Poprzednie częściWszyscy byli odrzuceni - część 1

Wszyscy byli odrzuceni - część 4

Autobus był napakowany pijanymi ludźmi. Jedni spali z twarzami przyklejonymi do szyb, drudzy dobijali się piwami i setkami kolorowej wódki. Pozostali gapili się w ekrany smartfonów i próbowali nie minąć swego przystanku. Sobota była jedynym dniem, kiedy większość populacji mogła zrzucić garnitury i garsonki, wskoczyć w luźniejsze ciuchy i storpedować się alkoholem na Pietrynie. Urzędnicy i prawnicy, lekarze i ekonomiści, studenci i artyści – wszystkich łączył jeden cel.

Siedział na końcu i gapił się w szybę. Półtorej butelki El Sol oraz kołysanie autobusu sprawiały, że odczuwał senność. Ziewnął dwa razy. Wyciągnął komórkę. Sprawdził Facebooka, Instagrama, obdarował lajkami kilku znajomych i schował telefon do kieszeni.

Pojazd zatrzymał się. Część pasażerów wytoczyła się na zewnątrz, a ich miejsce zajęli nowi, równie podpici. Jedynie blondynka w błękitnym żakiecie sprawiała wrażenie trzeźwej. Zajęła miejsce obok śpiącego jegomościa wyglądającego jak typowy doradca finansowy. Wyciągnęła książkę i zagłębiła się w lekturze.

Mężczyzna z końca pogładził się po brodzie. Jego wzrok skupiony był na nowej pasażerce. Uważał czytanie za coś niesamowicie seksownego. Przemknęło mu przez myśl, żeby podejść i zapytać, co czyta. Szybko doszedł, że autobus nocny to kiepskie miejsce na rozpoczynanie rozmowy; szczególnie z piękną i trzeźwą kobietą. Tym bardziej, że sam nie wyglądał na najświeższego. Ponownie wbił wzrok w szybę. Obserwował migające światła samochodów, agresywne neony sklepów, tlące się końcówki papierosów w ciemności.

– Proszę zabrać rękę – usłyszał po chwili kobiecy głos. Odwrócił głowę.

Facet, który przed chwilą spał, wodził teraz palcem po udzie dziewczyny w błękitnym żakiecie. Uśmiechał się przy tym jak opóźniony w rozwoju.

– O co ci chodzi? – wybełkotał.

– Proszę zabrać rękę.

– Przecież to sama przyjemność.

– Niech pan zabierze rękę.

– Może pojedziemy do mnie, co? – Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem. – Jestem pierwszorzędnym kochankiem.

– Może nie. – Zrzuciła dłoń ze swej nogi.

– Dziewczynko, nie bądź taka. Wiesz kim jestem?

– Nie przyszłam tutaj grać w zgadywanki.

– No nie bądź taka. – Jego ręka znów powędrowała na udo dziewczyny. – Nie daj się prosić. Nie pożałujesz.

– Bierz te łapy! – Łzy stanęły jej w oczach.

Facet zacisnął palce na jej nodze. Rozejrzała się po autobusie. Panicznie chciała, żeby ktoś ją zauważył, ale nikt nie zwracał uwagi. Wszyscy byli zajęci swymi rozrywkami. Facet próbował ją objąć drugą ręką. Jęknęła.

– Cicho, cicho, nie ma powodu do złości – wciąż nie dawał za wygraną.

Nagle mężczyzna z końca wstał i podszedł do nich. Rzucił szybkie spojrzenie dziewczynie. Chwycił pijanego za poluzowany krawat; tamten wciąż trzymał udo blondynki.

– Hey man, let her go.

– Co kurwa?

– Let her go! Do you have problem?

– Sam jesteś problem. Puszczaj, imigrancie jebany.

– Let her go! – wycedził.

Pijany złapał mężczyznę za klapy marynarki. Przysunął twarz do jego twarzy. Obcokrajowiec poczuł alkoholowy odór. Dziewczyna siedziała jak zaklęta.

– Chcesz w ryj? – wybełkotał.

Mężczyzna odwrócił się przez ramię. Autobus zbliżał się do przystanku. Spojrzał na nawalonego oponenta – ledwo utrzymywał się na nogach. Uśmiechnął się do niego szeroko.

– Czego rżysz, pedale?

– Don’t be a dick.

Uderzył pijanego z główki. Jego nos eksplodował krwią; padł na siedzenie nieprzytomny.

Chwycił oniemiałą dziewczyną za rękę i wybiegli z autobusu. Stali na zewnątrz i obserwowali przez szybę jak wokół tamtego zbiera się gromadka równie wciętych pasażerów. Trzymali się za ręce aż autobus nie ruszył. Dopiero wtedy ją puścił.

– Sorry – powiedział. – I had to do it.

– Nie przepraszaj – odparła po angielsku. – To było ekstra.

Uśmiechnęła się do niego. Miała słodką i niewinną buzię; nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Jej oczy fosforyzowały wdzięcznością.

– Musisz teraz czekać trzydzieści minut na następny– rzekł mężczyzna. – Jeśli chcesz to poczekam z tobą.

– Mieszkam dwa przystanki stąd. Zrobię sobie spacer. Trochę ochłonę.

Wyciągnął papierosy i podsunął paczkę dziewczynie.

– Jeszcze się nie nauczyłam.

– Będziesz miała coś przeciwko?

– Oczywiście, że nie.

Zaciągnął się mocno. Zmierzyła go wzrokiem. Podobał się jej; był jednym z tych mężczyzn, którzy nie przejmują się modą i uważają, że czarna koszula i marynarka to najlepsze połączenie. Mocny zarost dodawał mu seksapilu. Cieszyła się, że jest ciemno i nie może dostrzec jej wypieków.

– Jeśli chcesz, to możesz mnie odprowadzić. – Zatrzepotała rzęsami.

Kiwnął głową, a dziewczyna wyciągnęła rękę.

– Jestem Zuza.

– Carlos. – Mężczyzna odwzajemnił uścisk.

– Skąd jesteś?

– De Madrid en España

– Ekstra. Zawsze chciałam pojechać do Hiszpanii, wiesz?

Szli spokojnym krokiem przez usypiające miasto. Jedynym odgłosem był stukot jej obcasów. W pojedynczych oknach świeciło się światło.

– Co robisz w Polsce? – zapytała Zuza.

– Może przyjechałem po to, żeby cię uratować?

Zaśmiała się.

– Chciało ci się jechać taki kawał?

– Jestem filmowcem. Realizujemy tutaj pewien projekt.

Zuza mało nie podskoczyła z podniecenia.

– Naprawdę? – pisnęła. – Tydzień temu przyjęli mnie do filmówki na aktorski. Co to za projekt?

– Ściśle tajny, ale niebawem będzie o nim głośno.

– No powiedz. – Chwyciła go za rękę – proszę, proszę. Musisz mi powiedzieć.

– Nie mogę. Poza tym, na razie jeszcze nie ma o czym. Sam nie wiem, co z tego wyjdzie.

– O czym będzie?

– Eksperymentalna fabuła o naszych lękach i naszych cieniach, o ciemnej stronie namiętności i takich tam. Artystyczny bełkot.

– Brzmi ekstra.

Carlos uśmiechnął się.

– Czytałaś książkę w autobusie. Co to było?

– „Fight Club” Chucka Palahniuka. Znasz?

– Widziałem film.

– Świetny jest – zapiszczała Zuza. Wyrzucała z siebie słowa jak automat: – Kocham Helenę Bohnam Carter jako Marlę Singer. Ona jest niesamowita. Ta scena na końcu, gdy trzymają się za ręce, a wszystko zaczyna się rozpadać… Genialne. W ogóle motyw, że Tyler i Norton… kocham ten film.

Całą drogę rozmawiali jakby znali się wiele lat. Dziewczyna spijała każde słowo z ust Carlosa. Był dla niej jak wyrocznia. W końcu znaleźli się pod blokiem.

Zuza oparła się o ścianę. Jej jasna twarz odznaczała się na murze. Kosmyk włosów opadł jej na buzię. Powolnym lecz zgrabnym ruchem założyła go za ucho. Przez cały czas nie spuszczała wzroku z mężczyzny.

– A może wejdziesz na górę? Współlokatorka wyjechała. Napijemy się wina, posłuchamy Pixies… – zaproponowała. Zaczęła kręcić biodrami nucąc „Where is my mind”.

– Już późno. Muszę jutro wstać wcześnie, a nawet dzisiaj.

– Przecież jest niedziela.

– Sztuka nie znosi kompromisów – odparł.

Zuza zrobiła wielkie smutne oczy i wygięła nienaturalnie usta.

– No chodź, będzie ekstra.

– Nie dziś, naprawdę.

– Spotkamy się jeszcze? – zapytała. – Masz Facebooka?

– Mam.

Wyciągnęła szybko telefon. Zaczęła stukać z niebywałą prędkością.

– Jak się nazywasz? Carlos…?

– Łatwiej będzie mi ciebie znaleźć.

– Zuzanna Zalewska.

– Miło było cię poznać. – Mężczyzna wyciągnął dłoń w jej kierunku.

Zmierzyła go wzrokiem. Złapała go za rękę i przylgnęła do niego jak pijawka. Wbiła mu język w usta. Całowała go jakby był jej pierwszym i ostatnim facetem w życiu. W końcu uwolnił się od niej.

– Wow – westchnął.

– Przekonałam cię?

Odpalił papierosa. Pogładził się po brodzie.

– Hasta la vista, baby – rzekł z uśmiechem.

Odwrócił się na pięcie i udał się w kierunku najbliższego postoju taksówek. Zuza opierała się o ścianę, obserwowała jak po Carlosie zostają jedynie błękitne smugi dymu. Niechętnie wspięła się po schodach. Umyła twarz i zęby, po czym położyła się do łóżka. Jej mózg zmienił się w fabrykę fenyloetyloaminy. Jej myśli orbitowały wokół nowopoznanego Hiszpana. Pod powiekami przewijały się jej wizje wspólnego życia, artystycznej współpracy, aż do wesołej i spokojnej starości w małym domku w południowej Andaluzji. Do świtu nie mogła zmrużyć oka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Szudracz 18.06.2017
    W kulminacyjnym momencie, w tył zwrot. Przynajmniej zostawił po sobie rozbudzone marzenia :) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania