Poprzednie częściWojna cyfrowa 1

Wojna cyfrowa 3

Pierwszą zbiórkę harcerską miałem już następnego dnia. Nie było prawie nikogo. Do pokoju weszła Zosia. Wszyscy obecni, było nas może dziesięciu, stanęli na baczność. Dziewczyna zasalutowała i usiadła na stole. Obecni zajęli miejsca wokół. Ja stałem pod ścianą, nie wiedząc co robić. Czułem się inny. Wszyscy byli w mundurach, chłopacy bawili się błyszczącymi nożami. Ja byłem w zwykłej koszuli, a największy nóż, z jakim miałem styczność to był mały scyzoryk.

Dziewczyna wydała kilka zwięzłych poleceń podwładnym i odprawiła ich. W pokoju zostało dwóch chłopaków. Rozłożyli mapy i zaczęli się naradzać. Zosia podeszła do mnie. Była trochę niższa, co mnie bardzo cieszyło. Nie lubiłem być najmniejszy, a szczególnie nie cierpiałem, kiedy dziewczyny były wyższe ode mnie. Proste blond włosy spływały jej na ramiona. Seledynowe oczy patrzyły czujnie, a jednocześnie nieśmiało. Wyglądała bardzo fascynująco.

– Słuchaj, musisz sobie załatwić mundur i wyposażenie. To jest warunek przynależności.

– Ta jest, pani kapitan – odparłem służbiście. Popatrzyła na mnie ze śmiechem.

– Rzućcie mapę – krzyknęła do chłopaków. Jeden z harcerzy podał jej zwój. Zosia rozwinęła mapę i przyczepiła ją magnesem do tablicy na ścianie.

– Musisz jechać tu – pokazała palcem – w klasztorze jest skład. Pokażesz zakonnikowi lilijkę. On wyda ci wszystko. Jest tylko jeden warunek: musisz jechać nocą.

– To nielegalne, jest godzina policyjna – powiedziałem i zaraz ugryzłem się w język. Za późno.

– Jak całe harcerstwo i walka z okupantem. Jeśli jesteś taki prawomyślny to tam są drzwi i więcej się nie spotykamy – dziewczyna nie była zła, ale w jej głosie wyczułem przyganę.

– Przepraszam, pani kapitan – odparłem pokornie i ruszyłem do wejścia.

– I jeszcze jedno – rzuciła dziewczyna przez ramię, pokazując bym wrócił. Stanęła na palcach i szepnęła mi do ucha:

– Mów mi po imieniu, Andrzej. Dobrze?

Na szyi czułem ciepło jej oddechu. Skinąłem lekko głową. Czułem się dziwnie nieswojo, ale było to bardzo miłe uczucie. Przed oczami stanęły mi wszystkie wspólnie spędzone chwile. Znaliśmy się od dawna, razem przeżyliśmy wiele. Dziewczyna delikatnie cmoknęła mnie w policzek i odsunęła się gwałtownie. Spiorunowała wzrokiem chłopaków od map, którzy szepcząc i chichocząc pokazywali nas palcami. Harcerze od razu wrócili do swojej roboty. Byłem zaszokowany. Czy ona mnie właśnie pocałowała? Ile dla niej znaczyłem?

Chwilę stałem jak zahipnotyzowany. Otrząsnąłem się jednak i skierowałem do wyjścia. Dziewczyna jeszcze raz uśmiechnęła się do mnie na pożegnanie. Opuściłem mieszkanie pełen sprzecznych myśli. Kim jestem dla Zosi? Co sądzą o mnie pozostali drużynowi? Czym mam się zająć w walce? Byłem pewien jednego: oprócz walki z wrogiem, będę musiał stoczyć walkę z samym sobą.

***

Gdy wybiła jedenasta i rodzice oraz siostra poszli spać, cicho wymknąłem się z domu. Miałem ze sobą tylko latarkę, dokumenty i trochę pieniędzy. Na piersi, pod kurtką miałem wpiętą lilijkę. Obawiałem się problemów, gdy ktoś zauważył, że jestem harcerzem.

Do klasztoru nie było daleko, więc postanowiłem iść na piechotę. Minąłem kilka przecznic, przeszedłem przez Cytadelę. Przechodząc między budynkami dotarłem na wzgórze Wojciecha. Serce tłukło mi się w piersi. Bałem się strasznie o to, że ktoś mnie zobaczy. Rozglądałem się niespokojnie. Nikt mnie jednak nie śledził. Skradając się, dotarłem do klasztoru karmelitów. Po cichu przeszedłem wzdłuż całego budynku i dotarłem do furty. Delikatnie zapukałem do drzwi. Po krótkiej, ale pełnej napięcia chwili drzwi skrzypnęły przeraźliwie. Przez szparę wyjrzał zakonnik w habicie.

– Szczęść Boże. W czym pomóc?

– Bóg zapłać. Ja po mundur – powiedziałem rozpinając kurtkę i pokazując odznakę. Zakonnik rozejrzał się, czy nikogo nie ma w pobliżu i otworzył drzwi szerzej.

– Wejdź – rzucił cały czas rozglądając się.

Przekroczyłem próg. Zaraz za moimi plecami drzwi się zamknęły. Karmelita poprowadził mnie korytarzem w głąb klasztoru. Weszliśmy do jednej z cel. Zakonnik usiadł na łóżku. Pokazał mi że także mam spocząć. Przysunąłem sobie krzesło i usiadłem.

– Cieszymy się, że przyszedłeś. Jestem ojciec Tomasz, kapelan Szarych Szeregów. Pamiętaj jednak, że jest to największa tajemnica. Nikt niepowołany nie może się o tym dowiedzieć.

Siedziałem cicho, przejęty całą sytuacją. Lekko kiwałem głową na potwierdzenie jego słów. Nie uważałem za bardzo co mówi. Byłem zdenerwowany i zaniepokojony tym, czy dam radę wrócić do domu. Zakonnik podniósł się z łóżka i podszedł do szafy.

– Widzę, że mnie nie słuchasz. Choć, wybierz mundur.

Otrząsnąłem się z zamyślenia i stanąłem obok niego. W szafie jeden przy drugim wisiały harcerskie mundury. Na półce, ponad nimi leżały równo chusty i berety. Co jednak dla mnie najważniejsze, na dnie mebla stał karton pełen finek. Schyliłem się i sięgnąłem po jedną, ale zakonnik złapał mnie za nadgarstek. Zapiekło. Nie podejrzewałem go o taką siłę. Wyszarpnąłem rękę z żelaznego uścisku.

– Najpierw ubrania, potem zabawki – odpowiedział karmelita z ciepłym uśmiechem. Zrobiło mi się jakoś lżej na sercu. Wiedziałem, że to jest człowiek, na którym można polegać.

Po kilkunastu minutach dobraliśmy odpowiedni mundur. Wolałem go jednak nie zakładać z obawy przed policją. Do paska spodni przypiąłem finkę. Ojciec Tomasz odprowadził mnie pod drzwi i wypuścił.

– Nie chciałbyś może przenocować u nas? Byłoby to bezpieczniejsze.

– Nie, ojcze. Wrócę do domu.

– Bramy klasztoru są zawsze otwarte dla harcerzy.

Uśmiechnąłem się do zakonnika i ruszyłem w drogę powrotną. Z każdym krokiem moje zaniepokojenie rosło. Serce biło coraz szybciej. Za każdym zakrętem spodziewałem się ujrzeć policję. Wtem za mną rozległ się groźny rozkaz:

– Stój! Dokumenty!

To był Polak, ale działający dla Rosjan. Zamarłem. Powoli się odwróciłem. Mózg zaczął kalkulować: uciekać czy oddać dokumenty. Żadna opcja nie jawiła się pomyślnie. Zobaczyłem policjanta stojącego za moimi plecami. Nie miał broni, ale wyglądał groźnie, odpychającą. Dłoń mimowolnie poczęła posuwać się na dół, do paska. Palce zacisnęły się na zimnej rękojeści noża. Coś mnie opętało. Zupełnie nie myśląc zbliżyłem się do mężczyzny. Na niecały metr przed nim wyszarpnąłem nóż z pochwy i ciąłem go po gardle. Policjant wybałuszył oczy i osunął się na ziemię. A ja patrzałem na niego nieprzytomnym wzrokiem.

Nagle zaczęło dochodzić do mnie, co zrobiłem. Spojrzałem na ostrze noża – było całe we krwi. Zabiłem niewinnego. Groza tych słów uderzyła mnie jak potężne kopnięcie. Finka wysunęła się ze zdrętwiałych palców i z brzękiem uderzyła o chodnik. Upadłem na kolana i zacząłem szlochać. Może on miał rodzinę? Może Rosjanie siłą zmusili go do współpracy? W głowie pojawiło się tysiąc pytań. Co teraz ze mną będzie? Oczami wyobraźni ujrzałem siebie stojącego przed sądem i groźny wyrok padający z ust sędziego siedzącego na wysokim krześle: morderca! Te słowa były tak dobijające, że z oczu zaczęły ciec mi łzy. Szlochając postanowiłem wrócić do ojca Tomasza. Może on będzie w stanie pomóc.

Zabrałem leżącą na ziemi finkę i pobiegłem w kierunku klasztoru. Po chwili dobijałem się do drzwi. Byłem zalany łzami i brudny od krwi. Ojciec Tomasz wyjrzał przez drzwi i widząc mnie wpuścił do środka. Poszedłem do tego samego pokoju co wcześniej i ciężko opadłem na krzesło. Zakonnik wszedł zaraz za mną i cierpliwie wysłuchał całej historii.

– Splamiłem honor harcerstwa i swoje sumienie – krzyczałem przez łzy. – Będą mnie teraz ścigać za morderstwo i na pewno zginę w jakimś obozie na dalekiej Syberii, z dala od… od… – Najczarniejszy scenariusz, wrodzony pesymizm. Nie byłem jednak w stanie wymówić tego słowa. Przed oczami stanęła mi Zosia. Delikatnie uśmiechnięta, z rozpuszczonymi włosami, na łące wśród kwiatów. Na samą myśl, że z powodu tego jednego przypadku mogę zginąć i być od niej oddalony na zawsze, łzy pociekły mi ze zdwojoną siłą. Czy naprawdę ona znaczyła dla mnie aż tak wiele?

– Nie panikuj – głos zakonnika był spokojny. Czułem emanujące od niego ciepło i silną wolę. – Zrobimy tak: dziś przenocujesz u nas, damy ci habit, żeby nikt cię nie poznał. Jutro będziesz służył do rannej mszy, a potem wyjdziesz razem ze wszystkimi.

Skinąłem delikatnie głową. Byłem gotowy na wszystko.

***

Następne częściWojna cyfrowa 4 Wojna cyfrowa 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania