Poprzednie częściWszyscy byli odrzuceni - część 1

Wszyscy byli odrzuceni - część 5

Z trudem uniosła powieki. Światło drażniło oczy. Mózg napierał na czaszkę jakby w ciągu nocy urósł kilkukrotnie. Bolały ją nawet włosy na głowie. Dawno nie czuła się tak fatalnie. Próbowała sobie przypomnieć, co zmieszała i w jakich ilościach, ale taśma w jej głowie od pewnego momentu nie nadawała się do odtworzenia, jakby ktoś wykasował wszystkie obrazy, a zostawił jedynie wielogodzinną projekcję ciemności.

Uniosła się na łokciach. Chwilę zajęło jej uświadomienie, że nie leży w swoim łóżku. Miejsce obok było jeszcze ciepłe, ktoś musiał tu leżeć jeszcze przed chwilą. Ból ustąpił przerażeniu. Rozejrzała się nerwowo; pokój był jasny i czysty, zadbany i urządzony ze smakiem, ale bez przepychu. „Psychopaci mają tendencję do nadmiernego porządku – pomyślała. – W co ja się wpieprzyłam?”. Próbowała się skupić i przywołać chociaż strzępy informacji – jakiś chłopak, papieros, bar, drinki – ustalenie chronologii było niewykonalne.

Odchyliła kołdrę. Miała na sobie sukienkę, musiała w niej spać. Wymacała pod spodem majtki i stanik, były na swoim miejscu. Odetchnęła z ulgą. Na podłodze leżała jej torebka. Chwyciła ją szybko – chusteczki, szminka, pęk kluczy, notes, szczotka do włosów, paczka gum do żucia – brakowało telefonu. Zaklęła. Szybko jednak wytłumaczyła sobie, że brak telefonu jest znacznie lepszy niż bycie zgwałconą.

Dobiegł ją dźwięk spuszczanej wody, a następnie kroki na korytarzu. W głowie widziała, jak mocne męskie dłonie materializują się jej na szyi. Zerwała się z łóżka i skoczyła do okna. „Czwarte – policzyła na szybko – podobno dopiero ósme gwarantuje śmierć”. Ten ktoś się zbliżał. Odwróciła się. Klamka drgnęła. Wychyliła się przez parapet, żeby raz jeszcze ocenić szanse na przeżycie. Drzwi zaskrzypiały. Julka stanęła na palcach. Zacisnęła zęby. Zamknęła oczy.

– Bejbe, rzygasz? – usłyszała za plecami.

Wzdrygnęła się. Kilka sekund zabrało jej uświadomienie sobie, że zna ten głos.

W progu stała Olga ubrana w szarą piżamkę z hipisowskim motywem. Kiedy dostrzegła Julkę, źrenice rozszerzyły się jej jak u kota.

– Nie wyglądasz najlepiej – wydukała.

Twarz Julki była bladozielona; miała na niej wypisane, że poprzedni wieczór był intensywny. Osunęła się powoli na podłogę. Napięcie zeszło z niej jak powietrze z dziurawej piłki. Wrócił za to świdrujący ból.

– Tak też się czuję. – Dotknęła skroni, czuła jak pulsują.

– Chcesz jakiegoś procha?

– Wszystkie.

Olga wróciła z listkiem Apapu Extra. Julka połknęła trzy tabletki i popiła je litrem wody. Wyciągnęła się na podłodze.

– Już myślałam, że uprowadził mnie jakiś zboczeniec – wydyszała.

– Nie bądź dla siebie taka okrutna. Myślisz, że tylko zboczeniec by cię chciał? Kubuś wyglądał na normalnego.

– Jaki Kubuś?

– Ten koleś, który kleił się do ciebie pół wieczoru.

– Co?

– Wróciłaś z nim z fajki. Trochę potańczyliście…

– I co dalej? – Przerażenie odmalowało się na twarzy Julki. – Czy ja coś z nim?

– Nie wiem, zostawiłam was w spokoju. Miałam siedzieć i patrzeć jak się macacie?

– Ja pierdolę.

– O co ci chodzi? Siedzieliście wtuleni w siebie, oczy ci się kleiły, on cię miział po ramieniu, całował w czoło i chyba tyle.

– Nic więcej nie było?

Olga przewróciła oczami i uśmiechnęła się.

– Jaja sobie robisz czy serio nic nie pamiętasz?

Julka miała wrażenie jakby nagle zabrało tlenu. Jej twarz purpurowiała ze zdenerwowania.

– Powiesz mi czy nie? – rzuciła.

– W pewnym momencie wstał i poszedł, chyba do kibla. Zostałaś sama i najwidoczniej odcięło ci zasilanie, bo jak się odwróciłam to spałaś z czołem przybitym do stolika.

– A jak mi coś wrzucił do drinka? – Głos Julki wchodził na coraz wyższe rejestry.

– Zesrał się, a nie wrzucił. – Olga machnęła ręką.

– Skąd wiesz?

– Ten koleś skonsultowałby się z lekarzem lub farmaceutą nim podałby ci Rutinoscorbin. Nie wszyscy faceci są chujami, bejbe. Znakomita większość, ale kilku normalnych się przecież ostało.

– Co zrobił jak wrócił?

– Nie mam pojęcia. Jak zobaczyłam, że nie domagasz, to wzięłam cię z Adą pod ramię, wyprowadziłyśmy, wrzuciłyśmy do auta i przyjechałyśmy tutaj. Nie miałam serca zostawić cię samej.

– Dzięki ci Boże – wycedziła Julka.

– Dziękuj, że windę naprawili, bo byśmy cię nie wtaszczyły.

– Ale na pewno nic z nim?

– Bejbe, co z tobą jest? Koleś był miły, dowcipny, przystojny. Leciał na ciebie, aż miło. Może nie wyglądał jak zaginiony brat bliźniak Ryana Goslinga, ale wydawał się całkiem całkiem. Co z nim było nie tak?

– Nie gadajmy o tym, proszę. Chociaż nie dzisiaj.

– Jak masz sobie znaleźć faceta skoro żaden ci nie pasuje?

Julka ukryła twarz w dłoniach. Wydała z siebie bliżej nieokreślony skowyt, który miał pewnie oznaczać cierpienie.

– Nie wiem na co ty czekasz? – kontynuowała Olga. – Chwilę wcześniej marudzisz mi, że nie masz z kim iść na wesele, że jesteś samotna, a jak trafia się fajny, naprawdę fajny facet to nagle ci przechodzi. Naprawdę był fajny. Dałaś mu chociaż numer?

– Nie wiem, w ogóle chyba telefon zgubiłam – wydukała Julka.

– Przecież ja go mam. Pożyczyłam na chwilę.

– Aha, spoko.

Dziewczyna uniosła głowę ważącą chyba pół tony. Szafka, okno, kwiatki na parapecie, nawet Olga – wszystko pływało jej przed oczami. Resztkami sił wgramoliła się na łóżko. Wbiła twarz w poduszkę. Poczucie winy wysuszało jej przełyk, pęczniało w żołądku.

– Robisz coś jutro wieczorem? – zapytała Olga.

– Mam trening – wysapała Julka.

– A wtorek?

– Też.

– A w jaki dzień nie masz treningu, słodka jak najsłodsza kostka cukru, niewiasto?

– Co?

– Adrian, pyta, kiedy masz czas na piwo i spacer?

Julka odwróciła głowę i spojrzała na przyjaciółkę. Ta siedziała oparta o ścianę i z prędkością świata stukała kciukami w jej telefon. Uśmiechała się do urządzenia jak dziecko.

– Jaki znowu Adrian?

– Lat dwadzieścia dziewięć, szatyn, metr siedemdziesiąt siedem. Lubi filmy Tarantino, książki Stephena Kinga i wypady na łódkę ze znajomymi. I twierdzi, że jesteś słodziutka.

– Z kim ty chcesz mnie zeswatać?

– Sam napisał. To wtorek czy środa? Może wtorek, im szybciej tym lepiej, nie?

Julka poderwała się z łóżka. Wyrwała Oldze telefon z rąk. Przez kilka dobrych sekund wpatrywała się w wyświetlacz z niedowierzaniem, jakby właśnie otrzymała wiadomość o śmierci rodziców.

– Czy ty mi zainstalowałaś Tindera? – rzuciła.

– Tak, a co chodzi? – odparła Olga ewidentnie rozbawiona

Julkę ukłuło w mostku. Czuła coś pomiędzy złością i rozbawieniem. Nie potrafiła tego sprecyzować. Zrzuciła winę na kaca, ale wiedziała, że to nie prawda. Miała problem z nazywaniem jakichkolwiek uczuć w jakimkolwiek stanie.

– Kurwa, Olga, ja mam dwadzieścia osiem lat i mam sobie szukać faceta przez jakąś śmieszną aplikację?

– Jeszcze mi podziękujesz.

– Nie wierzę.

– No to sobie czekaj, szukaj, ale mi nie truj, ok? Chcę dobrze, a ty co?

Julka westchnęła głęboko. Nie miała ochoty wdawać się w dyskusję. Tak naprawdę, to pragnęła w magiczny sposób teleportować się do swego mieszkania, w którym mogłaby zamknąć się na cztery spusty, odpalić trzeci sezon „Przyjaciół” i płakać do woli. Jej psychoterapeutka pewnie byłaby z niej dumna.

– Weź chociaż spróbuj – ciągnęła Olga. – To przecież nic złego, nie?

– Przecież to wstyd.

– Wstyd to kraść i nosić dziecko listonosza.

– Ile znasz par, które się przez to poznały?

– Janka poznałam przez Tindera – odparła dumnie.

Na twarz Julki pojawił się ironiczny grymas.

– Przecież poznaliście się w na przystanku, jak ludzie, analogowo – powiedziała.

– I ty w to wierzysz?

– Sama przecież mówiłaś, że wysiadł za tobą z tramwaju i powiedział, że nie ma pojęcia, gdzie idziesz, ale musi cię odprowadzić.

– No mówiłam, mówiłam. Ale wtedy wszyscy myśleli, że to aplikacja do ruchania.

– A nie?

– Bejbe, wszystko zależy od podejścia. Chcesz się ruchać to znajdziesz tam tabun samców alfa, którzy zerżną cię, aż miło. Ale pomyśl, że to szansa na poznanie kogoś, kogo raczej byś nie spotkała w realu Bo inne zainteresowanie, bo brak wspólnych znajomych, bo coś tam jeszcze. Wszyscy zaczynali od bycia nieznajomymi.

Telefon zawibrował. Julka spojrzała na ekran. Wiadomość od Adriana: „Środa 19?”. Bez chwili wahania usunęła całą konwersację. Wrzuciła telefon do torby i ponownie wbiła głowę w poduszkę.

– To nie dla mnie – odparła.

– Zróbmy deal – powiedziała Olga. – Daj sobie tydzień. Jeśli przez siedem dni nie trafi się nawet jeden interesujący koleś to pieprzę Janka i też idę sama.

– Ale Olga…

– Kurwa, żadnego „ale”. Przez siedem dni wybierasz sobie najładniejszych, najprzystojniejszych, zgadzasz się na kawki, herbatki, ciasteczka, spacery i inne bajery, ok?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania