Poprzednie częściWybacz mi. - Prolog.
Pokaż listęUkryj listę

Wybacz mi. Cz 5

W nocy nawet niebo dzieliło ze mną ból. Bowiem całą noc padał deszcz. A wagony kropel deszczu spływały po szybach. Tak jak by chciały mi powiedzieć, takie są koleje życia. Ktoś odchodzi, by ktoś mógł przyjść. I gdy już udało mi się zasnąć, to ciągle słyszałam dwa słowa. Dwa błagalne słowa Bila.

 

- Wybacz mi.

 

Gdy w końcu skończyła się noc, a na niebie pojawiło się słońce mama przyszła mnie obudzić.

 

- Lili, już czas. Jest już ósma, przebierz się i zejdz na śniadanie. Bo o dziesiątej ruszamy, aby pożegnać Bila.

 

- Wiem mamo. Katedra Świętego Patryka tam sobie wymarzyłam ślub, a nie pogrzeb. Ale los widać chciał inaczej. Zaraz zejdę.

 

- Tylko, a zresztą już nic. Pospiesz się.

 

I mama wyszła, a ja bardzo powoli, wstałam z łóżka, poszłam do łazienki. Aby doprowadzić się do porządku. Gdy wróciłam ,na moim oknie siedział biały gołąb. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. A obok niego leżała róża, już miałam, podejść do okna. Lecz ptak odleciał. I to mnie kolejny raz dobiło. Bo wydawało mi się, że tan ptak to był mój ukochany. I z łzami w oczach wyjęłam z szafy czarną sukienkę z białym paskiem. Włosy zostawiłam rozpuszczone, do uszu włożyłam małe srebrne kolczyki. Które dostała od Bila. I wyszłam z pokoju. Przy stole wszyscy już byli.

 

- Cześć siostra. Już jesteś usiądź, bo mamy wam coś do powiedzenia.

 

- Cześć wszystkim.

 

I usiadłam obok babci. Widać, że specjalnie na mnie czekali. Pozwolili mi zjeść szybko śniadanie, po czym Luis zabrał głos.

 

- Moi drodzy może to nie najlepszy moment, by o tym mówić. Ale z tym szczęściem nie możemy się dłużej kryć.

 

- Synu, no mów. Chyba że chcesz mnie zdenerwować.

 

- Za siedem miesięcy będziecie dziadkami, a ty babciu prababcią.

 

- Celia gratuluje. Moja droga czemu milczałaś?

 

- Mamo nie chciałam zapeszać. Lili nic nie powiesz.

 

- Mam nadzieje, że będę chrzestną.

 

- Widzę, że już lepiej.

 

- Nie tato, to pozory. W środku jestem wrakiem siebie.

 

Co za ironia. Umiera ktoś, by ktoś mógł przyjść. Nie mam im za złe, że właśnie dziś to ogłosili. W końcu to nie ich wina, że moje życie się rozsypało. Po milionie gratulacji, wyszliśmy z domu. Ja pojechałam z babcią, Luisem i Celią. Całą drogę patrzyłam w okno, szukając tam jakiejś nadziei na lepsze jutro. Kiedy dotarliśmy do kościoła podeszli do mnie rodzice Bila. Jego mama była niską kobietą o szlachetnych rysach, lecz dziś te rysy się rozmywały. A tata Bila, można powiedzieć, że Bil był jego młodszą kopią.

 

- Witaj Lili. Widze, że jeszcze nie rozmawiałaś z panią Loris.

 

- Witam pani Saro. Nie, to ona ma syna z przeszczepioną wątrobą?

 

- Tak. Idź chce z tobą rozmawiać.

 

I podeszłam do wysokiej szczupłej kobiety. Była ubrana w czarną sukienkę, włosy miała spięte w kok. Na nosie miała okulary.

 

- Witam. Pani Loris jak mniemam.

 

- Tak. A ty to Liliana, ta, której ukochany oddał mi przysługę na całe życie. Jak ci mogę pomóc.

 

- Niech pani syn jest zdrowy. To moje jedyne marzenie. A jeśli pani może niech pani mu to da.

 

I wyjęłam z torebki zdjęcie mojego ukochanego. Na tyle napisałam to, co kiedyś Bil często mi mowił:

 

NIGDY NIE PRZESTAWAJ WIERZYĆ. BO WIARA CZYNI CUDA.

 

- Tak na pewno mu przekaże. Aleks chciał przyjść, ale lekarze mu nie pozwolili.

 

- Rozumiem. Niech go pani pozdrowi.

 

I odeszłam. Szłam już do katedry. Wielkiego gmachu, który takich jak ten pogrzebów widział już wiele. Zajęłam więc miejsce obok mamy. Nie pamiętam nic z mszy. Jak w transie powtarzałam regułki. Później wsiedliśmy do auta, gdyż cmentarz był daleko. Wreszcie dojechaliśmy do Green Wood Cmentary. Rodzice Bila najchętniej pochowaliby go w Szkocji, ale jego życzeniem było być blisko mnie. A więc szłam w żałobnym korowodzie. Tylko że nie potrafiłam płakać. Widziałam bowiem nad trumną tego białego gołębia. Gdy trumna została ustawiona ksiądz wypowiedział wiele słów. Ale ja zapamiętałam tylko te.

 

- Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz.

 

Potem sypną ziemią na trumnę. I przy dźwięku trąbki, truma poszła do swojego wiecznego domu. A ja rzuciłam różę, którą rano znalazłam na oknie. Później już standardowo kondolencje, stypa. Jednym słowem wszystko, o czym bym chciałambym zapomnieć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Deer 13.07.2016
    Tina12 Pomimo iż nie przeczytałem poprzednich części , to postanowiłem przeczytać nowszą . Nie żałuję. To jest bardzo wzruszające i piękne co napisałaś. Daję oczywiście 5 :D Tak dalej!
  • Tina12 13.07.2016
    Dzięki. Dziś już cz 6 nie będzie. Ale myśle, że jutro powinna się pojawić.
  • lea07 13.07.2016
    Jezu... To takie smutne. Prawie się rozpłakałam. Szkoda mi Liliany. :( Oczywiście 5
  • Tina12 13.07.2016
    Ale to minie, los się uśmiechnie.
  • lea07 13.07.2016
    Mam nadzieję :)
  • Margerita 13.07.2016
    pięć
  • Tina12 14.07.2016
    Dzięki
  • anonimowa 14.07.2016
    Jak zawsze pięć ;)
  • Tina12 14.07.2016
    Dzięki
  • KarolaKorman 14.07.2016
    Ta część była na prawdę wzruszająca :(
  • Tina12 15.07.2016
    Wiem, gdy ją pisałam to prawie płakałam.
  • dainty 18.07.2016
    Masz bardzo specyficzny styl pisania ;)
  • Tina12 18.07.2016
    Czyli jaki? Tak zły czy znośny?
  • dainty 18.07.2016
    Tina12 nie jestem przyzwyczajona do takiego stylu, podoba mi się i to jest intrygujące w twoich opowiadaniach :)
  • Tina12 18.07.2016
    dainty
    Ciesze się. I zapraszam na cd.
  • dainty 18.07.2016
    Tina12 na pewno zapoznam się z następnymi rozdziałami :)
    PS.: zapraszam serdecznie do mnie ;)
  • Tina12 18.07.2016
    dainty
    Oki, wpadne
  • Zagubiona 07.08.2016
    Jezu...jakie smutne. Tak mi szkoda bohaterki i ten biały gołąb, wydaje mi się, że to Bill. Przyleciał pożegnać się ostatni raz i dać jej ten mały drobiazg. Cudowne to opowiadanie, pełne smutku i żalu. Podoba mi się treść pomimo błędów. Ode mnie 5
  • detektyw prawdy 25.08.2016
    Lece na cd

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania