Wybacz mi cz 45
Gdy już dojechaliśmy, do domu Jacka powitał nas ojciec Jacka Gilbert. Muszę przyznać, że Jack był bardzo podobny do swojego ojca.
- Witam panie.
- Dzieńdobry Gilbercie. Poznaj moją wnuczkę Lilianne.
- Jack dużo o pani mówił.
- Tak.
- Przepraszam Lucy, a ten pan to kto?
- Znajomy mojej wnuczki. Chciała go ze sobą zabrać.
W tym momencie miałam zamiar z powrotem wsiąść do samochodu, ale nie mogłam sobie na to pozwolić.
- Tak panie Gilbercie to Liam. Jednak to nie znajomy a przyjaciel.
- Ach tak. W takim razie zapraszam do środka.
Tym razem ten zamek nazwany domem był jeszcze piękniejszy niż poprzednio. A jadalnia była jak z bajki. Olbrzymi stół nakryty białym obrusem. A zastawa stołowa to już był majstersztyk. Zresztą która szlachecka rodzina nie ma bzika na punkcie kryształów. Mnie przypadło miejsce obok Liama i Jacka. To chyba los robi mi na złość.
- Liam i jak ci się tu podoba.
- Kiedy mnie zaprosiłaś miałem obawy, ale teraz myślę, że ty masz jakiś plan.
- Nie mam zamiar bawić się po mojemu. A nie tak jak babcia nakazuje.
- Haha. Oby. Uważaj, na Jacka on na pewno uczestniczy w jej spisku.
- Strasznie śmieszne. A teraz życzę smacznego. Bo chyba jedzenie za chwilę podadzą.
I się nie myliłam. Pomimo tego, iż był, to zwykły lunch podawano różnego rodzaju mięsa, zupy a później i desery. Ja jestem ciekawa jak oni to w sobie mieszczą. To dla mnie nie był lunch, a prawie świąteczny obiad. Całe towarzystwo śmiało się, plotkowało no i oczywiście obserwowało mnie. W pewnym momencie nie wytrzymałam i odezwałam się do Jacka.
- Czy możesz mi tak przybliżyć imiona osób tu obecnych. A no i wytłumacz mi czemu nie ma tu twojej mamy?
- Moja mama jest u swojej siostry w Londynie. Nie chciałam zostawiać jej samej, bo Rose jej siostra jest chora.
- Acha. A ci ludzie?
- Ci państwo siedzący naprzeciwko to Nick i Helena Ewan. Helena to moja matka chrzestna. Ta starsza pani siedząca obok mojej babci to moja ciocia Doris. Jest wdową, a jej jedyna córka popełniła mezalians.
- I co z tego?
- Wybacz, ale hrabina bierze ślub ze zwykłym agentem nieruchomości. Fakt biedna nie jest, lecz spadku po matce nie dostanie. Widzisz tę parę na końcu stołu, to właśnie oni. Joseklin i Rayan Bres.
- Jakim cudem oni tu są?
- Tata przekonał ciotkę.
- A reszta ludzi? O na przykład ta kobieta w fioletowej sukience trzymająca dziecko na kolanach?
- Gwein Nikols i jej synek Brayan.
- A jej mąż?
- Ben zmarł dwa lata temu. Chorował na raka, a ona cały czas traktowała go ja zdrowego. Zresztą on tego chciał. Ich miłość jest wzorem dla reszty rodziny. Mieli jeszcze jedno dziecko córkę Nancy, ale ona ma już osiemnaście lat i nie chciała przyjść.
- Jak długo byli ze sobą?
- Równo dwadzieścia.
- Faktycznie piękna historia.
- O teraz czas na toast. A szampana podadzą w twoich grających kieliszkach.
-Strasznie śmieszne.
I jak to zawsze bywa, toastom nie było końca. A ja dalej byłam pod wrażeniem miłości Gwein i Bena.
Troche krótki, ale jest.
Komentarze (13)
nic nie szkodzi
A u Olgi znów cisza
Wiem byłam tam.
nie lubię tego u niej
wiersz dodałam
Zobaczyłam już go
Ciesze się, że wpadłaś.
ja też bardzo się cieszę
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania