Wnętrzności [X1]

„Wtedy to wydłubałem ich oczy rękoma przebijając czaszke, a w oczodoły włożyłem pręty,

by przybić ich do ściany lamentu na wieczność.”

-Zasłyszane w Zaqu’la,quarth’ta

 

Czy…

Czy wy wiecie…

Czym jest trwoga…

Myślisz że boje się twojej pukawki?

Śmierć po tym co zobaczyłem byłaby zbawieniem.

Więc śmiało, strzelaj. Ja się tłumaczyć nie będę musiał, wy zaś… Owszem.

Tak myślałem, przychodzicie do mnie w ten paskudny deszczowy wieczór.

Gdy zapijam w samotności smutki zdala od reszty w moim zakątku całego przybytku.

Naprawdę chcecie usłyszeć opowieść o…

O Tym miejscu?

Zaqu’la,quarth’ta…

Dobrze więc.

 

Siedziałem przy biurku próbując napisać wiersz dla osoby, którą wtedy jakiś czas temu poznałem. Od czasu do czasu wpatrywałem się w okno by ujrzeć mrok i gęsty deszcz, zupełnie taki jak dzisiaj. Pióro trzęsło mi się w rękach a z czoła zaczął lecieć pot. W końcu coś napisałem, „Kocham”. I wtedy przyszło, piekło, niszczyciel światów. Cały mój pokój poczynał obierać koloru krwi, ze ścian wychodziły ludzkie organy jak i częsci ciała. Z sufitu spadały oczy rozbiając się ziemie sikając płynami żółcistymi we wszystkie strony. I nagle wtedy to za moimi plecami stanął On. Dostałem sam nie wiem czym w głowę i padłem nieprzytomny. Lecz co dalej się działo. Jedynie istota ponad ludzka winna ujrzeć. A wtedy byłem i jestem wciąż zwykłym człowiekiem.

Obudziłem się za kratami z ludzkich rąk zlepionych ociekającą mazią, ze strachu upadłem by dłońmi dotknąć podłogi będącej niczym innym jak jelitami, mokrymi, lepkimi i żywymi w dotyku. Wymioty wywołało stworzenie, które to podeszło do krat mojej celi. Jezu… Oddaliłem się na tyle ile mogłem gdy rozwarło kraty z rąk przed sobą zbliżając się do mnie. W ułamku sekundy zbliżyło swą paskudną „twarz” do mojej. Za brzuch mnie znowu złapało a w głowię mocno zakręciło. Głowę miało zszytą z wątrób i żołądków o mackach z nich wystających wraz z wieloma nitkami przypominającymi żyły. Na środku całej twarzy miało jedną ogromną paszczę ociekającą zielonym płynem już nie mówiąc o tym smrodzie. Złapało mnie swymi rękoma śliskimi i lepkimi z jelitami z nich wystającymi, poczułem okropny dotyk na swoim ciele i po chwili byłem związany łańcuchem z… z… Nie komfortowo o tym mówić. Ciągnięty przez korytarze oglądałem najgorsze potworności jakie mogły kiedykolwiek zaistnieć. Zwróciłem uwagę na nogi potwora, przez którego byłem ciągnięty, były z oczu, ze stery oczu. A z nich leciał żółty płyn koloru szczyn zmieszany z gównem. Padłem na kolana wymiotując na siebie, cały ubabrany we wszystkim co organizm ludzki potrafił z siebie wydobyć. Potwór nie dał mi chwili, wstałem i szedłem dalej. Korytarzami zrobionymi z jelit i buzujących serc. W krzykach agonialnych po bokach, darcie kobiety, zapewne dosłownie. Krzyki mężczyzn i dzieci, płacz, płacz.

 

Myślicie że to normalne?!

Myślicie że tak po prostu mogę o tym mówić?!

Polejcie a nie się patrzycie!

 

To nie był płacz ośmioletniego dziecka, nie. To były płacze noworodków, jakby je zarzynano. A wkrótce gdy wyszedłem z korytarza mogłem ujrzeć jeden wielki pokój cierpień i nadludzkich sposobów zadawania bólu. To była wielka hala, z której krew lała się z każdej strony jak wodospady, na suficie przywiązano klatki gdzie trzymano szczątki tych, którzy już zeszli na tamten świat. A co miałem po boku… Wyrwali mu łeb poczym nim samym ubijali kogoś innego. Rwali skóre żywcem, kobieta na stole z hakami w jej waginie, rwana doszczętnie a krew jedynie lała się do wiader. To te potwory zajmowały się zadawaniem tego bólu, mnie ciągnął taki sam więc wiedziałem już co mnie czeka. Ale to nie koniec horrorów tego przeklętego miejsca. Hala była ogromna a chcieliście żebym opowiadał szczegółowo więc macie! Ich metody przekraczały wszelkie granice tortur jakie nam ludziom są znane. Widziałem jak mężczyzna mojego wieku cały nagi leżał na stole lekko uniesionym bez godności zamiast tego miał tam sznur z oczu coraz to głębiej wchodzący w jego ciało. One mrugały i ruszały się. Mężczyzna krzyczał i krzyczał jak zresztą każdy wokół. Takiej agoni nikt ujrzeć i przeżyć nie powinien. Byli bezlitośni, dla nich nie było czegoś takiego jak dziecko. Zszyli grupe małych w jedną kupę zrzucając na nich z wiader paskudne nie do opisania rzeczy, dzieciaki wymiotowały jeden po drugim, biczem je poprawiano co by krwi nie brakowało. Dalej już tylko leżały sterty ciał, organów, kończyn zmieszanych ze szycznami, krwią i gównem. Nastała moja kolej.

 

Z Zaqu’la,quartha’ta nie wychodzi się żywym, lecz ja jednak przeżyłem. A wiecie dlaczego?

 

Stworzenie spojrzało na mnie swą paszczą a z niej wydobył się paskudny jęzor oblizujący całą moją twarz wdzierając się po tym do moich ust. A obce ciało w sobie czułem nawet w kroczu, przebiło cały mój organizm dziurawiąc go jak igła balon. W końcu odeszło zostawiając mnie w szoku i bólu, tylko po to by przygotować dla mnie stół. Spenetrowany pociągnięty zostałem jednak bezsilnie upadłem twarzą w lepkie jelita tworzące podłoże. Położony na stole całym w krwi i innych płynach. Stworzenie wyciągnęło młotek i gwoździe, jedno uderzenie po drugim błagałem żeby przestał ale to dalej nabijało mnie na na stół bez litości w obie ręce i nogi. Wymiotowałem mu prosto w „twarz”. Kreatura chlasnęła mnie po twarzy swymi mackowato-jelitowymi rękoma. Po chwili nade mną pojawiło się urządzenie z jednym wielkim wiertłem. Zanim jednak zostało ono użyte, ludzkie ręce wydłubały mi oczy wkładając głęboko w oczodoły coś, no coś nie wiem co. Nic nie widziałem do teraz oczy mam zakryte bandażem z czasem nauczyłem się widzieć. Zostało mi jedynie czucie i słuch. Wiertło rozkręcało się wraz z krzykami noworodków, usłyszałem szepty w mojej głowie a potem jedynie krzyczałem ile mogłem. Nie wiercił głęboko, wiercił po skórze jedynie delitkatnie przebijając mięsnie tak bym nie umarł. Tak mijały mi dnie, na wiecznym cierpieniu, mój wzrok umarł a czucie i słuch wprawiało mnie w obłęd.

 

Jak znalazłem się tutaj?

Szczęście…

 

Nawet nie widziałem jaki to był dzień i ile czasu byłem przybity do stołu. Nie widziałem co się stało, nic już moje ciało nie czuło nawet bólu bo tak się do niego przyzwyczaiło. Usłyszałem jedynie głos uderzenia o coś lepkiego, dźwiek wierconych okowów następnie obudziłem się gdzie indziej.

Ale to już historia na inny dzień, chcieliście zwiadu o Zagu’la,quartha’ta to go dostaliście.

Zostawcie mnie w mojej samotności.

 

„Tylko sama granica ma prawo ustalać granice, bo nie ma istnienia mogącego przejść przez granice granic. Więc tak o to

idzcie moi wierni i zadawajcie ból, pokażcie im cierpienie i nie wachajcie się.”

-Wielki Mistrz Sendrelu

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Canulas 03.11.2018
    Sporo różnych błędów. Niby próbujesz klimatem budować Lovecrafta czy coś, ale wszystko zbyt szybko i średnio składanie.
    Pierwszy przykład z brzegu.

    "I wtedy przyszło, piekło, niszczyciel światów. Cały mój pokój poczynał obierać koloru krwi, ze ścian wychodziły ludzkie organy jak i częsci ciała. Z sufitu spadały oczy rozbiając się ziemie sikając płynami żółcistymi we wszystkie strony."

    części ciała.
    Po "oczy" przecinek.
    ziemię. + przecinek.

    Miejscami jest ok, ale jednak troszkę za mało do oceny.
  • Kim 04.11.2018
    Hmmm taki biedny Lovecraft. Tak jakby Lovecraft-karzeł. Bez włosów i jednej nogi.
    Przede wszystkim tekst za krótki, by budować jakiś grubszy klimat. I język trochę za słaby. Siłą Lovecrafta było jego kosmicznie rozbudowane słownictwo, wręcz wykwintne. Do tego bardzo długie zdania, które tworzyły niezapomnianą atmosferę. Tutaj niby coś jest, widać, że próbujesz pisać bardziej przystępnym, nowoczesnym językiem, ale przez to ten mroczny klimat się gubi.
    Całkiem spoko, ale musisz dużo pracować, bo może być znacznie lepsze.
    Pozdrówka.
  • sensol 04.11.2018
    A z nich leciał żółty płyn koloru szczyn zmieszany z gównem. Padłem na kolana wymiotując na siebie, cały ubabrany we wszystkim co - łot de fak?
  • fanthomas 04.11.2018
    tytuł sugeruje, że to będzie obrzydliwe, więc na razie nie czytam. fragmentarycznie widzę, że to taki klimat Agony trochę
  • xfhc 04.11.2018
    Miał być Lovecraft, ale jak dla mnie wyszło średnio.

    ,,Obudziłem się za kratami z ludzkich rąk zlepionych ociekającą mazią, ze strachu upadłem by rękoma'' - powtórzenie, proponuję zamienić ,,rękoma'' na dłońmi

    ,,...niczym innym jak jalitami, mokrymi, lepkimi i żywmi w dotyku''. - proponuję: niczym innym jak żywymi jelitami, mokrymi i lepkimi w dotyku

    ,,Za brzuch mnie znowu złapało a w głowię mocno zakręciło. Głowę miało zszytą z wątrób" - złapało mnie za brzuch, aż zakręciło mi się w głowie; widziałem wirujący mi przed twarzą, zszyty z wątrób, czerep monstrum - moim zdaniem brzmi lepiej, nie przeplatasz opisu z akcją, robiąc groch z kapustą, + unikasz niezręcznego powtórzenia

    ,,Hala była ogromna a chcieliście żebym opowiadał szczegółowo więc macie!'' - uważam, że to zdanie jest niepotrzebne

    ,,Złapało mnie swymi rękoma śliskimi i lepkimi z jelitami z nich wystającymi'' - dla mnie to zdanie brzmi źle, nie potrafię powiedzieć dlaczego

    Do tego sporo literówek i problemów z interpunkcją, niemniej, kreacja świata całkiem niezła.

    Pozdrawiam!
  • Wrotycz 04.11.2018
    Żałuję, że nie posłuchałem ostrzeżenia na początku tekstu. Normalnie umarłem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania