Wybacz mi. Cz 15
Trzeba powiedzieć, że miałam natłok myśli w głowie. Więc postanowiłam, zająć się moją pierwszą rozprawą, w której będę reprezentowała nijaką panią Gwein. To dziwna historia. Mąż tej pani był rozwodnikiem, jak by było to dla nowej pani Jaklin Gwein porzucił byłą małżonkę. Katerine. I nic by w tym nie było dziwnego, gdyby nie to, że pan Henry Gwein zmarł dwa lata po ślubie. Zostając Jacklin z małym synem. Nie powiem, Jacklin ma za co żyć. Ale ta Katerina żąda podziału majątku. Bo skoro ona spędziła z Henrym dziesięć lat, to też jej się coś należy. A co lepsze, mąż przed śmiercią z powodu raka, sporządził testament. I zapisał swojej byłej i swojej prawie dorosłej córce po dziesięć tysięcy funtów. A córce podarował jeszcze mieszkanie. No cóż, ta Katerina była jak dla mnie zbyt zachłanna. No ale ten prawnik, z którym się zmierzę będzie musiał się napracować. Bo ja mam zamiar wygrać te sprawę. I nad tą sprawą siedziałam do siedemnastej. Wtedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
- Lili, mówiłam ci, że moja przyjaciółka organizuje takie małe przyjęcie.
- No tak, i co z tego. Co mi tam.do wielkiego świata?
- To, że dziś idziesz ze mną. Oto adres.
No i podała mi malą karteczke. New Chapter 18 Eyre Pl, Edinburgh EH3 5EP.
- Babciu jak się nie mylę to jest jedna z eleganckich restauracji.
- No tak hrabina wynajęła ją na dziś. Przyjęcie zaczyna się o dwudziestej. I jak zawsze Jack po mnie i tym razem po ciebie przyjedzie.
- Ta, jeszcze tego pana z kąś cie znam, brakowało.
- Lili, nie przesadzaj.
- Ale ja nie mam ochoty, iść gdziekolwiek.
- Nie możesz siedzieć cały czas w domu. Obiecuje cie, że nie będziesz musiała siedzieć do końca przyjęcia.
- Czyli, do której.
- Haha. Jak kopciuszek do północy. Bo normalnie lokal czynny jest do dwudziestej drugiej. Ale wiesz hrabina.
- Tak, rozumie.
- Linda przyniesie ci ciasto, żebyś nie umarła z głodu do dwudziestej.
- Oki.
Super, muszę iść na jakieś przyjęcie dla wyższych sfer. No cóż, nie mam wyboru. Moja babcia jest uparta. Jak zapowiedziała, babcia Linda przyniosła mi ciasto. I zastała mnie przy wyborze sukienki.
- Linda, jak się mam tam ubrać?
- Panienka ubierze jakąś elegancką sukienkę. O na przykład tą.
I wzięła do rąk ciemnoniebieską rozkloszowaną sukienkę, z czarnym paskiem i długością do kolan.
- Też nad nią myślałam. Dzięki.
- Później przyjdę przynieść ozdoby do włosów.
- A one są konieczne?
- Panienka idzie na pożarcie psów. Musi pani wyglądać.
- Zaczynam się bać.
- Niech po prostu panienka bądz sobą.
I wyszła, ja zjadłam pyszny jabłecznik. Muszę przyznać, że kucharki babci były mistrzami smaku. Później wzięłam prysznic, umalowałam się, przebrałam. I już chciałam zrobić coś z włosami. Lecz do drzwi zapukała pokojówka.
- Proszę.
- Przyszłam panience uczesać włosy.
- Proszę zaczynać.
I usiadłam na wprost wielkiego lustra. I wtedy moje włosy przeżyły przemianę. Zostały spięte w elegancki płaski kok, a na niego założona została złota złota ozdoba.
- No gotowe.
- Lindo to jest dzieło sztuki. No jeszcze tylko spakować telefon i inne babskie rzeczy i jestem gotowa na pożarcie.
- Widać humor się poprawił. No nic idę do pani babci. Muszę jeszcze pomóc wybrać jej biżuterie.
- Dobrze, idź.
Gdy znalazłam się już sama, postanowiłam dopełnić mój strój o złote kolczyki i naszyjnik. Jako że pogoda w Szkocji była zmienna, postanowiłam ubrać czarny żakiet. I pomyśleć, że moja mam za młodu miała tak samo. Z tej dziwnej zadumy wyrwał mnie głos babci.
- Lili, schodź na dół. Jack przyjechał.
- Dobra już schodzę.
Zgasiłam światło w pokoju i wyszłam. To głupie, ale idąc tymi krętymi schodami czułam się jak księżniczka. Schodząc schodami zdąrzyłam przyjrzeć się Jackowi. Był ubrany w czarny garnitur i białą koszulę. A jego ciemne błąd włosy były starannie ułożone. Mogłam sobie pozwolić na obejrzenie, mojego tak jakby prześladowcy. Bo on pochłonięty był rozmowa z babcią.
- No to, co babciu możemy jechać.
- Tak, Jack no już.
I wtedy on wyrwał się z transu rozmowy. No teraz on ogląda swojego prześladowcę. No z tym że gapił się nie na mnie, lecz prosto w moje oczy. A ja nie wytrzymałam.
- Co, aż tak źle?
- Nie, nie jest dobrze. A wręcz bardzo dobrze.
Idąc do samochodu, w którym siedziała, babcia szepnęłam mu tylko.
- W końcu idę na pożarcie.
Po czym wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy. A ja czułam, że z moim sercem dziej się coś złego. Czułam że patrząc, mu w oczy zdradziłam Bila.
Komentarze (38)
Mam nadzieje, że ludzie wyciągneli wnioski.
I sie nie dają
Oby
Tak czytałam to jest, jakaś zarozumiała dziewczyna i w dodatku jak sama pisze interesuje się czarną magią
O nie czytałam tego. Musze nadronić.
No to może sie jej Opowi z książką o magi pomyliło
wszystko możliwe byk na byku i jeszcze ten napis proszę nie krytykujcie mnie
Zaczynam sie jej bać. Chyba pójde szukać kończynki, podkowy i innych amuletów.
Lepiej nie bo tam ma drzwi, i cie znajdzje.
Ale nasza słitaśna koleżanka nie ma już takiego zainteresowania opowiadaniem nr 4. To takie smutne.
Dziewczyny przestańcie bo zaraz pęknę ze śmiechu a swoją drogą to z taką nie ma żartów
No nie bo wyjedzie mi z tekstem, że ma sie wynosić.
Tak pod tym opowiadaniem, dosłownie umarłam ze śmiechu.
a ja jeszcze się śmieję
No bo mało kto ma 180 komętarzy.
to prawda
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania