Wyjść na prostą

Wyjść na prostą

 

Iwona marzyła i śniła po nocach o tej chwili, ale nie wierzyła, że kiedyś marzenia się spełnią. A jednak udało jej się uciec z zakładu poprawczego.

Klucząc, dobiegła do przedmieścia. Zapadał dżdżysty, październikowy wieczór, gdy dobrnęła do ogródków działkowych. Włamała się do bardzo przyzwoicie wyglądającego domku i tam przenocowała. Znalazła ubranie, żeby się przebrać i parę dość cennych rzeczy, które udało jej się sprzedać na targu. Bez przeszkód wsiadła do pociągu. Rozparta na siedzeniu myślała – Cuda się zdarzają, jestem wolna!

Jednakże podróż mogła się skończyć przy pierwszej kontroli biletów. Zaryzykowała i znów się udało. Poszła do konduktora i powiedziała:

- Jadę na gapę, chcę przejechać całą Polskę i dotrzeć do Szczecina. I co pan na to?- zapytała. Zrozumiał w czym rzecz, znalazł pusty przedział i skorzystał z okazji. Przemycił Iwonę do Poznania, tam przekazał nowej drużynie konduktorskiej, prowadzącej skład do Szczecina. Już prawie była na miejscu, gdy pociąg zatrzymał się w szczerym polu. Na złodzieju czapka gore, dziewczyna pomyślała, że w Szczecinie pewnie czeka na nią policja i wyskoczyła z pociągu wprost na jakieś mokre krzaki.

Szła wzdłuż torów zastanawiając się , co z sobą począć. Myślała też o swoim dotychczasowym życiu.

Matka jej żyła z nierządu, młodsza siostra była w Domu Dziecka, a Iwonę wychowywali dziadkowie. Gdy zaczęła dojeżdżać do szkoły średniej, nauka okazała się być coraz trudniejsza, a możliwości miłego spędzania czasu coraz bardziej kuszące. W rezultacie z jednej szkoły ją wylali, a w drugiej za nic w świecie nie mogła wyjść z drugiej klasy. Dziadkom brakowało sił, by się borykać z narastającymi problemami, wezwali matkę.

Ta rzekła krótko:

-Jak ci się nie chce uczyć, to żyj tak, jak ja!

Tak się zaczęło. Miała dwóch fagasów do obstawy, którzy także domagali się świadczeń w naturze. Brali ją też do pomocy, gdy okradali sklepy; a ostatnio wzięli ją, kiedy chcieli wydusić trochę grosza od pewnego restauratora. Tylko, że jeden z kelnerów bardzo się stawiał, trochę za mocno oberwał , no i niestety zmarł.

Szajkę schwytano, panowie trafili do więzienia, a Iwona jako niepełnoletnia – do poprawczaka.

Zmęczona i głodna brnęła wśród ciemności, a w oddali łuną świateł jaśniał Szczecin.

-To strasznie daleko – myślała – do rana nie zajdę.

W pobliżu dostrzegła światła jakiejś wsi i przeszła przez pola w jej kierunku. W polu stał niewykończony dom, świeciło się w przybudówce. Przez szparę w deskach dostrzegła brodacza. Siedział przy stole i coś jadł. Pod krzesłem leżał pies, po chwili zaczął ujadać. Poganiana strasznym głodem, zastukała w okienko. Zaskoczony, zaprosił ją do środka. Nie był stary, tylko trochę oszpecony: szyję i policzki miał zniekształcone bliznami po oparzeniu. O nic nie pytał, nakarmił i wskazał drewnianą pryczę.

- Jak chcesz, możesz przenocować. Ja tu jestem stróżem. Do wiosny będę pilnował budowy i materiałów budowlanych. No i muszę przepalać, żeby obsychało.

Nie wiadomo dlaczego, poczuła się bardzo bezpieczna; szybko zasnęła.

Obudziło ją wesołe trzaskanie ognia w wielkim piecu co. Brodacz rzucał doń wielkie polana surowego drewna. Przyjrzeli się sobie w świetle dnia. Mężczyzna był wyraźnie poruszony jej urodą, a ona myślała – Gdzie też on spał? Dziwne, że w takiej pustce ten samotnik nawet nie próbował jej dotknąć. Jeszcze takiego nie spotkała.

– Coś z nim jest nie tak – myślała kokietując go przez cały dzień. Wieczorem nie wytrzymała i sama zaproponowała mu zapłatę za gościnność. Był zażenowany, jakby się wstydził za nią.

- A może ty nie tylko twarz masz poparzoną? – śmiała się prowokująco, bez cienia zażenowania.

- Ze mną wszystko w porządku, za to ty z całą pewnością nie należysz do dziewczyn, które się szanują! A szkoda. – odrzekł i wyszedł

- Ale święty, ciekawa jestem, co powie, jak się dowie o mnie prawdy?

Przy kolacji opowiedziała mu o sobie; słuchał w milczeniu, a ona miała wrażenie, że te wynurzenia sprawiają mu przykrość.

- Szczerość za szczerość. Dziś jesteś tu, jutro daleko stąd i chyba więcej się nie zobaczymy. Ale powiem ci, jak to ze mną jest. Wychowałem się w bardzo bogatym domu, miałem wszystko. Zacząłem szukać mocnych wrażeń – alkohol, narkotyki. Kiedy rodzice chcieli mnie przytemperować, pokazałem rogi. Nie będę opowiadał szczegółów – w każdym razie ojciec mi powiedział:

- -Nie jesteś już moim synem!

- Jestem już czwarty rok poza domem. Dwa lata temu miałem wypadek – jechałem na haju. Wyszedłem cało, mimo, że wybuchło paliwo i samochód spłonął. Każdy mówił, że to cud. Ja w tym piekle się modliłem. Więc powiedziałem sobie, że skoro Bóg mnie ocalił, to nie mogę być świnią i żyć byle jak. Czekam na dziewczynę, wartą mojej miłości. Wtedy będzie ślub przed ołtarzem i wierność po grób!

- Ależ ty jesteś staroświecki, po prostu śmierdzisz naftaliną – śmiała się w odpowiedzi wymuszonym śmiechem.

Następnego dnia przyjechał właściciel budowy z cegłami, Iwona zabrała się z nim do Szczecina. Starszy pan nie miał takich zahamowań, jak Marcin. Zatrzymał się w lesie; później, w domu stwierdził brak portfela, zegarka, a nawet telefonu.

- Dziewczyna czerpała pełnymi garściami z uroków życia. Z dnia na dzień odkładała wizytę u matki, raz ze strachu, że na nią czekają, a dwa, że jakoś nie tęskniła za swoją rodzicielką. Po dwóch tygodniach wpadła i musiała wrócić do zakładu. Było o czym opowiadać koleżankom; najchętniej słuchały o Marcinie.

- Ale frajer!- mówiły jedne. –Że też są jeszcze tacy faceci – rozmarzały się inne.

- Iwona nie miała większych nadziei, że jeszcze kiedyś go spotka. Nie mogła liczyć na przepustkę, o ucieczce nie było mowy – miała zwiększony nadzór.

Zdarzyło się inaczej; wczesną wiosną przyjechał dziadek i załatwił dla wnuczki tydzień wolnego ze względu na ciężką chorobę matki. Iwona szalała z radości. Niedomaganiem mamusi wcale się nie przejęła – Wystarczy, że przystopuje z piciem, a wyzdrowieje! – podsumowała cały problem.

W pociągu dziadek wyjawił straszną prawdę:

- Matka nie żyje, tydzień minął, jak ją pochowaliśmy. Przygodny kochaś pchnął ją nożem i uciekł. Teraz jesteś potrzebna ,bo walczymy, żeby nie przepadło mieszkanie. Jest strasznie zapuszczone, wymaga remontu, ale jest w dobrym punkcie, ma swoją wartość. Bóg jeden tylko wie, ile wyrzeczeń nas to kosztowało, kiedyśmy je matce kupowali. W każdym pomieszczeniu plamy od krwi; babka z grubsza sprzątnęła, reszta czeka na ciebie, popatrzysz sobie ,to może zastanowisz się nad swoim życiem.- dziadek patrzył w okno na puste pola zalane złotym blaskiem marcowego słońca. Wypowiadał słowa z twarzą tak nieruchomą, jakby mówił o prostych sprawach; Iwona słuchała struchlała z przerażenia. Serce rozrywał tępy wyrzut:

- Czemu do niej nie poszłam? Byłam tak blisko, przecież nie widziałyśmy się od dwóch lat!?

W tak krótkim czasie nie udało się wyprostować wszystkich spraw związanych z bardzo zadłużonym mieszkaniem. Tymczasowo nadzór miał sprawować dziadek, on też zobowiązał się spłacić ratami zadłużenie.

Ostatni dzień urlopu dziewczyna poświęciła na szukanie tamtego domostwa i Marcina. Pragnęła tylko paru słów otuchy – on jeden był zdolny zrozumieć, co przeżywa.

Na miejscu okazało się, że nie bardzo można pogadać. Trwało tynkowanie pokoi, a Marcin pracował, jako pomocnik. Dopiero kiedy robotnicy siedli, by spożyć posiłek, była chwila na krótką rozmowę. Wymienili adresy, Iwona zdziwiła się widząc szczeciński adres. Marcin wyjaśnił:

- Moim życiem często rządzą przypadki. Szef wysłał mnie do banku. Traf chciał, że w kolejce do okienka spotkałem kuzyna, który mi powiedział, że mamę czeka poważna , ryzykowna operacja. Tego dnia wróciłem do domu.

Zaczęły przychodzić listy od Marcina; Iwona w swoje wkładała całą duszę. Doznania ostatnich miesięcy bardzo zmieniły dziewczynę. Tak jakby pancerz z niej spadł, ale przez to stała się” miękka”, wrażliwa. Poprosiła o przeniesienie do tej części, gdzie siostry zakonne uczyły opieki nad chorymi.

Tam zaprzyjaźniła się z siostra Zofią, która kiedyś pracowała w Szczecinie. Za dobre sprawowanie skrócono jej karę i pod koniec sierpnia wyszła na wolność.

- Szukała swego miejsca i sposobu na życie. Póki co wszędzie było źle; i w mieszkaniu matki , i u dziadków, i u dawnych kumpelek; jedynie, gdy szła do Ośrodka dla dzieci upośledzonych - czuła się potrzebna i zapominała o sobie. W tym zakładzie kiedyś pracowała siostra Zofia.

Postanowiła odwiedzić Marcina i pochwalić się tym, że pomaga tym najbardziej potrzebującym.

Przyjechała pod znany adres i nie śmiała wejść do środka – w takiej wilii jeszcze nie była!

W domu był tylko ojciec; okazało się, że Marcin pojechał do Kudowy po matkę, która skończyła leczenie sanatoryjne. Przyjął dziewczynę bardzo uprzejmie, zaprosił na kawę – gdy poszedł ja parzyć, Iwona rozglądała się po pięknym salonie. Na etażerce stały zdjęcia, pośród innych, jedno poruszyło ją szczególnie: Marcin z piękną blondynką na żaglówce! Miała ochotę uciekać, ale to odcięłoby ją od Marcina na dobre. Zaczęła więc opowiadać starszemu panu o swoich perypetiach z mieszkaniem. Odrzekł, że jego kancelaria prowadzi takie sprawy, spisał na kartce, jakie będą potrzebne dokumenty, dał też wizytówkę z terminem wizyty . Prawie biegiem oddalała się od tego domostwa:

- O ty głupia - myślała chlipiąc - na coś ty liczyła?! Nie dla psa kiełbasa – za wysokie progi na twoje „łajdaczki’, nogi! Zagubiona, wróciła na ulicę , zarabiała, jak dawniej; Jednakże czuła się podle - już wiedziała, że to nie dla niej.

- Nadszedł dzień wizyty w kancelarii adwokackiej ojca Marcina, poszła z wielkimi oporami. Natknęła się na syna, jakże była szczęśliwa! Pytał, co porabia , skwapliwie opowiedziała o Ośrodku dla dzieci upośledzonych, zachęcał, by się starała o zatrudnienie.

- Pytałam, ale nie mam wykształcenia, takich nie biorą.

- - To zapisz się do wieczorowego ogólniaka.

- Mam zaległości, nie dam rady.

- - Ja pomogę, nie martw się, też wróciłem na studia.

Właściwie wszystkie sprawy dobrze się układały. Mieszkanie było jej własnością, bez kosztów – Marcin wziął to na siebie, w szkole jakoś szło; do Ośrodka mogła przychodzić pomagać, póki co, za wyżywienie.

Tylko to uczucie, że się jest gorszym, splamionym, parszywym - od tego nikt nie mógł jej uwolnić. Jedynie, kiedy bawiła się ze swymi podopiecznymi w Ośrodku, widziała w ich oczach takie ciepło i takie przywiązanie, że serce tajało. Po jakimś czasie pozwolono jej też odwiedzać młodszą, dziesięcioletnią siostrę w Domu Dziecka – ona również patrzyła na Iwonę z wielką miłością. Na tych obszarach postanowiła bazować.

Po roku zatrudniono ją na okres próbny, a po następnym na stałe. Z Marcinem łączyła ją wielka przyjaźń, widywali się dwa, trzy razy w miesiącu

- Przeważnie w związku z kłopotami z przedmiotami ścisłymi z jakimi borykała się w szkole. Przed samą maturą, gdy ostro wkuwali;

Iwona znienacka zapytała swego korepetytora:

-Oświadczył mi się Włodek, nasz intendent, co mi radzisz?

Wyjdź za niego. – odrzekł bez namysłu i wrócili do zadań. .

-A później, tego samego wieczoru przyjechał bardzo wzburzony, by jej wykrzyczeć w nos:

- Wyjdź za niego, jeśli nie kochasz kogoś innego, bo zapomniałem ci powiedzieć, że ja cię kocham i to od bardzo dawna!

Jeszcze przez rok byli narzeczeństwem. Marcin dopiero teraz uzmysłowił sobie, że ryzykuje. Ona, jakby wyczuwając jego obawy, dawała mu wciąż szansę wycofania się. Ale oboje czuli, że są dla siebie.

Po ślubie sprzedali mieszkanie Iwony, pan mecenas nie szczędził grosza i stali się właścicielami pięknego mieszkania w szeregowcu. Kiedyś, gdy przygotowywali Wigilię , Iwona nakrywając stół w pokoju, pomyślała:

- Kto by pomyślał, że ja kiedyś wyjdę na prostą... Sama siebie przekreśliłam, niczego dobrego nie oczekiwałam dla siebie, myślałam, że tylko będę spadać niżej i niżej. Nie zbadane są zamierzenia Pana Boga.

Obecnie czynią starania, żeby stać się rodziną zastępczą dla siostry Iwony. Bardzo też by chcieli mieć własne dzieci, lekarze wciąż dają nadzieję.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania