Wyprawa po odwagę cz. 1

W cieniu kapelusza wielkiego muchomora stał mały drewniany zamek zamieszkiwany przez leśnych strażników. Król Zielonek rządził sprawiedliwie i mimo powagi stanowiska był wesołym i ciepłym ojcem trzech córek.

Najstarsza Truskaweczka zajmowała się leśnymi przysmakami. To dzięki niej w lesie można było rozkoszować się smakiem jagód, poziomek czy jeżyn. Czyściła zakurzone liście, podlewała krzaczki, rozmawiała z niedojrzałymi owocami, pocieszała w czasie suszy, przynosząc zbawienną wodę. Była bardzo dokładna i zorganizowana.

Średnia córka miała na imię Listeczek, bo i listkami się opiekowała. Dbała o wszystkie drzewa i krzewy. Była bardzo odważna i bez ociągania wykonywała wszelkie prace wysokościowe. Wspinała się do szczytów koron drzew, aby sprawdzić stan zdrowia swoich podopiecznych i z gracją cyrkowca przeskakiwała z listka na listek.

Najmłodsza córka natomiast miała na imię Biedroneczka, ze względu na nosek obsypany piegami, i dopiero miała przyswoić nowe obowiązki. Ojciec przydzielił ją do opieki nad zwierzętami. Ta rola jednak wcale nie wywoływała uśmiechu na okrągłej buzi. Nie to, żeby zwierząt nie lubiła, nie to, że jej się nie chciało, Biedroneczka, najzwyczajniej w świecie bała się ich, a był to strach niemal nie do pokonania. Widząc, zbliżające się do niej stworzenia, truchlała i nie mogła się ruszyć. Na nic zdawały się prośby ojca i zachęty ze strony sióstr.

Król Zielonek wraz z żoną Zielonką wciąż rozmyślali nad tym, jak najmłodszej córce pomóc, bo przecież ktoś musiał zająć się mieszkańcami lasu. Tradycja nakazywała, że tę rolę przejmuje zawsze najmłodsza z rodu. Nie było więc innego wyjścia, musieli znaleźć na nią sposób.

Ojciec zabierał Biedroneczkę na codzienne spacery. Przedstawiał ją gąsienicom, królikom czy ptakom. Wszyscy witali się serdecznie, co wywoływało ataki płaczu u Biedroneczki. Trwało to tygodniami, a sytuacja wcale się nie poprawiała.

 

– Posłuchaj kochana żono – zaczął pewnego dnia przed śniadaniem król Zielonek. – Napisałem list do Króla Łąk o pomoc w sprawie Biedroneczki. Uważam, że to właśnie ona powinna go dostarczyć.

– Jesteś pewien? – odpowiedziała jeszcze lekko zaspana królowa. – Przecież to bardzo długa i pełna niebezpieczeństw droga, a wiesz, że ona sztywnieje ze strachu na widok zwierząt.

– Jestem pewien – odpowiedział spokojnie, spoglądając chytrze na list.

Królowa nie sprzeciwiała się woli męża, ufała jego roztropności. Zaraz po śniadaniu Biedroneczka została wezwana na rozmowę.

– Kochana, moja – zaczął, nabierając powietrza – mam tu bardzo ważny list do Króla Łąk. Musisz mu go dostarczyć jak najszybciej.

– Ja?! Rozumiem, że ktoś ze mną pójdzie? – prawie wykrzyczała młoda księżniczka, czując, że jedzenie robi fikołki w jej brzuszku na wszystkie strony.

– Niestety, nie mogę posłać z tobą nikogo. Musisz poradzić sobie z tą misją sama. Wyruszysz jutro o świcie.

– Dobrze – mruknęła pod nosem i odeszła.

Cały dzień martwiła się tym, jak sobie poradzi sama w tak długiej podróży. Na myśl o zwierzętach, jakie może spotkać po drodze, oblewał ją zimny pot. Wiedziała jednak, że woli ojca sprzeciwić się nie może.

W noc poprzedzającą wyprawę nie zmrużyła oka. Bolał ją brzuch, a wyobraźnia podpowiadała same straszne obrazy atakujących ją zwierząt. Nie mając jednak wyboru, rano wyruszyła w drogę. W jednej rączce trzymała list a w drugiej woreczek z jedzeniem.

Przed wkroczeniem na ścieżkę wzięła głęboki oddech, obejrzała się za siebie i pomachała rodzinie na pożegnanie. „To aż pięć dni w jedną stronę”– pomyślała i już zatęskniła za siostrami. Postanowiła być jednak dzielna. Odetchnęła głęboko i zaciskając paluszki na swoich tobołkach, ruszyła przed siebie.

Czuła się bardzo samotna w leśnej głuszy i wciąż nerwowo zerkała na boki w obawie przed nieproszonym towarzystwem. Szczęśliwie tego dnia nic prócz śpiewu ptaków ją nie spotkało, a gdy zapadł zmrok, ułożyła się wygodnie na mchu i próbowała zasnąć. Jednak wyostrzony słuch wciąż wychwytywał z otoczenia różne niepokojące dźwięki. Biedroneczka usiadła w końcu na miękkim zielonym łóżeczku i otworzyła szeroko oczy, aby sprawdzić , czy w okolicy nie czai się jakiś zwierz.

Nagle zrobiło się jaśniej, jakby ktoś zapalił nocną lampkę. Biedroneczka przestraszyła się nie na żarty, aż podskoczyła.

– Nie bój się mnie. Zauważyłem, że troszkę się boisz i chciałem pomóc.

– Kim jesteś? – zapytała drżącym głosem.

– Jestem świetlikiem – robaczek odpowiedział wesoło. – Chętnie zostanę z tobą całą noc.

Biedroneczka, choć bała się wszelkich owadów, przyjęła propozycję, bo jak się okazało, jeszcze bardziej bała się ciemności!

O poranku chciała podziękować nowemu przyjacielowi, ale już go nigdzie nie było. Wypoczęta ruszyła w dalszą drogę. Uśmiechnęła się lekko do siebie na myśl, że nie spanikowała w nocy w czasie spotkania ze świetlikiem. W końcu to robak!

Szła zadowolona przez las, cicho podśpiewując ulubioną melodię, gdy nagle do jej uszu dobiegł skrzek. Wystraszyła się i szybko czmychnęła do najbliższych zarośli. Drżąc ze strachu, zaciskała oczy.

– Halo, jest tam kto? – odezwał się piskliwy głos.

Biedroneczka stanęła sparaliżowana strachem. Nie odpowiedziała, miała nadzieję, że ten ktoś zrezygnuje i pójdzie sobie dalej.

– Potrzebuję pomocy! Utknąłem!

Chciała pomóc w jakiś sposób, ale strach lęk był silniejszy.

– Słyszę, że ktoś tam jest. Proszę, pomóż… – błagalny głos niósł się echem po lesie.

Postanowiła się przełamać. „Dobra idę” – pomyślała.

– Gdzie jesteś? – zapytała, zanim wykonała jakiś ruch. Chyba miała wciąż nadzieję, że jednak nie otrzyma odpowiedzi.

– Jestem na krzakiem jagód. Moja łapka zaplątała się w jakiś sznurek.

– Zaraz ci pomogę.

Poszła, oblana potem z sercem walącym jak młot, ale poszła. Powoli stawiała kroki, jeden po drugim jakby się skradała. Sama nie wiedziała, czemu tak robi. Kiedy wreszcie dotarła do jagodowego krzewu, delikatnie odgarnęła liście, aby zobaczyć kto wzywa pomocy. Ze zdziwieniem stwierdziła, że to ptak, a właściwie młody ptaszek, czarny jak smoła z pomarańczowym dzióbkiem.

– Co się stało?

– Łapka… zobacz, nie mogę się ruszyć.

Biedroneczka spoglądała z odległości, gdyż wciąż obawiała się podejść .

– Pomożesz mi?

– Tak – odpowiedziała księżniczka, biorąc głęboki oddech, po czym podeszła bliżej.

Przyglądała się dosyć długo całej tej plątaninie, aż w końcu jednym zwinnym ruchem uwolniła ptasią nóżkę.

– Dziękuję ci! Dziękuję! Jestem taki szczęśliwy! – krzyczał ptaszek, skacząc w górę po gałęziach jak szalony, a jego wybawicielka, stojąc na dole, uśmiechała się szeroko. Po raz pierwszy wykonała swoją pracę i zrobiła to dobrze. Spojrzała jeszcze raz w górę, aby pomachać do nowego przyjaciela, po czym ruszyła w dalszą drogę.

– Zaczekaj, dokąd idziesz? – zapytał, dysząc za nią ptaszek. – Może potrzebujesz towarzystwa? Mam na imię Piórek.

– Sama nie wiem… – Biedroneczka wciąż nie była pewna.

– Mógłbym być twoim podniebnym zwiadowcą!

– Czy ja wiem… a nie będzie to dla ciebie kłopot? Idę aż do Króla Łąk, to dość daleko.

– Pewnie, że nie! Przecież mnie uratowałaś.

– Dobrze, niech tak będzie. Jestem Biedroneczka.

I tak ruszyli w dalszą drogę. Mała księżniczka szła ścieżką, raz po raz podlatując niesiona malutkimi skrzydełkami, a jej podniebny towarzysz wzbijał się ponad korony drzew i oceniał stan pogody. Była zadowolona z siebie i po raz pierwszy zaczynała wierzyć w to, że w przyszłości spełni oczekiwania rodziny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Dekaos Dondi 14.10.2018
    Ojejku! Justysko. Przeczytałem rzecz jasna. Ty to potrafisz. Wszystko mi się podoba, szczerze.
    Począwszy od Imion - wiadomo stylu - a skończywszy na treści. Domniemam, że...nie będzie jej tak łatwo?
    P.S→Mimo powagi stanowiska, był wesołym i ciepłym ojcem trzech córek - ''ale'' mi jakoś nie pasi.
    ...że jedzenie robi fikołki w jej brzuszku, na wszystkie strony - bez: się - by było. To jeno sugestie. Obadaj.
    Pozdrawiam i czekam na c.d.:~))
  • Justyska 14.10.2018
    Będzie miała kilka przygód:) Dzięki za komentarz i słuszne uwagi. Zmieniłam wg rad.
    Pozdrawiam serdecznie!
  • Pasja 14.10.2018
    Witam
    Bardzo lekko opisałaś życie mieszkańców baśniowej krainy. Zawarłaś mądre rady dla rodziców i dzieci. Przecięcie pępowiny przez matki bywa czasem nie do pokonania. Tutaj ojciec swoją stanowczością dokonał to co wydawało się niewykonalne dla matki, stało się oczywistością. Strach maleńkiej Biedroneczki został pokonany i w dodatku w jakim stylu. Myślę, że w tej drodze do Króla Łąk jeszcze nauczy się wiele dobrego i pozna pewnie wiele złego.

    Zabieram do poczytania swoim wnukom.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Justyska 14.10.2018
    Witaj Pasjo! Dziękuję pięknie za odwiedziny i miły komentarz. Mam jednak malutką prośbę, jeśli kiedyś którąś z moich bajek przeczytasz wnukom, to napisz mi czy im się podobało:) Jestem bardzo ciekawa. Ta bajka np. mojemu się nie podobała, bo z zasady nie lubi nic o królach, zamkach i księżniczkach haha.
    A wiesz, opinie małych są najważniejsze:)
    Pozdrawiam serdecznie!
  • Wyglada mi na bajkę :)
    Nie czytam teraz bo nie najlepiej się teraz czuję, ale na pewno tu wrócę, bo Ty wiesz, że ja lubie te twoje bajki :)
  • „Poszła, oblana potem z sercem walącym jak młot, ale poszła. ” moze tak ma być, a może pierwsze poszła zamienić na ruszyła? To tak jeśli miałbym sie bardzo czepiać, ale sie nie czepiam bo wiem, że to mógł być zamierzony efek powtórzenia. Zaznaczyłem tylko tan na wszelki wypadek :)

    Już widzę dzieci siedzące i słuchające z rozdziawionymi buziami tego opowiadania. Jest mądrze napisane, bardzo przystępnym i barwnym do tego językiem. Bardzo pienie Justysiu :)!!!
  • Justyska 15.10.2018
    Dzięki Maurycy. Trafna uwaga. Ogólnie to stary tekst. Więc więcej możnaby poprawić. Miło ze zajrzales i zostawiłem dobre słowo :)
    Pozdrawiam!
  • Alexa333 16.10.2018
    Ciekawa fajnie opisana historia :) świat też opisany bardzo dobrze i ciekawie :) przyjemnie się czytało :) pozdrawiam
  • Justyska 16.10.2018
    Dziękuję bardzo za odwiedziny i dobre słowo.
    Pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania