Poprzednie częściWszyscy byli odrzuceni - część 1

Wszyscy byli odrzuceni - część 2

Młody mężczyzna o smutnych oczach minął tabliczkę z wyblakłym napisem „Lech Kruk – mechanik samochodowy”. Przeciął plac z samochodami, przydepnął papierosa butem i wszedł do warsztatu. Facet po sześćdziesiątce rozkręcał skrzynię biegów w Golfie; był tak pochłonięty pracą, że nie zauważył gościa.

– Dzień dobry.

Mechanik nawet nie drgnął. Wymyślona na poczekaniu melodyjka, którą nucił pod nosem wprawiała go w trans. Mężczyzna klepnął go w plecy.

Lech odwrócił się gwałtownie. Zamachnął się kluczem. Oczy błysnęły mu gniewnie. W ostatniej chwili opuścił rękę i uśmiechnął się.

– Wystraszyć mnie chciałeś? – zapytał.

– Mówiłem „dzień dobry”, ale wujek nie słyszał.

– Dobry, dobry – odparł Lech i podał dłoń mężczyźnie. – No, wyobraź sobie, zamyśliłem się. Koło zamachowe mam do zmiany.

– Chętnie się tym zajmę.

– Chłopcze, wolno, bez pośpiechu. Usiądź sobie. – Wskazał ręką na umazane smarem krzesło. – Kawki się napijesz?

Mężczyzna skinął głową. Lech nalał wody do czajnika. Usiedli i zapalili.

W pomieszczeniu zrobiło się siwo.

– Jak się czujesz? – zapytał mechanik. – Bolą jeszcze?

– Na szczęście nie. Zastrzyki pomogły. Jestem teraz jeszcze na tabletkach, ale nie ma porównania. Mogę się w końcu odlać o własnych siłach.

– Zawsze jakiś plus. No miło, żeś mnie odwiedził.

– W sumie to przyszedłem żeby ci pomóc.

– U lekarza żeś był?

– Jutro mam iść.

– To przyjdź pojutrze i wtedy coś będziemy myśleć.

– Ale potrzebuję kasy. – Mężczyzna skrzywił się. – Naprawdę czuję się w porządku. Nie boli mnie.

– Adaś, czy ja chcę dla ciebie źle? Powiedz mi chłopcze, czy ja kiedykolwiek chciałem dla ciebie źle?

– No nie – westchnął.

– Wstałeś po dziesięciu dniach na nogi i bardzo się z tego cieszę. Chcesz żeby znów ci coś strzeliło czy przeskoczyło? – Lech Kruk pstryknął niedopałkiem do słoika. – Operacji ci potrzeba?

– To była jednorazowa kontuzja.

– Jak mi kwit od konowała pokażesz, że możesz pracować to będziesz pracować. Przecież sam najlepiej wiesz, że jest tutaj co robić.

Adam posmutniał. Zdjął czapkę z daszkiem i przejechał ręką po gęstych ciemnych włosach. Spojrzał na wujka błagalnym wzrokiem.

– Nie patrz tak na mnie. Jeszcze mi podziękujesz. Powiedziałem ojcu, że będę miał na ciebie oko. Chcesz żebym jeszcze ja dostał wpierdy? – powiedział stanowczo Lech. Wstał i nasypał kawy do kubeczków, po czym zalał je wrzątkiem. – Mogę cię podżyrować. Ile potrzebujesz?

– Nie o to chodzi – odparł Adam.

– Mówiłeś, żeś w potrzebie.

– Nie chcę od ciebie pożyczać. Chcę normalnie zarobić.

– Chłopcze, nie obrażaj się na wujka, ale jeśli chcesz normalnie zarobić, to musisz iść do normalnej pracy. Dwa języki obce, na komputerze biegle te programy wszystkie znasz, a siedzisz ze mną na warsztacie. Nawet jakbym chciał, to nie mam z czego dać ci więcej.

Młody mężczyzna zagryzł wargi. Zaciągnął się solidnie papierosem.

– Nie zrozum mnie źle – ciągnął Lech – możesz siedzieć tutaj, ile potrzebujesz. Dla mnie to przecież lepiej, ale chyba nie zamierzasz do końca życia dłubać przy tych trupach, nie?

– Wcale nie jest tak kolorowo z robotą teraz.

– Adaś, a kiedy było? Zawsze tak było, że trzeba było zapierdalać. Prawda stara jak świat. Ale nie po to na studia szedłeś, żebyś mi teraz klucze podawał i babrał się w lakierach, nie?

Adam westchnął. Wypił łyk gorącej kawy i zrobiło mu się troszkę lepiej.

– Głowa do góry. – Lech podszedł i złapał go za ramię. – Cierpliwości. Wysyłaj CV do każdej firmy w tym mieście. Sto cię oleje, ale ze sto pierwszej w końcu zadzwonią.

Mężczyzna poklepał dłoń wujka i uśmiechnął się delikatnie.

– Halo, jest tu kto? – z zewnątrz dobiegł ich kobiecy głos. – Przepraszam, jest tu ktoś?

Lech Kruk wyszedł przed zakład. Od razu oślepiło go słońce i musiał przymrużyć oczy. Wyglądał jak mechanik z peerelowskiego plakatu – ubrany w niebieski kombinezon upstrzony niezliczoną ilością tłustych plam; przyprószone siwizną włosy kontrastowały z ciemnym sumiastym wąsem.

– Dzień dobry, ja tu jestem – powiedział. – W czym pomogę?

– Dzień doby – odparł głos i po chwili zmaterializował się w postaci młodej kobiety. – Mam problem z autem. Mógłby mi pan pomóc? – zapytała nieśmiało.

– Chciałbym bardzo, ale bez pacjenta może to być trudne. – Uśmiechnął się do niej. – Proszę przyprowadzić auto i wtedy będziemy coś myśleć.

Na twarzy kobiety odmalowało się przerażenie. Wyglądała jak dziecko przyłapane na podjadaniu cukierków.

– Nie odpala – wydukała. – Przekręcam kluczyki i nic.

– No to mamy problem.

– To samochód matki. Zabije mnie jak się dowie, że go popsułam. Pierwszy raz wzięłam i od razu musiało się coś stać. Wczoraj jeszcze jeździło, a dzisiaj nawet centymetra.

– Jakie to auto?

– Srebrny Fiat.

Lech zmarszczył czoło. Zmierzył kobietę wzrokiem. Przypominała mu koleżanką z młodości, która zawsze wpadała w panikę, kiedy spadł jej łańcuch w rowerze.

– Daleko pani mieszka? – zapytał.

– Dwie przecznice stąd.

– Widzi pani, ja mam sporo roboty, ale mam kogoś, kto z przyjemnością pomoże.

Lech odwrócił się na pięcie i zniknął w głębi warsztatu. Podszedł do Adama pijącego kawę. Uśmiechnął się serdecznie.

– Chciałeś robotę, to masz – rzekł. – Przejdziesz się z miłą panią dwie przecznice i zobaczysz, jaki ma problem ze srebrnym Fiatem.

– Słucham?

– Zdrowa dziewczyna. – Wujek mrugnął okiem i pogładził się po wąsach. – Może coś ugrasz. Mocna szóstka. Może nóżki ciut za pulchne, ale w końcu i tak idą na bok.

– O co wujkowi chodzi? – mruknął Adam.

– Coś taki markotny? Żartem chciałem rzucić.

– Prawie się udał.

– Trzeba kobiecie pomóc w potrzebie, prawda? Sprawdź co się dzieje i w razie czego dzwoń – powiedział Lech.

Adam założył czapkę i wyszedł na zewnątrz.

– Chodźmy – rzucił do dziewczyny, nawet na nią nie spoglądając.

Kroczył szybko i pewnie. Musiała truchtać, żeby za nim nadążyć. Całą drogę szli w milczeniu. Mężczyzna odpalał jednego papierosa od drugiego. Kiedy wyciągał czwartego, dziewczyna oznajmiła:

– To ten – wskazała na srebrne Punto Grande.

– Mogę kluczyki?

Nieznajoma otworzyła torebkę i zaczęła w niej grzebać. Adam zmierzył ją wzrokiem. Uniosła głowę, a ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Momentalnie spłonęła rumieńcem.

– Chyba zostawiłam na górze. Za sekundkę jestem – rzuciła i zniknęła w klatce schodowej.

Oparł się o drzewo. Uniósł czapkę i przetarł pot z czoła. Wciąż odczuwał delikatne kłucie w lędźwiach, ale starał się skupić na czymś innym. Jego uwagę przykuł napis na elewacji: Biednemu zawsze wiatr w oczy, siekiera w serce, chuj w dupę i kromka masłem do dołu. „Smutna prawda – pomyślał”. Uśmiechnął się do siebie, ale wcale nie zrobiło mu się lepiej. Miał wrażenie, że anonimowy filozof nabazgrał sprejem tę złotą myśl specjalnie dla niego. Słowa bolały, jakby ktoś wykrzyczał mu je prosto w twarz. Zerknął w telefon i gapił się w wyświetlacz do powrotu dziewczyny.

Otworzyła auto i Adam wszedł do środka. Przekręcił kluczyk w stacyjce. Wszystkie kontrolki na desce rozdzielczej zaświeciły się na czerwono i po chwili zgasły. Mężczyzna powtórzył czynność, rezultat był identyczny. Nacisnął klakson, ale nie wydobył się żaden dźwięk. Obszedł samochód wokół. Zauważył niedomkniętą klapę bagażnika. Uniósł ją; w środku walały się jakieś papiery.

– To coś poważnego? – zapytała lekko drżącym głosem.

Pokręcił głową.

– Ma pani jakiegoś sąsiada, który ma auto i wolną chwilę?

– Eeee, chyba mam.

– Padł akumulator. Musimy go trochę podładować. Chyba, że ma pani gdzieś prostownik.

– Prostownik?

– Taka prostownica do akumulatora – powiedział i puścił oko. – Niech pani znajdzie sąsiada. Niech weźmie kluczyki i zejdzie. Odpalimy go na kable.

Pół godziny później samochód odpalił.

– Gotowe – rzekł Adam. – Bagażnik też trzeba zamykać. Jak się nie zamknie to lampka na suficie lubi nam rozładować akumulator.

Dziewczyna patrzyła na niego jak na plakat ulubionego aktora.

– Jak mogę się odwdzięczyć? – zapytała.

– Niech pani kupi czteropaka sąsiadowi.

– Nie chodzi mi o sąsiada. – Zarumieniła się.

– Drobiazg.

– Nawet na kawę się pan nie da zaprosić? Albo ciasto?

– Muszę wracać na warsztat.

– Może chociaż papierosy panu kupię?

Adam uśmiechnął się do niej. Ponownie spłonęła rumieńcem. Wyglądała teraz jak porcelanowa lalka.

– Naprawdę nie ma potrzeby. Dobrego dnia.

Odwrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem. Czuł na plecach jej wzrok. „Dobrze zrobiłeś – pomyślał. – Nie masz czasu i ochoty. Ona ci się wcale nie podoba. Jest stara i brzydka”. Wyobraził sobie, że jej twarz pokrywają ropiejące wybroczyny, że zamiast włosów ma połacie paskudnych strupów. Zaśmiał się w duchu – nie miał nawet najdrobniejszych wątpliwości, że postąpił słusznie. „Nie chciałaby, żebyś chodził z innymi na kawę. Dobrze postąpiłeś. Nie masz czego żałować. Byłaby z ciebie dumna, a to jest przecież najważniejsze”. Sięgnął do paczki i wyciągnął papierosa. Miał ostatniego.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Szudracz 18.06.2017
    Wyobrażenie dziewczyny cudne :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania