Wszystko się zmienia... cz. 1

-Puść mnie!- Mówiąc to płakałam, ledwo można było mnie zrozumieć. Jednak on dokładnie wiedział o co chodzi.- Co ja ci zrobiłam?!?

-To, że sobie nie przypominasz to nie moja wina. Przypomnij sobie kim jestem, przypomnij sobie mój wzrok, moje zachowanie gdy zauważyłaś, że ci się przyglądam.- Ta odpowiedź była frustrująca. Nic nowego nie wniosła, oprócz nowej ilości strachu, który mnie paraliżował.

- Jake, proszę. Nie zmienisz przeszłości. Chcesz zemsty, wiem to. Jednak co ci ona da? Chwilową satysfakcję?

- Nie zrozumiesz tego...

- Czego? No proszę, czego? To ty nie rozumiesz! Miłość to dla ciebie czarna magia! Nie jestem i nigdy nie byłam jak inne, nigdy nie padałam ci do stóp, pragnąc być z tobą, lub byś chociaż na mnie spojrzał, wolałam innych ludzi. Sama dobierałam sobie towarzystwo, i nawet teraz tego nie żałuję!- Mówiąc ostatnie zdanie zauważyłam, że uścisk na moich nadgarstkach minimalnie zelżał... Nie śmiałam się jednak ruszyć, był zbyt silny, zbyt szybki... Zaczęłam żałować, że nie przykładałam się bardzie na lekcjach w-f'u... Jego milczenie mnie dobijało.

-Asami...- jego głos drżał

-Nie mów tak do mnie! Nikt tak nie mówi (nie liczęc klientów japońskiej restauracji, w której pracowałąm latem), nawet chyba nie znasz mojego prawdziwego imienia!

- Uspokój się!

- Uspokój się! Uspokój się!- mówiąc to przedrzeźniałam go ile się dało- Co ty sobie myślisz? Nie jestem na każde twoje skinienie.

Nagle poczułam wibrację komórki w kieszeni spodni, na szczęście głos był wyciszony. Wiedziałam kto dzwoni, a to, że nie mogłam odebrć dobijało mnie.

Jake spojrzał mi w oczy i głęboko westchnął. Powoli zbliżał swoje usta do moich, wyrywałam się jak szalona. Nie chciałam tego... a to go jeszcze bardziej nakręciło. Nadal próbowałam sie uwolnić, choć było to praktycznie niemożliwe. Miałam na sobie tylko spodnie i stanik, a bluzka leżała już w drugiej części pomieszczenia. Nagle usłyszeliśmy trzask na schodach. Ja ze strachu podskoczyłam, a on spojrzał na mnie, bezgłośnie powiedział, że zaraz wraca i wyszedł z pokoju, zamykając drzwi na klucz. Jak najszybciej sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do... huh... nawet nie wiem kim był dla mnie w tym momencie. Szybko zauważył, że płaczę

-Sandra? Co jest? Czemu nie odbierałaś?

- Szymon, możesz szybko zadzwonić na policję? Jestem w szkole... gdzieś na ostatnim piętrze.

-Co się dzieje?!?- W jego głosie słyszałam frustrację oraz strach...

-Jake mnie próbuje zgwałcić i Bóg wie co jeszcze. - Nagle usłyszałam kroki.- Muszę kończyć, pośpiesz się!- Rozłączyłam się... Wiedziałam, że zamartwia się na śmierć. Jednak ufałam mu.

Ledwo schowałam telefon, usłyszałam szczęk zamka i drzwi otworzyły się z lekkim skrzypieniem. Serce mi przyśpieszyło. Bałam się tego co się może stać. On jest nieobliczalny. Szybko do mnie podszedł i bez jakichkolwiek ceregieli kończył to co zaczął. Próbowałam jakoś uciec, wyrwać się mu. Jego tyrania była gorsza od szaleństwa. Całował mnie tak brutalnie, rozbierał mnie i siebie, a ja nie mogłam nic zrobić. Będąc tylko w bieliźnie, nawet nie, nie miałam już na sobie nawet stanika, drzwi wyleciały w powietrze. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tępie. Jake puścił przeguby moich dłoni, a ja szybko odskoczyłam po bluzkę, a w pośpiechu ubierając ją podbiegłam do policji. Niedoszły gwałciciel próbował strzelać, będąc jedyną osobą w pokoju bez kamizelki kuloodpornej zostałam szybko wyprowadzona na dwór. Słyszam jeszcze kilka strzałów. Jednak ledwo dotknęłam ostatniej kondygnacji schodów usłyszałam jeden, ostatni strzał, jakże inny od poprzednich. Nastała cisza, przerywana jedynie oddechem i moimi krokami. Kilka metrów dalej, przy jednym z radiowozów stał Szymon. Pobiegłam do niego i rzuciłam mu się objęcia. Zapłakałam gorzko, nie potrafiłam mu nawet podziękować za to co zrobił, ledwo łapałam powietrze z strachu i od tego łkania, moje serce biło szybko jak nigdy. On trzymał mnie ciasno, jakby bał się, że zaraz zniknę.

Rodzice nie przyjechali od razu, uczęszczałam na uczelnię Oxford, a oni byli w Polsce. Przyjechali do mnie po kilku dniach, pocieszając mnie, jednak zostali u mnie tylko na chwilę. Praca nie pozwoliła im na dłuższy pobyt w Londynie. W pewnym sensie się z tego cieszyłam, nie była w nastroju do rozmów...

Razem z Szymonem przez cały tydzień jeździliśmy na komisariat. Składaliśmy wyczerpujące zeznania, za każdym razem zapewniając ich, że nic więcej nie pamiętamy. Już na pierwszym spotkaniu dowiedzieliśmy się, że Jake'a postrzlono śmiertelnie, mimo, że tego nie planowali, nie dało się nad nim zapanować, i nie mieli wyboru. Powiedziała nam to jedna policjantka, patrzyła na mnie jak na jakąś dziwkę, a mówiła to z taką dramaturgią w głosie, jakby się spodziewała, że zapłaczę nad jego duszą (Jak się później dowiedziałam, była jego dziewczyna).

Wiele rozmawiałam z moim współlokatorem. Wielokrotnie mu dziękowałam. Byliśmy wtedy bardzo blisko i myślę, że nie tylko ja cieszyłam się z tego.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Asami 22.10.2014
    Nienawidzę siebie... Miałam wenę napisałam rozdział, a teraz za cholerę nic nie potrafię napisać.... wątpię czy będzie kontynuacja :/
  • LinOleUm 22.10.2014
    Ajtam, wierzę w Ciebie. A rozdział genialny ;)
  • NataliaO 22.10.2014
    poczekaj na wenę przybędzie :)
  • Prue 01.01.2015
    Ciekawe opowiadanie. Bardzo dobrze przedstawiona historia. Dam 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania