Poprzednie częściWłaśnie po to żyję- Prolog

Właśnie po to żyję- Rozdział 12 cz.2

Szłam w stronę domu, gdy znów zobaczyłam Petera, tym razem jednak siedział w cukierni z resztą drużyny. Kiedy mnie zobaczył, chciał mi pomachać, ale powstrzymał się i odwrócił wzrok. Czyli jednak coś do niego dotarło! Sukces. Kakashi też się na mnie spojrzał, lecz i tak do nich nie podeszłam. Zaczęli między sobą szeptać. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. Życie ze złamanym nadgarstkiem i brakiem treningów jest potwornie nudne! Mogę jedynie chodzić po mieście, czytać, oglądać telewizję i myśleć. Muszę wytrzymać jeszcze dwa tygodnie. Połowa za mną. Jak tylko zdejmą mi ten gips, ostro wezmę się za trenowanie. Nie odpuszczę sobie. Będę ćwiczyć do upadłego. Do największego bólu mięsni, jaki będę w stanie wytrzymać.

Weszłam do swojego pokoju i padłam na łóżko. Leżałam tak przez jakąś godzinę i patrzyłam na pajęczynę, która znajdowała się na suficie. Jestem trochę podobna do łowcy, drapieżcy. Wypatruję ofiary, Jamesa, i szukam go, przy okazji przygotowując jakiś plan i poświęcając czas na trening. W końcu na polowanie trzeba mieć siłę. Potem wystarczy znaleźć ofiarę i ją zabić. Ech, gdyby to było takie proste w rzeczywistości…

Przekręciłam się na bok i moja twarz prawie stykała się ze ścianą. Westchnęłam. Czasem zazdroszczę reszcie drużyny. Oni mają rodziców, rodzeństwo, a ja jestem sama. Oczywiście nigdy bym się do tego nie przyznała, zachowam to tylko dla siebie. Gdyby ktoś zobaczył, że mięknę, mógłby to wykorzystać przeciw mnie. A tego wolałam uniknąć.

Spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że spałam dwie godziny. Mój żołądek domagał się czegoś do jedzenia. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie trzy kanapki, do szklanki wlałam sok jabłkowy i skierowałam się w stronę salonu. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Akurat leciały wiadomości.

- Sprzedaż jabłek gwałtownie wzrosła.- rozległ się głos reporterki.- Wiadomo, że te owoce zawierają dużo potrzebnych witamin i większość sportowców je teraz kupuje. Ceny wzrosły, ale to nie przeszkadza klientom. Dostaliśmy też informację, że młodsza córka prezydenta pojawiła się dziś na mieście bez ochrony i grupie, która tańczyła na ulicy, dała sporą kwotę pieniężną Na dodatek chwilę z nimi tańczyła. Jej ojciec zareagował natychmiast. Catherine została przyprowadzona do domu.

- To naprawdę kochane dziecko- pojawił się prezydent.- Ale czasem jej zachowanie jest niedopuszczalne. Cóż.. Taki charakter, ale dopilnuję, by to się nie powtórzyło.

Na ekranie pokazano zdjęcie córki prezydenta. Miała długie, czarne włosy i bardzo ciemne oczy. Do tego charakterystyczny pieg na lewym policzku.

- Czy Catherine…

Wyłączyłam telewizor. Ja bym na jej miejscu nie wytrzymała. Życie takiej ważnej osoby musi być nudne. Ciągle jakieś konferencje, wywiady, przyjęcia, piękne sukienki. Ludzie, zwariować można. I tak ją podziwiam, że daje radę. Chociaż sądząc po jej zachowaniu, to się najzwyczajniej w świecie nudzi i chce spróbować czegoś nowego. Nie dziwię się. Gdybym nie trenowała, to nie wiedziałabym, co ze sobą zrobić. Najzwyczajniej w świecie bym zwariowała.

Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili do domu weszła ciotka. Oznajmiła, że wróciła i poszła do kuchni. Ja też się tam udałam, by umyć talerz. Kiedy już go wycierałam, usłyszałam jej głos:

- Jak się czujesz?

Zamurowało mnie. Od kiedy ciotka tak się mną interesuje?! Spojrzałam na nią i mocniej ścisnęłam trzymane w ręku naczynie.

- Dobrze. Coś się stało?

- A czemu miałoby się coś stać?

- Bo zapytałaś się o moje samopoczucie.

- A to już nie mogę zainteresować się córką swojej przyjaciółki?

- Ale co cię tak nagle tknęło?- odłożyłam talerz na półkę.

- Ech… Po prostu chcę wzmocnić nasze relacje.- spojrzała na mnie, a w jej spojrzeniu było… ciepło? Chęć porozumienia się? Tak, chyba to.

- Jakoś wcześniej ci na tym nie zależało- prychnęłam.

- Tobie też, więc może obie się postaramy?

- Po co? To i tak nie ma sensu.

Nie dałam jej skończyć. Wyszłam z kuchni i poszłam do swojego pokoju. Nagle jej się odmieniło. Tyle lat mnie olewała, a teraz chce wzmocnić nasze relacje, których praktycznie w ogóle nie mamy. Kolejna osoba, która w magiczny i nagły sposób stała się dla mnie miła. Oszaleć można.

Nagle dostałam SMS’a. Gdy go otworzyłam, prawie zleciałam z krzesła, na którym siedziałam. Brzmiał on tak:

,,Hej, Peter dał mi twój numer. Chciałam wyjaśnić tę sytuację z wtedy. Z tymi przeprosinami głupio wyszło. Możesz się ze mną spotkać dziś o siedemnastej przy cukierni ,,U Cukierka”? Mam nadzieję, że przyjdziesz. Caroline.”

Zabiję go. Zabiję Petera. Jeżeli w najbliższym czasie będą pisać o morderstwie młodego nastolatka z blond sianem na głowie, to morderca jest już znany. I co miałam zrobić? Poszłam na to spotkanie, niech da mi spokój. I tak nie miałam niczego lepszego do roboty. Na miejscu byłam pięć minut przed czasem. Usiadłam na ławce przed cukiernią i zamknęłam oczy.

- Długo czekasz?- usłyszałam nagle pytanie Caroline.

- Nie, dopiero przyszłam.- odpowiedziałam i wstałam.

- Wejdźmy do środka.

Zajęłyśmy wolny stolik i zapanowała niezręczna cisza.

- Wybierz sobie coś- zaproponowała.- Ja stawiam.

Kolejny raz tego dnia mnie zamurowało. Jeszcze trochę a stanę się twardym murem. Kiedy kelnerka przyniosła nam zamówienie- dwa ciastka czekoladowe- Caroline zaczęła mówić.

- Słuchaj… Ja chciałam to wszystko wyjaśnić.

- Przyznaj się.- wtrąciłam się.- Jesteś pod wpływem hipnozy? Kosmici cię porwali? Ktoś cię zmusił?

Patrzyła na mnie jak na idiotkę. Może to, co zrobiłam, było dziwne, ale naprawdę muszę wiedzieć, o co jej dokładnie chodzi.

- Dużo myślałam o ostatnich zdarzeniach- zaczęła.- Przypomniałam sobie sytuacje z tobą i doszłam do wniosku, że byłam dla ciebie niemiła, wredna i w ogóle. Jakoś nigdy nie brałam pod uwagę twoich przeżyć, sytuacji, w jakiej się znajdujesz… Teraz to mi głupio. Tyle przeszłaś, a ja ci jeszcze dokładałam problemów. Kiedy zobaczyłam twojego brata i to, co ci zrobił, byłam przerażona.- nerwowo gniotła palce.- W życiu bym nie pomyślała, że może istnieć tak okrutny i potworny człowiek. Brat, który krzywdzi własną, młodszą siostrę. Może to i zabrzmiało sztucznie, ale nie umiem tego inaczej powiedzieć. Jeśli mi nie uwierzysz, trudno. Przynajmniej mi się zrobiło się lżej i wreszcie to z siebie wyrzuciłam. Przepraszam.

Siedziałam w bezruchu i patrzyłam na nią. W jej głosie nie wyczułam żadnej sztuczności. Chyba naprawdę powiedziała to z własnej woli.

- Ja… Wtedy głupio i zbyt pochopnie zareagowałam.- podrapałam się w tył głowy.- Przepraszam za tamto.

- Zgoda?- rozpromieniła się.

- Zgoda.- szybko do mnie podeszła i mocno mnie przytuliła. Ma całkiem silny uścisk. W końcu udało mi się ją przekonać, że zmiażdży mi żebra i wróciła na swoje miejsce.

Gadałyśmy jeszcze godzinę. Okazała się być całkiem sympatyczną, aczkolwiek i tak czasami wredną, dziewczyną o ciekawych, muzycznych zainteresowaniach. Lubi grać na klarnecie. Tego to ja się nie spodziewałam. Trochę jej też powiedziałam o sobie i muszę przyznać, że nawet ją polubiłam. Trochę. Troszeczkę. Ociupinkę. Ale polubiłam. Koniec świata nadchodzi. Caroline stała się moją koleżanką. Aż dziwnie brzmi. Cuda jak widać się zdarzają.

Pożegnałam się z nią i zaczęłam iść przed siebie. Nawet nie miałam konkretnego celu. Po prostu chciałam się przespacerować. Lubię czasem tak chodzić bez konkretnego celu. To dla mnie odprężające. Zapominam o problemach i odstresowuję się. To takie przyjemne uczucie, którego nie doświadczam często. Uśmiechnęłam się pod nosem, co zdarza mi się bardzo rzadko. Czyżbym powoli wracała do dawnej siebie?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania