Wybacz, byłam oszustką

Spoglądasz mi w oczy, ze swojej dobroci zniżając się do mojego poziomu. Uśmiecham się wymuszenie, nie chcąc cię w żadnym razie zmartwić, czy co gorsza skrzywdzić. Mój uśmiech skrywa cały ból i cierpienie po stracie bliskich osób. Powinieneś był to docenić, jednak ty wciąż jesteś nieświadomy. Podejrzewasz że się boję, że jestem zbyt nieśmiała by rozmawiać z tobą szczerze o uczuciu między nami. Tu masz rację, lecz nie całkowitą. Nawet jeśli moje milczenie cię rani, nie mogę nic zrobić, bo dla ciebie ukryłam się za maską szczęścia i beztroski.

 

Ufasz mi... Jednak ja wciąż odtwarzam w pamięci moment w którym cię zraniłam. Mówiłeś że nigdy nie wybaczysz, że krzywdząc ciebie, nic nie zyskam. Miałeś rację. Nic nie zyskałam, a straciłam wszystko. Dlaczego nasz związek był taki trudny? Dlaczego nie potrafiłam docenić twoich uczuć, nie potrafiłam ich odwzajemnić? Każde twoje czułe słowo napotykało moją usilnie zakładaną maskę uśmiechu, pobłażliwego, gdyż wtedy nie rozumiałam co oznacza przywiązanie, miłość i poleganie na kimś. Po stracie, ponownie się zamknęłam w sobie, zaczęłam kłamać, chronić się od wpływu innych w moje życie. Każdy dzień mijał praktycznie tak samo. Pobudka, poranna rutyna, wyjście do szkoły, a tam odegranie swojej roli, potem powrót do domu i płacz. Całe godziny w samotności, by doskonalić swoją obronę przed innymi. Za przyjaciół miałam tylko kwiaty, i rzeczy które mnie otaczały w mojej bezpiecznej przystani.

 

Kiedy napisałam list, w którym zawarłam tak raniące słowa, ty wciąż stałeś przede mną roniąc łzy. To wszystko było nieoczekiwane, wobec twojego zachowania jestem bezradna. Powiedziałeś abym cofnęła wszystkie moje wyplute słowa, i drżącymi dłońmi trzymałeś mą twarz z tą bolesną nadzieją w oczach... Ale zamiast je wypluć, pogrążyłam się w wściekłości, raniąc cię jeszcze bardziej, ponieważ nie rozumiałeś dlaczego ci to zrobiłam. Milczenie stało się brzemieniem, którego już nie mogłam unieść. Nie o takiej przyszłości marzyłam, ale czułam że trzymanie się ciebie to grzech. Karmiłam cię kłamstwami, poddałam się. Walka się skończyła moją porażką, a przez to naszym rozstaniem.

 

Teraz prosisz, bym już o tym nie wspominała, żebym nie rozdrapywała starych ran. Postanowiłeś znów mi zaufać, choć było to nadzwyczaj trudne. Ale wiedz, że ja się nadal obwiniam, za moją maską szczęścia, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej popękana.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Pasja 01.05.2017
    To może tylko się tobie tak wydaje, że to twoja wina. Przestań siebie obwiniać i popatrz trochę optymistycznie na swoją sytuację. Nigdy wina nie jest po stronie jednej osoby. Zawsze leży gdzieś po środku. Pozdrawiam
  • Oia 01.05.2017
    Ja tylko się dzielę moimi odczuciami. Czyja to wina, to już nieważne, bo należy do przeszłości. Pozdrawiam.
  • motomrówka 01.05.2017
    Nie ma nic gorszego niż obwinianie samej siebie, donikąd to nie prowadzi, może tylko do jeszcze większego kłamstwa i dalszego oobwniania. To efekt śnieżnej kuli, czy tam równi pochyłej. I jeszcze jedno, do tej samej rzeki dwa razy nie da się wejść.
    Tekst pełen rezygnacji i emocji, przynajmniej ja tak go odebrałam. Ale inny niż Laboratorium i to jest bardzo na plus. Gwiazdki, gwiazdki, gwiazdki ;)))♥
  • Oia 01.05.2017
    Dziękuję <3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania