Wybacz mi cz 88
Od wieczoru panieńskiego Helen minęły dwa długie dni. Które dzieliłam między prace a pomocą przy organizacji ślubu. Muszę przyznać, że jeżeli każdy ślub wiąże się z wiecznymi kaprysami. To ja chyba wole zostać starą panną. Wiem strasznie to głupie. I pomyśleć, że doszłam do takiego wniosku podczas wizyty u krawcowej. Ale co innego zostaje prócz rozmyślania, kiedy od dwóch godzin czeka się na koleżankę. Zaczęłam się więc przyglądać ludziom pośpiesznie pędądzym w deszczu. To zabawne, ale gdy człowiek tak siedzi za szybą to deszcz i ludzie wydają się tylko przedstawieniem. Którego aktorzy wcale nie chcieli w nim grać. Nagle ktoś mnie zawołał.
- I co Lili, jak ci się podoba moja suknia ślubna?! - Zapytała podekscytowana Helen.
- Jest śliczna. Te kryształy powszywane w rozkloszowany spód to strzał w dziesiątkę. - Powiedziałam nieco już sennym głosem.
- Lili a coś ty taka śpiąca? To jeszcze nie koniec przymierzania! Teraz czas na ciebie! - Krzyknęła z uśmiechem na ustach przyszła panna młoda.
- Haha. Niezły żart. Tylko że ja nie zamawiałam żadnej kiecki. - Powiedziałam, w patrząc w okno.
- Ale ja to zrobiłam za ciebie. W końcu moja światowa na ślubie musi jakoś wyglądać. Pani Lerwis proszę przynieść to, co zamówiłam tydzień temu. Mam nadzieję, że się spodoba. - Szybko dodała Helen, przeglądając się w lustrze.
- Ja nie mogę jej przyjąć. Wiem, że na pewno jest prześliczna. Ale ty masz wystarczająco wydatków. Cały ten ślub i wesele nie kosztuje dwa funty. - Próbowałam tłumaczyć kuzynce Jacka.
- Lili przestań. Ty zrobiłaś dla mnie więcej jednego wieczoru, niż moja najlepsza kumpela przez jedenaście lat przyjaźni. A teraz idź do przymierzalni! Pani Lerwis wszystko ci pokaże. - Wyrecytowała jednym tchem Helen.
- Dobra, ale zastrzegam, że jeśli mi się nie spodoba idę w tej kupionej w piątek. - Dodałam wchodząc do korytarza prowadzącego do przymierzalni.
A tam już czekała na mnie krawcowa. Z sukienką w ręku.
- Proszę panno Lili. - Powiedziała starsza pani.
- Dziękuję, ale nie było trzeba. Wie, pani ja nie potrzebuje co chwila nowych rzeczy. - Powiedziałam biorąc do rąk granatową sukienę.
- Niech się pani nie martwi o nic. Pani koleżanka pokryła wszystkie koszty. A teraz proszę przymierzyć sukienkę. - Oznajmiła krawcowa wskazując na drzwi przymierzalni.
- To nie o to chodzi. A zresztą nieważne. - Powiedziałam tonem kapitulującego wojownika.
Zabrałam się więc za przymierzanie sukienki. Muszę przyznać, że była idealna. Granatowa, rozkloszowana do kolan. A do paska doszyte były błyszczące białe kamyki.
- Lili wychodź! Pokaż się! - Krzyczała Helen.
- Lepiej nie bo jeszcze przyćmię pannę młodą! - Odezwałam się szybko, wychodząc z przymierzalni.
- No Lili, wyglądasz jak milion dolarów. Szkoda, że Jack oświadczy się dziś Ewangelinie nie tobie. - Cicho dodała Helen.
- Helen gadałyśmy już o tym setki razy. Ja nie kocham Jacka. Ale z chęciom pobłogosławię mu na nowej drodze życia. - Dodałam nieco zmieszana.
- A co z Luisem? On nadal na ciebie czeka. - Ciągnęła przyszła panna młoda.
- No co? Przy nim czuje się jak za dawnych lat. Kiedy to jeszcze życie nie pokazało mi, na co je stać. A teraz idę się przebrać i jadę do Emmy. Obiecałam jej pomóc przy dekoracji sali na wesele. - Rzuciłam na odczepne i odwracając się na pięcie poszłam się przebrać.
Ach czemu życie musi być tak skomplikowane. Z jednej strony współczuje Jackowi takiej przyszłej małżonki. A z drugiej strony co mi do tego. Dobra Lili koniec użalania się! Czas na działanie.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania