Poprzednie częściWybacz mi. - Prolog.
Pokaż listęUkryj listę

Wybacz mi cz 57

Gdy msza się już rozpoczęła cały czas czułam na sobie spojrzenia ludzi, których wczoraj poznałam. A całe nabożeństwo jak zawsze minęło, mi jak z bicza strzelił. Lecz pomimo końca mszy nie miałam ochoty wychodzić z katedry. Jednak musiałam stawić czoła swoim obawom. Na szczęście przed drzwiami czekali na mnie Helen i Nicolas.

 

- Cześć wam. No i gratuluje zaręczyn.

 

- Lili to twoja zasługa. Ty dałaś mi nadzieję, że mogę jeszcze coś zmienić.

 

-Helen to tylko i wyłącznie twoja i Nicolasa zasługa.

 

- Nie zgodzę się z tym. A kto dał, mi swój pierścionek bym podarował go mojej ukochanej.

 

- Proszę, nie przesadzajcie. Wiem, że chcecie, żebym zajęła się dekoracją sali weselnej.

 

- Tak, ale to już obgadasz z Helen. Ja muszę iść. To na razie.

 

- Widząc, że jesteś z nim szczęśliwa.

 

- Lili uwierz, do ciebie też się los uśmiechnie.

 

- Oby. A czy mogę ci zadać jedno może i głupie pytanie?

 

- Pytaj, o co chcesz.

 

- Czy Jack choruje na serce?

 

- No tak. A skąd takie pytanie?

 

- Bo wszyscy o tym wiedzą a ja jak zwykle dowiaduje się ostatnia.

 

- Miał nawet przeszczep w USA. Jego matka była tam razem z nim.

 

- Dzięki za szczerość. Bo wierz, moja babcia nigdy by mi tego nie powiedziała.

 

- Dobra a teraz już muszę lecieć. Jak coś to się odezwę.

 

- Oki. Pa.

 

A jednak! Ale czemu nikt nie powiedział mi tego wprost? Dlaczego wszyscy mają mnie za małą dziewczynkę? No cóż, chcę czy nie, lecz moja jazda do Cortachy zależy właśnie od tego kłamczucha Jacka. Ale czy on wie, że ma serce Bila? Bo zazwyczaj biorcy po jakimś czasie dopiero dowiadują, się kto był ich wybawicielem. A no o ile Jack zgodzi, się jechać to jest jeszcze ta przylepa Ewa. No cóż, Lili raz kozie śmierć. Podeszłam więc do Jacka.

 

- Możemy pogadać? I uprzedzam, panno hrabianko muszę porwać na chwilę twojego Romea.

 

- Ty pospolita!

 

- Ewangelina przestań! Lili z chęcią z tobą pogadam.

 

Gdy ta paniusia sobie poszła zebrałam się na odwagę, by zacząć rozmowę.

 

- Potrzebuje osoby, która jechałaby ze mną do tej kobiety z przeszczepioną nerką.

 

- I wybrałaś mnie. Cieszę się, że dostałem szansę.

 

- To raczej było ultimatum babci.

 

- Czemu ty taka jesteś?

 

-Jaka?

 

- Taka zimna. Wczoraj gadaliśmy jak najlepsi kumple. A dziś jesteś jak woda. Potrafisz zgasić wszelkie nadzieje.

 

- Uwierz, mi nie wież ile rzeczy się zmieniło. A teraz zgadzasz się czy nie?!

 

- Lili co się zmieniło?

 

- Tak czy nie?!

 

- Zgadzam się.

 

- To do zobaczenia.

 

Uf udało mi się. Mam tylko nadzieję, że tam na nowym miejscu poukładam myśli. Ja mam dziś tego dnia, a on się dopiero zaczął.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • lea07 11.08.2016
    To porównanie do wody, która umie zgasić wszelkie nadzieję jest świetne <333. Oh, doskonale to ujęłaś <33. Opowiadanie boskie <333. Czekam na ciąg dalszy a tymczasem zostawiam 5 :). Opowiadanie jest rewelacyjne <3 :D
  • Tina12 11.08.2016
    Dzięki za 5 i pierwszy komętarz. Ciesze się, że opowiadanie sie podoba :)
  • lea07 11.08.2016
    Tina12 Bardzo się podoba :D
  • Tina12 11.08.2016
    lea07
    Haha. Dzięki wielkie
  • Margerita 12.08.2016
    pięć
  • Tina12 12.08.2016
    Dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania