Wyrwane dusze - Część 1
Postać: Śpiący książę
Zdarzenie: Polowanie na wielkiego jeża
Efekt: Niech w Twym tekście zaistnieje napój miłosny, który ktoś wypije
***
Siedzieli nad brzegiem błękitnego jeziora, obserwując szybko płynące złote ryby. Błyszczały niesamowicie i wyglądało to tak, jakby światło migotało i przemieszczało się po całym zbiorniku. Pełnia księżyca odbijała się w wodzie, a gwiazdy rozsypały się po niebie. Gładził ręką jej wielkie, białe skrzydła i zaczął wpatrywać się w zielone, wręcz kocie oczy. Co jakiś czas przed oczami młodej pary przelatywały świetliki. Po chwili było ich tak dużo, że dawały naprawdę porządne światło.
Książę podał Amy małą, złotą kulę, a ona odebrała ją i otworzyła. Ze środka zaczęła wylatywać lśniąca, niebieska substancja - prawie tak niebieska jak jezioro. Wypiła do dna i uśmiechnęła się. Mężczyzna wziął swoją i zrobił to samo.
To był ulubiony pokarm wszystkich mieszkańców tego lasu. Smak miał delikatny, słodki i musujący w ustach. Przez chwilę można było zapomnieć o całym świecie, rozkoszując się napojem. Robiło się go z rzadko spotykanych kwiatów, bardzo podobnych do tych koło których siedzieli - niebieskich i błyszczących. Ale to nie one. Zazwyczaj te właściwie rosły pojedynczo albo maksymalnie po dwa, trzy koło siebie. Te jednak otaczały ich z każdej strony jak armia. Dawały mocny zapach. Tamte zaś - delikatny i obłędny.
Po wypiciu, w kącikach ust mieli resztki zaschniętego już napoju, który mienił się na nich jak brokat.
Kontury drzew po drugiej stronie lekko falowały przez porywisty wiatr, a na niebie co jakiś czas przelatywały czarne ptaszyska, znikając gdzieś w głębi lasu. Spojrzała mu głęboko w oczy.
— Kocham cię — rzekła, rozchylając swoje ogromne skrzydła anioła.
Dotknął palcem jej policzka, a potem pocałował w czoło. Następnie wstał i spojrzał na księżyc, nic nie mówiąc.
— Williamie, czy coś się stało? — zapytała swoim łagodnym głosem i wpatrywała się w mężczyznę.
Po chwili ciszy odwrócił się w stronę Amy, a następnie przykucnął obok niej. Chwycił kosmyk jej długich, brązowych włosów, ale potem od razu je puścił i spojrzał w duże oczy. Tak głęboko jak nigdy.
— Wybacz mi, Amy. W takiej postaci pokocham cię bardziej.
Nagle poczuła ból przeszywający całe ciało. Spojrzała w dół. Wbił jej sztylet prosto w serce, a biała krew lała się strumieniami, zostawiając ślady na jego ręce. Wyciągnął nóż, a ona osunęła się bezwładnie na trawę, gniotąc przy tym kilka niebieskich kwiatów. Nie miała siły mówić. Powoli zamykały jej się oczy. Ostatnie co widziała, zanim dusza wyszła z ciała, kierując się w otchłań wiecznego szczęścia to stojący nad nią William i czarny lecący ptak.
Chwilę wpatrywał się w ciało dziewczyny, a potem w jezioro wypełnione światłem.
— Ja ciebie też kocham — powiedział niskim, męskim głosem i wziął na ręce Amy, rozganiając przy tym chmarę świetlików. Czekała go długa droga.
***
Szedł z jej ciałem na rękach przez dobre parę godzin. Długa, biała sukienka dziewczyny była już ubrudzona i w niektórych miejscach obdarta. Delikatne dłonie anielicy spuszczone były w dół, a twarz nieco zszarzała.
W końcu poczuł się senny i nie miał siły iść dalej. Postawił Amy delikatnie na ziemi i położył się obok niej. Zaczął dotykać i wąchać jej skórę, która dalej pachniała obłędnie. Jak mieszanka wszystkich najlepszych kwiatów z lasu. Gładził ją po nodze, aż w końcu zaczął całować i coraz namiętniej dotykał ciała. Nie czuł wstydu, że robił to ze zmarłą ukochaną. Czuł jedynie podniecenie i euforię.
Była ciepła noc, a właściwie jej końcówka. Gdy skończył swoją przygodę erotyczną, odgarnął włosy anielicy i położył się na potężnym, białym skrzydle. Nie musiał długo czekać, aż pod osłoną nocy, odpłynie w krainę snów.
***
Obudziły go promienie słoneczne, łaskoczące po twarzy. Otworzył swoje niebieskie oczy i spojrzał na jasne niebo, pokryte licznymi, białymi chmurami. Gdzieś w oddali słyszał wysokie śpiewy ptaków i czuł świeże, leśne powietrze. Skierował twarz na Amy. Uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. Wstał i wziął ją na ręce. Zaczął iść leśną drogą. Dokładnie wiedział gdzie i po co. Idąc, łamał co chwilę jakąś gałązkę, a sukienka dziewczyny zaplątywała się co jakiś czas o krzaki, rozdzierając przy tym kolejne skrawki materiału. Jego ubranie pobrudzone było białą krwią, ale nie przejmował się tym. Gdy dotarł pod drzewo z dorodnymi, złotymi owocami - wziął kilka i usiadł na ziemi. Nie było to jego ulubione jedzenie, ale musiał się tym zadowolić. Nie chciał umrzeć z głodu.
Żółty sok z owoców cieknął mu po brodzie, a kilka kropel spadło na sukienkę dziewczyny, leżącej tuż przed nim. Odetchnął głęboko i zamknął oczy. Myślał o swoim planie. Miał nadzieję, że uda się go zrealizować, choć nie było to do końca łatwe. Gdy otworzył oczy, omal nie krzyknął. Niedaleko niego, koło drzewa - spokojnie dreptał sobie jeż. Był dość duży i pulchniutki. Ucieszył się, bo w końcu mógł zjeść coś normalnego. Potrzebował mięsa. Wyciągnął nóż ze swojej torby i zaczął wolno zakradać się do nieświadomego niczego zwierzęcia. Nagle skoczył i jednym ruchem złapał wystraszonego jeża. Podniósł go lekko do góry i wbił mu nóż. Krew ściekała na zieloną trawę, a on zaczął rozcinać cały jego brzuch. Wił się trochę i próbował uciec, ale po chwili jego ruchy ustały.
William wylał trochę krwi i zaczął wyjadać ze środka mięso. Biała krew na ubraniu zmieszała się z czerwoną.
***
Dotarł na miejsce wieczorem. Ujrzał małą, drewnianą chatkę, otoczoną drzewami. Nie było jej prawie widać, a na zewnątrz brakowało jakichkolwiek światełek, bądź lampionów. W kompletnej ciszy, czekał w krzakach na otwarcie drzwi. Słychać było jedynie szum wiatru i wyjące wilkołaki zapewne na jednej z przepaści, na którą lubiły chodzić o tej godzinie. Zapach Amy nie był już tak cudowny jak wcześniej, a jej wygląd nieco się zmienił. Nie przeszkadzało mu to, a wręcz przeciwnie - podniecało.
W końcu usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Na zewnątrz wyszli mężczyzna i kobieta. Nie czekając na nic - zamienili się w nietoperze i zniknęli gdzieś w mroku. Odczekał chwilę i podszedł do drzwi, zostawiając zmarłą na ziemi. Zapukał, lecz nikt nie otwierał. Odpowiadała mu cisza, a on coraz bardziej się niecierpliwił. Pukał coraz mocniej i szybciej, pokazując powoli swoją furię i zniecierpliwienie. W końcu usłyszał kroki, a następnie przekręcany zamek w drzwiach.
Ujrzał ją - czarne włosy do ramion, długi, czarny płaszcz, obcisłe, skórzane spodnie, wysokie buty i piękne, mroczne oczy.
Podeszła bliżej niego i spojrzała dokładnie na jego twarz.
— To ty! — krzyknęła. — Jak śmiesz tu przychodzić, skurwielu?! — Cofnęła się.
— Jestem twoim królem.
— Jesteś księciem i do tego gównianym — powiedziała ze złością. — Wybiłeś prawie całą naszą rasę. — Krew wszystkich wampirów jest na twoich rękach. Tak samo jak na rodzie elfów, bo to twój ród. Jak nas znalazłeś? Czego chcesz, łachudro?!
— Wasza rasa zabijała innych. Musiałem to zrobić.
Młoda kobieta prychnęła i pokiwała głową, a następnie mocno chwyciła Williama za ubranie.
— Zabiję cię, kurwa, rozumiesz to?! — krzyknęła.
— Mam coś dla ciebie. Wstrzymaj się z tą decyzją.
Powoli i ostrożnie wyciągnął z torby mały flakonik z białym płynem.
— Co to jest?
— Krew mojej ukochanej. Anielicy. Najlepsza krew jaka istnieje. Wypij ją. Ktoś nas zaatakował, a ona... umarła. Moja ukochana nie żyje, a ja w ramach przeprosin za bestialskie wybicie twojej rasy pozwolę ci wyssać krew z Amy. Najpierw jednak posmakuj tej.
William podał jej flakonik, a ona puściła jego ubranie i błyszczącymi oczami wpatrywała się w przedmiot.
"Krew anioła — pomyślała. — Za krew anioła zrobiłabym wszystko".
Komentarze (4)
Można sobie wszystko wyobrazić→Pozdrawiam:)→5
Masz trochę powtórzeń, których łatwo można by się pozbyć.
Tekst napisany bardzo delikatnie i obrazowo, czyta się z przyjemnością. Jednak pierwsza część, to moje odczucie osobiste, jest napisana lepiej. Może to dlatego, że mocniejsza jesteś w opisach niż w dialogach? A może to tylko mi się tak wydaje :)
Całość ciekawa!
Pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania