Wybacz mi, kiedy tracę kontrolę. - Rozdział I
~Rozpoczynam nową serię- Mam nadzieję, że komuś się spodoba...~
Jezu! - krzyczałem w myślach, zbiegając po dwa, trzy schodki naraz. Co ja najlepszego narobiłem?! Przecież to niewinna kobieta... Potknąłem się, i upadłem, boleśnie uderzając bokiem głowy o stopnie. Natychmiast się podniosłem ponawiając szaleńczą ucieczkę. Jednak z każdym krokiem, obraz przede mną stawał się coraz bardziej zamglony. Nie, pomyślałem w panice, nie mogę znów stracić kontroli...
I tak właśnie, nieświadomy, opadł bezwładnie na dno swojej tonącej w krwi świadomości.
* * *
Jechałem właśnie na wcześniej zapowiedziane spotkanie z moją pierwszą, i ostatnią miłością w moim życiu. Powód tej wizyty był aż boleśnie prosty. Moja ukochana brała niebawem ślub. I to bynajmniej ze mną. Znalazła sobie jakiegoś wybranka w Hiszpanii. Powinienem być zły, załamany i bardzo zazdrosny. Jednak tak się nie czuję. Odczuwam zawód, i swojego rodzaju ulgę, że być może o niej zapomnę.
_ _ _
Naprawdę tak sądzę? Nie, to niemożliwe. Byłbym skończonym idiotą. Nie mogę tak sobie zaakceptować fakt, że znalazła sobie innego, gdy mi wciąż robiła wielką nadzieję. Nawet mi do głowy nie przyszło, by jej wybaczyć, co dopiero to zaakceptować. Udowodnię jej, jaki błąd zrobiła biorąc sobie tego frajera z Hiszpanii.
_ _ _
Czując nagły ból głowy, omal nie jęknąłem. Jeszcze tylko tego brakowało, bym teraz nie był w stanie do niej pojechać. Wtem zalała mnie tak potężna fala nienawiści do niej, że gdybym nie zasłonił ust dłonią, chyba zacząłbym przeklinać w obecności mojego kierowcy. Opanowałem się dopiero, gdy powiedział mi, że dojeżdżamy do posiadłości. Zerknąłem na zegarek. Byłem idealnie na czas. W końcu z tego słynąłem... Spojrzałem przed uchylone okno samochodu, na piękne, wypielęgnowane trawniki z dumą okalające, rosnące tu gęsto drzewka cytrusowe. Gdy byłem wystarczająco blisko, dojrzałem jej wyniosłą willę. Miała ściany o kolorze perły, a po dwóch jej stronach elegancko zdobione filary.
- Jej narzeczony musi być niezmiernie bogaty. - mruknąłem, wysiadając na podjeździe. Poprawiłem nerwowo krawat, a zaraz po tym czarną jak smoła marynarkę. Ponownie spojrzałem na zegarek. Do spotkania zostało 38 sekund, do pokonania miałem około 60 m. Ruszyłem szybkim krokiem, przyjmując maskę spokoju niemal, z wdzięcznością. Jestem tu, by razem z nią, uczcić jej planowane małżeństwo. To takie proste, więc dlaczego tak trudno to znieść? Jeszcze 15 sekund. Czy naprawdę byłem o nią zazdrosny? A jeśli tak, to dlaczego? Nie mam do niej żadnych praw. Jeszcze 5... nie, 3 sekundy.
Omal nie odskoczyłem, gdy drzwi przede mną otworzyły się szeroko, a w nich stanęła piękna jak zawsze, Annabell.
Komentarze (12)
,, - Mruknąłem, wysiadając'' - mruknąłem, małą literą
,, po pokonania miałem'' - do pokonania
,,maskę spokoju niema,'' - niema? Tu coś nie gra.
Ciekawie się zaczęło :) Podoba mi się, ale ten dopisek ,,o mężczyźnie z drugą osobowością'' wszystko zdradza. Może to on jest tym Hiszpanem, zaczęłam się zastanawiać :)
Tak czy inaczej dałam 5 :)
Zerknęłam teraz do synonimów i wszystko się zgadza :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania