Poprzednie częściWybacz mi. - Prolog.
Pokaż listęUkryj listę

Wybacz mi cz 75

Ponowny dojazd do szpitala zajął mi półtorej godziny. Głupio się jest przyznać, ale zapomniałam nawigacji. A mój kochany telefon jak na złość nie chciał współpracować. Kiedy nareszcie dojechałam, do szpitala była już dziewiętnasta. Między czasie napisałam SMS-a do Liama.

 

- Hej gdzie mam cię szukać.

 

- Na OIOM-ie.

 

- Acha. Mam nadzieję, że trafie.

 

Jak się okazało, droga na Intensywną Terapię była bardzo prosta. Bo w windzie obok przycisków były nazwy poszczególnych oddziałów. Gdy nareszcie wyszłam, z windy zastałam znajomy widok. Ludzi płaczących ze smutku, bo ktoś bliski ich sercu jest już tam gdzie nic nie boli. Gdzie nikt go już nie skrzywdzi. Ale byki też ludzie płaczący z radości jak taka jedna mała dziewczynka. Która biegała po korytarzu i wykrzykiwała.

 

- Anioł oddał mi mamę!

 

Kiedy podbiegła do mnie nie wiedziałam co powiedzieć.

 

- Wie pani, że moja mama będzie żyła!

 

Ja kucnęłam naprzeciwko niej i powiedziałam po cichutko.

 

- To teraz jej nie zasmucaj. Bo widzisz, może ona wróciła tu dla ciebie. Dla twojej rodziny.

 

- Niech pani nie płacze.

 

- Ja nie płaczę.

 

- Tylko oczy się pani pocą.

 

Nagle usłyszałam czyjś krzyk.

 

- Sonia tu jesteś! Mam nadzieje, że nie zanudziła panią na śmierć.

 

- Nie. Ona jest po prostu szczęśliwa.

 

- Widzi, pani moja żona spadła z konia. I miała liczne obrażenia wewnętrzne.

 

- To dla tego boję się koni.

 

- Nie ma czego. Moja żona ledwo się obudziła i zamiast spytać co jest z jej zdrowiem. Spytała co z Jessi. Jej ukochaną klaczą.

 

- Pańska żona musi być silną osobą.

 

- Tak. Dziesięć lat prawie samotnie prowadziła stadninę. Czasami żartuje, że ja i Sonia jesteśmy w jej sercu zaraz za końmi.

 

- Haha. A teraz proszę, wybaczyć muszę iść znaleźć przyjaciela. Podobno tu gdzieś jest.

 

- Chodzi pani o tego mężczyznę, który siedzi od trzech godzin na jednym miejscu na końcu korytarza.

 

- Jest ubrany w dżinsy i granatową koszulę?

 

- Tak.

 

- Nawet pan nie wie, jak mi pomógł. To życzę pańskiej żonie powrotu do zdrowia.

 

- A ja zapraszam do stadniny. Trzeba pokonać strach.

 

- Może kiedyś.

 

Ile ja bym dała by teraz widzieć Liama szczęśliwego tak jak Sonia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Barbara 21.08.2016
    Pięć
    dodałam nowy wiersz Titanic zapraszam
  • Tina12 21.08.2016
    Zobacze. I dzięki
  • lea07 21.08.2016
    Hah rozumiem doskonale, co czuję kobieta po wypadku z koniem. Cudowny rozdział <3333. Kocham to opowiadanie <3333. Jest genialne. Daje 5 bo więcej nie mogę :(
  • Tina12 21.08.2016
    Dzięki. Ja nie stety nigdy nie siedziałam w siodle. Inni boją się kotów, pająków a ja koni i psów
  • lea07 21.08.2016
    Tina12 Oh, to ja na odwrót. Boje się kotów, bo myślę, że mnie podrapią :D
  • Tina12 21.08.2016
    lea07
    Ja mam dwa koty i uwierz mi czasem podrapią. A czasem przyjdą i zwyczajnie same zaczepiają by się z nimi pobawić.
  • lea07 21.08.2016
    Eh te zwierzęta. Nigdy nieprzewidywalne
  • Margerita 22.08.2016
    pięć

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania