Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ IV_Od nowa_Rozdział VII: styczeń

styczeń

 

Z początkiem nowego roku, w życiu Beaty następowały kolejne zmiany. Wróciła częściowo do swojej firmy. Między innymi po to, żeby zająć się zamykaniem budżetu za poprzedni rok, ale też zorientować się, jak się wszystko tam rozwija. A rozwijało się dobrze. Paulina została zatrudniona na pełny etat i oboje z Maurycym zaczęli już na poważnie planować swoje wesele, które miało odbyć się we wrześniu.

Przyszły pan młody wprost promieniał. Cieszył się, że stworzy pełną rodzinę i że matka jego dziecka w końcu zostanie jego żoną. Paulina też wydawała się szczęśliwa, o wiele spokojniejsza i bardziej pewna siebie. Proszę, jaki wpływ ma kochający mężczyzna na kobietę, pomyślała Beata.

Obecnie stała za ladą w recepcji studia tańca, gdzie pracowała teraz na pół etatu, głównie popołudniami. We wcześniejszych porach dyżur pełniła siostra Mirka. Jeśli chodzi o szefa, to Beata widywała go ostatnio w przelocie. Albo szedł korytarzem od wejścia do swojego gabinetu, a potem na zajęcia albo właśnie wychodził. Załatwiał różne sprawy z księgową, z biurem ubezpieczeniowym, prowadził swoje stałe zajęcia poza szkołą, próbował jeszcze ogarnąć jakieś szkolenia. Był zmęczony. Beata widziała to. Schudł od bycia w ciągłym ruchu, jadł coś w biegu, a do niej podchodził zazwyczaj po to, żeby zapytać, czy wydarzyło się coś nowego, albo zostawić jakieś dokumenty ze zwięzłym poleceniem, co z nimi zrobić.

 

Któregoś popołudnia, Beata zauważyła, że wszedł do swojego gabinetu i został tam dłużej. Postanowiła zanieść mu coś do zjedzenia. Przed przyjściem do pracy przygotowała sałatkę ze świeżych warzyw i zrobiła do niej grzanki z pełnoziarnistego pieczywa. W recepcji na razie nie było ruchu, a poza tym już zaczynały się kręcić po szkole panie sprzątające więc ktoś miał oko na korytarz. Wzięła miseczkę z solidną porcją jedzenia, sztućce i ruszyła do gabinetu. Zapukała do drzwi.

- Proszę - usłyszała słaby głos.

Otworzyła drzwi i weszła do środka. Mirek siedział za biurkiem, odchylony do tyłu, głowę trzymał na oparciu krzesła a oczy miał zamknięte. Kiedy ją usłyszał, otworzył jedno oko, żeby upewnić się, że to ona, po czym zamknął je z powrotem.

Beata zamknęła drzwi i postawiwszy posiłek na stoliku, podeszła do mężczyzny z wyrazem zatroskania na twarzy.

- Źle się czujesz? - zapytała kładąc mu dłoń na czole.

Błyskawicznym ruchem położył na niej swoją i przytrzymał. Na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech.

- Masz chłodne ręce, co za ulga - mruknął.

- Głowa cię boli? - spytała Beata.

- Wszystko mnie boli - odparł.

Otworzył oczy i prostując się ściągnął dłoń dziewczyny z czoła. Zbliżył do ust, pocałował i dopiero wtedy wypuścił. Zaskoczona, zarumieniła się. Poczuła się niezwykle kobieco. Mirek spojrzał na nią i uśmiechnął się.

- Nie jestem chory, po prostu dopadło mnie zmęczenie - rzekł. - I mam obolałe mięśnie, chyba z nadmiaru treningów - dodał.

- Przyniosłam ci coś do zjedzenia.

Beata odzyskała rezon. Wróciła do stolika i po chwili postawiła na biurku przed szefem miskę z sałatką. Obok położyła sztućce zawinięte w serwetkę. Milo spojrzał na jedzenie, po czym przeniósł wzrok na koleżankę.

- Czy ona jest fit? - zapytał z rozbawieniem.

Oboje wybuchnęli śmiechem.

Mężczyzna zabrał się do jedzenia. Beata ruszyła w stronę wyjścia, ale zatrzymał ją. Odwróciła się w jego stronę z pytającym wyrazem twarzy.

- Mam jutro wolny wieczór - rzekł. - W końcu. Chciałbym odpocząć i zrelaksować się w dobrym towarzystwie. Pójdziesz ze mną na kolację? - spytał.

Dziewczyna uśmiechnęła się przekornie.

- Miło mi, że uważasz mnie za dobre towarzystwo - stwierdziła.

- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał Mirek zdezorientowany.

- Nie, mówiłam szczerze.

Mirek rozpromienił się.

- No to pójdziesz? - powtórzył.

- Chętnie.

- Może być o siedemnastej czy za wcześnie?

- Może być.

- Przyjadę po ciebie.

Beata uśmiechnęła się w odpowiedzi i wyszła z gabinetu.

 

Po południu, poprawiając makijaż, jednocześnie rozmawiała przez komunikator z Izą.

- Mówisz, że na randkę idziesz? - spytała przyjaciółka.

- Mówię, że idę na kolację. Nie powiedziałam, że na randkę - sprostowała Beata.

- Oj, jak zwał tak zwał. Idziecie wieczorem, będzie ciemno, romantycznie, będziecie tylko we dwoje – to jest randka -stwierdziła Iza. - Dokąd cię zabiera?

- Nie wiem.

- Czyli dajesz się porwać w nieznane.

- Tak, coś w tym rodzaju.

- Czy ten mężczyzna jest dżentelmenem? To, że jest porywająco przystojny, zabawny, inteligentny, to sama zdążyłam zauważyć.

- Izka! - Beata krzyknęła z rozbawieniem. - Masz inny zestaw pytań? Jak się ma moja córka chrzestna? - zmieniła temat.

- Dobrze, właśnie sobie smacznie śpi. No to jest czy nie jest?

Iza nie dała się zbić z tropu.

- Dać ci numer do niego? Zadzwonisz i zapytasz – zaproponowała Beata.

- Nie chcę, daję mu kredyt zaufania. Jak się jutro nie odezwiesz, to wtedy podniosę alarm.

Beata roześmiała się.

- Cieszę się, że zawsze mogę na ciebie liczyć - powiedziała.

- Do usług. Wiesz, że zawsze życzę ci jak najlepiej - odparła przyjaciółka poważnie. - Chciałabym, żebyś w końcu znalazła swoją drugą połowę i jeśli to ma być Mirek, to niech to w końcu jakoś ruszy do przodu.

- Zobaczymy, co przyniesie dzisiejszy wieczór.

 

Mirek właśnie zabrał się za sznurowanie wysokich butów, kiedy zadzwonił telefon. Zerknął na wyświetlacz i lekko się zdziwił. Dzwoniła Maria, jego teściowa.

- Halo - odebrał.

- Cześć, Mireczku.

- Cześć, mamo. Co tam?

Mimo, że jego żona nie żyła, nie wyobrażał sobie, że mógłby się inaczej zwracać do teściów. Mówienie do nich po imieniu nie było w jego stylu, a nie byli to obcy ludzie.

- Dzwoniła do mnie dzisiaj Janka. Rafał jest w domu - rzekła kobieta.

Słysząc to Mirek zacisnął zęby. Nie z wściekłości, raczej z bezradności, współczucia i może nawet strachu.

- Przerwał leczenie, całymi dniami albo gdzieś łazi, albo siedzi w swoim pokoju przy komputerze - ciągnęła teściowa. - Janka skontaktowała się z jego lekarzem, ale on twierdzi, że siłą niczego nie zrobią. Na razie nikomu bezpośrednio nie zagraża.

Mirek westchnął.

- Dziękuję za wiadomość - powiedział.

- Uważaj na siebie, synku - poprosiła Maria. - Wiesz, że on jest nieobliczalny. Nie wiadomo, co sobie znowu ubzdurał.

- Wiem, mamo. To nie jego wina, on jest po prostu chory. Ale będę miał oczy szeroko otwarte. A co u was? - zapytał Milo.

- W porządku. Andrzej trochę narzeka na kręgosłup, ale wziął od lekarza skierowanie na zabiegi więc będzie lepiej. Musimy tylko poczekać na termin. A u mnie bez zmian. Kwiaciarnia jakoś przędzie, na to zawsze jest popyt.

Maria była florystką. Mirkowi przyszedł do głowy pewien pomysł.

- Mamo, moja... - zawahał się - koleżanka jest organizatorką przyjęć weselnych. Może ja bym was ze sobą skontaktował? - zapytał. - Myślę, że chętnie skorzystałaby z rad doświadczonej osoby, a ty miałabyś więcej zamówień.

Teściowa roześmiała się.

- Koleżanka, mówisz? Mireczku, jeśli układasz sobie życie z kimś na nowo, to nie musisz się tego wstydzić przed nami. Będziemy szczęśliwi, jeśli ty też będziesz - rzekła.

Mirek uśmiechnął się.

- Na razie to są początki - wyjaśnił, - ale zobaczymy, jakie Bóg ma plany względem nas. Ona rok temu straciła narzeczonego, ale powoli otwiera się na nowe zmiany. Muszę do wszystkiego podejść z wyczuciem.

- No tak, ty bardzo dobrze wiesz, jak to jest stracić ukochaną osobę. Życzę ci zatem powodzenia, synku.

- Dzięki, muszę kończyć. Właśnie szykuję się na kolację. Powiem jej o tobie.

- Dobrze, do usłyszenia.

- Pa.

Mirek odłożył telefon po czym schylił się i dokończył sznurowanie buta. Wyprostował się i poczuł zmęczenie. Na myśl o Rafale. Wiedział, że jeśli gość znów stanie na jego drodze, to czeka go ciężka przeprawa. Trzeba będzie wykazać się dużym taktem, cierpliwością i wyrozumiałością. Musiał też poinformować swoją rodzinę o całej sytuacji. Wiedział, że nie może liczyć tylko na siebie. Jak zawsze zresztą. Z Bożą pomocą jakoś sobie poradzi. Póki co, postanowił skupić się na czekającym go spotkaniu i całą uwagę poświęcić swojej..., uśmiechnął się, koleżance.

 

Kiedy Beata zobaczyła Mirka stojącego w drzwiach jej domu, ucieszyła się, że ubrała się dość elegancko. Nie wiedziała, dokąd ją zabiera, dlatego postanowiła włożyć coś, co nada się zarówno do knajpki jak i bardziej wykwintnej restauracji. Widząc jego strój stwierdziła, że prędzej zawitają do lokalu tego drugiego typu.

- Cześć - przywitał się całując dziewczynę na powitanie w policzek. - To dla ciebie.

Wyciągnął z za pleców białą różę i wręczył Beacie.

- Dziękuję - powiedziała lekko zaskoczona.

Parę minut później byli w drodze.

- Powiesz, dokąd mnie zabierasz? - spytała dziewczyna.

Mirek spojrzał na nią przelotnie i uśmiechnął się.

- Niespodzianka - odparł. - Myślę, że ci się spodoba.

Beata poprawiła się wygodnie w fotelu.

- Już mi się podoba - stwierdziła.

W miarę, jak mijała im droga, krajobraz za oknem zaczynał robić się coraz bardziej wyżynny. Mirek jechał ostrożnie, ponieważ było ciemno a droga miejscami była śliska. Rozmawiali o pracy, o swoich pasjach. Beata zauważyła, że Mirek, trochę jak Aleks, jest apodyktyczny i lubi mieć decydujący głos w wielu sprawach. Mimo to, umiał się wycofać, kiedy nie miał racji. Ciekawiła ją jeszcze jedna rzecz, o którą jakoś do tej pory nie miała okazji zapytać.

- Powiedz mi, co ci było na początku grudnia - poprosiła. - Wtedy, kiedy przez dwa dni nie było cię w pracy. Miałeś grypę?

- Nie - odpowiedział mężczyzna, - chociaż mogło tak to wyglądać. Oddawałem szpik kostny.

Beata spojrzała na niego z podziwem. Zrobił coś wyjątkowego, a mówił o tym tak, jakby rzeczywiście chodziło o grypę.

- Jesteś dawcą. Jakie to uczucie? - spytała.

- Pełne radości, że możesz komuś pomóc - odpowiedział. - Zwłaszcza, że teraz, przy pobieraniu z krwi obwodowej to naprawdę bezbolesne. A objawy grypopodobne dały zastrzyki, które przyjmowałem przed zabiegiem. W porównaniu z narkozą to pestka. Właściwie biorąc pod uwagę stan biorcy i to, co on musi przejść, to wszystkie procedury, przez które przechodzi dawca to pestka.

- A skąd masz porównanie z narkozą?

- Bo jakieś siedem lat temu też oddawałam szpik, ale wtedy miałem pobierany z kości. I to było nic, ale okazało się, że mój organizm źle znosi znieczulenie ogólne. Przez cały dzień męczyły mnie wymioty, nudności. Ale wszystko jest do przeżycia.

Nagle Mirek roześmiał się.

- Moja żona twierdziła, że po tym, jak już się wybudziłem, ale później spałem to miałem jakiś bardzo przyjemny sen, bo cały czas uśmiechałem się i mówiłem jej imię - powiedział.

Beata zamyśliła się.

- Jaka ona była? - zapytała cicho.

- Cudowna – Mirek nadal uśmiechał się. - Była bardzo ciepłą i wrażliwą osobą - zaczął opowiadać. - Miała talent organizacyjny. Nasze studio tańca w większej mierze opiera się na jej pomysłach. No i była świetną tancerką. Dawała się prowadzić bez żadnych oporów, a po jakimś czasie to już wyczuwaliśmy swoje gesty z wyprzedzeniem. Nie skupiała się na porażkach. Kiedy coś nie wyszło, przeanalizowała to, wyciągnęła wnioski, postarała się wyeliminować błędy i zamykała temat. Dość szybko zakochałem się w niej, a potem stwierdziłem, że już nie wyobrażam sobie, że mógłbym żyć bez niej. Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy okazało się, że Anita odwzajemnia moje uczucia i pragnienia. Później jednomyślnie podjęliśmy decyzję o rezygnacji z tańca turniejowego na rzecz rodziny. Za to oboje chcieliśmy uczyć innych. I tak powstało nasze studio. A potem... - westchnął ciężko. - A jaka jest twoja historia? - zapytał

Beata opowiedziała mężczyźnie, jak zaczęła pracować w firmie Aleksa i jak później otworzyła własną. Opowiedziała o wyjeździe do Anglii, żeby pomóc przyjaciołom i o tym, jak później wszystko się potoczyło.

- Ksiądz Arek miał rację - stwierdziła na końcu. - Rzeczywiście wejście w inne środowisko i oderwanie się od wspomnień dużo pomogło.

- Ja miałem ochotę rzucić wszystko - rzekł Mirek. - Zamknąć szkołę, albo ją sprzedać. Zostawić taniec, wyjechać gdzieś daleko. Nie jestem pewien, jak udało mi się ogarnąć pracę przez pierwszy rok. Chyba dzięki siostrze. Dużo pomogła mi też babcia i jej mądrość oraz to, że cały czas modliła się za mnie. Kiedy pierwsze emocje już nieco opadły i znów zacząłem racjonalnie myśleć, zapytała mnie, dokąd chcę uciec. Powiedziała, że taniec jest moją pasją, a nauczanie go innych powołaniem i że prędzej czy później to powołanie znowu da o sobie znać. Powiedziała, że żałoba nie może trwać wiecznie, że nie żyjemy tylko dla siebie i po to Bóg dał nam talenty, żebyśmy je pomnażali i dzielili się nimi z innymi. Jak zacznę myśleć o tym, że moje umiejętności uszczęśliwią innych, to sam znowu będę czerpać z nich radość. I miała rację. Kiedy patrzę na naszych uczniów, którzy odnoszą sukcesy na turniejach, albo na młode pary, które doskonalą swoją choreografię na pierwszy taniec to cieszę się, że mogłem się do tego przyczynić. Jesteśmy na miejscu - oznajmił parkując auto na parkingu przed niedużym kościołem.

Widząc minę Beaty roześmiał się.

- Pokarm cielesny też będzie - powiedział, - ale najpierw zapraszam na ucztę duchową.

 

Kiedy weszli do kościoła, było tam już sporo osób. Za parę minut miała rozpocząć się Eucharystia. Beata zobaczyła kilka osób z duszpasterstwa i zastanowiło ją, co one tutaj robią. W dodatku jednym z księży odprawiających mszę okazał się ksiądz Arek. Tajemnica wyszła na jaw, kiedy główny celebrans odczytał intencje mszalne. O Boże błogosławieństwo dla księdza Arkadiusza i dla koleżanki Beaty z okazji urodzin z najlepszymi życzeniami od młodzieży z duszpasterstwa. No tak, w przyszłym tygodniu miała urodziny, ale nie spodziewała się takiej niespodzianki. Dopiero teraz skojarzyła, że są w rodzinnej parafii księdza Arka i dostrzegła, że drugi jubilat też jest mocno zaskoczony. Kątem oka zerknęła na Mirka. Spojrzał na nią i uśmiechnął się.

Po mszy wszyscy zebrali się pod kościołem. Czekali na swojego duszpasterza. Kiedy w końcu wyszedł do nich, zaprosił wszystkich do pobliskiej restauracji.

- Czy ktoś mi powie, jak to zorganizowaliście? - spytała Beata po drodze.

- Powiedzieliśmy księdzu, że masz urodziny - odparła Justyna, jej dobra koleżanka, - że nie chcemy robić jakiejś dużej imprezy i zapytaliśmy, czy ma jakiś pomysł. Powiedział, że będzie dzisiaj w swojej parafii i jak chcemy, to on może odprawić mszę i zarezerwować lokal tylko musimy cię tutaj ściągnąć. To zadanie postanowiliśmy powierzyć twojemu koledze. A intencję mszalną zamówiliśmy już wcześniej. Ksiądz Arek zazwyczaj w soboty jeździ do domu więc było prawie pewne, że nasza niespodzianka się uda.

- Jesteście niesamowici - stwierdziła jubilatka. - Ty też - dodała zwracając się do Mirka. - Naprawdę byłeś wczoraj taki zmęczony, czy to też było częścią planu? - zapytała.

- Zmęczony byłem naprawdę, ale wykorzystanie tego stanu było częścią planu - odparł. - Uderzyłem w twój instynkt macierzyński.

- W co?

- No, kobiety mają tendencję do rozczulania się nad chorymi, słabymi osobami. Wiedziałem, że jak takim zmęczonym głosem zaproszę cię na kolację, to poruszę w tobie te czułe tony i na pewno mi nie odmówisz - wyjaśnił.

Beata wyobraziła sobie minę Izy, kiedy tamta usłyszy całą historię i omal nie parsknęła śmiechem. Randka... dobre sobie.

 

W restauracji młodzi mieli wynajętą całą salę. Kolacja zaczęła się od ciepłego dania, a potem wjechał tort. Jubilatom odśpiewano gromkie "Sto lat", a po zdmuchnięciu świeczek otrzymali prezenty wraz z najlepszymi życzeniami. Przyjęcie było bardzo miłe i Beata była wdzięczna przyjaciołom, że o niej pamiętali i że sprawili jej taką miłą niespodziankę. Jedzenie też było wyśmienite co sprawiło, że wszyscy byli w świetnym nastroju, skłonni do żartów, śmiechu. W prezencie oboje z księdzem dostali po butelce dobrego, czerwonego wina i oraz kosze z różnymi smakołykami.

- Zawieziesz mnie z tym wszystkim do domu? - zapytała dziewczyna Mirka nieco przewrotnie.

- Zastanowię się - odparł tym samym tonem. - A co będę z tego miał?

- Radość z bezinteresownego niesienia pomocy.

Beata uśmiechnęła się.

- Na początek może być - rzekł Mirek nieco tajemniczo.

 

Przed odjazdem on i ksiądz Arek zamienili kilka słów.

- Dalej nic nie wie? - spytał ksiądz mając na myśli Beatę.

- Nie, ale tym się będę martwił potem - odparł Milo. - Mam większy problem. Dzwoniła dzisiaj moja teściowa. Rafał wyszedł ze szpitala, przerwał leczenie.

- O kurczę, to musisz trochę uważać na siebie. Ostatnio nie było za ciekawie.

- Mam przeczucie, że coś wisi w powietrzu. I prędzej czy później spadnie.

- Może nie...

Ksiądz Arek położył Mirkowi dłoń na ramieniu.

- Będę się modlił za Ciebie i za niego - powiedział. - Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.

- Dzięki, ja też mam taką nadzieję. Czeka mnie trudny czas. Nie lubię żyć w niepewności. Cokolwiek się wydarzy, mam nadzieję, że wydarzy się szybko - rzekł Milo.

I byleby nie dotknęło moich najbliższych, dodał w myślach.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania