Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ IV_Od nowa_Rozdział I: wrzesień cz. I

wrzesień – cz. I

 

W duszpasterstwie zaczynał się nowy rok szkolny. Ksiądz Arek był w trakcie układania programu na kolejny sezon. Długo zastanawiał się, czym zastąpić lekcje rysunku. Wiadomo było, że w tym roku nie będzie miał kto ich prowadzić. W poprzednim semestrze Aleksa zastąpił jego przyjaciel Sylwek, ale w tym roku mężczyzna oznajmił, że nie jest w stanie pogodzić tych zajęć z innymi obowiązkami. Stratę Aleksandra odczuli wszyscy. Jego firma, która musiała zrezygnować z kilku projektów, żeby nadrobić wspólnymi siłami to, co on wykonywał w pojedynkę. Duszpasterstwo straciło wspaniałego, utalentowanego człowieka. Rodzice jednego z ukochanych synów, Bartek brata, Beatka ojca chrzestnego i wujka. Beata ukochanego mężczyznę, z którym zaczynała budować przyszłość.

Jej rozpacz była tak wielka, że właściwie nikt nie wiedział, jak jej pomóc. Ksiądz Arek próbował z nią porozmawiać o jej uczuciach, ale dziewczyna zamknęła się w sobie. Przestała przychodzić na spotkania, a w firmie całą pracę zwaliła na głowę Maurycego i Pauliny (dobrze, że oni wiedzieli, jak się tym zająć i byli chętni do pomocy), bo nie była w stanie patrzeć, jak inni przygotowują się do ślubu. Z Anglii na kilka tygodni przyleciała Iza, ale nawet ona nie bardzo wiedziała, jak dotrzeć do przyjaciółki. Ten najtrudniejszy okres trwał jakieś pół roku. W końcu Beata zadzwoniła do duszpasterza i umówiła się na rozmowę.

- Proszę księdza, muszę coś zmienić – powiedziała. – Nie jestem w stanie na razie planować czyichś wesel. Nie wiem, czy wyjechać gdzieś, czy zostać tutaj. Nie chcę tych spojrzeń pełnych współczucia a jednocześnie czuję się głupio, bo wiem, że nie tylko ja straciłam Aleksa, a tylko ja nie mogę się z tym uporać.

- Beata, - przerwał ksiądz Arek – sądzę, że wszyscy mają z tym problem. Tylko życie toczy się dalej. Bartek ma swoją rodzinę i ona nie pozwala mu użalać się nad sobą. Mama Aleksa cierpi i pewnie będzie cierpieć do końca swoich dni, jak każda matka, która straci swoje dziecko. Ty byłaś o krok od tego, żeby zacząć z nim swoją przyszłość. Nic dziwnego, że czujesz się rozczarowana i zawiedziona.

- Nie rozumiem tego! – zawołała Beata. – Nie rozumiem, dlaczego właśnie teraz, kiedy wszystko zaczynało się układać. Czy to jakaś kara za to, że tak długo zwlekałam, że byłam ślepa, że nie doceniałam tego, co mam…? – zapytała ze łzami w oczach.

- Nie! Pan Bóg nie karze nas w taki sposób, ale ma w tym wszystkim jakiś cel, którego my teraz nie rozumiemy. Z czasem dowiemy się, o co Mu chodzi. Jeśli nie w tym życiu to w wiecznym.

- Ale dlaczego zabrał go właśnie teraz? Kiedy oboje dojrzeliśmy do konkretnych decyzji.

- Nie wiem. Musisz Jego zapytać, może ci odpowie.

- Minęło dziewięć miesięcy. Gdyby chciał, to już by to zrobił – stwierdziła Beata z ironią.

- Więc widocznie nie chce. A co ty chcesz zrobić teraz? – zapytał ksiądz Arek.

- Zaczyna mi głowa pękać od tego wszystkiego. Muszę zająć się czymś, co pozwoli mi nie myśleć o mojej niedoszłej przyszłości z Aleksem i w ogóle o wszystkim…

Ksiądz Arek zamyślił się i przypomniał sobie pewną rozmowę sprzed kilku dni…

 

Jednym z jego pomysłów na nowe zajęcia w duszpasterstwie był kurs tańca. Chodziło nie tylko o to, żeby zarówno dzieciaki jak i młodzież umiała sensownie poruszać się podczas zabaw tanecznych, ale także o to, żeby młodzi mężczyźni mieli odpowiednie podejście do płci przeciwnej, z szacunkiem i odrobiną ujmującej szarmanckości. Znał jedną osobę, która jak nikt nadawała się do tego, żeby ich tego nauczyć. Tym kimś był Mirek, wodzirej, z którym ksiądz Arek znał się ładnych parę lat i który już nie raz prowadził imprezy w duszpasterstwie. Wszyscy kojarzyli go z tego, jak fantastycznie animował tańce synchroniczne. Nikt jednak nie wiedział, że Mirosław z tańcem związany był od dziecka. Zaczynał od baletu, później zainteresował się tańcem nowoczesnym. Startował z dużymi sukcesami w różnych turniejach tańca towarzyskiego, potem w formacji tanecznej. Kształcił się również za granicą. Skończył studia związane z choreografią i pedagogiką tańca. Wreszcie otworzył własne studio, gdzie wraz z dobraną grupą instruktorów uczyli tej sztuki dzieci, młodzież i dorosłych. Poza tym czasami, ale tylko na szczególną prośbę księdza Arka, stawał się DJ-em i wodzirejem. Podczas jednego takiego spotkania w sprawie prowadzenia zabawy, ksiądz Arek zaproponował kurs tańca. Siedzieli właśnie w gabinecie Mirka, w jego szkole i pili herbatę zaparzoną przez recepcjonistkę.

- Będę szukał nowej dziewczyny do recepcji – rzekł tancerz. – Ewelina spodziewa się dziecka i idzie na zwolnienie. Potrzebny mi ktoś energiczny, rzutki i rozgarnięty.

Ksiądz Arek pomyślał o Beacie. Czuł, że będzie potrzebować jakiegoś zajęcia a jednocześnie oderwania się od planowania wesel. Nie wiedział tylko, jak zapatrywałaby się na pracę w szkole tańca. To też mogło jej się kojarzyć z Aleksem. Jednocześnie, jeśli ktoś miałby wyciągnąć ją z tego stanu smutku, to tą osobą mógł być Mirek. Warto zaryzykować.

- Być może miałbym kogoś, kto by się nadawał – rzekł z pewnym wahaniem.

- Tak?

Mirek spojrzał na księdza z zaciekawieniem.

- Mam w duszpasterstwie młodą kobietę, która pół roku temu straciła w wypadku… prawie narzeczonego.

Wyraz twarzy Mirosława stał się całkowicie poważny.

- Znali się bardzo długo, – kontynuował ksiądz – on był w niej zakochany, ale ona nie była nim zainteresowana. Mimo to on nie poddawał się i walczył aż w końcu ona odwzajemniła jego uczucia. Wszystko zmierzało do szczęśliwego finału, ale Bóg chciał inaczej. Aleks zginął potrącony przez samochód, który jechał prosto na jego ukochaną. Odepchnął ją, ale sam nie zdążył uciec.

- To straszne – wyszeptał Mirek.

Jego oczy błyszczały.

- Dziewczyna szuka jakiegoś zajęcia. Prowadzi firmę, która zajmuje się planowaniem wesel, ale chciałaby zająć się czymś innym na jakiś czas, co jest zupełnie zrozumiałe – wyjaśnił ksiądz Arek.

- No tak – rzekł Mirosław w zamyśleniu. – Dobra, proszę ją jakoś pokierować tutaj a ja zobaczę, co da się zrobić – dodał.

- W ogóle przydałoby się tchnąć trochę życia w Beatę, bo zdaje się, że straciła ochotę na cokolwiek. Ona zawsze lubiła taniec… - rzekł ksiądz Arek.

Mirek spojrzał na niego i uśmiechnął się. Nie musiał nic mówić. Zrozumieli się obaj bez słów.

- Co zrobisz z kursem tańca u nas? – spytał duszpasterz po chwili.

- Za tydzień będziemy tworzyć nowy grafik na kolejny rok szkolny. Zobaczymy, czy da się coś wykroić z mojego czasu – powiedział Mirek.

 

Teraz siedząc w towarzystwie Beaty ksiądz pomyślał o tym, żeby powiedzieć jej o możliwości pracy u niego.

- Beata, mój znajomy szuka recepcjonistki do studia tańca – rzekł. – Dotychczasowa właśnie idzie na zwolnienie, bo jest w ciąży. Potrzebuje osoby dobrze zorganizowanej, bystrej… może to by cię trochę oderwało?

- Taniec?! Żartuje ksiądz?! – oburzyła się Beata. – Przecież taniec mi się całkowicie kojarzy z Aleksem.

- Ale tam nie będziesz tańczyć tylko zasuwać na recepcji. Papierkowa robota – odparł ksiądz.

- Ale będę słyszeć muzykę, wspominać…

- Może chociaż spróbuj. Nigdy nie wiadomo, na ile ta praca będzie się pokrywać z twoimi wyobrażeniami.

Ksiądz Arek sięgnął po telefon komórkowy. Odszukał numer i wysłał go smsem do Beaty.

- Tutaj masz namiar. Jak się zdecydujesz to zadzwoń do Mirka i umów się z nim na rozmowę – rzekł.

 

Po wyjściu od księdza, Beata zdecydowała, że na pewno nie będzie podejmować pracy w żadnej szkole tańca. Chciała się oderwać od wszystkiego, co kojarzyło się z Aleksem, a taniec należał do takich rzeczy. Zatem tamto miejsce też będzie się z nim kojarzyć. Jednak kilka dni później zaczęła się wahać. Musiała znaleźć jakieś zajęcie. Tam przynajmniej nikt jej nie znał więc nikt nie będzie patrzył na nią ze współczuciem, zastanawiał się, co mówić, czego nie mówić. Pozna nowych ludzi, nawiąże zupełnie nowe kontakty. No i nie będzie planować żadnych wesel. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła pod numer, który dostała od księdza Arka. Mirek odebrał od razu. Przedstawiła się i powiedziała, że dzwoni w sprawie pracy w recepcji. Umówili się, że spotkają się następnego dnia w studio.

Kiedy dotarła na miejsce, zatrzymała się przed wejściem nieco zaskoczona. Spodziewała się budynku w stylu kamienicy, w której piętro jest wynajęte przez tancerzy. Okazało się, że stoi przed nowoczesnym lokalem, na którym zawieszone szyldy już z daleka ogłaszały jego przeznaczenie. Otworzyła szklane drzwi i znalazła się w dużym, przestronnym hallu. W tle brzmiała cicha, rytmiczna muzyka. Na ścianach wisiały fotografie tancerzy w różnych pozach. Beata, porozglądawszy się przez chwilę, ruszyła w stronę recepcji.

- Dzień dobry, - przywitała ją młoda, uśmiechnięta dziewczyna, – w czym mogę pomóc? – zapytała.

- Dzień dobry. Ja byłam umówiona z panem… - Beata uświadomiła sobie, że nie zna jego nazwiska – Mirosławem na rozmowę – powiedziała. – Beata Jabłońska.

- A tak, szef wspominał – rzekła recepcjonistka. – Za chwilę skończy zajęcia. Zechce pani usiąść i poczekać.

Wskazała na wygodne kanapy stojące nieopodal.

- Napije się pani czegoś? – zapytała.

Beata uprzejmie odmówiła i ruszyła w stronę wskazanego kącika wypoczynkowego. Usiadła na jednej z kanap. Rozglądnęła się jeszcze raz po ścianach oglądając fotografie. Niektóre przedstawiały tańczące dzieci, inne dorosłych. Jedne były kolorowe, inne czarnobiałe albo w sepii. Przypomniała sobie o właścicielu szkoły i zaczęła szukać jego zdjęcia. Zauważyła, że na ścianie, pod którą siedziała, kilkadziesiąt centymetrów dalej wisiała jakaś duża fotografia. Ze swojego miejsca nie widziała jej dobrze, ale postanowiła, że oglądnie ją wychodząc.

Jakiś czas później w hallu zrobiło się tłocznie. Jedni wychodzili inni wchodzili. Beata zrozumiała, że właśnie skończyły się jedne zajęcia, a za chwilę zaczną się następne. Pojawili się rodzice, którzy odbierali dzieci z lekcji. Zaczęła napływać młodzież. Kobieta przyglądała się uczniom. Niektórzy zatrzymywali się w hallu, żeby ze sobą porozmawiać inni mknęli prosto do szatni. W końcu zauważyła znajomego mężczyznę, który zmierzał do recepcji. Po chwili dotarło do niej, że to był ten wodzirej, który prowadził zabawy w duszpasterstwie. Beata przyglądała mu się zaskoczona. Nie spodziewała się, że ma on swoją szkołę tańca. Myślała, że tylko jest DJ-em po jakimś kursie. Zamienił kilka słów z pracownicą, która wskazała na Beatę. Przez tę krótką chwilę kobieta mogła go poobserwować. Ubrany był w wygodne płócienne spodnie i koszulkę polo. Ten strój uwydatniał jego wysportowaną sylwetkę. Na nogach miał buty do tańca. Długie jasne włosy zwinął w jakiś niedbały kok. Przechodzące obok niego dzieci i młodzież kłaniały mu się, a on kiwał im głową z uśmiechem i czasami rzucał jakieś uwagi. W końcu oderwał się od kontuaru i ruszył w kierunku Beaty. Oczywiście nie bez zatrzymywania przez swoich uczniów.

- Dzień dobry – rzekł z uśmiechem, kiedy dotarł do dziewczyny. – Chodźmy do mojego gabinetu – poprosił, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

Poczekał aż wstanie i dłonią wskazał jej kierunek. Ruszyli razem w głąb korytarza. Po drodze minęli szatnie, w których, jak wytłumaczył, uczniowie mogli się przebierać na zajęcia albo po prostu zostawić kurtki i buty. Doszli do końca korytarza. Mirek wyminął Beatę i otworzył przed nią drzwi swojego gabinetu.

- Zapraszam – rzekł uśmiechając się.

Dziewczyna przekroczyła próg i zaniemówiła. Gabinet był duży, pod oknem mieściło się eleganckie biurko, a za nim stał wygodny, skórzany fotel. Na regałach pełnych dokumentów, stały puchary i inne statuetki. Na ścianach wisiały dyplomy. W kącie po prawej stronie od wejścia stał niski, szklany stolik a dookoła niego sofa i kilka wygodnych foteli w komplecie. Wszystko urządzone było w barwach metalicznych szarości i przeplatane było dodatkami w kolorach bieli i lazurowego błękitu. Ktoś, kto urządzał to miejsce musiał dobry gust.

Mirek zaprosił dziewczynę, żeby usiadła na sofie a sam zajął miejsce w fotelu.

- Miło cię poznać – rzekł. – Napijesz się czegoś? – zapytał.

- Nie, dziękuję – odparła Beata z uśmiechem.

- Okej, to przejdźmy do rzeczy. Jesteś zainteresowana pracą w mojej szkole, tak?

- Tak, potrzebuję… - Beata zawahała się – pewnej zmiany i myślę, że to byłaby dobra… odskocznia.

Beata nie wiedziała, że ksiądz Arek opowiedział Mirkowi jej historię. Z kolei on sam, póki co, nie zamierzał tego ujawniać, skoro miał wykonać swoje zadanie. Na razie wpatrywał się uważnie w kobietę siedząca naprzeciw niego. Była bardzo ładna. Miała długie rude włosy i duże, zielone oczy, z których wyzierał smutek i jakaś… rezygnacja. Widać było, że bardzo przeżyła śmierć swojego ukochanego i nadal nie pozbierała się po tej stracie. Przynajmniej nie w środku.

- Ksiądz Arek, wspominał, że prowadzisz swoją firmę. Jak to pogodzisz? – zapytał.

- Przejmie ją mój współpracownik ze swoją narzeczoną. Kiedyś, jak musiałam wyjechać z kraju, to świetnie dawali sobie radę – odpowiedziała.

- Od kiedy mogłabyś zacząć?

- Od kiedy chcesz.

Mirek uśmiechnął się.

- W takim razie przyjdź jutro – rzekł. – Ewelina, moja recepcjonistka, wprowadzi cię w twoje zadania tak, żebyś mogła ją zastąpić, jak odejdzie na zwolnienie. Zaczynamy o dwunastej.

- Dobrze.

Mężczyzna zerknął na zegarek.

- Za kwadrans zaczynam zajęcia – powiedział. – Chcesz zobaczyć naszą szkołę? – spytał.

Beata zastanowiła się przez chwilę. Z jednej strony nie chciała oglądać tancerzy a z drugiej, jeżeli miała tutaj pracować, to w końcu będzie musiała przyzwyczaić się do nich. Poza tym ciekawiło ją to miejsce i to, jak wygląda nauka tutaj.

- Tak – odparła.

- No to chodź – rzekł Mirek wstając.

Beata także podniosła się z sofy i oboje wyszli z gabinetu. Udali się w głąb korytarza.

- Mamy trzy sale treningowe – zaczął opowiadać Mirosław. – Jedną na dole i dwie na piętrze.

Podeszli do drzwi po prawej stronie korytarza i mężczyzna uchylił je. Za nimi była pierwsza sala. Duża. Dwie naprzeciwległe ściany zajmowały lustra. Były tam też barierki do rozciągania. W kącie stał sprzęt nagłaśniający.

- Tutaj zazwyczaj trenują nasze grupy taneczne. Jedna z nich to już profesjonalni tancerze, z którymi tworzymy układy na rożne eventy, spektakle muzyczne, koncerty. Niektórzy z członków przechodzą do innych formacji, tych bardziej znanych w Polsce i na świecie. Tutaj uczymy też tańca towarzyskiego.

W momencie, gdy Mirek opowiadał, do sali zaczęli schodzić się tancerze. Witali się z trenerem i zaczynali wykonywać proste ćwiczenia rozciągające. Mirek zostawił ich i zaprowadził Beatę na piętro. Pozostałe sale były nieco mniejsze od tej na dole, ale tak samo wyposażone. Odbywały się w nich zajęcia. W jednej grupa dzieci ćwiczyła walca, a w drugiej trwał kurs salsy.

Kiedy Beata usłyszała muzykę, sama miała ochotę wejść na salę i dołączyć do tańczących. Nie była na parkiecie odkąd… już nawet nie pamiętała, kiedy ostatni raz tańczyła z Aleksem. W ogóle ostatni raz tańczyła chyba z Marcinem, jeszcze przed wylotem do Anglii. Cieszyła się, że będzie mogła poszaleć na zabawie sylwestrowej z narzeczonym, ale nie zdążyła.

Łzy napłynęły jej do oczu. Zamrugała szybko, żeby Mirek niczego nie zauważył i ruszyła w kierunku schodów. Kiedy poczuła, że głos już nie będzie się jej łamał odwróciła się w jego stronę.

- Dzięki za oprowadzenie – powiedziała. – Nie będę ci zabierać więcej czasu, bo widzę, że twoi uczniowie się schodzą. Jutro o dwunastej jestem.

Jeśli sądziła, że Mirek nie zauważył niczego, to była w błędzie. Od razu wyczuł, że dziewczynę coś poruszyło, kiedy zobaczyła tancerzy. Domyślił się, że chciała to ukryć dlatego tak szybko uciekła do wyjścia. Nie dał jednak niczego po sobie poznać. Uśmiechnął się.

- Dobrze, do zobaczenia jutro – powiedział. – Trafisz do wyjścia?

- Oczywiście. Dziękuję. Cześć.

Beata ruszyła w stronę drzwi. Po drodze pożegnała się z recepcjonistką. Nie wspominała jej, że przyjdzie następnego dnia. Stwierdziła, że szef sam ją poinformuje. Przechodząc obok kącika wypoczynkowego zerknęła na zdjęcie, które ją zaciekawiło, kiedy czekała na Mirka. Zobaczyła na nim parę uchwyconą w pozie tanecznej. Na jej oko była to chyba figura z tanga. W mężczyźnie rozpoznała właściciela szkoły. Tancerką była piękna blondynka. Na zdjęciu patrzyli sobie w oczy. Beata spostrzegła podpis na dole. Anita i Mirosław Fabiańscy – założyciele szkoły. Zatem prowadził to studio wraz z żoną. Jednak dzisiaj sam podejmował decyzję. Beata nie zauważyła w jego gabinecie śladów kobiecej bytności. Może pani Fabiańska została w domu, z dziećmi.

Beata nie tańczyła nigdy tanga. Aleks obiecywał, że ją nauczy. Zabrakło mu czasu. Może kiedyś, w niebie, jeśli się tam spotkają, będą mogli jeszcze potańczyć. Beata westchnęła. Czuła, że znów zbiera się jej na płacz. Tak bardzo tęskniła za Aleksem. Chciałaby przytulić się do niego, spojrzeć w te przeszywające, mądre, brązowe oczy. Ruszyła do drzwi. Dopiero idąc pustą ulicą poczuła, że łzy ciekną jej po policzkach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bożena Joanna 09.04.2018
    Wciągnęła mnie ta opowieść. Pozdrowienia!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania