli inni. Dobili tych, którzy z dziurawymi i rozerwanymi policzkami czołgali się po zakrwawionej trawie. Prezydenci obserwowali wszystko w ukryciu. Wyglądało to z góry jak niezbyt przemyślana partyjka szachów, w których gracze naginają zasady, wystawiając wszystkie bierki naraz. Graczami byli oni właśnie. Po obu stronach straty były znaczące. Widok był tym bardziej okrutny, że nawet ciała kobiet, które walczyły, mimo że już dawno były martwe, nadal były gwałcone w pośpiechu. Większość tych śmiałków, którzy znajdowali się po obu stronach kończyli z dziurami w głowie.
Chłopak rzucił się na końcu w wir walki, a jego szczęście nadal mu sprzyjało. Wyszedł z niej jedynie z rozciętą dłonią. Około czwartej rano bitwa zakończyła się okrutnym remisem. Do swych domów wróciło niewielu. Ocaleni zabrali ciała swoich. Odszedł do swojego mieszkania w asyście ochroniarzy. Pierwszy raz bal się w nim zostać sam jakby czuł, że następna noc przyniesie kolejne ofiary.
Komentarze (9)
Chciałem zrobić coś oryginalnego, coś innego niż dotąd robiłem. No ale skoro mówisz że tak no to trudno. I do brze rozumiem że odniosłeś się tu do całości a nie do tej konkretnej części prawda?
drobiazg: "Pierwszy raz bal się w nim zostać sam jakby czuł, " - bał
Nie jest źle, choć mogło być lepiej. Myśl niezła, straszliwa. Koniec - niekoniecznie satysfakcjonujący.
Pozdrawiam
"- Chłopcze czy nie wiesz nawet ma dziesięciu procent o tym wszystkim" - co?
"aby obniżyć wymagania co to przyszłych na ich miejsce" - chyba "co do* przyszłych"
"- To chwila tak istotna, jak ta, kiedy wasze matki wydały was na świat" - to git, progangsterskim slangiem zajeżdża :)
"i mamy większe i bardziej szanse na triumf" - co? :D (im częściej trafiam na pomieszanie z błędem tym bardziej mi się twarz cieszy, powinieneś napisać taki odjechany tekst-miniaturkę takimi zdaniami :))
"Widok był tym bardziej okrutny, że nawet ciała kobiet, które walczyły, mimo że już dawno były martwe, nadal były gwałcone w pośpiechu" - ja pier*olę :D
Tera tak. Myślę, że można było to ścieśnić w dwóch częściach, w sensie minimalizm by temu pomógł. Być może za długi wstęp, a za krótka sama walka. Ogólnie obraz tego, jako krwawej partyjki szachów jest git, te "tłuczki najeżone gwoździami, zespawanymi widelcami i tarkami wzbogaconymi o ostrze kawałki blachy" też mi się widzą, walka bloków (dzielnic/ulic?), ciut absurdu, ciut horroru, można było podszlifować, ale nie jest źle. Pozdro :)
Robaczki:
"W tamtej chwili jego wewnętrzny mętlik był nie do rozwiązania. Spojrzał na kobietę, która wyraźnie była zamyślona." - był/była powtórzenie
"- No czy to dobry pomysł przyjmując mnie od tak przez prazydenta." - prezydenta, literówka
"- Chłopcze czy nie wiesz nawet ma dziesięciu procent o tym wszystkim." - bez 'ma'
"To też był jeden z powodów, aby obniżyć wymagania co to przyszłych na ich miejsce." - chyba miało być 'co do przyszłych'
"- Sądzi pani, że nadaję się na agenta? - spytał z lekkim wyróżnieniem się, jakby już wiedział, jak padnie odpowiedź." - jaka padnie odpowiedź. I 'wyróżnieniem' tu nie pasuje. Możesz napisać, że bohater poczuł się wyróżniony. Powinno wpasować się lepiej.
"Zatrzymali się, a gdy winda się otworzyła, od razu chłopak siłą został zabrany do piwnic." - a nie lepiej "Zatrzymali się, a gdy winda się otworzyła, chłopak od razu został zabrany do piwnic." ? Obadaj :)
"- Tak będzie!!! - wykrzyknęli wszyscy." - spokojnie. Wystarczy jeden wykrzyknik :)
"Około czwartej rano bitwa zakończyła się okrutnym remisem." - remis chyba nie taki okrutny ;)
Okej, skończone. Podobało mi się, śmiało mógłbyś napisać co nieco więcej. Widzę poprawę z interpunkcją i jest chyba mniej powtórzeń niż wcześniej. Szlifuj szlifuj. :)
Do miłego!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania