Piotrek i Medlock Raver przedstawiają: "Wyprawa na Adeiram z Drum'N'Bass w Wymyślonych Głośnikach"

Piotrek i Medlock Raver przedstawiają: "WYPRAWA NA ADEIRAM Z DRUM'N'BASS W WYMYŚLONYCH GŁOŚNIKACH"

 

gatunek: fantastyka/surrealizm/sny/podróże/przygoda/imprezy

 

Lata 2009-2018.

 

Marcello miał około trzydzieści lat i był imprezowiczem oraz poszukiwaczem przygód. Często chętnie odwiedzał Krainę Wiecznych Łowów i w Krainę Wiecznego Schizu.

 

TO JEST MARCELLO

TO JEST MARCELLO

TO JEST MARCELLO

 

Jednego ciepłego wiosennego wieczoru, siedząc na kanapie i oglądając klasyczne, historyczne oraz legendarne teledyski z lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych na ekranie telewizora w kształcie kartonu w swojej gabineto-sypialni w otoczonym ogrodem domu na przedmieściach raczej niedużego miasta, doznał olśnienia i ekstazy.

 

Wstał, wzniósł się w powietrze o własnych siłach i zaczął pod sufitem kręcić się w kółko, niczym ćma mknąca do światła, a wtedy przez okno do pomieszczenia przyleciały złożyć mu niespodziewaną wizytę pomarańczowe słońce, żółty księżyc i srebrna gwiazdka. Wszystkie trzy obiekty były wielkości szczura albo kurczaka.

 

Potem mężczyzna i towarzyszące mu, jak się wkrótce okazało w wyniku przeprowadzonej z nimi rozmowy na pograniczu snu i jawy, istoty z kosmosu oraz z innych wymiarów wylatują razem przez okno.

 

Kosmiczne postacie znikają, a człowiek pojawia się w swoim ogródku otaczającym dom. Tam spotyka zielono-szaro-brązowego krokodyla z biało-żółto-pomarańczowym brzuchem, ganiającego cztery krasnoludki z czerwonymi czapeczkami, białymi brodami, niebieskimi kurtkami, szarymi spodniami i brązowymi butami.

 

Następnie wychodzi na chodnik i idzie przez przedmieścia gdzie przechodzi przez dziwną, blaszano-murowaną budowlę. Tam spotyka strusia wielkiego jak nosorożec, posiadającego dziób kaczki, łapy kangura i ogon warana, dużej jaszczurki występującej w niektórych tropikalnych rejonach świata. Potem odwiedza duży park na przedmieściach, który jest bajkowy i mityczny, a panująca w nim atmosfera jest mityczno-antyczna. Podczas krótkiego ciepłego letniego deszczu, w cieniu rosnących w parkowym lesie ogromnych roślin i kamiennych grzybów wielkich jak jaskinie, spotkał stado słoni ze skorupami żółwi i nosorożców z muszlami ślimaków, a każde z tych zwierząt było rozmiarów paradoksalnej żaby włochatej.

 

Pośród krzewów o potężnych kwiatach i wielkich drzew mających rozłożyste liście, biegały kangury z rogami przypominającymi gałęzie i z ogonami podobnymi do króliczych. Mężczyzna przyszedł na trawnik przy dużym moście i rzece w której żyły małe tropikalne ryby pancerne, takie jak na przykład zbrojniki i gatunki im podobne, a także aksolotle, czyli bardzo rzadko spotykane, meksykańskie płazy podobne do traszek i kijanek. Na miejscu pomógł tworzyć kolejny film-arcydzieło z niebiesko-różowo-pomarańczowo-fioletowych chmur na tle żółto-różowego nieba z latającymi człekokształtnymi postaciami, zamiast głów posiadającymi radioodbiorniki, telewizory, kamery i mikrofony. Później przeszedł przez nostalgiczno-psychodeliczny Hotel Schizu Minionych Epok z ogródkiem, namiotami i basenem, gdzie współtworzył kolejną historię, tym razem we współpracy z postaciami ze swoich ulubionych filmów, seriali i bajek z dawniejszych lat.

 

Po przyjściu do centrum miasta, porozmawiał, pośpiewał i porapował o sztuce, kulturze, imprezach, wycieczkach oraz przygodach z zaczarowanymi, umiejącymi mówić i inteligentnymi jak ludzie nocnymi zwierzętami takimi jak nietoperze, świerszcze, szczury i kruki oraz magicznymi stworzeniami z mitów i legend.

 

W środku pełnego dużych drzew parku, niedaleko rozległej i przepięknej, antycznej fontanny z pływającymi w niej niebieskimi flamingami i jednocześnie nieopodal stawu, zarośniętego bordowymi trzcinami i pomarańczowym tatarakiem, z mieszkającymi w nim dwunożnymi tańczącymi aligatorami z zielonymi kapeluszami w kształcie pelikanów i fioletowymi prostymi, sztywnymi wężami w roli lasek-podpórek, pojeździł na granatowej pchle wielkiej jak nosorożec.

 

Później poszedł do znajdującej się nieopodal sali dyskotekowej, która wyglądała w jednych miejscach jak kabaret, a w innych jak drewniana szopa. W środku zaczęła się zabawa w klasycznym stylu lat 80. i 90. XX wieku, ale z muzyką popularną w latach dwa tysiące dziesiątych, a dokładniej z gatunkiem znanym jako drum'n'bass.

 

Po obu stronach drzwi wejściowych do lokalu rosły po trzy cienkie wysokie palmy o ciemnozielonych liściach w kształcie wielkich piór, otoczone przez kilka niższych tropikalnych roślin posiadających jasnozielone liście w kształcie dużych wachlarzy.

 

Na kilka sekund przed wejściem spojrzał w górę, a wtedy zobaczył niebieskie, różowe, zielone i fioletowe krowy posiadające skrzydła bardzo podobne do ptasich, przelatujące z drzewa na drzewo z taką łatwością i delikatnością, jak motyle z kwiatka na kwiatek.

 

Ściany wewnątrz budynku miały kolor jasnoszary, a na nich narysowane były wielokolorowe duże koła i kleksy, oraz widniały tam także poprzyklejane plakaty. Znać o sobie dawały migające wszędzie dookoła światła o nieznanym źródle pochodzenia. Z konsolety DJa wylatywały i unosiły się w powietrzu małe nutki w wielu różnych kolorach, a po kilku sekundach od zetknięcia się z sufitem znikały. Na styku ścian i sufitu wisiało także dookoła kilka wymyślonych głośników o różnych rozmiarach, kolorach i kształtach.

 

W pewnym momencie podczas wesołej i beztroskiej zabawy taneczno-dyskotekowej, w której uczestniczyło kilkaset osób, przyleciało i dostało się do wnętrza lokalu, przez umiejscowione w ścianach na wyższych kondygnacjach nieduże okna, kilka fioletowych gwiazd, niebieskich słońc i zielonych księżyców, które następnie zawisły pod sufitem i zaczęły powoli obracać się, a wszystkie one były wielkości kurczaków.

 

Nagle pod jasnoszary sufit przyfrunęły ciemnoszare, srebrne, złote i miedziane, dziwne obiekty wielkości oraz kształtu niewielkiej miski, a z każdego z tych latających niezidentyfikowanych przedmiotów wydobywały się cztery różne, skierowane ku dołowi, w stronę parkietu, snopy światła: pomarańczowy, bordowy, fioletowy i zielony.

 

Podczas zabawy dyskotekowej, Marcello siedział przy barze i co jakiś czas popijał oranżadę, a niekiedy zeskakiwał ze stołka, wchodził na parkiet i tańczył ze swoim cieniem, oraz z lewitującymi potworkami przypominającymi różne przedmioty, na przykład piłeczki w kropki i kości do gry w kilku kolorach, a także części ciała, takie jak oczy i usta.

 

Nagle mężczyzna unosi się w powietrze i powoli leci w kierunku sufitu, który pęka w chwili zetknięcia się z człowiekiem, a wtedy cały budynek rozpada się na dwie części. Postaci lecącej w stronę złotych i srebrnych chmur, wyglądających dosyć bardzo podobnie jak wyspy unoszące się wysoko na niebie, towarzyszy kilka mniejszych i większych oraz posiadających różne kształty i kolory głośników, z których wydobywają się dźwięki muzyki z gatunku drum'n'bass.

 

Opuszczając dyskotekę przez wielką dziurę w dachu, po drodze latający podróżnik minął fioletowego flaminga ze skrzydłami nietoperza i niebieskiego nosorożca posiadającego skrzydła podobne jak u motyla rusałki pawika, tylko że znacznie większe.

 

Oba zwierzaki skakały po koronach drzew rosnących w parku wokół budowli. Wszystkie liście tych dużych roślin wyglądały bardzo podobnie jak karasie, liny, śledzie i flądry.

 

TO JEST MARCELLO - TO JEST MARCELLO - TO JEST MARCELLO

 

Ów spacerowicz, imprezowicz i chodzący po chmurach poszukiwacz przygód poleciał tak daleko i wysoko, że aż dotarł na odległą niezwykłą planetę, nazywającą się Adeiram. Rozciągał się tam niemal bezkresny, jasnozielony trawnik, porastający łagodne wzgórza. Miejscami można było znaleźć staw w którym pływały szkielety ryb, albo las drzew na których wisiały stare zużyte ubrania i inne przedmioty wyprodukowane kilkadziesiąt lat wcześniej.

 

Marcello zastał coś jeszcze, a mianowicie małą drewnianą chatkę. Wszedł do środka. Drzwi odpadły. Na podłodze, na której stał, zrobiła się wielka czarna dziura. Wpadł do tego głębokiego dołu wykopanego w ziemi. Zaczęły na niego wspinać się dżdżownice. Skoczył na wysokość kilkudziesięciu metrów. Robali już nie było, a on przebił głową gnijący dach i wylądował na wielkim jasnoszarym suchym drzewie, na którym wisiało dużo szkieletów jaszczurek.

 

Mężczyzna zszedł i poszedł dalej. Skakało za nim kilka pcheł wielkości świnki morskiej, ale nie dogoniły go. Uniósł się w powietrze. Wylądował na niebiesko-fioletowej chmurze w kształcie talerza, gdzie odpoczął. Gdy się obudził, kilka metrów nad nim latało i brzęczało kilka dzików i borsuków z przezroczystymi, prawie bezbarwnymi skrzydłami, bardzo podobnymi do takich jakie mają owady błonkówki, tylko że większymi.

 

Obok przelatywał struś, dwa kurczaki i kilka kiwi. Chwycił jednego z ptaków za nogi, a ten zabrał go do zabytkowego, opuszczonego chyba tysiące lat temu miasteczka, znajdującego się nad jeziorem, w którym kąpało się kilkanaście małp i wielbłądów. Na pobliskiej łące radośnie hasały trójkolorowe ryby i obgryzały korę z drzew. Na trawie leżały dziesiątki piramidek i sześcianów wielkości chomika. Marcello zebrał kilka i zaczął je jeść. Przestał. Ogryzki wyrzucił do jeziora, gdzie zostały one natychmiast zjedzone przez kwiaty i grzyby.

 

Podróżnikowi zaczęły doskwierać ślimaki z muszlami i bez, latające wokół jego głowy i brzęczące nad uszami. Wtedy przyfrunęło kilkadziesiąt głośników, z których wydobywała się muzyka drum'n'bass. Ślimaki nagle odleciały i zamieniły się w rój motyli, które następnie ukryły się wśród wysokich na ponad jeden metr bordowych i fioletowych wodorostów, licznie wyrastających z piasku plażowego otaczającego znajdujący się nieopodal zbiornik wodny.

 

Spacerowicz usłyszał głos w swojej głowie, który powiedział mu, że czas wrócić. Zbudował więc statek kosmiczny z rosnących na drzewach kartonów tekturowych, wszedł do środka, zamknął drzwi, włączył silnik i wtedy wyleciał jak z procy, daleko oraz wysoko, w odległy kosmos jak grom z jasnego nieba podczas czarnej nocy.

 

Człowiek wylądował na swojej rodzimej planecie, w drewniano-kamiennym domu, a statek kosmiczny rozbił się na trawniku w ogródku, między stosem drewnianych belek, kompostnikiem, kwietnikiem, stawem, sadem, żywopłotem i małym pięknym domkiem letniskowym.

 

Było słoneczne popołudnie. Kosmiczny turysta poszedł na łąkę, po drodze przeskakując nad kilkumetrowym, siwo-srebrnym rekinem żarłaczem, który powoli krocząc wzdłuż rzeki, jadł trawę, grzyby i kwiaty.

 

Marcello zatęsknił za swoją kosmiczną odyseją na planetę Adeiram. Spojrzał w niebo. Kucnął i skoczył wysoko jak skoczek narciarski, albo jak piłka na stadionie. Wzleciał w powietrze do pomarańczowo-czerwonych chmur na tle żółtego nieba i wtedy nagle zaznał pełni szczęścia. Od teraz jest wolny i może polecieć gdzie tylko zechce.

 

Fruwający podróżnik jest otoczony wielką przezroczystą kulą, unoszącą się na tle niebieskiego nieba, pełnego złotych i srebrnych gwiazd. Znika. Pojawia się na przypominającym swoimi rozmiarami piłkę do koszykówki modelu kuli ziemskiej, gdzie oceany są jednolicie niebieskie, a lądy - zielone. Co chwilę na przemian idzie, biegnie i skacze, ale cały czas jest w tym samym miejscu, a pod jego stopami bez przerwy znajduje się globus. Ponownie znika.

 

Pojawia się w miejscu wyglądającym jak studio nagraniowe, przygotowane specjalnie dla zespołu rockowego. Zasiada przy perkusji i zaczyna grać. Wkrótce pomieszczenie zmienia się w dyskotekę, a człowiek wchodzi do stojącego pod jedną ze ścian, migającego i wielokolorowego obiektu w kształcie kuli, w którym następnie zaczyna tańczyć. Przylatuje kilka głośników, zawisają pod sufitem, a wtedy zaczyna z nich lecieć muzyka drum'n'bass.

 

TO JEST MARCELLO

-

TO JEST MARCELLO

-

TO JEST MARCELLO

 

Koniec.

 

Piotrek we współpracy z Medlock Raver

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania