Wojownik

Obudziła go mama.

- Pospiesz się bo znów spóźnisz się do szkoły.

Wstał z łózka, poszedł do łazienki. Kiedy wrócił, podniósł z ziemi torbę z pięcioma kilogramami książek i zeszytów. Popatrzył chwile na plakaty Rambo, Komando, Rocky, po czym poszedł do kuchni.

Wolno jadł śniadanie w milczeniu. W końcu ubrał się, wziął worek z butami na zmianę, stanął w otwartych drzwiach, odwróci się i powiedział.

- papa mamo, kocham cię.

- Idź już bo się spóźnisz – odpowiedziała mama

Wyszedł z domu.

W tramwaju, który jak zwykle spóźnił się o piętnaście minut - jak zwykle nie było miejsc siedzących więc stał z tyłu unikając wzroków innych pasażerów. Bał się. Spoglądał jak co dzień tępo przez szybę na szare miasto. Tęsknił za swym jedynym przyjacielem, psem, małym kundlem, który tydzień temu został śmiertelnie potrącony przez samochód.

Na jednym z przystanków do tramwaju weszło trzech chłopców, chyba jego rówieśnicy. Patrzyli na niego śmiejąc się głośno i puszczając w jego stronę przykre docinki.

Stał w rogu tramwaju, był bardzo chudy, ubrany niechlujnie w dres kreszowy z wypchanymi kolanami, z jego barku zwisała na długich paskach torba wyglądająca jak torba listonosza. Rodzice nie mieli kompletnie pojęcia jak ubrać syna żeby się z niego nie wyśmiewano. Włosy miał rude, rzadkie i rozczochrane a jego czerwieniejącą ze wstydu twarz pokrywały liczne piegi. Był przyzwyczajony że się z niego nabijano i że się bardzo czerwienił. Denerwował się w takich sytuacjach. Jego serce zawsze wtedy biło bardzo szybko a oddech miał szybki i płytki.

W końcu wysiadł na swoim przystanku i udał się pospiesznie do szkoły.

Był spóźniony o dziesięć minut jak wszedł do swojej klasy. Klasa była zapełniona ponad trzydziestoma chłopcami, pierwszego roku technikum kolejowego.

Na jego widok wszyscy zaczęli buczeć i rechotać.

Nauczycielka od razu go skarciła.

- Znów się spóźniasz Kurzyński! - Ryknęła głośno , próbując przekrzyczeć całą rozbawioną klasę. - Daję ci kolejnego minusa za spóźnienie.

- Prr...prr..prooo...prooszszszę….ppppaaani – jąkając się, zaczął się usprawiedliwiać.

Cała klasa ryknęła jeszcze głośniej. Niektórzy udawali że spadają z krzeseł z powodu śmiechu.

- Traaa...trammm...tramwaj...się...się...się...sp...sp...sp...spóź...spóź…

- Śmiechy narastały im bardziej się jąkał. W końcu zaczęła śmiać się też nauczycielka.

Stał tak na środku sali. Jedyny, który się nie śmiał. Czuł że bardzo się czerwieni, miał ochotę zniknąć. Nic już nie próbował mówić. Stał tak tylko w milczeniu.

- Co tak stoisz? Siadaj szybko do ławki! - Krzyknęła nauczycielka.

W końcu usiadł jak zwykle w pustej ławce na końcu sali. Był jedyną osobą, która siedziała sama w ławce, bez kolegi obok.

Spoglądał za okno na drzewa smagane jesiennym wiatrem. Nauczycielka zaczęła prowadzić lekcje języka polskiego. Słyszał ją jakby przez niewidzialną ścianę. Chciał być ptakiem i móc odlecieć z tego miejsca daleko, do lasu. Gdzieś gdzie nie ma ludzi.

Dzwonek oznaczający dla innych przerwę, dla niego oznaczał koniec chwilowego spokoju, zamyślenia. Szykował się na wojnę, którą musiał wygrać we własnej głowie bo fizycznie nie miał szans sprostać hordzie rówieśników.

Idąc za chłopcami, którzy cały czas z niego szydzili, doszli pod drzwi innej sali lekcyjnej.

Jak zwykle usiadł opierając się o ścianę. Koledzy drwili z niego:

- Te, listonosz? Co masz w tej torbie? - rzucił jeden z nich.

Inny chłopak podszedł i wyrwał mu torbę chwytając za długi pasek.

- Patrzcie chłopaki, jestem teraz listonoszem – Śmiejąc się zaczął wirować torbą Kurzyńskiego dookoła.

Z plecaka w końcu wyleciały książki, zeszyty i bułka owinięta w papier i worek foliowy – jego śniadanie, które sam sobie poprzedniego dnia przygotował.

- O patrzcie, listy wyleciały – powiedział inny rówieśnik nie mogąc powstrzymać się od ataku śmiechu.

Reszta klasy poszła w jego ślady i teraz już wszyscy śmiali się do rozpuku.

Wszyscy. Poza nim jednym.

Akurat przechodziła jedna z nauczycielek. Była świadkiem jak chłopak wirował torbą. Popatrzyła się na stertę porozrzucanych rzeczy, po czym poszła dalej.

Kurzyński wstał i zaczął zbierać swoje książki i zeszyty porozrzucane po korytarzu. Gdy schylił się po bułkę, zrobiło mu się bardzo smutno i poczuł jak uczucie gorąca rozpiera jego pierś i gardło.

Gdy już wszystko pozbierał do swojej torby, ponownie usiadł z boku opierając się o ścianę.

Jeden z chłopców wstał oznajmiając całej klasie.

- W lewym narożniku siedzi zawodnik wagi kurzej, listooooonooooosz kuuuuura! - Wskazał palcem na Kurzyńskiego siedzącego w rogu pod ściana. - W prawym narożniku zawodnik wagi ciężkiej, Mike Tyyyysooooonnnn! - Wskazywał kciukiem na swoja pierś, śmiejąc się.

Chłopcy mu wtórowali, gwiżdżąc i klaszcząc.

- Czas zacząć pierwszą rundę – powiedział „Tyson” i zaczął iść w stronę swej ofiary.

Podszedł do skulonego w rogu Kurzyńskiego i kopnął go mocno w udo. Kopnięcie było silne, napastnik był dużo cięższy. Chłopak zawył z bólu i chwycił się za bolące udo. „Tyson” jedną ręka chwycił go za szyje a druga zaczął czochrać pięścią jego rude włosy.

- Masz, to dobre na zgęstnienie włosów – zaśmiał się. - Zetrę ci ten rudy kolor ze łba.

Dobrze się przy tym bawił. Był przyzwyczajony do takich rozrywek i czuł się bezpiecznie bo wiedział że kura nigdy mu się nie postawi.

- Wygrał Mike Tyyyysooonnn – ogłosił dumnie podnosząc pieści w geście zwycięstwa.

- Masz tu kare za unikanie walki – powiedział i kopnął chłopca w twarz.

Z wargi i nosa poleciała mu krew. Szybko wstał, wyjął chusteczkę z kieszeni spodni, która nosiła na sobie ślady wyschniętych wcześniej plam krwi, przyłożył ja do ust i nosa i poszedł do toalety.

- Patrzcie, patrzcie, kura ma ciotę. Cieczkę ma. - powiedział któryś z chłopców a reszta ryknęła głośnym rykiem z rozbawienia.

Śmiechy z korytarza ucichły kiedy zamknął za sobą drzwi od ubikacji. Gdy po jakimś czasie zatamował krew było już dawno po dzwonku na lekcję. Patrzył się teraz na swoje odbicie w lustrze i po chwili rozpłakał się.

Minęło jeszcze kilka podobnych przerw. Nie bili go codziennie ale codziennie się wyśmiewali. To i to bardzo bolało. Gdy rozbrzmiał upragniony ostatni dzwonek, szybko przebrał buty i pobiegł w kierunku tramwaju. Po drodze minął dwóch kolegów z klasy, którzy urwali się z ostatniej lekcji i siedząc na murku palili papierosy. Jeden z nich krzyknął do niego:

- Kiedy w końcu rzucisz się pod tramwaj, kura ?

 

Kura biegł przed siebie. Kiedy znalazł się na torach, zobaczył jak z daleka nadjeżdża tramwaj.

W uszach miał słowa kolegi „ ….rzucisz się pod tramwaj”.

Nagle przestał biec i zaczął wolno iść patrząc w niebo. Z jego oczu popłynęły łzy po policzkach.

Nie chciał już dłużej cierpieć, miał dopiero piętnaście lat i już tak długie pasmo cierpień.

Obrócił się w stronę nadjeżdżającego z tyłu tramwaju. Stanął tuż obok torów, patrząc na nadjeżdżającą ulgę. Motorniczy nie mógł się domyśleć że ta wychudzona postać ma zamiar rzucić się na szyny tuz przed tramwajem.

 

Gdy tramwaj był już kilka metrów od chłopca, ten już zbierał się do ostatniego skoku w swoim życiu. W myślach odliczał:

- Pięć, cztery, trzy, dwa, je…..

I wtedy nagle poczuł jak jakaś ogromna siła odrzuca go od tramwaju i razem z nim pada na chodnik. Poczuł że leży na kimś plecami a jego chudy tors obejmuje niezwykle silne ramie, spojrzał na dłoń, która mocno go trzymała za dres kreszowy prawie go rozrywając. Była to ogromna, silna, żylasta dłoń z poobijanymi kościami.

- Oszalałeś chłopcze? - usłyszał niski męski głos.

Wstając podniósł za rękę z ziemi chłopca bez najmniejszego wysiłku. Był to wysoki, bardzo dobrze zbudowany mężczyzna. Jego muskularne uda opinały niebieskie dżinsy, które zakrywały wysokie cholewy czarnych wojskowych butów. Miał na sobie czarną skórzana kurtkę sięgającą do pasa spodni która jeszcze bardziej podkreślała jego muskularne ciało.

- Wiem co chciałeś zrobić. Wycierpiałeś dużo – powiedział mężczyzna – Ale wybrałeś najgorsze z możliwych wyjść.

- Skąd pan wie..wie…wie…wieddd…. – próbował spytać chłopiec.

- Nauczyciele gadają o tobie, wiedzą co się dzieje w tej klasie, jednak nic nie robią. Nikt oprócz twojego nauczyciela PO. Powiadomił nas o Tobie – powiedział mężczyzna patrząc z wysoka na chłopca.

- Ale…

- Żadnych „ale”. System szkolnictwa jest chory. Postanowiliśmy dać ci szanse uczenia się w elitarnej szkole wojskowej.

- Najpierw zajmiemy się twoja psychiką bo ewidentnie potrzebujesz pomocy a potem ja nauczę cie używać tego…

Mówiąc to pokazał swoją dłoń, mocno zaciskając ją w pięść.

 

Koniec

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • AlaOlaUla 20.12.2019
    Serio?
  • Yourofsky 20.12.2019
    AlaOlaUla ale co "Serio?" )
  • Puchacz 20.12.2019
    Niechlujne to to jest.
    Brakuje ogonków, przecinków, literówki i czasem zły szyk zdań.
    Pomysł znam z jakiegoś cyklu dla młodzieży o elitarnej szkole dla takich nieudaczników.
  • Yourofsky 20.12.2019
    Możesz przypomnieć co to był za film? Bo ja go chyba nie oglądałem. Ja to musze chyba czytać tekst 30 razy przed umieszczeniem go tutaj. Zawsze mi umykaja te języczki, ogonki i literówki. Dobrze że mam możliwosc sprawdzenia chociaż ortografii bo mam straszna dysortografie. Ale mature zdalem bez zaświadczenia lekarskiego o mojej dysortografii :)
  • Puchacz 20.12.2019
    To był jakiś cykl książek, ale naprawdę nie pamiętam tytułu.
    Ortów raczej nie masz, choć tu błędy zaliczają się do tzw. trzeciej grupy.
    Jako przykład złego szyku masz to zdanie: Wolno jadł śniadanie w milczeniu.
    Powinno być: W milczeniu wolno jadł śniadanie.
  • Yourofsky 20.12.2019
    W sumie racja. Troche sie pospieszylem z tym opowiadaniem. A że jestem chory to gorzej sie mysli i wrzucilem. Moglem poczekac do jutra i z chłodna glową przeczytac to bym wylapał choćby to zdanie, ktore przytoczyleś.
  • AlaOlaUla 20.12.2019
    Zmieniłabym kategorię na Fantastykę.
    Poza tym kolega wszystko wypisał, co i jak.
  • Yourofsky 21.12.2019
    Tak sobie myślałem pisząc to czy nie lepiej bylo by zakończyć to udaną próbą samobójczą pod kołami tramwaju? Jak myślicie? Czy było by to lepsze i bardziej życiowe ? Hmmmm...bardziej zatykające?
  • AlaOlaUla 21.12.2019
    ???

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania