Poprzednie częściWybacz mi. - Prolog.
Pokaż listęUkryj listę

Wybacz mi cz 93

Nie chcąc, wszczynać zamieszania usiadłam więc w pierwszej ławce. I zatopiłam się w myślach. W końcu kiedyś trzeba poskładać myśli. Ale nikt chyba nie wie jak mam to zrobić. I pomyśleć, że w tym kościele zaczęła się tak jakby moja podróż. Pomimo tego, że była już jesień promienie słońca wpadały do środka oświetlając twarze gości. Jednych będących tutaj by cieszyć się szczęściem państwa młodych. Tak jak na przykład pani Jasmin Korks daleka ciotka Emmy, dla której jedyną przyjemnością w życiu jest odwiedzanie rodziny. Ale są też tu ludzie tacy jak hrabiowie, baronowie czy prawnicy. Którzy są tu z ciekawości. Mogę się założyć, że już zdążyli się pozakładać między sobą jak długo Emma i Tomy ze sobą wytrzymią. Ale dość już rozmyślania, czas przystąpić do działania. Wstałam więc z ławki i podeszłam do Jacka i tej jego przyszłej żony.

 

- Hej. Co tam słychać? Bo jakoś nie zjawiłeś się na żadnej próbie. - Zapytałam nieco zszokowanego moim zachowaniem Jacka.

 

- Hej. Ja... - I Jack nie dokończył zdania. Bo przerwała mu Ewa.

 

- Bo mój przyszły mąż był zajęty przygotowaniami do naszego ślubu. - Wymamrotała Ewangelina. Szczególnie podkreślając słowa mój przyszły mąż.

 

- Łał! Jack, od kiedy masz adwokata? Ile jej płacisz za godzinę? - Powiedziałam, co mi ślina na język przyniosła.

 

- Haha. Widzę, że nasza pani adwokat wróciła do formy. Wiesz, w przeciwieństwie do ciebie nie muszę nikomu za nic płacić. - Dodała kąśliwym tonem ta zołza.

 

- Co ty insynuujesz? - Wyszeptałam zdziwiona.

 

- Nic. Zupełnie nic. - Powiedziała, śmiejąc się pod nosem Ewa.

 

- Ty żmijo. - Już podnosiłam rękę, żeby ją uderzyć. Ale Jack chwycił moją rękę.

 

- Lili chyba musisz się przewietrzyć. Idziemy. - Powiedział Jack szarpiąc mnie za rękę.

 

- Ała! To boli! - Prawie krzyknęłam na hrabiego.

 

Ale on nic nie powiedział. Tylko dalej ciągnął mnie w stronę wyjścia z kościana. Po drodze minęliśmy babcie i Liama.

 

- Lili! A ty dokąd? - Zapytał zdziwiony pan doktor.

 

- Twoja dobra przyjaciółka musi się przewietrzyć. - Wycedził przez zęby Jack.

 

- Liam wszystko jest w porządku! - Krzyknęłam, żeby uspokoić Liama.

 

Gdy na reszcie wyszliśmy przed kościół. Nie wytrzymałam. I uderzyłam Jacka w twarz.

 

- Lili, opamiętam się! To boli! - Krzyknął zdezorientowany hrabia.

 

- I miało boleć! Co ty sobie wyobrażasz? Nikt nie będzie mnie obrażał. Ale skoro ty już nie dostrzegasz tego, że ona się zwyczajnie tobą bawi! To chyba lepiej jak skończymy tą farsę! - Wygarnęła Jackowi wszystko, co aktualnie przyszło mi do głowy.

 

- Ja tylko próbuje przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Bo w grudniu biorę ślub z Ewą. - Wyszeptał Jack.

 

- No i moje gratulacje! Życzę wszystkiego dobrego na najgorszej drodze z możliwych. Ale nie bój, się nie będziesz musiał na mnie długo już patrzeć! Bo postanowiłam wrócić do domu. Do Nowego Yorku, a tam doprowadzę do końca wszystkie stare sprawy! - Wykrzyczałam hrabiemu prosto w twarz. Po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam z powrotem do kościoła.

 

A tam już wszyscy byli na miejscach. Nie będę się rozdrabniała. Powiem tylko tyle, że ceremonia ślubna przebiegła zgodnie z planem. A po ślubie odbyło się huczne wesele. Muszę przyznać, że los bywa złośliwy. Bo nigdy nikt nie przyduszałby, że Emma prosta dziewczyna z wielkiego miasta. Znajdzie swojego księcia z bajki w dalekiej Szkocji. Chcąc, wyrwać się z sali pełnej szumu wyszłam do ogrodu. A tam spotkałam Lima.

 

- Lili! Poczekaj, musimy pogadać. - Powiedział doktor.

 

- Błagam tylko nie pytaj mnie o to co sie stało przed kościołem. - Dodałam.błagalnym tonem.

 

- Słyszałem, że chcesz wrócić do USA. - Zapytał Liam patrząc w niebo.

 

- Tak. Tu już nic mnie nie trzyma. - Powiedziałam, siadając na pobliskiej ławce.

 

- A ja? - Zapytał Liam patrząc mi w oczy.

 

- Ty to co innego. Ale wątpię, że rzucisz wszystko i pojedziesz ze mną. - Szybko odpowiedziałam na jego pytanie.

 

- A skąd wiesz? - Zapytał doktor.

 

- Po prostu jestem realistką. - Już chciałam wstać z ławki, ale Liam wyciągnął z kieszeni małe pudło i uklękną.

 

- Lili może i nie mam tytułu szlacheckiego, i wielkich pieniędzy. Ale jedno wiem. Że cię kocham. Dlatego pytam się ciebie Lilianno czy zostaniesz moją żoną? - Zapytał Liam drżącym głosem.

 

Ale ja w tej chwili usłyszałam czyjąś kłótnie za rogiem budynku.

 

- Liam muszę coś sprawdzić. Wrócimy do tej rozmowy. - I poszłam w stronę głosów.

 

- Idę z tobą. - Oznajmił Liam.

 

A tam na miejscu zastaliśmy Jacka i Ewangelinę.

 

- Ewangelina czyś ty oszalała? Rozumie, że nie znosisz Lili z wzajemnością. Ale bez przesady! - Krzyczał hrabia.

 

- Jeszcze słowo! A twoja tajemnica ujrzy światło dzienne. Bo poza mną zna ją jeszcze ktoś! - Wykrzykiwała Ewa.

 

- Nie zrobisz tego! - Krzyknął Jack.

 

- A założymy się. O widzisz, Lili już nas zaszczyciła swoją obecnością. - Powiedziała Ewa, pokazując w moją stronę palcem.

 

- No bo trudno was było nie usłyszeć. A tak poza tym, chciałam ci przekazać radosną nowinę Ewangelino. Wychodzi za mąż. - Powiedziałam to patrząc w na Liama nie na Ewe. Ale udało mi się utrzeć jej nosa.

 

- Moje gratulacje. - Wyszeptał Jack.

 

- Dziękuje. - Odparłam.

 

I nie wiem czemu zamiast się cieszyć, z pochyloną głową ruszyłam w stronę budynku. Może tak właśnie miało być? W sensie, że ja się podniósł po moich wiecznych upadkach. Ale nie uda mi się uratować przed nimi innych. Cóż jak będzie w rzeczywistości tylko najwyższy w niebie wie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • lea07 31.10.2016
    Świetny rozdział <33. Rewelacja <33. Czekam na ciąg dalszy. Leci 5 :D
  • Tina12 31.10.2016
    Ciesze sie, że jeszcze to czytasz. Ale jakoś brakuje mi pomysłów na cd.
  • Margerita 31.10.2016
    pięć
  • Tina12 31.10.2016
    Dzięki
  • Margerita 31.10.2016
    Tina12
    trochę poprawiłam te kropki w środku zdań powiedź mi teraz czy lepiej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania