Poprzednie częściWyspy Wygnanych #1

Wyspy Wygnanych #2

Kiedy już odrobinę ochłonęliśmy, ponowiłam pytanie:

- Jak?

David spojrzał na mnie i jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech.

- Nadeszła pomoc – odparł.

Zanim zdążyłam lepiej zastanowić się nad tymi słowami, tuż przy boku Davida powietrze zaczęło drgać. Przerażona odskoczyłam puszczając jego dłoń, lecz on się nie odsunął. Przeciwnie – zwrócił się twarzą ku miejscu, w którym teraz pojawiały się dziwne, fioletowe kształty. Zupełnie, jakby nagle w jednym miejscu zaczęły materializować się maleńkie odpryski ametystów. Patrzyłam na to szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc co robić. Powoli, tuż przy nas, zaczął formować się efekt tego magicznego spektaklu i już po chwili stała przede mną najpiękniejsza postać jaką widziałam. Wyglądała ona jak wykuta w ametyście. Ubrana była w coś co przypominało strój wojskowy, ale bez niego spokojnie mogłaby udawać kamień szlachetny. Gdyby nie dwie rzeczy. Pierwszą z nich były jej oczy – zdradzały ją białka, na których lśniły wrzosowe tęczówki. Drugą – jasne włosy w kolorze kości słoniowej. Miała ich nienaturalnie dużo, a dla wzmocnienia efektu wszystkie były zaplecione w maleńkie warkoczyki. Jeżeli miałabym obstawiać, powiedziałabym, że jest ich co najmniej pięćset.

- Naya – przedstawiła się przybyszka podając mi dłoń ze spokojnym, wręcz znudzonym wyrazem twarzy (tak jakby wcale nie zmaterializowała się właśnie przede mną z maleńkich kryształków)

Zdezorientowana spojrzałam na Davida, który nieznacznie kiwnął głową. Przełknęłam ślinę i zrobiwszy krok naprzód uścisnęłam jej rękę.

- Hiena – również się przedstawiłam, po czym możliwie szybko cofnęłam dłoń.

- Z wyrazu twojej twarzy wnioskuję, że nie miałaś wcześniej bliskich kontaktów z obcymi. Teraz się to zmieni. – uśmiechnęła się chłodno. – Nie patrz na mnie jak na kogoś kto chce cię zabić. Nim postanowiłam wam pomóc dokładnie przejrzałam wasze kartoteki. Twoja była całkiem imponująca, tak więc spokojnie – nie mam zamiaru cię atakować. Oczywiście wygrałabym to starcie, ale niepotrzebnie zmarnowałabym parę minut. Mój czas jest cenny.

„Nie ma to jak miłe powitanie” – pomyślałam z ironią natychmiast uprzedzając się do nowo poznanej.

- Naya jest mieszkanką Fuksji. – z zapałem zaczął David. - Jej moce są odporne na magiczne kręgi otaczające wyspy.

Pierwsze zdanie mi wystarczyło. W mgnieniu oka wyciągnęłam kolejny nóż zza oplatającego moje biodra rzemyka. Fuksja – planeta, z którą na chwilę obecną trwała wojna. Jej mieszkańcy posiadali umiejętności, o których dalej niewiele nam było wiadomo, lecz nasze zaawansowanie techniczne przewyższało ich o tysiąclecia. Cztery lata temu widziałam transmisję z wystrzelenia dwóch tysięcy rakiet bojowych w tę planetę. Praktycznie ich zrujnowaliśmy… i niby z jakiego powodu Fuksjanka miałaby chcieć nam pomóc? To niemożliwe.

- Kłamiesz – wycedziłam. – Nie wierzę ci. Czemu niby TY miałabyś nam pomagać, co? Masz na poczekaniu jakieś realne wytłumaczenie, czy nie za bardzo, co?

Powietrze zgęstniało, a cisza była wręcz namacalna. Nie spuszczałam wzroku z Nayi, w każdej chwili będąc gotowa na atak.

- Obalić Rząd tej waszej nędznej, szablonowej planety . To chyba nasz wspólny cel, czyż nie? – odpowiedziała po chwili spokojnym głosem, a na jej twarzy zaczął rozkwitać złowieszczy uśmiech.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania