Poprzednie częściWymiar Beta - Prolog

Wymiar Beta Rozdział I "Trudne łatwego początki..." cz. 4

Od przerażającego odkrycia Ezekjela minął tydzień. Przez cały ten czas elf regularnie bywał w sanitariacie, aby sprawdzać co dzieje się z uratowanym mężczyzną. Dowiedział się, że ma na imię Humphrey, i tak jak on, jest asasynem pierwszej rangi. Zaginął przed dwoma tygodniami, wypełniając tą samą misję co on. Najgorsze w tym było to, że sanitariusze nie mieli w dalszym ciągu z Humphreyem kontaktu, a więc nie mogli się dowiedzieć, co tak okropnie go poraniło.

Aż wkońcu, po wielu dniach oczekiwań, do Marcusa i Ezekjela przybiegł posłaniec z wiadomością, iż Humphrey się obudził, oraz, że jego rany goją się i jest w stanie rozmawiać. Czym prędzej popędzili, by go zobaczyć. Leżał na najwygodniejszym łożu, jakie było dostępne. Dopiero teraz Ezekjel mógł mu się lepiej przyjrzeć. Miał jasnobrązowe włosy, które sterczały w różnych kierunkach, zapewne z powodu przeżyć ostatnich dni. Okalały one jego twarz, która wyglądałaby jakby należała do młodzieńca, gdyby nie to, że była poznaczona bliznami. Mimo tego, Ezekjel śmiało mógł twierdzić, iż Humphrey był od niego młodszy. Nagle ranny ocknął się ze snu, powoli otwierając oczy. Przez chwilę na jego twarzy malowało się zdumienie, że tyle ważnych osób (warto wspomnieć, że krótko po asasynach na miejsce także dotarł generał), oraz jakiś nieznajomy wpatrują się w niego.

- Tak? - zapytał niezbyt pewnym, cienkim głosem.

- Chłopcze - rzekł cicho Marcus - nareszcie się znalazłeś.

- Mistrzu, generale, wybaczcie. Nie zdołałem się obronić. - rzekł skruszony Humphrey.

- Ależ to, że nie wykonałeś misji, to nic. - tym razem odezwał się generał Drake.

- Jak to nie? Już wiem kto robi tyle zamętu.

- CO?!

- Tak, to Betanie - odparł Humphrey ze smutkiem - to oni mnie zauważyli i napadli.

- Skurwysyny - syknął wściekle Ezekjel

- Ahh, więc to ty jesteś tym, który mnie uratował? Ezekjel? Jestem ci wdzięczny do końca swego nędznego życia.

- E, to nic takiego - odparł elf, czując, że się rumieni - każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo.

Ale generał i Marcus nie stali już przy łóżku rannego, lecz oddalili się, bladzi jakby uleciało z nich za dużo krwi. Szeptali gorączkowo, aby za chwilę wrócić na miejsce.

- No cóż. Musimy odejść. Trzymaj się dobrze chłopie - powiedział Marcus, po czym obydwóch, po kolei złapali go za ramię, uśmiechając się do niego - Ezekjel, mogę cię prosić z nami?

Młody elf zdziwił się, lecz pożegnał się z Humphreyem i wypadł z sanitariatu za Marcusem i generałem.

- Młodzieńcze, wiem, że wszystkim zdaje się, że wojna już trwa, ale tak naprawdę tylko wy wiecie, że żadna ze stron jeszcze tego konfliktu nie ogłosiła. Musimy zwołać Radę Miasta, a ty masz być moim adiutantem. Zrozumiałeś?

- Kim mam być?

- Adiutantem - rzekł zniecierpliwiony Marcus - moim młodszym asystentem, kimś w rodzaju prawej ręki. Rozumiesz?

- Rozumiem. To dla mnie wielki zaszczyt.

- Nie pora na uprzejmości - odwrócił się twarzą do generała - zawiadom Veriana. Chcę, żeby także był obecny. Do godziny trzeciej popołudniowego czasu słonecznego wszyscy muszą być gotowi.

 

***

 

- Proszę o ciszę! - powstał jakiś nieznany Ezekjelowi mężczyzna. Zresztą nie znał tu prawie nikogo. Radnych Miasta było około stu. Wszyscy siedzieli przy długim, czerwonym stole w sali głównej ratusza. Była to obszerna komnata o wysokim suficie. Ściany przyozdobione były licznymi obrazami, podłoga zaś wyłożona była marmurem.

- Zebraliśmy się tu, aby przedyskutować sprawę naruszenia przestrzeni wokół naszego miasta. Jak wiemy, Betanie rozbili obóz w lesie zbyt blisko naszych terenów, a co najważniejsze, dostali się w głąb naszej Krainy, a więc naruszyli granicę.

- Ale, czy skoro oficjalnie nie wypowiedziano wojny doszło do naruszenia granicy? - przemówił jakiś mężczyzna z długą, srebrną brodą. Rozległy się pomruki wyrażające aprobatę.

- To jest akurat najmniej ważne. Rozbili obóz zbyt blisko miasta, naruszyli przestrzeń podmiejską, poranili prawie na śmierć mojego człowieka - Marcus powstał, a w jego oczach płonął ogień - domagam się sprawiedliwej oceny sytuacji.

- Faktycznie może mają coś do ukrycia, skoro zaatakowali naszego żołnierza.

Marcus syknął z niezadowoleniem.

- Wolimy określenie asasyn, tudzież zabójca.

- To teraz nie ma znaczenia - Drake chciał zapobiec kłótni - przegłosujmy. Kto jest za tym, żeby siłą wygonić stąd Betan?

Na stu Radnych, rękę podniosło około siedemdziesięciu.

- Dajcie nam tydzień - rzekł krótko Mistrz Asasynów, po czym wyszedł, a Ezekjel zaraz za nim.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Grubas 23.04.2017
    Zapraszam do czytania...
  • MinYoongi 24.05.2017
    Trafiłam tu zupełnie przypadkiem, jednakże nie żałuję, 5 :)
  • Grubas 26.05.2017
    Ojtam przypadkiem xD Nieważne jak, ważne że przeczytane, dzięki ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania