Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Wirus - Rozdział 10.
Tak... dobrze... otwiera oczy... powoli... Marlene!... powolutku... nie spiesz się... poruszyła ręką... spokojnie...
Ból głowy był naprawdę nie do zniesienia. Ciągle mi w niej szumiło, miałam stłumione zmysły. Z każdą sekundą jednak mogłam zobaczyć więcej.
Pierwszą rzeczą, którą ujrzałam była kroplówka.
Otwarte okno, przez które przenikał chłodny wiaterek.
Białe ściany pokoju, w którym przebywałam.
Powoli odwróciłam głowę przed siebie. Stała tam kobieta ubrana jak pielęgniarka, oraz kilka innych osób. Nie mogłam jeszcze dostatecznie rozpoznać twarzy.
-Co z nią?
-Wybudza się. Jak na razie wszystko dobrze.
-Bogu dzięki.
Poczułam czyjś dotyk na mojej dłoni. Nie miałam siły by ją zabrać, ale i tak wcale tego nie chciałam. Twarz nachyliła się do mojej. To była Marlene.
-Joyce... jesteś z nami. Słyszysz mnie?
Słyszałam.
-Marlene... - zdołałam wyszeptać. Kobieta wyraźnie się uśmiechnęła.
Kobieta, którą zauważyłam jako pierwszą, zaczęła mówić
-Im więcej czasu minie, tym lepiej będzie sobie radziła. Teraz musi wiele odpoczywać. Całe szczęście, że się udało - powiedziała z otuchą.
Mało jeszcze rozumiałam. Faktycznie musiałam odpocząć.
-Kiedy ruszamy? - usłyszałam głos Hanka.
-Około tygodnia. Nie da się tego zrobić wcześniej.
-Cholera, już i tak minęło tyle czasu.
-Zorganizowanie całego ekwipunku nie jest wcale łatwe. Dobrze o tym wiesz - powiedziała wściekle Marlene.
Musiałam się przespać.
Komentarze (8)
Ale klimat ok i język ok
To 4
Idę dalej
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania