Wizyta u dentysty

Jestem optymistą. Jednakże wszystko ma swoje granice. Wszystko zaczęło się od tej nieszczęsnej wizyty w pobliskiej kawiarni. A było tak: po pracy, jak zawsze, postanowiłem się zrelaksować, przecież należy mi się. Przez osiem godzin siedziałem przy komputerze i dokonywałem analizy badań przeprowadzanych przez praktykantów. Jak oni chcą zostać naukowcami? Przepraszam bardzo, ale jeżeli pierwiastek z czterech to szesnaście, to chyba należy pomyśleć o zmianie zawodu. Ale pominąwszy, postanowiłem odpocząć. Początkowo wpadłem na pomysł pójścia do kina. Niestety nie było miejsc na wybrany przeze mnie film. Następnie stwierdziłem, że teatr mógłby być. Jednakże tam też spotkał mnie zawód. Żadnej ciekawej sztuki. Ostatecznie skierowałem swe kroki do kawiarni "Coś na ząb".

Wygodnie rozsiadłem się na krześle, po czym rzuciłem okiem na menu. Szarlotka, napoleonka, sok taki i taki, kawa, herbata... niczego ciekawego. Postanowiłem zaryzykować i zamówiłem banoffee (jest to ciasto z bananami oraz karmelem, sama słodycz), a do tego filiżankę kawy. Wszystko było w porządku do czasu, aż mym oczom ukazał się talerz pełen pierniczków. Za darmo! "Miły gest", pomyślałem. Wziąłem do ręki pachnący wypiek. Wyglądał pięknie. Pachniał pięknie. Smakował... no, nie smakował. Ale nie w tym problem. Problem w tym, że złamałem sobie na nim zęba... Dosłownie. Wtedy z niesmakiem spojrzałem na napis głoszący nazwę bistro "Coś na ząb".

Spanikowany, wybiegłem z kawiarni złorzecząc na cały głos. "Co ja teraz zrobię!?", gorączkowo myślałem. Wykręciłem numer do dentysty, oczywiście. Pan Kryński przyjął mnie bez problemu.

W jego gabinecie znalazłem się błyskawicznie. Równie błyskawicznie mój ząb został "naprawiony".

- Nie wiem, jak mam dziękować, naprawdę - mówiłem.

- Wystarczy, że wyłoży pan dwie stówki i będziemy kwita.

"Dwie stówki?!". No cóż, nie miałem wyjścia. Tak więc, zapłaciłem tę jakże wygórowaną cenę, po czym chciałem udać się do domu. Nim jednak się to stało, z pomieszczenia pierwszy wybiegł pan Kryński.

- Coś się stało? - zapytałem zmartwiony.

- Problemy żołądkowe! - Drzwi toalety zamknęły się z hukiem. - Może pan popilnować gabinetu?! Tylko chwilę!

W zasadzie, to nie miałem niczego do roboty, toteż postanowiłem pomóc panu Kryńskiemu. Rozgościłem się w pomieszczeniu, przejrzałem leżące na stoliku narzędzia, odpaliłem muzyczkę na laptopie pana doktora. "Przez twe oczy, te oczy zielone, oszalałem!".

Nagle do gabinetu wpadł jak piorun w stodołę jakiś facet. Rozpaczliwie wymachując rękoma, krzyczał:

- Wyrwij pan tego zęba! No błagam!

Przyjrzałem się delikwentowi. Blady, sińce pod oczami. "Muszę mu jakoś pomóc", pomyślałem.

- Niech pan siada! - zarządziłem.

Po raz drugi rzuciłem okiem na narzędzia pana Kryńskiego. "Ene, due, rike, fake... Padło na jakiś taki dziwny nóż. No nic, spróbujmy. W oczach pacjenta można było wyczytać śmiertelne przerażenie.

- To ten? - zapytałem, stukając nożykiem w ząb trzonowy.

- TAAAK!

- Spokojnie, nie jestem głuchy...

Odwróciłem się do narzędzi. "Co by tu teraz wziąć?". Wybrałem taką krzywą łyżkę. Wtedy stało się coś dziwnego. Otóż, pacjent, ciekawy jak sobie radzę, wychylił się z fotela. Pech chciał, że w tym samym momencie bardzo energicznie się odwróciłem... Mój łokieć lekko, no dobra, bardzo mocno uderzył w twarz delikwenta. Przeraźliwy jęk rozległ się w całym budynku. Wtedy zauważyłem na srebrnej tacy małe połyskujące coś. Oto sprawca całej afery: niewielki ząbek. Spojrzałem na pacjenta.

- Jak się pan czuje?

- No... dobrze - odparł zaskoczony. - Słyszałem, że pan, panie Kryński, ma ciekawe metody, ale tego się nie spodziewałem. W sumie robota wykonana. No cóż, ile się należy?

Przez chwilę pomyślałem nad całą sytuacją, po czym odparłem:

- Dwie stówki i będziemy kwita.

- Nie żałuje sobie pan, ale dobrze, niech będzie - odpowiedział, dając mi banknoty. - Dziękuję za pomoc i do widzenia.

- Do zobaczenia!

W chwilę później zjawił się pan Kryński.

- Wszystko w porządku? Słyszałem krzyki.

- Jak najbardziej.

Poczciwy stomatolog jakoś nie chciał mi uwierzyć:

- Czy coś mnie ominęło?

- Absolutnie nie - powiedziałem, opuszczając gabinet z uśmiechem na twarzy.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Lotta 09.09.2016
    Hahahaha, świetny tekst. :D 5
  • Kakarotto 10.09.2016
    Dzięki! ;)
  • Julsia 09.09.2016
    Aż się uśmiechnęłam, 5 :D
  • Kakarotto 10.09.2016
    Dziękuję, fajnie że Ci się podobało :D
  • aivoo 15.09.2016
    Idealne na poprawę humoru. Daję 5 ;)
  • Kakarotto 16.09.2016
    Dziękuję :)
  • Szalokapel 29.09.2016
    Hahaha, no proszę. Twoje opowiadania, Kakarotto przyciągają, bardzo. To jest świetne. Poprawiło mi humor, a jak zawsze za dobry nie był. Przeplynelam przez tekst, super się czytało. Zgrabnie ujmujesz historię. Zaciekawiasz czytelnika z każdym kolejnym wyrazem. Chciałabym mieć taki styl pisania. Zostawiam piątkę.
  • Kakarotto 29.09.2016
    Dziękuję, fajnie czytać takie komentarze. Zwłaszcza, że pisze je ktoś, kto dobrze się na tym zna ;)
  • Szalokapel 30.09.2016
    Kakarotto, ohohohoh. To za dużo powiedziane, zaznaczam, że moje umiejętności są mniejsze niż Twoje. Pozdrawiam.
  • Kakarotto 30.09.2016
    Szalokapel, to że jesteś osobą skromną, wiem od dawna, ale w tej chwili przesadzasz. Uznajmy, że na nasze umiejętności są porównywalne, tak w drodze kompromisu. Z lekkim wskazaniem na Ciebie XD. Pozdrawiam.
  • Szalokapel 30.09.2016
    Kakarotto, hahaha. Moja skromność rzuca się w oczy, powiadasz? :D HAHAA, niech będzie z kompromisem jednakże Ty prowadzisz. XD. Rowniez pozdrawiam.
  • Kakarotto 30.09.2016
    Szalokapel, chyba się nie dogadamy... :D
  • Szalokapel 30.09.2016
    Kakarotto, hahaha. Coz poradzić, nie mniej jednak była to ciekawa dyskusja. :)
  • Iskierka 02.10.2016
    Ja też się uśmiechnęłam, a potem pomyślałam sobie, że jeśli dentyści istotnie mają takie kompetencje jak główny bohater, to... ech, współczuję. :)
    Czytając, na początku wyobrażałam sobie małego człowieczka, takiego nie z krwi i kości, który spaceruje sobie po mieście, nie ma co robić i rozgląda się leniwie po witrynach, chodząc z wolna chodnikiem. Odwraca głowę raz w jedną, raz w drugą stronę... To pewnie przez ten styl pisania, przez te oficjalne słowa i zdania. Postanowiłem zrobić to, to i to, następnie to, to i to. Brakuje w tym płynności. Czytając, chciałabym się poczuć jak na kołyszącej się z lekka żaglówce, a nie jakbym grzęzła na mieliźnie. :) Później albo się przyzwyczaiłam, albo było lepiej. Pewnie jedno i drugie.
    Tekst mi się podobał i przekaz ze sobą niesie. Ludzie to potrafią być okropni.
    Na 4 oceniam. :)
  • Kakarotto 02.10.2016
    Dziękuję!
  • Iskierka 03.10.2016
    Kakarotto, Nie ma za co. :) Miło było przeczytać.
  • Julka2001 30.10.2016
    Hahahhahahhaha bardzo dobre!
  • Kakarotto 31.10.2016
    Dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania