Poprzednie częściWybrana rozdział 1

Wybrana rozdział 7

Była szósta rano w piątek, ku mojemu zdziwieniu, obudził mnie deszcz spadający na moje dachowe okna w pokoju. Zeszłam po skrzypiących, drewnianych schodach na dół. Zjadłam jakieś płatki i wypiłam szklankę wody. Mimo brzydkiej pogody, ubrałam krótkie jeansowe spodenki i luźną, czarną koszulkę z krótkim rękawem. Przeczesałam moje blond włosy, sięgające do bioder, pomalowałam rzęsy, przez przypadek drażniąc moje niebieskie oczy i wyszłam na spacer z parasolką. Prostą, piaskową ścieżką poszłam nad małe jeziorko przy brzegu lasu za moim domem. Usiadłam na ławce pod wielką, płaczącą wierzbą. Wpatrywałam się w krople deszczu uderzające o wodę w jeziorku. Przez chwilę przestałam myśleć o tym, że jestem inna, o wszystkich kłótniach moich rodziców, o braku przyjaciół, o tym, że jestem sama… Nagle spadła na mnie kropla i wszystko znów wróciło. Podnosząc głowę, przypomniałam sobie, że to już dziś moi rodzice wracają do domu. Po krótkim namyślę wróciłam do domu, posprzątałam trochę, włączyłam telewizor i usiadłam na kanapie. Byłam wypoczęta, prawdopodobnie przez brak używania mocy w ostatnim czasie. Po kilku godzinach, zjadłam kolację, oglądałam wieczorne wiadomości i czekałam na przyjazd starszych. W pewnym momencie moją głowę przeszyła strzała bólu, ostrego, cholernego bólu. Niespodziewanie usłyszałam pukanie do drzwi. Pierwszą myślą byli rodzice, jednak w drzwiach stał mężczyzna. Był to policjant.

- Nazywasz się Susanne Nicolet Jul?- zapytał. - Patrzałam na niego wryta w ziemię.

- Tak to ja, o co chodzi?- patrzył na mnie, drapiąc się po karku.

- Twoi rodzice…- głośno przełknął ślinę – mieli śmiertelny wypadek samochodowy.

Zamurowało mnie. Zachwiałam się, podeszłam pod ścianę po prawej i obsuwając się o nią usiadłam na podłodze. Gdy zaczęłam myśleć o tym wszystkim co teraz będzie, jak ja sobie poradzę, zaczęłam płakać. Coś we mnie pękło. Miałam iść do nowej szkoły, miało przecież być lepiej…

- Jeszcze jedno- dodał – sąd z powodu braku bliskiej rodziny, postanowił, że musimy zabrać się do domu dziecka, a Twój dom zostanie sprzedany. – zerwałam się z podłogi, otarłam łzy.

- Co?! Niby kiedy to wszystko się stało?! Jak to możliwe? Czemu dopiero teraz mi o tym mówicie?!- krzyczałam jeszcze płacząc, poczułam się bezsilna. Nie miałam wyboru, musiałam robić to co mi karzą, rodzice nie zostawili mi pieniędzy na dłuższy okres.

- Masz godzinę na spakowanie się. Ktoś z opieki społecznej zaraz powinien tu być by…

- Niby po co?- z pogardą przerwałam mu – Będzie nadzorować czy nie ucieknę?- Wybuchłam śmiechem

- Proszę się uspokoić. – Miałam się uspokoić po tym co mi właśnie powiedział?! Nie ważne… I tak to zrobiłam. Uspokoiłam się, zamknęłam drzwi, po czym poszłam na górę, wzięłam plecak i zaczęłam się pakować. Zaczęłam od drobiazgów, wzięłam do ręki album ze zdjęciami i moimi starymi rysunkami. Przeglądnęłam go, upadłam na kolana i znów zaczęłam ryczeć… Znów zaczęło padać. Znów miałam pójść do domu dziecka. Znów byłam sama. Znów ktoś mnie zaadoptuje. Czułam się taka bezsilna, mimo tego że mam nadnaturalną moc… Nie. Tu nie o to chodziło. Nie chodziło o moją siłę czy inność, wszystko teraz opierało się na mojej psychice, na moich decyzjach lub raczej na decyzjach prawa…

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Ina 24.11.2014
    Tekst jest naprawdę niezły ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania