Poprzednie częściWirus - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Wirus - Rozdział 8.

-Coś się stało? - spytał od razu Dom, gdy mnie zobaczył. Stał wraz z Lucille przed bramą. Wyprowadzili wierzchowce.

Nie odpowiedziałam na jego pytanie tylko wsiadłam od razu na konia.

-Chodzi o Samanthę, prawda? - rzekł spoglądając w kierunku naszego schronienia. On także zajął pozycję w siodle. Lucille przysłuchiwała się rozmowie - Taa, oczywiście, że o nią chodzi. Nie chcę być wścibski, ale zauważyłem już wcześniej, że dość często się kłócicie. Może ... jakoś pomogę? - zaoferował patrząc na mnie.

 

Nie miałam ochoty rozmawiać. Nie miałam ochoty teraz na nic.

-A może po prostu skupisz się teraz na zadaniu, Dom?

Wszyscy odwróciliśmy wzrok. Boonie wyszła nagle ze stajni prowadząc klacz.

-To chyba prywatna sprawa Joyce, prawda? - kontynuowała uszczyple. Dom chyba chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył - Wyruszamy. Nie ma sensu czekać.

 

Tak też zrobiliśmy.

 

Drzewa, które mijaliśmy układały się w wyjątkowo przerażające kształty, i dodawały jeszcze więcej grozy do tego świata. Jakby mu było mało. Drapacze chmur, które wznosiły się w oddali, zawsze przyprawiały mnie o smutek. Wyobrażałam sobie dawne życie, w którym ludzie tam pracowali. Miejsca tętniące życiem, takie jak parki, sklepy, zamieniły się teraz w ponure, opuszczone obiekty. Porzucone domy rodzinne, w których przecież niegdyś ktoś kogoś kochał stanowiły obraz tych nędznych czasów. Czasami myślałam sobie, że jestem jedyną osobą z naszej społeczności, którą obchodzą takie rzeczy. Reszta żyła po prostu tu i teraz, a ja tak nie potrafiłam.

-Gotowa? - spytałam przejeżdżając obok Lucille. Brunetka spojrzała na mnie.

-Zawsze trzeba być gotowym. No, a przynajmniej tak mówi mój braciszek - powiedziała wesoło. Mimo uśmiechu, widziałam, że chyba nie czuje się zbyt pewnie.

Dom nagle zwolnił wierzchowca. Teraz w trójkę jechaliśmy nieco wycofani, a milcząca Boonie prowadziła.

-Trzymaj się mnie, okej? - powiedział Dom do siostry chłodno, a zarazem opiekuńczo. Lucc przestraszyła się lekko.

-Daj spokój. Zarażonych nie ma w tej okolicy, poza tym jest zima, która ich spowalnia. Zobaczycie, to ja dzisiaj ustrzelę nam obiad! - zawołała pewnie i nie czekając na odpowiedź brata, ruszyła do przodu. Dom został ze mną na tyłach.

-Wiem, że się martwisz - powiedziałam dostrzegając smutek na twarzy Doma - Ale to naprawdę nic strasznego. Tak jak mówiła, w tej okolicy nie kręcą się zarażeni. Nie bez powodu przecież mamy obóz tutaj. Po prostu ...

-Została mi już tylko ona, Joyce - wtrącił Dom. Był wyraźnie rozgniewany - Nasi rodzice ... Te bestie rozszarpały ich na naszych oczach. Widziałem, jak dosłownie wygryzały im narządy. Ona też tam wtedy była, ale mam wrażenie, jakby w ogóle tego nie pamiętała. Myśleliśmy, że jesteśmy bezpieczni w domu, ale jak widać ... jak widać niekoniecznie. Zdołaliśmy uciec i ... ehh.

 

Tak, słyszałam to już wiele razy. Nigdy jednak mu nie przerywałam bo widziałam, że czuje się po tym lepiej.

-Wiesz, Dom. Wszyscy kogoś przez to stracili. Moi rodzice też zginęli. Boonie została wdową z trzyletnią córką, która się zaraziła. Musiała udusić własną ...

-Tak, wiem. Nie musisz mi tego przypominać - zastopował Dom nie patrząc na mnie. Chciałam wybrnąć.

-Po prostu chodzi mi o to ...

-Stójcie - zawołała nagle Boonie z przodu.

 

Znowu ktoś mi przerywał. A zresztą, jebać to. Zbieramy się na polowanie.

 

2 godziny później.

 

Obiad zapowiadał się wyśmienicie. Lucille jak powiedziała, tak zrobiła i rzeczywiście ustrzeliła jelenia. Dom był wyraźnie spokojniejszy. I ja także.

 

Gdy dotarłam do pokoju, nie zastałam w nim Samanthy. Rzeczy swoich jednak nie zabrała, więc nie miałam pojęcia co ma na myśli mówiąc "przerwa". Może jeszcze po nie przyjdzie. Gdzie zresztą miałaby pójść? Do Kathy? Eh, jebać to. Najgorzej, że nie wiedziałam o co tak naprawdę jej chodzi. Poczuła jakiś pociąg macierzyński, czy co?

W tym momencie, usłyszałam, że drzwi się otwierają. Rude loki dało się zauważyć z daleka.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Shogun 30.05.2020
    Świetnie zarysowany obraz tego, jak parszywy i jaki pełen bólu jest ich rzeczywistość. Widzieć śmierć własnych rodziców poprzez rozrywanie ich przez krwiożercze bestie, uduszenie własnej córki. Okropne i bolesne.
  • Raven18 30.05.2020
    A to dopiero początek okrucieństwa, które czeka na bohaterów...
  • Shogun 30.05.2020
    Raven18 kurcze, aż jestem ciekaw co dla nich przygotowałeś, lub dopiero przygotujesz...
  • Raven18 30.05.2020
    Shogun Bardzo mi się podoba to zdanie, że "świetnie zarysowany obraz" :D o to mi chodzi, aby realnie stworzyć świat, w którym każdy walczy o przetrwanie.
  • Shogun 30.05.2020
    Raven18 cóż, mogę tylko powiedzieć, że Ci się udało :D
  • Kapelusznik 03.06.2020
    Znowu brak logiki
    Główna bohaterka była bardzo mała kiedy świat upadł
    Dlaczego ma takie nostalgiczne podejście do świata którego nie zdążyła poznać? Nie ma to najmniejszego sensu.

    Podobnie - Don jakby nigdy nic opisujący stratę rodziców?
    Wymuszona ekspozycja
    Wątpię by osoba z takimi przeżyciami, szczególnie jeśli jak zostało napisane - już o tym mówiła, lubiła wspominać o tym wydarzeniu.
    Miało być 3, ale kliknąłem 4
    Czytam dalej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania