Wspomnienie

Słyszał szum fal. Chłodny powiew wiatru oraz morska bryza muskała jego twarz. Słońce w zenicie delikatnie ogrzewało jego ciało a zimny piasek powoli zakrywał jego stopy. Był maj – nienajlepszy miesiąc na siedzenie na plaży, lecz nie przeszkadzało mu to. Cieszył się chwilą. Czuł spokój. Widok morza zawsze go odprężał – przynajmniej tak twierdził. Powoli zaczynał odpływać myślami i błądzić we wspomnieniach, kiedy usłyszał swoje imię – Jim. Wypowiedziane krótko, prawie jak rozkaz, lecz czuć było delikatność w tym głosie. Zignorował, bo lubił się droczyć, poza tym nie wrócił jeszcze ze wspomnień. Jim! – tym razem już czuć było lekką irytację, ponieważ siedzieli obok siebie. Dotykali się więc od razu poczuła, że już za pierwszym razem ją usłyszał. Odwrócił w końcu wzrok w jej stronę. Nic się nie zmieniła, cały czas była taka jak w momencie, kiedy ją poznał. Patrzyła na niego swoimi dużymi zielono-niebieskimi oczami, w których widać było nadzieje, zaufanie, przyszłość a przede wszystkim widział w nich siebie, widział swój dom. Usta wykrzywione w lekko zadziornym uśmiechu, zatrzymane w pół słowa. Przygotowane do wypowiedzenia jego imienia jeszcze raz, lecz wiedziała, że już nie musi tego robić. Właśnie miała całą jego uwagę. Jim spojrzał jeszcze raz na nią, podziwiając dalej jej urodę. Lekko zadarty nos z pieprzykiem na lewym płatku dodawał jej uroku zołzy. Promienie słonecznie idealnie oświetlały jej kości policzkowe. Całość dopełniały dołeczki jakie miała, kiedy się uśmiechała. Nadia – miłość jego życia, które niespodziewanie znalazła się na jego drodze. Tajemnicza, roztrzepana i szalona w jednym momencie odwróciła jego świat do góry nogami i już nigdy nic nie było takie samo. Odrzucił to wspomnienie, bo ważniejsze było teraz. Patrzyli na siebie przez chwilę i nagle przypomniał sobie co właściwie robi na plaży. Wyciągnął rękę w jej kierunku, aby dotknąć jej twarzy i strzepnąć z niej odrobiny piasku. W jednej chwili chwyciła jego rękę. Pozostałe ruchy wykonali już z zamkniętymi oczami. Ich dłonie błądziły w chaotycznie zapamiętanym układzie, tworząc pewną, swoistą harmonię. Jego usta czule całując najpierw jej szyje, obojczyk, dłonie w końcu dotarły do celu podróży. Lekko przygryzł jej wargi. Na chwilę się odsunęli od siebie, żeby spojrzeć jeszcze raz, jakby już nigdy mieli się nie zobaczyć. Wreszcie ich usta zamknęły się w pełnym pasji i namiętności pocałunku. Nastąpiła eksplozja uczuć, kierowana pożądaniem. Nie liczyło się nic poza tą chwilą, poza obecnością drugiej osoby.

 

Jednym ruchem ściągnął z niej kurtkę. Przyciągnął mocno do siebie i szarpnął za włosy. Nadia odchyliła głowę i uderzyła Jim ’a w twarz – aby go opamiętać i jednocześnie rozzłościć. W jednej chwili chwycił ją, podniósł i trzymał. Stali pośrodku plaży, powoli zapadając się w piasku. Blask słońca oświetlał jedyne w tym momencie osoby. Pośrodku niczego dwa obce ciała stały się jednością, uzupełniając się w każdym calu. Trwali w tej pozie całe wieki. Jim nie chciał jej puścić a Nadia się wyślizgnąć. Jedyna myśl przeszyła w tym momencie ich jeden, wspólny umysł. Z prędkością i siłą kuli wystrzelonej z pistoletu trafiła w cel. Wypowiedzieli tę myśl praktycznie jednocześnie – „Kurwa jakie to romantyczne…” – i tak samo jednocześnie wybuchli śmiechem.

 

- Będzie już tak zawsze? – zapytała Nadia

- Tak – odparł Jim bez chwili wahania

 

Kolejnym namiętnym pocałunkiem przypieczętowali swój cyrograf. Pełni pasji zatracali się w sobie. Coraz głębiej zapadali się w piasek a wiatr wiał coraz mocniej. Silnymi podmuchami rozwiewał włosy Nadii. Uwielbiał je mimo tego, że teraz płatały figle i utrudniały pocałunki. Pomimo, że dzisiaj naprawdę się postarała, żeby je ułożyć to tak w głębi ducha najbardziej ją kochał, kiedy nie robiła z nimi nic albo miała je niedbale spięte. Kucyk zrobiony z górnej części włosów tak aby z tyłu były one rozpuszczone. Blond z lekkimi odrostami w połączeniu z promieniami słonecznymi tworzył piękny widok. Kolor zmieniał się z każdą chwilą. Barwy tańczyły z iskrami w ich oczach. Czysta żądzą, prawdziwa miłość. Nadia ścisnęła mocniej udami boki Jima wytrącając go lekko z równowagi. Przechyliła swój ciężar naprzód w efekcie czego runęli na ziemie. Upadek wyrwał z płuc Jima ostatni wdech. Cicho jęknął. Nie zdążył nabrać kolejnego wdechu, ponieważ milisekundę później Nadia runęła na niego z całym impetem. Cicho chichocząc zaczęła całować jego szyję i oddychanie przestało już być tak ważne dla Jima. Zamknął oczy i pozwolił przejąć jej inicjatywę. Muskała każdy jego wrażliwy punkt na szyi. Czuła drżenie jego skóry. Mimowolnie próbował uciec od rozkoszy jaki dawał mu dotyk jej ust. Agresywnie zdarła z niego koszulkę. Poczuł chłód piasku, który stał się jego łóżkiem. Wbiła w jego klatkę piersiową swoje paznokcie. Poczuł jak pod wpływem nacisku pęka jego skóra. Ciepłe strużki krwi zaczęły powoli spływać po jego ciele. Czuł narastające podniecie płynące z chwilowego bólu. Wykrzywił się w lekkim grymasie. Sprawczyni jego cierpienia i rozkoszy zauważyła to, spojrzała na niego swoim zdzirowatym wzrokiem, który tylko on mógł poznać. Przygryzła swoje wargi i powiedziała:

 

-nie bądź cipą, przecież to zabawa - szepnęła mu do ucha.

 

Zaraz po tych słowach przechyliła głowę na drugą stronę, przeciągnęła paznokcie jeszcze raz po jego torsie zaznaczając 4 wyraźnie czerwone pręgi i zaczęła swoją niezbyt krótką drogę w dół w kierunku rozkoszy. Pochylona jak skryba nad tekstem studiowała każdy milimetr jego ciała. Jim czuł jej oddech na sobie. Wilgotny, ciepły i każdą chwilą coraz szybszy. Piasek, który z początku był zimny nagle stał się gorący i zaczął go parzyć w plecy. Odniósł wrażenie, że leży na rozgrzanych do czerwoności bryłkach węgla. Otworzył oczy i zawiesił wzrok na czubku jej głowy. W jego głowie pojawiły się myśli gloryfikujące jej osobę. Nadia poczuła jego spojrzenie. Zamarła w pół ruchu, podniosła głowę. Widać było zmieszanie malujące się na jej cudnej twarzy.

- coś źle robię? – zapytała skromnie

- jest idealnie, aż zbyt powiedziałbym – odrzekł lekko zirytowany na samego siebie, bo czuł, że zepsuł chwilę

- to co o chodzi?

- podziwiam tylko… – nie było krzty kłamstwa w tym co powiedział.

 

Podziwiał jej urodę, szczerze. Był jej najwierniejszym fanem. W dodatku teraz kiedy siedziała na nim okrakiem, wyprostowana. Niczym królowa na siedząca na swoim tronie. Pewność siebie a przede wszystkim seksapil cechowały ją. Widać było, jak powietrze drży od ciepła jakie od niej biło. Cisza i bezruch trwały niepokojąco długo. Nie ważne jak piękna była, Jim musiał zacząć działać. Podniósł się na łokciach i zbliżył się do niej. Mimo całej dzikości jaką Nadia miała w sobie, Jim postawił na delikatność. Ostrożnym ruchem zdjął z niej biały top jaki miała na sobie. Jego oczom ukazały się dwie piękne krągłości. Zdziwił się, bo nie miała na sobie stanika. Ujął je w dłonie, ścisnął i zaraz po tym zaczął całować. Jego dłonie zaczęły kolejny błędny taniec po jej ciele. Czuł jej przyśpieszające bicie serca. Serce Jim ‘a zresztą chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Wreszcie ich tętno się synchronizowało. Dłużej nie mógł już wytrzymać. Przechylił się na nią i położył na plecach. Czas było rozpocząć prawdziwą symfonię miłości. Całując jej usta jednocześnie gładził delikatnie jej ramiona. Rozpoczął wyprawę przez doliny i wzgórza. Badał najmniejsze zgłębienia na jej ciele. Czuł narastające drgawki w jakie wprowadzał Nadie. Język był jego przewodnikiem. Całując, muskając, ssąc i przygryzając testował jej reakcje na zewnętrzne bodźce. Jęki, który z siebie wydawała brzmiały jak śpiew syren połączony z szumem fal, który wydawało się cały czas narastał zgodnie z częstotliwością dźwięków jakie wydawała się siebie jego ukochana. Złapała go za włosy i jednym tchem wydała z siebie rozkaz – wejdź we mnie – Posłusznie postąpił zgodnie z rozkazem. Poczuł rozkoszne ciepło i w tym momencie szum fal znikł razem z odgłosami ptaków. Teraz byli w miejscu, który oni sami stworzyli. Bez zbędnych dodatków. Tylko ona i on. Płynne i delikatne ruchy przekształcały się w chaotyczne pełnej dzikości i nieprzewidywalności czyny. Jęk, ciężki oddech i zbereźnie słowa. To stało się ich rzeczywistością. Jęk, ciężki oddech i cios w twarz. Jęk, ciężki oddech i rozkaz – mocniej! – On na niej, ona na nim. Jej nogi na jego głowie i jego usta całujące te nogi. Nie zamykali już oczu, patrzyli sobie prosto w nie. Widząc w nich cząstkę samych siebie. Ruchy stały się coraz szybsze. Eufonia wzbijała się coraz głośniej i szybciej w powietrze. W nicości, którą dla siebie stworzyli pojawiło się nagle światło. Oślepiające i niebywale przyjemne. W tym samym czasie pojawił się ciepły deszcz. Krople spływały po ciele Nadii, podkreślając jej każdą krągłość. Krople powoli spływały na twarz Jim ‘a i w refleksie w każdej z nich widać było inne oblicze jego bogini. Obydwoje w tym samym czasie poczuli ekscytacje, euforie. Miłość.

 

Szum fal dotarł do niego pierwszy. Potem śpiew ptaków, powiew wiatru i chłód piasku. W dalszym ciągu byli sami na plaży. Jak gdyby to było ich własne miejsce na Ziemi. Owinięci kocem leżeli wtuleni w siebie, wzdychając z zadowolenia. Jej głowa spoczywała na jego piersi. Chciał pocałować ją w głowę, lecz uprzedziła jego ruch. Pierwsza poderwała się i pocałowała go jeszcze raz w usta. W podzięce i wyrazie miłości. Jej wzrok mówił wszystko, lecz i tak to powiedziała:

 

- Kocham Cię, wiesz? Nie wyjeżdżajmy stąd

- Ja Ciebie też . Musimy wrócić, ale przecież nic się nie zmieni – zapewnił

 

Położyła swoją głowę z powrotem na jego klatce piersiowej. Jim bawiąc się jej blond włosami wpatrywał się w niebo i oddał ponownie zadumie. Myślami wybiegł w najbliższe dni. Wspólne spacery po plaży, długa przeprawa jaka ich czeka do najbliższego miasta –„ znienawidzi mnie za to” – zaśmiał się w duchu. Trzymali się za ręce i szli bez celu szukając szczęścia. Błądzili żeby zaraz się razem odnaleźć. Z głupkowatymi minami lawirowali między tłumem ludzi żeby tylko przecisnąć się przez kolejki. Widział również jej uśmiech w świetle świec podczas ich kolacji. Byli tacy szczęśliwi. Bawiła go myśl tych wszystkich drobnych kłótni jakie ich czekają. Jim lubił szastać kasą i robił to zbyt często, zbyt nieoczekiwanie. To Nadia byłą tą, która stąpała twardo po ziemi. Jim żył dla chwili. Byli jak ying i yang, które uwielbiało drzeć koty ze sobą, żeby zaraz pójść do łózka. Jedna myśl napędzała drugą. Szli w środku nocy szukając miejsca, gdzie będzie jakieś nocne życie. Uwielbiali pić, śpiewać i tańczyć. I to w jednej chwili zaczęli robić. Jim stał przy barze i zamawiał alkohol podziwiając Nadie która płynie po parkiecie cały czas patrząc mu w oczy. Sekundę później tańczył już z nią. Wdychał i zlizywał pot z jej szyi. Obrót, przechylenie, pocałunek, obrót – ich taniec godowy. Śmiali się i rozmawiali o wszystkim i o niczym. O wspólnych planach na przyszłość, imieniu dziecka czy nawet wyglądzie ich przyszłego mieszkania. Odgłos stukających kieliszków był tłem. Nagle znaleźli się w swoim pokoju, gdzie oddawali hołd samym sobie. Wszystkie te myśli zaczęły się oddalać w szybkim tempie. Za szybkim, jakby spadał w przepaść. Próbował krzyknąć, lecz nie mógł. Nadia zdawała się nie widzieć tego. Jakby nie zauważyła, że Jim ‘a nie ma już obok niej. Wszystko zaczęło ciemnieć. Nie słyszał już muzyki. Nie słyszał już śmiechu. Nie słyszał ani nie czuł już Nadii. Cały czas spadał aż pozostała mu tylko ciemność. Obudził się z krzykiem….

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bożena Joanna 31.08.2020
    Erotyka i sen. Całkiem mi się podobało. Pozdrowienia!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania