Poprzednie częściWojna cyfrowa 1

Wojna cyfrowa 4

Razem z ojcem Tomaszem czekaliśmy w zakrystii gotowi do wyjścia na mszę. Ktoś zapukał delikatnie do drzwi wiodących na ołtarz. Pobiegłem otworzyć i zamarłem. Poczułem jak serce przestaje mi bić. Za drzwiami stał wysoki rosyjski oficer. Mężczyzna otworzył drzwi szerzej i wszedł do środka.

– Drogi księże, mszy nie będzie – odparł po rosyjsku. Doskonale zrozumiałem, o co mu chodzi. Kościół zawsze był im nie na rękę.

– Panie oficerze, kto pana prosił, by się pan wcinał w sprawy karmelu? Ja mam podpisany przez waszego generała dokument, zezwalający mi na sprawowanie mszy we wszystkich rosyjskich kościołach. Proszę nas zostawić w spokoju i opuścić to pomieszczenie – Głos ojca Tomasza nie zadrżał nawet na chwilę. Był spokojny i pewny swego. Oficer jednak nie zmieszał się na te słowa.

– Może mi ksiądz podać ten dokument? – zapytał poważnie. Karmelita, chcąc nie chcąc podszedł do jednej z szaf i wyciągnął oprawiony w ramkę dokument. Podał go Rosjaninowi.

Mężczyzna popatrzył chwilę na kartkę papieru. Była zapisana alfabetem łacińskim, nie cyrylicą, więc nic z niego nie zrozumiał. Nagle rozpostarł palce, a ramka spadła na ziemię, rozbijając się. Oficer podniósł dokument i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. Wątły płomyczek po chwili dosięgnął kartki i ogień zaczął trawić papier. Patrzyłem przerażony. Czy on nie miał szacunku nawet dla własnego przełożonego?

– Nie ma ksiądz żadnego pozwolenia. A teraz do widzenia. Macie dwa dni, by zabrać stąd wszystko. Potem zamykamy kościół.

Ksiądz wyszedł jak niepyszny z zakrystii i skierował się do swego pokoju.

– Uciekaj, bracie. Lepiej żeby cię tu nikt więcej nie widział.

Zrzuciłem habit i opuściłem klasztor. Spokojnie, nie budząc niczyich podejrzeń wróciłem do domu. Rodzice skrzyczeli mnie, że nie wróciłem na noc. Nie miałem im tego za złe. Wiedziałem, że troszczą się o mnie i niepokoją się. Sytuacja powoli uspokoiła się i wszystko poszło w zapomnienie. Jednak ja, będę pamiętał tą noc zawsze. Nigdy nie zapomnę o pierwszej ofierze tej wojny – mężczyźnie, który zginął z mojej ręki.

***

Zbliżał się trzeci maja i postanowiliśmy uczcić to wielkie święto. Zosia zebrała znowu dziesięciu harcerzy na zbiórkę. Mieliśmy zająć się rozwieszeniem flag na Alejach Niepodległości. Zostałem przydzielony do jednej z trzech grup. Pod wodzą Mateusza, o północy ruszyliśmy na miasto. Pod kurtkami nieśliśmy zwinięte flagi polskie. Kilkanaście minut później znaleźliśmy się przy operze. Mieliśmy wyznaczony fragment ulicy od Solnej do Marcina. Był to fragment najgorszy ze wszystkich. Na drodze mieliśmy kilka urzędów i policję.

Mateusz wydał ostatnie rozkazy i rozpoczął akcję. Mieliśmy godzinę na rozwieszeni trzech flag każdy. Nie wiem czemu, ale miałem je powiesić naprzeciw urzędu wojewódzkiego. Z mocno bijącym sercem stanąłem przed wielkim biurowcem. Mój strach potęgował ogrom budynku. Odetchnąłem głęboko starając się uspokoić. Podszedłem do pierwszej lampy. Rozejrzałem się niespokojnie. W pobliżu nie było nikogo.

Wdrapałem się na murek stojący przed latarnią. Ledwie sięgałem haku do mocowania flag. Stojąc na palcach udało mi się zaczepić chorągiew. Zgodnie z poleceniami była zwinięta i obwiązana sznurkiem przywiązanym do wbitego w ziemię palika. Rano ktoś miał przejść całą ulicę i rozwinąć wszystkie flagi. Miałem nadzieję, że nie będę to ja.

Zeskoczyłem na ziemię i otarłem pot z czoła. Noc była chłodna, ale nerwy spowodowały, że moje czoło było zroszone potem. Na palcach podszedłem do następnej latarni. Cała akcja przebiegła pomyślnie. Nikt nie zauważył jak wieszam flagę.

W drodze do ostatniego celu przechodziłem obok pomnika Polskiego Państwa Podziemnego. Zatrzymałem się na chwilę. To byli nasi poprzednicy. Tak jak my, ci których upamiętnia ten pomnik walczyli z okupantem nie tylko bronią, ale też i podstępem, sabotażem, dywersją. Pod pomnikiem stał znicz. Był zbity, ale wewnątrz szklanych odłamków zostało jeszcze trochę wosku przy knocie. Wyciągnąłem z kieszeni małą paczuszkę zapałek. Nie wiem skąd się tam wzięła, ale ważne, że ją miałem. Skrzesałem ogień i zbliżyłem go do knotka. Cienki sznurek zapłonął nikłym płomyczkiem powoli rozświetlając pomnik. Światło przenikało przez kolorowe szkło tworząc atmosferę ciepła, spokoju.

Siedziałem przed pomnikiem czując pod ręką chłód kamienia. Moje serce wreszcie biło spokojnie. Nagle ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Odwróciłem się prędko. Podczas ruchu przewróciłem znicz, który zgasł i rozciąłem sobie dłoń o odłamki. W nikłym świetle gasnącej świecy zobaczyłem jasne włosy. Zosia. Chciałem coś powiedzieć, ale położyła mi palec na usta. Lekko chwyciła mnie za ręce. To było niesamowite uczucie. Ciemno wokół, a mimo tego wydawało się, że dziewczyna rozjaśniała okolicę. Po chwili ciszy puściła rękę i odeszła. Zostawiła mnie samego. Jednak cały czas czułem ją przy sobie. Nie potrafię tego wyjaśnić.

Będąc myślami gdzieś bardzo daleko zawiesiłem ostatnią flagę i powlokłem się do domu. Nikt mnie nie zauważył. Wszedłem do ciemnego mieszkania i położyłem się na łóżku. Cały czas myślałem o niej. Wypełniała każdy zakątek mojego umysłu. Gdy zamykałem oczy widziałem jej delikatnie oświetloną twarz. W uszach dźwięczał mi jej cichy głos.

Czy tak wygląda miłość?

***

Następne częściWojna cyfrowa 5

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania