Wybacz mi cz 31
Więc jechaliśmy na Edynburski zamek, który przywoływał w moim sercu piękne wspomnienia. Ja i Bil przychodziliśmy tu, gdy chcieliśmy być bliżej tego, co minęło. Tego, co historia dawno zabrała. Kto by pomyślał, że dziś to ja będę na tym zamku wspominać naszą historię. I tak jak ten zamek stojący na wygasłym wulkanie, jestem dziś twierdzą wspomnień. Jak zawsze z mojego zamyślenia wyrwała mnie próba rozpoczęcia rozmowy.
- Lili, kim jest tak dokładnie ten Jack.
- Formalnie czy szczerze. Jaką chcesz odpowiedź.
- Szczerą.
- Więc jest on człowiekiem specyficznym, mówiący to, co chce. No to, że jest hrabią, a raczej wywyższającym się hrabią. Używającym słowa pospólstwo, czy plebs. Już nie pamiętam.
- Co? Kto w XXI wieku tak mówi! No to przynajmniej masz wesoło.
Wybuchnęła głośnym śmiechem. Nie mogłam, bo faktycznie Jack dostarczał powodów do śmiechu.
- Tak, nie mogę zaprzeczyć. Patrz lepiej na drogę.
- Dobra, spokojnie.
I tak na żartach nie to z pogody, to z mojej pracy. Pierwszy raz od dawna po prostu nie myślałam o niczym. W końcu dojechaliśmy do parkingu. No i niestety trzeba było wysiadać.
- Liam jesteś gotowy na półtora kilometrowy spacer Royal Mile?!
- Jak nigdy. Szkoda, że los chciał, żebyśmy tylko my tu byli.
- Dobrze, że chociaż nam się udało dotrwać do dzisiaj. To, co chodź.
Więc ruszyliśmy na spacer magicznymi uliczkami Szkocji, które miały magie przenoszenia w czasie.
- Patrz Liam, to ta fontanna, w której palono czarownice.
- Haha. Jak kiedy Bil powiedział. Uważaj, żebym ja nie doniósł na ciebie inkwizycji, bo zaczarowałaś mnie.
- Ty, to jeszcze pamiętasz?
- A co? Wspomnienia to jedyne co nam zostało.
- No tak, życie jest tylko małą chwilą. Pośpiesz się chce dojść na zamek przed trzynastą.
- Jakaś ty w gorącej wodzie kąpana.
Tak więc doszliśmy, a właściwie prawie dobiegliśmy do zamku. Do miejsca gdzie znajdowało się działo Mons Meg.
- Piękny widok. Pamiętam jak ja, Bill, ty i twoja dziewczyna Maja byliśmy tu. I śmialiśmy się, że nad morzem obdarłam sobie nogi jak małe dziecko.
- Tak, a twoja babcia co chwila pytała, czy nie jest nam zimno.
- No tak. A co się stało z Mają, jesteście razem. Czy wróciła do Polski?
- Byliśmy razem. Zdążyliśmy nawet wsiąść ślub.
- To moje gratulacje, pokarz obrączkę.
- Lili, moja Maja odeszła półtora roku temu. Zabierając ze sobą naszego małego synka.
- Ja nie wiedziałam. Połowicznie wiem, co czujesz.
- Wiesz, co było najgorsze?
- Świadomość, z jaką odeszła. Była w siódmym miesiącu ciąży, gdy jakiś starszy pan dostał zawału podczas jazdy i ją potrącił. Na początku Maja była przytomna, kobieta jadąca z tym mężczyzną wezwała pogotowie. Dla niej i dla swojego męża. Z tego, co powiedziała tej kobiecie to to, że nia ma żalu. Potem wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. Zawieziono ją na salę operacyjną a tam przez cesarskie cięcie przyszedł na świat nasz syn Wiliam. Byłem najszczęśliwszą osobą na świecie, pomimo że nasz synek był w inkubatorze. Dwie godziny po operacji Maja dostała krwotoku, mnie oczywiście nie pozwolili się nią zajmować. Jej ostatnie słowa cały czas mam w głowie. Były to słowa jej ulubionej piosenki.
„Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los trzeba będzie stracić
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić”
- Stwierdziła, że musi odejść?
- Nie wiedziałem, że zabierze ze sobą Wiliama. Dzień po Majce zmarł właśnie mój synek.
W tej właśnie chwili nastała godzina trzynasta i One O' Clock Gun przypomniał o sobie. A ja nie przypuszczałabym, że ten pełen energii człowiek tyle przeszedł.
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania