Wybacz mi cz 84
Kiedy na reszcie dojechaliśmy na miejsce była już trzynasta. A to co Jack nazywał, hotelem było dla mnie zamkiem. I to do słownie. Otóż ów hotel był urządzony w starym stylu. Muszę przyznać, że zaniemówiłam.
- I co Lili podoba ci sie?
- To jest zamek nie hotel!
- A teraz wybacz muszę iść po kogoś kto zabierze nasze bagaże.
-Okej. Idę z tobą, bo obawiam się, że sie zgubie.
- Nie rozśmieszaj mnie.
Gdy weszliśmy do środka pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam, były schody, które pokryte były czerwonym dywanem.
- Łał. Jack ile zapłaciłeś za nocleg w tak pięknym miejscu?
- Zadałaś głupie pytanie.
- A przecież ty śpisz na pieniądzach. Dobra, a teraz idź już do tej recepcji.
- Twoje słowo jest dla mnie rozkazem.
- Haha.
Gdy już zostałam, sama podeszłam do okna. Z którego można było zobaczyć ogród. Ach jak tam było pięknie. Szkoda, że nigdy nie byłam tu z Bilem. Z tej zadumy wyrwał mnie Jack.
- Lili chodź mam klucze do pokoi.
- Już idę.
I weszliśmy na piętro tymi pięknymi bajkowymi schodami. A ja cały czas myślałam co będzie dalej. Co będzie jutro, gdy już poznam Josefin. Będę chyba musiała zająć sie tą bardziej bolesną częścią mojej obietnicy. Gdy tak szłam i mijałam tych wszystkich szczęśliwych ludzi, łzy cisnęły mi sie do oczu. Wreszcie doszliśmy do dwóch drzwi znajdujących się naprzeciwko.
- No to które drzwi wybierasz Lili?
- No cóż, mam do wyboru pokój numer 43 lub 44. Strasznie ciężka decyzja. To może pokój numer osiem.
- Co? Jaki pokój numer osiem?
- Cztery plus cztery równa sie osiem. A że jestem numerologiczną ósemką zabieram pokój numer 44.
- Haha. A podobno blondynki są głupie.
- A widzisz, zdarzają się wyjątki.
- Widze. To co spotykamy się na kolacji?
- A mam jakiś wybór? To czekaj tu na mnie o dziewiętnastej.
- Oki.
Gdy otworzyłam drzwi to oniemiałam. Te meble, ta pościel to było coś cudnego. Od razu poczułam się jak księżniczka. Tylko że w przeciwieństwie, do jakich kol wiek księżniczek nie szukałam swojego księcia. No cóż, czas leciał nieubłaganie i nim się obejrzałam była osiemnasta. A ja jeszcze nie byłam gotowa do wyjścia. Więc szybko się umyła, zrobiłam delikatny makijaż i ubrałam zieloną sukienkę. Do tego założyłam złote kolczyki i łańcuszek. A no i oczywiście czarne szpilki. Akurat, gdy chciałam wychodzić, ktoś zapukał do drzwi.
- Kto tam?
- Lili jesteś gotowa?
- Tak. Już wychodzę.
Gdy wyszłam, z pokoju Jack nerwowo spoglądał na zegarek. Aż w końcu nie wytrzymał.
- Lilo jest dziewiętnasta dziesięć. Ile możne się szykować do jednej głupiej kolacji?
- I odezwał się ten co odszczelił się jak struś na Boże Ciało.
- Daj już pokój. Bo ty ubrałaś się.....
- No śmiało jak się ubrałam?
- Chciałem powiedzieć, że pięknie wyglądasz.
- Acha. To co może już idziemy?
- Tak.
- A tak poza tym to zabierasz mnie na kolacje do hotelowej restauracji?
- A, żebyś wiedziała.
- Dobra, dobra.
Gdy doszliśmy do elegancko urządzonej sali wypełnionej eleganckimi gośćmi, podszedł do nas kelner.
- Wszystko już gotowe. Proszę za mną.
- Jack to też twój znajomy?
- Zadajesz za dużo pytań.
- Haha.
Kelner zaprowadził nas do stolika pod oknem. A ja usiadłam i wpatrywałam się w nocne niebo. W pewnym momencie cisze przerwał telefon.
- Jack czemu nie odbierzesz?
- Bo to Ewangelina.
- Jak ty tak możesz? Ona tam siedzi sama w wielkim domu. A ty chodzisz na sobie na kolacje z jej wrogiem.
- Bez przesady.
- Chyba najlepiej będzie, gdy zamówię sobie coś do jedzenia.
- Tak, a ja dodzwonię do Ewy.
Oj biedny Jack. Na świecie jest tyle dziewczyn, a jemu musiała się trafić taka terrorystka.
Komentarze (5)
Bez przesady.
jaka szkoda
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania