Poprzednie częściWilk -Rozdział I

Wilk -Rozdział II

- Weronika -bardzo dobrze znałam ten głos -Weronika, obudź się.

Powoli otworzyłam oczy, byłam w szpitalu, w moim otoczeniu znajdowało się dużo piszczących urządzeń. Na mojej ręce czułam czyjś dotyk, tata delikatnie mnie głaskał.

- Obudziłaś się -odetchnął z ulgą i uśmiechnął lekko.

- Gdzie... mmama? -te słowa ledwo przeszły mi przez gardło.

- Mama nie przeżyła - tata wypowiedział to zdanie nieprawdopodobnie szybko.

Chociaż wgłębi siebie to przeczuwałam i tak zabolało, i to bardzo. Z moich ust wydobył się szloch, który przerodził się w krzyk, był przepełniony bólem. Tata przytulił mnie do siebie, mama nie żyła przez mnie i tego potwora, który jest we mnie. Nic nie mogło mi pomóc, ani nikt, moje serce jest jak kryształ i teraz ktoś je upuścił.

Z pogrzebu mamy pamiętałam tylko tyle, że kurczowo trzymałam się ramienia ojca i strasznie płakałam, on stał jak posąg był moją bezpieczną przystanią.

Kolejny miesiąc był najgorszym okresem w moim życiu, prawie nigdzie nie wychodziłam z domu, robiłam to tylko wtedy kiedy ojciec mnie do tego zmusił. Dodatkowo musiałam znosić godzinne kazania, że jeśli się nie przemienię nie będę miała na nic sił i tak nie miałam co ze sobą zrobić.

- Weronika -ojciec żwawo wszedł do mojego pokoju -wstawaj, dzisiaj ty odbierzesz Igę.

- Dlaczego ja? - zapytałam wrogo.

Czego nie rozumiał? Nie wiedział, że nie chciałam już żyć, najlepiej byłoby przestać istnieć. Może to nie taki zły pomysł, na przykład wypadek na przejściu dla pieszych?

- Bo tak powiedziałem i żadnego "ale" - odpowiedział stanowczo. -Masz w końcu zacząć normalnie żyć.

- Świetnie -zerwałam się na równe nogi -bo to nie ja umarłam tylko mama. Byłbyś szczęśliwszy gdyby to ona tu była?!

Poszłam do łazienki i zatrzasnęłam drzwi.

- Weronika ! -uderzył pięścią w drzwi. -Otwórz!

- Idź sobie! -wrzasnęłam. - Mam ciebie dość!

- Uspokój się i otwórz drzwi! -warknął ojciec.

Jednym szarpnęłam za klamkę i wyszłam do pokoju w prześwitującym podkoszulku.

- Dasz mi się ubrać, czy mam to zrobić przy tobie -powiedziałam opryskliwie. -Popilnuj, bo może całkiem zwariuje.

Tata wywrócił oczami i wyszedł. Rzuciłam się na łóżko i stłumiłam łzy, to wszystko jest bez sensu.

Ze złością ubrałam sweter i wciągnęłam starą spódnice i zbiegłam na dół. Słyszałam jak ojciec zmywa naczynia w kuchni, po cichu włożyłam płaszcz i zawiązałam szalik, moja torba leżała zapomniana w kącie pod schodami. Wychodząc z całej siły trzasnęłam drzwiami, na dworze padał deszcz i wiał zimny wiatr. Fantastycznie. Naciągnęłam na głowę kaptur i pobiegłam truchtem na przystanek. Po wędrówce po żwirowanej drodze moje nogi wyglądały jakbym wykopała je spod ziemi.

Jęknęłam w duchu i schowałam się pod zdewastowanej wiatą. Autobus przyjechał jak zawsze spóźniony o piętnaście minut, natomiast zawsze był prawie pusty. Moje domysły się spełniły i w środku był tylko jeden mężczyzna, wyglądał jakoś podejrzanie. Mój wilczy węch wyczuł jego podniecenie i podenerwowanie ( to akurat była przydatna cecha).

Co mogło go tak poruszyć?

Przyjrzałam mu się uważnie, był ubrany w zgniłozieloną kurtkę i starte czarne dżinsy, miał długie splątane włosy i brodę. Usiadłam jak najdalej od tego typa, budził we mnie strach i poczucie zagrożenia. Zapatrzyłam się w okno i przypatrywałam się znajomym widokom, napełniały mnie spokojem. To miasteczko nigdy się nie zmieniało, te stare domy, ci sami ludzie zmieniały się tylko ich spojrzenia, kiedy mnie widzieli, teraz były współczujące. Nie mogłam tego znieść, dlatego się ukrywałam w mojej skorupie. Mimochodem spojrzałam na mężczyznę siedzącego za mną, patrzył prosto na mnie.

To było przerażające, jego oczy nie miały koloru, były całe białe, bez źrenic. Zerwałam się z miejsca i wybiegłam na najbliższym przystanku, mężczyzna nie zdążył, drzwi zamknęły się przed jego twarzą, Odetchnęłam z ulgą i drżącą ręką wyciągnęłam telefon, tata odebrał po pierwszym sygnale.

-Tato -zabrzmiałam jak mała dziewczynka -przyjedź do szkoły, coś jest nie tak.

- Zaraz ktoś po was przyjedzie -obiecał -jestem teraz na spotkaniu alf u twojego dziadka.

- Zaczekamy w szkole -zgodziłam się.

Szkoła była niedaleko stąd, przeszłam między posiadłościami i byłam tam już pięć minut później. Przed budynkiem było straszne zbiegowisko, przepchałam się przez tłum i spojrzałam w najwyższe okno. Moje serce stanęło, w oknie była Iga z jakąś kobietą.

- Jeśli ktoś się zbliży -wykrzyknęła - wypchnę dzieciaka. Chcę wilka, niech się ujawni inaczej ta dziewczynka zginie. Słyszysz potworze, przez ciebie znów ktoś zginie.

Ludzie patrzyli po sobie zdziwieni, nie rozumieli tego co słyszą. Wycofałam się na ulicę i obiegłam szkołę dookoła i weszłam przez rozbudowany obiekt sportowy. Na korytarzu stał ten mężczyzna z autobusu, nie miałam czasu by zastanowić się jak udało mu się mnie wyprzedzić, podeszłam do niego i z całej siły uderzyłam w głowę, omdlały padł na ziemię. Bestia się we mnie budziła, wilk dawał o sobie znać. Doskonale wiedziałam, w której sali jest moja siostra, znałam tę szkołę jak własną kieszeń.

Kopnięciem wyważyłam drzwi, skąd ja to umiałam?

-Mnie szukasz? -zapytałam słodko.

Wiedziałam, że wilk czai się tuż pod moją skórą, czeka by przejąć kontrolę.

Kobieta odwróciła się tak szybko, że nie zauważyłam kiedy stała tuż przede mną. Moja siostra była uwięziona w uścisku jej rąk, miała łzy w oczach.

- Nie bój się -uśmiechnęłam się lekko. -Czego ode mnie chcesz?

- Chcę twojej śmierci -roześmiała się perliście, wiatr rozwiał jej czerwone włosy. -Stój spokojnie, a ja zrobię co do mnie należy.

Wilk zawarczał we mnie dziko, stłumiłam chęć uwolnienia go.

- Wypuść Igę - poleciłam - inaczej nic z tego.

- Oj, nie ty patrzyłaś jak zabijam twoją matkę a ona popatrzy jak ty giniesz -uśmiechała się przy tym drapieżnie.

Krew się we mnie zagotowało, to ona była tym potworem.

Spokojnie, wrzasnęłam na siebie, musisz być spokojna. Kobieta odepchnęła Igę od siebie w kąt sali. Jej ciało zaczęło się zmieniać, po minucie stanął przede mną potwór z Australii, ten sam potwór, który zabił moją mamę. Potwór ociekał krwią, z jego rozwartej szczęki kapała ślina. To był czas by wypuścić z siebie potwora. Moją znienawidzoną postać, to przeze mnie mama zginęła. Ale teraz musiałam uratować moją siostrę, nie mogłam stracić także jej. Nawet nie poczułam kiedy stanęłam na czterech łapach, podobno pierwsza przemiana jeśli ją się zahamuje później boli dwa razy bardziej,ja czułam jedynie złość. Odsłoniłam kły i pierwsza zaatakowałam, wgryzłam się w wielką łapę potwora, on w zamian przejechał pazurami po moim grzbiecie. Czułam krew moczącą moje ciało, na chwilę straciłam czujność i zostałam odrzucona na drugi koniec sali. Kiedy bestia pochylała się na de mną wgryzłam się w jej pysk, potwór próbował mi się wyrwać, czułam jego krew w swoich ustach. Nagle zorientowałam się, że trzymam pustkę, kobieta zniknęła. Jęcząc z bólu przemieniłam się w ludzką postać. Drzwi otworzyły się i stanął w nich Gabriel.

-Weronika? -powiedział zaniepokojony.

Osunęłam się z bólu i upadłam na podłogę, wokół mnie zapanowała ciemność.

 

- Tato? -usiadłam na łóżku, w plecach pulsował mi tępy ból. - Jesteś zły?

-Gdyby nie Gabriel -powiedział po woli -wykrwawiłabyś się.

-Ale Gabriel zdążył -uśmiechnęłam się -uratował mnie.

Spojrzał mi prosto w oczy, jego oczy miotały błyskawice.

-Nigdy więcej tego nie rób -poprosił.

-Iga by zginęła gdybym nie zareagowała -broniłam się. -Umieram z głodu.

Zanim zdążył coś powiedzieć zbiegłam po schodach na dół i wpadłam do kuchni. Była tam już cała wataha ojca, było w niej dziesięciu mężczyzn i tylko cztery kobiety. One pojawiały się rzadko i nie miały prawa głosu , tak samo dzisiaj, ledwo ojciec wszedł a one wyszły. Dodatkowo przez to nienawidziłam bycia wilkiem. Swobodnie podeszłam do lodówki i wyciągnęłam jogurt. Usiadłam przy blacie kuchennym obok Gabriela, tata przyglądał mi się przez chwilę, po czym zaczął mówić.

-Potworowi za każdym razem udaje mu się przechytrzyć. Musimy wiedzieć kiedy nas atakuje.

Przymknęłam oczy czekając na cios.

- Weronika, gdzie jechałyście z mamą? - utkwił we mnie spojrzenie złotych oczu. Użył władzy alfy, chciał mieć pewność, że nie kłamię.

Gula urosła w moim gardle, musiałam powiedzieć całą prawdę.

- Weronika? -ponaglił mnie ojciec.

- Jechałyśmy do zielarki -powiedziałam na jednym tchu.

- W dniu przemiany? -wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.

-Nie chcę mieć tego potwora w sobie! - wrzasnęłam i wybiegłam na dwór.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 23.10.2016
    dialog w opowiadaniu jest taki jakby wszystko na jednym tchu powiedziane, taki szorstki ten dialog zgrzytał mi - nie wiem jak to inaczej ująć; wszystko zrozumiałam i spoko rozdział, ale jednak dialog taki szybki, mało naturalny 4:)
  • katharina182 06.11.2016
    Dialogi są złe zapisane ale się nie przejmuj ja popełniłam bardzo długo ten sam błąd.
    Dla przykładu:
    - W dniu przemiany? - Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
    - Nie chcę mieć tego potwora w sobie! - krzyknęła

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania