Wydawać się może...
Otulona szczelnie grubym kocem rozmyślała nad sensem życia. Podawała w wątpliwość istnienie jakiegokolwiek świata pozaziemskiego. Nie słuchała rodziców, nie interesowały ją również długie wywody ze strony katechetki czy księdza. Ufała jedynie własnym przekonaniom. Dla niej Bóg nie istniał. Ani aniołowie, Matka Boska, święci, szatan, złe duchy, ani wszystko, co ściśle się z nim wiązało. Zamiast zajmować się sferą duchową, wolała czerpać z życia, ile się da. Podróżowała po świecie, nauczyła się włoskiego, poznała wielu zainteresowanych jej osobą mężczyzn, których po wspólnie spędzonej nocy kolejno odrzucała. Wydawała mnóstwo pieniędzy, by poczuć się jeszcze bardziej atrakcyjna. Nie miała stałej posady, ale to nie stanowiło dla niej problemu. Decydowała się na każdego rodzaju pracę, nie zawsze umysłową. Nie przejmowała się niepowodzeniami, gdyż jak twierdziła: "Jest to odskocznia od codzienności. Gdyby życie było usłane różami - byłoby niesamowicie nudne i monotonne. Warto czasem doświadczyć czegoś nowego - nawet jeśli nie przynosi to korzyści". Jej znajomi, którzy określali się mianem katolików, starali się ją zrozumieć, lecz nie potrafili. Z czasem zaniechali wszelkich starań, gdyż wiedzieli, iż mimo wielkich chęci niczego nie zdziałają. Nie pomylili się.
Mijały dni, miesiące, lata. Ona wciąż siedziała w swoim pokoju w głębokiej ciszy. Kilka dni wcześniej otrzymała wiadomość od ojca, że jej matka jest poważnie chora, ma guza mózgu i potrzebuje natychmiastowej operacji. Początkowo myślała, że to żart. To przecież niemożliwe. Mama nigdy nie miała problemów zdrowotnych. A jednak...
Kiedy w końcu dotarły do niej słowa taty, nie mogła się pozbierać. Próbowała odciąć się od wszelkich myśli kłębiących się w głowie, zapanować nad napływającymi do oczu strugami łez. Choć było jej ciężko, odważyła się. Zostawiła wszystko i pojechała do ukochanej matki. Widok, jaki ujrzała, był ogromnie przejmujący. Jej mama leżała skulona na szpitalnym łóżku. W tamtej chwili wydawała się taka bezbronna, słaba. Loreen tak bardzo chciała jej ulżyć, lecz nie potrafiła.
- Córeczko - wyszeptała kobieta spoczywająca prawie bezwładnie na łóżku. - Podejdź bliżej. Nawet nie wiesz, ile radości sprawiła mi twoja wizyta.
Dziewczyna bez wahania przybliżyła się i sięgnęła po wyciągniętą dłoń pacjentki.
- Mamo, tak bardzo cię przepraszam. Zdaję sobie sprawę, że nie byłam najlepszą córką. Popełniłam wiele błędów, których się wstydzę. Jest mi strasznie przykro, że swoim zachowaniem zadałam ci tyle bólu, przysporzyłam wielu zmartwień. - Loreen spuściła wzrok.
- Moja kochana, ciii... Nic nie mów, nie jestem na ciebie zła. To twoje życie, sama dokonujesz wyborów i nie mogę cię za nic winić. Chcę ci tylko powiedzieć, że jestem z ciebie dumna. W głębi duszy jesteś dobra, wrażliwa i niesamowicie zdolna. Nigdy o tym nie zapominaj. - Uśmiechnęła się smutno. - Nie wiem, ile to jeszcze potrwa, ale obiecaj mi, że... po moim odejściu... zaopiekujesz się tatą i wrócisz do... naszego rodzinnego domu.
Loreen ścisnęła mocniej dłoń matki, ściszyła głos.
- Operacja się uda. Na pewno tak będzie. Musi tak być, mamo. Wierzę w to... - zawahała się, spojrzała w górę. - Wierzę.
- Po prostu pomódl się za mnie. Czuję, że jesteś w stanie.
***
Wizyta w szpitalu, późniejsza rozmowa z mamą okazała się zbawienna. Loreen nawróciła się. Oczywiście nie od razu. Zwykle to proces stopniowy, lecz jakże owocny. Jej matka pomyślnie przeszła operację - guz na szczęście był w początkowym stadium i umiejscowiony w taki sposób, że łatwo było go usunąć. Dziewczyna zamieszkała z rodzicami już na stałe, z ojcem odnowiła swoją przyjaźń. Porzuciła też dawne życie - zrozumiała, że prawdziwym szczęściem jest Boża obecność. Mimo posiadania wielu pozornie cennych rzeczy, nigdy w rzeczywistości nie była prawdziwie radosna i szczęśliwa. Kiedy zaczęła się modlić o zdrowie dla swojej matki, poczuła nagle ciepło przelewające się przez jej ciało. To było coś niesamowitego. Jak później wspominała w swojej autobiografii: "Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć". Zaś na pytanie jednej z zaciekawionych czytelniczek postawione pewnego razu na spotkaniu koła literackiego: czego najbardziej żałujesz w życiu, odpowiedziała:
"Właściwie tylko jednej rzeczy. Żałuję, że nie zaufałam Bogu wcześniej. Jakże odmiennie wyglądałoby wtedy moje życie..."
Komentarze (20)
Szczerze powiem, że kilka razy wchodziłam na Twój profil, żeby sprawdzić, czy czegoś nie przeoczyłam. Dawno niczego nie dodawałaś, więc tym bardziej się cieszę widząc coś Twojego :)
Historia urzekła mnie... Mimo, że już tak wiele świadectw przeczytałam, pod koniec łezka zakręciła mi się w oku. Może to też przez ciężki okres, jaki teraz przechodzę... Takie historie dają nadzieję... Chce się wierzyć. Ode mnie 5 :) Pozdrawiam :)
No tak, ostatnio wchodzę tutaj sporadycznie. Wakacje niby są, ale brakuje zapału do pracy? Chyba o to chodzi. :)
Billie, miło mi to słyszeć. Mam nadzieję, że poradzisz sobie z tym, z czym aktualnie się borykasz. Życzę Ci tego z całego serduszka. Trzymaj się i dziękuję. ;)
,,Otulona szczelnie grubym kocem, rozmyślała nad sensem życia" - bez przecinka;
,,wolała czerpać z życia (przecinek) ile sie da" - ,,się";
,,nauczyła się wloskiego" - ,,włoskiego";
,,Nawet nie wiesz, ile radości sprawiła mi Twoja wizyta" - to tylko wypowiedź bohaterki w opowiadaniu, a więc ,,twoja" z małej litery;
,,Zdaje sobie sprawe, że nie byłam najlepsza córką" - ,,zdaję", ,,sprawę";
,,Nigdy o tym nie zapominaj - uśmiechnęła się smutno" - po ,,zapominaj" kropka i ,,uśmiechnęła" z wielkiej litery;
,,Zamieszkała z rodzicami już na stale" - ,,stałe". Pomijam to, co wypisała Billie. Zostawiam 5 :)
Co do znajomych... akurat nie miałam na myśli tych facetów. Może niepotrzebnie wplotłam tam to zdanie. :)
To na koniec: jestem Ci wdzięczna za wszelkie poprawki. :)
Serdecznie pozdrawiam!
Skutek uboczny? Heh, to mnie rozbawiłaś. :D
W sumie ciekawie się czyta takie dłuższe wypowiedzi, tym bardziej, że nie są one zbyt popularne. Dzięki temu łatwo Cię rozpoznać.
Oczywiście, zaglądaj tutaj, jak tylko masz ochotę. :)
Pozdrawiam!
W najbliższym czasie siegnę po jakiś kryształ z Twojej kolekcji i za chwilkę zyskasz oddanego czytelnika. :D
Kolejna sprawa ,,To twoje życie, sama dokonujesz wyborów'' i drugi cytat ,,ale obiecaj mi, że...'' - tu jest sprzeczność, bo jeżeli ktoś mówi nie mam żalu o to, co robisz, ale obiecaj, że z tym skończysz, jest sprzeczne i mnie by się nie spodobało, gdyby ktoś przymusił mnie do takowej obietnicy. Tak to widzę, bo jak odmówić matce na łożu śmierci.
Kolejna sprawa: dziecko jest jak pisklę i przychodzi czas, by opuściło gniazdo - taka kolej rzeczy
Teks do mnie zupełnie nie przemówił, wręcz mnie rozdrażnił. Nie wspominam o katolikach, którzy nie rozumieli bohaterki. Bóg dał nam rozum i wolną wolę po to, żeby z nich korzystać, a nie ślepo wierzyć w to, co inni przyjmują za normę. Nie rozpisuję się więcej, nie oceniam, pozdrawiam.
Owszem, można doszukiwać się tu sprzeczności, aczkolwiek jest to typowe zachowanie matki. Z jednej strony rozumie, a z drugiej pragnie nakłonić córkę do zmiany decyzji.
Oczywiście, że posiadamy wolną wolę i w rzeczywistości możemy robić, co chcemy. Ale czy takie postępowanie bez zachowania jakichkolwiek zasad moralnych, które niszczy człowieka od środka jest czegoś warte? Na dłuższą metę - z reguły nie. Niezależnie, czy człowiek wierzy, czy nie - powinien kierować się w dobrą stronę, ku prawdzie - a ta jest tylko jedna. Dzięki temu właśnie osiągnie szczęście, do którego przecież każdy dąży.
Cóż... Każdy ma inny gust, niemniej jednak cieszę się, iż wyraziłaś swoją opinię i doceniam umieszczony komentarz. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
"których po wspólnie spędzonej nocy - kolejno odrzucała" - tutaj moim zdaniem ten myślnik jest niepotrzebny, ale to tylko sugestia :)
"Wydawała mnóstwo pieniędzy, by poczuć się jeszcze bardziej atrakcyjną." - raczej "atrakcyjna" *
"to nie stanowiło dla niej problem" - problemu*
""wyszeptała kobieta spoczywajaca prawie bezwładnie na łóżku" - spoczywająca*
"Nie miała stałej pracy, ale to nie stanowiło dla niej problem. Decydowała się na każdego rodzaju pracę" - praca x2
"Gdyby życie było usłane różami - byłoby" - być x2
"iż mimo wielkich chęci, niczego nie zdziałają." - tutaj albo bez przecinka, albo robimy wtrącenie i dodatkowy przecinek po "iż"
Ładne zakończenie, opowiadanie napisane przyjemnym językiem. Pojawiło się jednak parę nieścisłości logicznych. Wróćmy tutaj:
"wyszeptała kobieta spoczywająca prawie bezwładnie na łóżku" - to świadczyłoby już o tym, że jej choroba jest dalece rozwinięta, skoro ledwie się rusza i prawie wybiera się na drugi świat. Jasne, rak mózgu to jeden z najpaskudniejszych, bo uszkadza ośrodki ruchu, logicznego myślenia, w porządku. Jeśli to jednak łagodna faza, kobieta nie mogła leżeć już jak trup, bo pewnych rzeczy zdrowotnych odwrócić się już nie da.
Druga sprawa - trochę za szybko zrobiłaś przeskok pomiędzy wykryciem raka a operacją i ogólnie pojazdem głównej bohaterki do matki. Rozumiem, o co Ci chodziło i oczywiście nie musiałaś tego wszystkiego opisywać, ale skoro córka dopiero się o tym dowiedziała, dopiero tego raka wykryli, to by mama tego samego dnia nie leżała w szpitalu przed operacją. Tak to wygląda z mojej perspektywy jako czytelnika.
Nie zrażaj się jednak, bo jestem dosyć surowa w takich osądach. Przyjemnie mi się czytało, nie to, że nie. Podoba mi się też, że wykorzystałaś tutaj motyw nawrócenia i ogólnie uwzględniłaś w tej sytuacji siłę Boga itd.
Za całokształt 3,5 czyli 4, bo jeszcze trzeba popracować nad oddaniem realizmu w niektórych akapitach, ale cały czas dążymy do perfekcji :)
Fakt, zawsze może być lepiej. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania