"Więzień 7457" - Rozdział 1.

Stanąłem przed salą kontrolną. Cicho westchnąłem i otworzyłem drzwi.

 

W środku panowała głucha cisza - jak zwykle. Zrobiłem kilka kroków po pomieszczeniu, po czym obróciłem się w wokół własnej osi z rozpiętymi ramionami.

 

- Witaj 7457 - huknął zmodulowany głos. Nie da się wyczuć czy to kobieta czy mężczyzna. Czy w ogóle jest to człowiek.

 

- Podejdź do mikrofonu.

 

Luźno podszedłem do białej ściany z wypustką. Jest jedynym czarnym punktem w pokoju. Kształtem przypomina gałkę lodów. Skąd wiem jak wyglądają? Nie mam pojęcia.

 

- Jak się czujesz po zażytych tabletkach? - zapytał głos znikąd.

 

Zbliżyłem twarz do mikrofonu.

 

- Bolą mnie żebra - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

 

- Jesteś pewny, że to po tabletkach? Nie przewróciłeś się ani nie zostałeś pobity zbytnio przez strażników?

 

- Cały tydzień leżałem na łóżku u siebie. Nikt mnie nie bił.

 

- Dobrze 7457. W takim razie kontynuujemy dawkę. 7457 niestety musimy pobrać od ciebie krew.

 

Igła... Jednym z moich lęków jest pobranie krwi i wszelakie zastrzyki. Nie wiem skąd się wzięło to uczucie, ale okropnie się boję tego bólu. Dlatego jako jeden z elitarnej grupy, którą szyderczo moi bracia nazwali Mruczkami zostało mi obiecane nie używanie igieł w prowadzeniu badań nade mną.

 

- Mieliśmy umowę - zabrałem głos, starając się powrócić do normalnego wyrazu twarzy.

 

- Spokojnie. Nie sprawiałeś problemów, a to nie jest kara. W zamian za pobranie krwi możesz nas poprosić o co tylko zechcesz.

 

- Nie... Nie chcę pobrań. Żadnych igieł, a ja pozwalam wam prowadzić badania w spokoju. Tak się umawialiśmy.

 

- Nie bądź głupi Alexandrze. Czerpiesz z tego większe korzyści niż my. I tak byśmy kontynuowali twoje mutacje, ale ty nie byłbyś już w elicie.

 

Przełknąłem ślinę. Muszę zachować się w elicie, bo nie po to tak długo się o nią ubiegałem. Widziałem co działo się innym i wiem co mnie zrobili, gdy pozostawałem normalnym więźniem.

 

- Przystajesz na to, 7457?

 

- Ale otrzymam w zamian czyste ubranie i niech to nie będzie taka koszula - odpowiedziałem natychmiastowo, podwijając rękawy. Spojrzałem na mój nadgarstek, który ukrywał mikro czip.

 

Było to coś w rodzaju GPS-u. Ale wydajniejsze, bo mogło też ukarać więźnia. Czip jest powiązany z nerwami i gdy tylko genetycy zechcą będą mogli zadać mi ból w różnej skali.

 

- Oczywiście. Zaraz przyjdzie do pokoju jeden z nas i przeprowadzi pobranie. Pamiętaj, że na zewnątrz stoją strażnicy, a ty masz mikro czip w nadgarstku i nie masz z nami szans.

 

Widziałem w całym moim życiu tylko cztery razy genetyka. Nigdy nie miał być tak blisko mnie jak teraz. On będzie mógł dotknąć mojej skóry. Mój boże... Zapomniałem jak to jest gdy ktoś delikatnie muska skóry. Wiem jedynie, że to niewyobrażalnie przyjemne.

 

Siadam na podłodze i kładę dłonie na kolana. Zaczynam medytację, która mnie przygotuje na to co za moment ma nastąpić. Gdy słyszę klamkę przeczesuję w zamyśleniu swoje kasztanowe włosy i otwieram oczy. Zbieram się na odwagę by spojrzeć na budzącego zgrozę wśród więźniów genetyka. Przez ułamek sekundy przed oczami przelatuje mi wszystko co widziałem, jednak gdyby ktoś kazał wyłapać mi chociaż jeden obraz nie potrafiłbym tego zrobić.

 

Podniosłem się z posadzki i strzepałem kończyny.

 

Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z jednym ze swoich oprawców.

 

Nawet nie wiecie jak okropną samokontrolę trzeba mieć żeby nie wbić swoich paznokci w ich gardła. To dlatego tutaj jestem. Tutaj to znaczy w elicie. Inni nie mieli wystarczająco rozumu żeby się tu dostać i odeszli z tego świata, a jeżeli wierzyć plotkom to i w wielkich męczarniach. Specjaliści cenią sobie każdego z nich.

 

- Nie chciałam ci przerywać praktyki.

 

Bez modulatora i w formie żeńskiej? Aż tyle zaufania mają do chłopaka, który był świadkiem ich licznego znęcania się nad jego braćmi?

 

Mimo, że wyszarpałbym z chęcią tej kobiecie krtań, to nie mam odwagi odpowiedzieć. Stoję tylko i patrzę.

 

Z autopsji znam ich zachowanie. Nawet normalne słowa mogą obudzić w nich podejrzenia, a ty stracisz życie. Z nimi trzeba jak z dzikimi zwierzętami.

 

Jak gdyby było inaczej! Tyle miesięcy się nade mną pastwią i żerują na moim życiu. Choć może to już lata. Sam nie wiem, bo straciłem rachubę. Na co komu czas, gdy ma się go w zanadrzu? Czy cokolwiek zmieni? Z resztą każdy ma swój czas, a on nie decyduje nawet o naszym wieku. Te sprytne bestie zapewne wiedzą jak nas skutecznie odmładzać. Dla nich to pestka.

 

- Możemy zaczynać, Alexandrze?

 

- Oczywiście, pani doktor.

 

Zrobiłem krok. O dziwo ona też i wpadłem na nią. Uderzył mnie zapach perfum, a dla kogoś kto poza szarym mydłem i krwią nie czuł zapachu drugiego człowieka stało się to zderzenie czymś bardzo egzotycznym. Nie potrafiłem odróżnić zapachu. Był słodki. Choć może moje pojmowanie słodkiego zapachu różni się znacząco od twojego.

 

Twarda tkanina kitlu genetyka pozostawiła na mnie ślad. Niedosłownie oczywiście. To ja go czułem nadal, nawet po odskoczeniu, które nastąpiło od razu.

 

- Najmocniej przepraszam, myślałem, że mam podejść. Przepraszam, że bez rozkazu czy chociażby zezwolenia. To się nie powtórzy - starałem naprawić się słowem swój błąd.

 

Jednak kobieta była zadziwiająco spokojna.

 

- Nic się nie stało, tylko podaj mi już rękę. Potrzebuję krwi do badań - odpowiedziała i wyciągnęła z kieszeni urządzenie do pobierania krwi oraz gazik.

 

Zrobiło mi się mdło, ale musiałem im pozwolić. Jeżeli nie tak ją wezmą, to zrobią to w inny bardziej radykalny sposób.

 

Podwinąłem wyżej rękaw i wystawiłem rękę. Musiałem odwrócić wzrok i zacisnąć zęby.

 

- Alexandrze - poczułem dotyk na drugiej ręce, tej która posiada mikro czip. Czyżbym popełnił kolejny błąd? Nie ten łokieć? - Spokojnie. - Miękkie palce zamknęły się w pięści na moim nadgarstku.

 

Spojrzałem na dłoń, zastanawiając ciągle co ona wyprawia. Potem przeniosłem spojrzenie na nią. Szare z akcentem miedzi oczy patrzyły na mnie. Na podstawie ich kształtu wywnioskowałem, że się uśmiecha. Jednak żeby potwierdzić przypuszczenia musiałaby ściągnąć maskę.

 

Poczułem jak luzuje uścisk.

 

- Przykładam - powiedziała, a po chwili poczułem ukłucie. Chwilę potem schowała igłę z powrotem do urządzenia. Przyłożyła gazik i kazała przycisnąć.

 

- Dziękuję, to tyle. Czekaj na dalsze instrukcje.

 

- Czekaj... - Zapomniałem się, ale pragnienie dotyku było silniejsze. Chciałem spowodować, że wróci i dotknie znowu tak delikatnie mojej skóry. Albo że chociaż muśnie ją opuszkami. - Przepraszam. To było bardzo nieodpowiednie.

 

Wyprostowałem się i przestąpiłem nerwowo z jednej nogi na drugą. Odwróciłem wzrok, więc nie widziałem jak wychodzi, pomimo że odprowadziłbym ją wzrokiem.

 

Chwilę potem poinformowali mnie, że moja prośba została pozytywnie rozpatrzona i że jak wrócę do 'pokoju' ubrania będą leżeć na moim łóżku.

 

W drodze do celi nadal czułem jej dotyk na moim nadgarstku, co nie pozwalało mi zapomnieć o dziwnym akcencie tego spotkania. Pewnie obecne badania są strasznie ważne skoro posuwają się do takich rzeczy. Będę musiał poinformować braci o tym.

 

Wszystko ma wartość. Tym większą im więcej informacji ze sobą niesie. Dzisiejsze wydarzenie napawało mnie wpierw nadzieją, że odzyskam swoją ludzką godność, jednak po wnikliwej analizie stwierdzam, że staję się tylko szczurem laboratoryjnym wyższej rangi.

 

Nagle poczułem przeszywający moją klatkę piersiową ból. Zgiąłem się wpół, obejmując ramionami, po czym upadłem na kolana. Wydałem głuchy odgłos bólu.

 

Zacząłem szybko i płytko oddychać. Ich szczur chyba został nafaszerowany zbyt wieloma tabletkami.

 

Starałem się nie krzyczeć, ale gdy strażnik kopnął mnie w bok poczułem jak coś we mnie się rozszerza, coś jak pęknięcie. Ale to nie do końca to.

 

Wziąłem najgłębszy z możliwych wdechów i wzmacniając swój głos powietrzem wrzasnąłem.

 

Podparłem plecy o ścianę, gdy nastąpił spadek bólu i starłem pot z czoła i moich loków, które zaczęły się do niego przyklejać.

 

Coś zaczęło wyginać mój kręgosłup w stronę sufitu. Przytrzymało mnie w tej pozycji, po czym puściło i wróciłem do normalnego stanu.

 

Ciężko oddychając, podniosłem się na nogi i rozglądnąłem wokół siebie. Korytarzem biegli pielęgniarze z wózkiem inwalidzkim.

 

Strażnicy posadzili mnie w nim bez pytań. Tak jak to zawsze było. Pod ich eskortą zostałem zawieziony do przestronnego pokoju. Ze ścian odłaziła farba, a kafelki były istną mozaiką. Tak bardzo były spękane. Chciałem wierzyć, że to tylko stare pomieszczenie, ale obrzydliwe plamy nie pozostawiały złudzeń. Na środku był stół. Nad nim wisiały lampy.

 

Zostałem zrzucony z wózka i wylądowałem na kafelkach. Natychmiast odwróciłem się w stronę niebezpieczeństwa i podniosłem się na nogi. Staliśmy tak chwilę, mierząc się spojrzeniami. Strzelałem to na strażnika, to na pielęgniarza, to zaś na drugiego i jeszcze jednego strażnika.

 

Pielęgniarze. Wiotcy i bezbronni z pozoru, ale w środku swoich licznych kieszeni posiadają prawdziwy arsenał broni białej. Tak przynajmniej mówili chłopacy. Żeby zwiększyć swoje szanse zawsze mają ze sobą eter w różnym stężeniu. Pomimo to większość z nich postarzała się okropnie, a młodych jak na razie nie widać. I nic nie zapowiada się żeby miało ich przybyć. Widocznie Agencji kończą się ludzie z zewnątrz.

 

Do sali otwierają się drzwi i z trzaskiem wszedł genetyk.

 

- Na stół! - krzyknął, a strażnik poderwał się wybudzony rozkazem i zdzielił mnie w zgięcie kolan pałką.

 

Cicho jęknąłem, zachowując się nadal potulnie. Zostałem rzucony na stół i przywiązany do niego. Poczułem, że wyglądam jak człowiek witruwiański z rysunku Da Vinciego.

 

Mała latareczka poświeciła mi w oczy. Zapytałbym wprost czego ode mnie chcą, ale mam wrażenie że kompletnie pozbyli się ze mnie bezpośredniości. A może jestem tchórzem i tylko się usprawiedliwiam?

 

Jeżeli moi bracia słyszeli mój krzyk będą wiedzieć, że mnie skończyli.

 

- Możesz dokładnie opisać dlaczego wrzasnąłeś? - zapytał mężczyzna w lekarskim fartuchu. Nigdy go na oczy nie widziałem, więc nie wiem na co go stać. Zapewne jest dyżurującym.

 

- Moje żebra poszerzyły się. Myślę, że to efekt podawanych mi tabletek.

 

- Co się potem stało?

 

- Mój kręgosłup nienaturalnie się zaczął wyginać, ale potem obydwie rzeczy ustały.

 

- Mhm - przeciągle mruknął, kręcąc głową. - Posłuszny jesteś. Pewnie jesteś w elicie.

 

Nie odpowiedziałem tylko z kamienną miną patrzyłem facetowi w twarz. Takie rzeczy się zdarzały nie raz na terenie Agencji - przypomniałem sobie jak niejaki Harry wspominał, że gdy mutacje postępują trafia się do sali z obdartymi ścianami, gdzie tną delikwenta i czytają z ciebie jak z najlepszej książki. A ich ofiara zachowuje świadomość. Podobno ludzie giną tutaj z wykończenia. Wiedział, ponieważ jego przyjaciółka przeżyła to. Niestety Stefanie zmarła w kilka godzin z powodu powikłań.

 

- Czekaj, czekaj - przywołał mnie do świadomości genetyk. - To ty jesteś tym słynnym więźniem 7457, prawda?

 

- Tak.

 

- Nie uznaję elity. Wszyscy jesteście mutantami. Chłopcy - zwrócił się do strażników. Poczułem jak zawraca mi się w głowie. Zaraz mnie zlinczują. A ja jestem bezbronny. Pozostaje mi jedynie błagać o utracenie przytomności. - Zajmijcie się nim, tylko po cichu. Podniesiemy jego próg bólu. A ja zawołam dr. Hopkins i resztę zespołu badawczego.

 

Stół uniósł się i gdyby ktoś tak tylko rozerwał krępujące mnie pasy, ja zjechałbym na swoje nogi, a doktorek nigdy by już nikogo nie powiadomił.

 

Klamka szczęknęła.

 

Zaciśnij zęby i spójrz im w oczy. To oni nie są odporni na ból, nie ty.

 

- Miejmy tą formalność za sobą - rzuciłem, obserwując jak strażnik zamachuje wielką pałką i chwilę potem ból rozlewa się po moim brzuchu, tuż pod żebrami. Uczucie towarzyszące uderzeniu jest podobne do rozrywania się skóry. Odpowiadając na niezadane pytanie, tak znam to uczucie. Jeżeli skóra naderwie się niewiele szczypie, jeżeli nieco więcej to palący ból.

 

Spojrzałem aż zbyt bezczelnie na swojego oprawcę. Zwilżyłem usta i przygotowałem na kolejne uderzenie. W ogóle czy można się przygotować na kolejny cios, przed którym się nie możesz nawet osłonić? Chyba jedynie napinając mięśnie, tworząc żywą tarczę. A z mięśniami u mnie nie ma problemu. Nie żebym okłamał genetyków, naprawdę przeleżałem na łóżku czas od ostatniej wizyty, ale przecież na łóżku też można robić brzuszki.

 

Kolejny cios został mi zadany w żebra z lewej strony. Prawdę powiedziawszy nie poczułem zbyt wielkiego bólu. Czyżby ich tabletki miały ze mnie zrobić żywego terminatora?

 

A co mi szkodzi, dawno nie droczyłem się ze strażnikami.

 

- Te, pało - odezwałem się, mierząc wzrokiem drugiego strażnika. - Może ruszysz tą zastałą rękę i...

 

- Milcz!

 

Pierwszy strażnik zdzielił mnie po raz trzeci tym razem bardzo mocno w brzuch. Nie zdążyłem napiąć wystarczająco mięśni i aż wymiociny podeszły mi do gardła.

 

Bez żadnego ostrzeżenia ponowił uderzenie i puściłem pawia na swoje stopy.

 

- Mówiłeś coś? - szyderczo śmiał się drugi mięśniak, do którego startowałem. Był starszy, od tego który mnie bił. Miał szarego dużego wąsa i równie szare oczy. Jednak miały coś takiego, że przypominały po trochu błękit. Czyżby na starość i spojrzenie bladło? Jego łysinę ukrywała dość dobrze granatowa czapka. Zdaje się, że nie jest to zwykły strażnik.

 

- Tiaaa... Wypuść mnie to wyrównamy szanse.

 

- Wątpię młodziku - potrząsnął rozbawiony głową.

 

Zaśmiałem się pod nosem.

 

- Przekonajmy się - napierałem wciąż.

 

- Dam ci lekcję życia, mutancie - ostanie słowo wypluł z obrzydzeniem, po czym nie podnosząc z ziemi spojrzenia zrobił kilka kroków w moją stronę. Nagle zrobił zamach i zadzwoniło mi w uszach. Nie zdążyłem wypluć krwi z ust nim ten ponownie zaatakował. A za drugim szedł od razu trzeci. Potem chwycił kołnierz mojej koszuli i drugą ręką zaczął lać mnie w brzuch. Cały czas patrzyłem w jego oczy.

 

Na chwilę odszedł. Wodziłem za nim spojrzeniem, ale bez przerwy się rozmazywał. Jutro będę miał poważną opuchliznę na oku. Wyplułem krew.

 

- Słuchaj synku, nigdy nie zaczynaj z kimkolwiek, gdy jesteś bezbronny - powiedział, wracając do mnie. W ręku trzymał nunczako.

 

I gdy już się zamachnął by mnie nim zdzielić do pokoju otworzyły się drzwi.

 

- Na litość boską, on ledwo żyje! - usłyszałem znajomy krzyk kobiety. Zmusiłem się do otworzenia oczu. Światełko poświeciło mi w oczy. Podbite musiała sama mi otworzyć. - Nie zdolny na tą chwilę do badań, przenieśmy go na ostry dyżur.

 

- Przenosimy go do celi - powiedział ktoś inny. - Hopkins zostaw go, zregeneruje się. Nie jest już człowiekiem. Oh, musisz się jeszcze wiele nauczyć.

 

Pasy zostały odpięte, a ja wpadłem we własne wymiociny. Splunąłem na ziemię, a zaraz potem poderwali mnie z ziemi i zmusili do chodu. Kuśtykając do własnej celi, ciągle słyszałem jak szyderczo śmieje się wąsaty strażnik.

 

Gdy tylko znalazłem się przy swoim łóżku, zrzuciłem nowe ubrania na ziemię. Rozebrałem się do naga i potargałem koszulę. Nabrałem do stalowego kubeczka wody z wiadra i zanurzyłem fragment materiału w zimnej wodzie. Przyłożyłem zmoczony kawałek do oka.

 

Położyłem się na łóżku i wszedłem pod poszewkę.

 

Zaszlochałem.

 

"Nie jestem już dumnym człowiekiem. Straciłem wszystko. Najpierw świat, potem prawdopodobnie rodzinę, potem wolność, pamięć, godność, a teraz chcą mi odebrać ludzką postać" - pomyślałem, po czym zapadłem w sen ze zmęczenia.

 

Nie jestem już człowiekiem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Tanaris 15.03.2017
    Ciekawe jak osoby tam się znalazły, mam nadzieję, że później się to wyjaśni. Na razie bardzo mi się podobało, czyli faszerują tabketkami i chcą zrobić kogoś, kto nie ma emocji i w dodatku mutuje. Czekam na więcej, 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania