Poprzednie częściWszyscy byli odrzuceni - część 1

Wszyscy byli odrzuceni - część 3

– Zostaw. – Wyszarpnęła dłoń z uścisku przyjaciółki. – Wszystko jest w porządku. Daj mi chwilę.

Olga oparła się o ścianę i w milczeniu obserwowała Julkę – trzeci raz próbowała narysować kreskę pod okiem, ale ręka drżała jej zbyt mocno; stała przed lustrem i nie bardzo wiedziała co robić.

– Mogłabyś się nie patrzeć? – rzuciła chłodno.

– A mogłabyś mi powiedzieć, czemu tak subtelnie opuściłaś nasz stolik? – Olga nie kryła zdziwienia.

– Chciałam się poprawić.

– Bejbe, nie pierdol. Co jest?

– Wszystko w porządku – odparła Julka głosem małolata przypartego do muru. – Daj mi się umalować w spokoju, ok?

Olga sprawdziła kabiny; były puste. Podeszła do głównych drzwi i przekręciła je na klucz, po czym stanęła obok koleżanki. Spojrzała na wspólne odbicie – wyglądały jak siostry; wysokie, brunetki, z grzywką zaczesaną na lewo; miały na sobie czarne sukienki przepasane różową szarfą z napisem „Wieczór panieński”.

– Mamy mniej więcej trzy minuty nim wpadnie tu jakaś nawalona cipa – powiedziała Olga. – Mów o co chodzi.

Oczy Julki zaszkliły się.

– Chyba wypiłam za dużo – mruknęła po chwili. Zagryzła wargi i spuściła głowę.

– Dwa drinki i trochę szampana? – Olga nie dawała za wygraną.

Julka jęknęła. Granatowa łza skapnęła do umywalki. Za nią kolejna i jeszcze jedna. Po chwili białą powierzchnię umywalki pokrywała sieć atramentowych strumyków.

– Powiesz mi czy będziemy czekać, aż cała się rozmażesz?

– Chyba nie pójdę na wesele.

– Co ty mówisz? Jak to?

– Wszystkie z kimś idziecie – wyszlochała Julka. – Ja nie mam nikogo. Będę siedziała jak smutna pizda przy talerzu z rosołem albo czekała, aż jedna z was pójdzie się do kibla czy się zmęczy, żebym mogła zatańczyć.

– Nie przesadzaj. – Olga przytuliła koleżankę. – Od Marcina na pewno jakiś facet też przyjdzie sam.

– Facet bez pary na weselu jakoś wygląda. A kobieta? Tylko wdowy przychodzą same, bo im nie wypada brać nikogo innego.

– Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś to zrobić Gośce.

– Jak ja będę wyglądać? Spalę się ze wstydu.

Olga wytarła twarz przyjaciółce.

– Bejbe, jak nie chcesz iść sama, to znajdź partnera. Proste.

– Gdzie niby mam go znaleźć?

– Mało tu się kręci? Czego ci brakuje? Buźka jest, cycek jest, tyłek jest.

– Przestań. – Julka odsunęła się od koleżanki. – Kolesie przychodzą tutaj, żeby ruchać licealistki, a nie gadać się ze starymi dupami. Poza tym, jestem dziesięć lat poza ich zasięgiem – odparła.

Olga obrzuciła ją ironicznym spojrzeniem.

– No tak, masz rację. W tym wieku to już tylko klasztor i modlitwa, że organista po pijaku będzie raczył cię przelecieć.

– Dzięki.

– Spójrz na siebie, niejedna osiemnastka chciałaby mieć takie ciało.

Julka zerknęła na lustro – jej twarz była szara i opuchnięta jak u kogoś, kto nie trzeźwiał od dwóch tygodni; zmarszczki przypominały blizny; nawet w kiecce piersi wyglądały jak obwisłe wory. Miała ochotę rozpieprzyć odbicie – to w lustrze i to w swej głowie.

Nagłe walenie do drzwi przywróciło ją do rzeczywistości.

– Moment – krzyknęła Olga. – Sytuacja kryzysowa!

Julka odkręciła wodę i zaczęła zmywać zasychający tusz z umywalki.

– Bejbe, w tej chwili przestajesz się mazać. Poprawiamy ci tapetę i wracamy. Ciocia Olga pokaże ci co i jak.

– Wątpię, żeby trafił się tutaj jakiś normalny facet. Trzydziestolatek na dyskotece to czysta desperacja.

– No tak, Filip nie chadzał po…

Na dźwięk tego imienia Julka podskoczyła. Oczy momentalnie napęczniały łzami. Olga zaczęła dynamicznie wachlować ręką przed twarzą przyjaciółki.

– Sorki, nie chciałam – rzuciła szybko. – Nic nie mówiłam. Chuj mu w dupę i na imię. Nie płacz, jest wszystko ok, wszystko pod kontrolą.

Dziewczyna złapała Olgę za nadgarstek. Uśmiechnęła się sztucznie.

– Już w porządku.

– Bo się zleję! – Walenie do drzwi było coraz głośniejsze.

– Daj mi minutę – rzekła Julka najspokojniejszym głosem na jaki było ją stać. Wzięła głęboki wdech i zaczęła poprawiać makijaż.

***

– Co panie sobie życzą? – zapytał barman.

– Sex on the beach – rzuciła Olga. – Dwa razy.

Mężczyzna w białej koszuli i czerwonych szelkach zabrał się za robienie drinków. Butelki wódki, likieru i soków skakały w jego rękach jak małpki. Szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Olga musnęła nogą Julkę i wskazała na barmana puszczając oko. Ta udała, że tego nie widzi. Odwróciła głowę. Przeskanowała wzorkiem salę. Wydawało się jej, że parkiet należy wyłącznie do par; pijane dziewczęta ocierały się o równie wstawionych facetów; męskie dłonie gładziły ich skórę, włosy; usta szukały się w po omacku. W zielonkawym świetle ciała wydawały się jeszcze bardziej odrażające.

– Co tam laski? – Dziewczyna w plastikowej koronie z napisem „Panna młoda” objęła Olgę i Julkę. Słowa, które wypowiadała były lekko koślawe. – Gdzie byłyście?

– Robiłyśmy z Julki bóstwo – odparła Olga.

Gośka spojrzała mętnym wzrokiem na koleżankę.

– No, dupeczka prima sort – zawołała. – Cycków to ci zawsze zazdrościłam.

– Przestań – zaśmiała się Julka.

– Stara, serio, zabiłabym za takie cycki. Tylko na ślub chociaż weź je jakoś ukryj, zwiąż czy coś, dobra? Bo jak Marcin zobaczy to za cholerę nie trafi obrączką na palec.

– Przecież on świata poza tobą nie widzi.

– I jest taki słodki – dodała Olga.

– Tu jest pies pogrzebany. – Gośka rozłożyła teatralnie ręce. – Słodka to mogę być ja albo czekolada, a nie facet.

Dziewczyny zagłębiły się w rozmowie o przyszłym mężu. Julka dyskretnie chwyciła drinka. Odwróciła się, by koleżanki nie dostrzegły, że pije sama. Alkohol połaskotał ją w gardło. Jednak była już wstawiona, drink zdecydowanie za bardzo jej smakował.

Po dwóch przechyleniach kieliszek był pusty. Przewiesiła się przez kontuar i zamówiła następnego. Mężczyzna w czerwonych szelkach ponownie zaczął mieszać alkohole.

„Podobasz się Marcinowi, wiesz o tym – Julka spojrzała na rozanieloną przyszłą pannę młodą; gestykulowała żywo, śmiała się, błyszczała radością jak choinka. – Może nawet bardziej niż Gośka. Zawsze zerknął na ciebie ukradkiem, widziałaś to, widziałaś w jego oczach ten delikatny błysk pożądania. Ciekawe, ile razy trzepał się, myśląc o tobie. Ciekawe, jaki jest w łóżku. Jest świetnym facetem, może nie do końca w twoim stylu, ale…”.

Barman postawił drinka na konturze. Julka zapłaciła i wzięła łyka.

– Znakomity. – Błysnęła zębami do mężczyzny, a ten odwzajemnił uśmiech. Poczuła w środku kojące ciepło. Nie wiedziała jednak czy to zasługa alkoholu, czy barmana. Kiwnął głową i poszedł nalać piwo dla pyzatego osiemnastolatka.

„Wybij to sobie z bani. Za trzy tygodnie będzie mężem twojej przyjaciółki. O czym ty myślisz? – Julka posmutniała nagle. – Jakbyś mu się podobała to…”.

– Co się tak odłączyłaś, bejbe? – zagaiła Olga.

– Wszystko jest ok.

– Uśmiechnij się. Jaki facet miałby podejść do takiego smutasa?

Julka wyszczerzyła się nienaturalnie.

– Otóż to. – Olga klepnęła przyjaciółkę w ramię. – Pamiętaj, to druga najlepsza rzecz, jaką możesz zrobić ustami.

Noszenie sztucznego uśmiechu zaczynało ją męczyć, z każdym dniem było coraz trudniejsze. Zanurzyła usta w drinku, po czym rzekła:

– Trochę się nam Gocha porobiła.

– No i bardzo dobrze. Niech korzysta. Jeszcze się w domu nasiedzi.

– Nie cieszysz się, że wychodzi za mąż?

– Cieszę, ale wiesz, każdej szkoda – zarechotała Olga. – Idę zajarać. Idziesz?

– Nie, dzięki.

Olga zniknęła w tłumie spoconych ludzi. Julka rozejrzała się w poszukiwaniu reszty koleżanek, ale żadnej nie dostrzegła. Przecięła salę i usiadła przy stoliku. „Czemu we wszystkich klubach we wszystkich miastach świata to zawsze ja siedzę sama? – przemknęło jej przez głowę”. Nie było Olgi, nie musiała się głupkowato odsłaniać zębów. Oparła głowę na dłoni i upiła trochę alkoholu. Wyciągnęła telefon – nie miała żadnych wiadomości i powiadomień. Chowając go, uświadomiła sobie, że ma w torbie papierosy Olgi. Wstała. Utrzymanie pionu sprawiło jej niemałe trudności. „O dziewczynko, nie jest dobrze”. Wypiła całkiem sporo jak na siebie. Stwierdziła, że świeże powietrze dobrze jej zrobi.

Wyszła przed klub, ale nie zrobiło się jej wcale lepiej. Powietrze było nagrzane całodniowym upałem. Nigdzie nie było śladu przyjaciółki. Wyciągnęła mentolowego L&Ma, w tym stanie było jej już wszystko jedno. Włożyła rękę w poszukiwaniu zapalniczki. Chwilę walczyła z zawartością torebki.

– Pani pozwoli. – Mężczyzna w granatowej polówce z logiem krokodyla zmaterializował się przed nią. Trzymał w dłoni srebrne Zippo.

Julka odpaliła papierosa i skinęła głową w podziękowaniu. Zaciągnęła się dymem. Był słodki i piekący, smakował jej. Palili w milczeniu, po czym mężczyzna rzekł:

– Wszędzie trąbią, że palenie ma tylko złe skutki.

Odwróciła się w jego stronę. Był wysoki, króciutko ostrzyżony, policzki okalał kilkudniowy zarost. Nie sprawiał wrażenia typowego macho-imprezowicza, musiał być tutaj przypadkiem. „Nawet przystojny – pomyślała”.

– Słucham? – rzekła.

– Gdybyśmy nie palili, nie spotkalibyśmy się na papierosie.

Julka uśmiechnęła się.

– Mam więc jakieś sto osiemdziesiąt sekund, żeby cię zaintrygować.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania