wołania coraz mniej - czy nie widzisz
od snu do snu coraz płyciej
wszystko bez wchodzenia w szczegóły
dzień kończy się w zaciśniętych palcach
dwa centymetry od wspólnego parapetu za oknem
niż za niżem
i pada nawet światło odbite w kroplach
bezdźwięcznych i pustych tym rodzajem braku
który wypełniając nas po brzegi
przelewa się do jutra
i kiedy tak spadam z deszczem
czuję w sobie skrzydła
odrastają tylko czy zdążą
dojrzeć do łopotu
pierwszych nieśmiałych skojarzeń ze śmiercią
by nagle centymetr nad ziemią
bezczelnie unieść mój ciężar
Komentarze (18)
Niepokojący, mrocznawy. Łapię się na tym, że czytam go na bezdechu. Ciekawe jak by wyglądał z interpunkcją.
Bardzo dobry.
Dlatego go tutaj wrzuciłam. Bo sprawdzony :D Dzięki.
Pozdrawiam.
Dzięki.
Szczególnie fragment:
"...tym rodzajem braku
który wypełniając nas po brzegi
przelewa się do jutra"
czy później, pod koniec...
Wiem, że chyba się tak nie powinno łamać wierszy i ich rozpatrywać fragmentarycznie, ale tu i całość i szczegóły przemawiają.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania