Wywiad z dyktatorem - Ozar

- Dziadku opowiedz jeszcze raz, jak się spotkałeś z tym, jak go nazwałeś czerwonym potworem z Kambodży? - siedzący naokoło nagle zamilkli. Marek, proszony był o to przez kilku młodych ludzi, którzy przyszli na osiemdziesiąte urodziny seniora rodu.

- Jak chcecie, to bardzo chętnie, jednak muszę poszukać moich notatek, bo już zbyt wiele uciekło mi z pamięci – po tych słowach podszedł do biurka i przez dłuższą chwilę przeglądał jakieś teczki.

W końcu wyciągnął starą pożółkłą teczkę. Usiadł na fotelu i widząc ogromne zainteresowanie, zaczął mówić.

- Jak zapewne już wam powiedział mój wnuk w latach siedemdziesiątych byłem dziennikarzem pracującym dla "Trybuny Ludu". W roku 1975 albo 1976 poznałem pewnego rosyjskiego dziennikarza, który był zafascynowany ideami przewodniczącego Komunistycznej Partii Kambodży Salotha Sara znanego bardziej jako Pol Pot. Właśnie w tamtym okresie jego partia wraz ze swoimi żołnierzami opanowała Kambodżę, tworząc nowe Ludowe państwo. Było to o tyle łatwe, że wojna w Wietnamie dobiegła końca, a władzę tam przejęli komuniści. Ten straszny konflikt poza zniszczeniem domów, terenów i wszelakich przejawów życia w Indochinach, stworzyła całą serię potworów, które raz były na usługach mocarstw zachodnich (Francji lub USA) lub komunistycznych (ZSRR i Chiny). Jednym z nich był właśnie Pol Pot. Byłem młody i wydawało mi się, że warto zobaczyć na własne oczy kogoś, kto swoją ideologią i czynami przypominał Fidela Castro czy Che Guevarę. Pominę tu, jak nam się udało dostać do tego człowieka, choć nie było łatwo, bo w tym kraju był totalny bałagan, a zastępy „Czerwonych Khmerów” wprowadzały swoje porządki, zamieniając od 1975 roku Kambodżę w jeden wielki obóz zagłady.

Kiedy dotarliśmy do głównej bazy, nawet mój rosyjski kolega miał kłopot, żeby się dostać do wodza. W końcu jednak stanęliśmy przed obliczem kogoś, kto nazywał siebie „Prawdziwym Marksistą”.

Ten jak go nazywali wrogowie, „Anioł zniszczenia” na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem niewinnie. Miał miły uśmiech, łagodne, bystre oczy… Niezwykle ciepłym głosem, bez kartki, wygłosił ponadgodzinne kazanie. Rozprawiał na temat nieuchronnie zbliżającej się wietnamskiej inwazji – ciągle w tym samym łagodnym tonie – wyrażając przekonanie, że Amerykanie i europejskie wojska NATO będą w jego imieniu interweniować i podejmą walkę z Wietnamczykami i ich radzieckimi sojusznikami na polach ryżowych i drogach Kambodży.

Kiedy skończył, obawiałem się, że audiencja będzie skończona, ale o dziwo pozwolił mi zadać kilka pytań. Na pytanie o korzenie polityczne jego i partii odparł niemal natychmiast, jakby był przygotowany i pewny, że o to zapytam.

- Jestem marksistą i traktuje bardzo poważnie Manifest komunistyczny Marksa i Engelsa. Postanowiłem w praktyce stworzyć postulowaną przez obu panów „armię pracy”, czyli zamienić całe społeczeństwo w jedną wielką machinę produkcyjną. Sprowadzić każdego człowieka do roli małego fabrycznego trybiku.

- A co z tymi, którzy nie będą chcieli pracować – to było dość ostre pytanie, ale postanowiłem zaryzykować.

- No cóż, są tacy, ale staramy się ich przekonać do swoich idei. Tworzymy specjalne obozu w których oprócz pracy, uczymy ich naszej ideologi.

- Oczywiście nie wspomniał, że tacy „wrogowie” byli masowo zabijani, a tylko część trafiła do obozów. A te jak je nazwał obozy, to były ogromne kołchozy, gdzie ludzie pracowali po dwanaście godzin dziennie za przysłowiową miskę ryżu.

Kolejne pytanie również było niebezpieczne dla mnie, ale znowu liczyłem, że mi odpowie i nie zawiodłem się, odnosząc przy tym wrażenie, że był już nie raz o to pytany.

- Mówią, że wasz ruch i wasza misja opiera się na agresji wobec obywateli?

- Sądzi pan, że jestem osobą agresywną? Ależ skąd. Tak więc, jeżeli chodzi o moje sumienie i moją misję, nie było żadnego problemu. Trzeba to wyjaśnić… Moje doświadczenie było takie samo jak całego mojego ruchu. Byliśmy nowi, niedoświadczeni, a ciągle coś się działo i musieliśmy sobie z tym radzić… Z miłości do narodu i ludzi tak właśnie trzeba było postąpić, ale czyniąc to, popełniliśmy błędy.

Jeden ze słuchających mnie młodzieńców, musiał coś tam wiedzieć o dyktatorze, bo nagle zapytał.

- Nie bał się pan zadawać takie pytania? Przecież tam zabijano za drobniejsze sprawy.

- Bałem się, ale po pierwsze byłem dziennikarzem z kraju jak zapewne wiedział Pol komunistycznego, a do tego mój kolega Rosjanin przedstawił, mnie jako rasowego komunistę. A co ważniejsze w 1975 roku nikt tak naprawdę jeszcze nie wiedział, do czego doprowadza rządy tego komunistycznego tyrana. Wtedy był tylko jednym z wielu przywódców takich jak Mao Tse Tung, Kim Ir Sen, Fidel Castro, a każda rewolucja niesie ze sobą ofiary. Wierzcie mi, on wyglądał na całkiem normalnego człowieka, dzisiaj już sam nie wiem, czy byłem aż tak głupi, czy Pol rzeczywiście potrafił grać takiego normalnego. Chciałem mu zadać jeszcze dwa pytania. W pierwszym zapytałem, na kim się wzoruje i po raz kolejny odpowiedział niemal natychmiast.

- W walce rewolucyjnej w naszym kraju, w sposób twórczy i z powodzeniem wcielamy w życie myśl Mao Tse-tunga, który w swoim kraju stworzył sprawiedliwy komunistyczny ustrój dla wielu milionów swoich obywateli – Pol Pot mówił to bardzo spokojnym głosem, w którym słychać było nutki fanatyzmu.

- Niestety to było ostatnie pytanie, bo nagle wszedł jakiś oficer, coś powiedział i nasz rozmówca wstał, podszedł do nas i podał nam ręce, mówiąc:

- Mam nadzieję, że nasza rewolucja zwycięży wszelkie zło i będzie się rozszerzać na kolejne kraje – spotkanie było skończone, ale wódz Czerwonych Khmerów, widać zadowolony z naszej wizyty dał nam sporą ochronę, która doprowadziła nas aż do granicy z Wietnamem. Tak to wyglądało.

Nastała cisza, którą po chwili przerwał jeden z młodzieńców.

- Z tego, co wiem, tego Pol Pota nie spotkała żadna kara za swoje zbrodnie.

- No niestety nie, bo choć jego rewolucja została zdławiona przez wojska wietnamskie, które miały już dość setek tysięcy uchodźców, które wegetowały w tymczasowych obozach za granicą z Kambodżą. Pokonany, nie poddał się, ale ukrył w dżungli i dalej starał się walczyć. Wtedy też widząc, że komunizm do niczego go już nie doprowadzi, zmienił front i poparł monarchie. Później wszedł nawet do rządu tymczasowego, który rządził aż do powrotu na tron prawowitego króla Kambodży. Historia osądziła go dopiero po śmierci w 1989 roku, kiedy na jaw wyszedł ogrom zbrodni, jakie jego „Czerwoni Khmerzy„popełnili. Jak zapewne wiecie, jego krwawe rządy doprowadziły do śmierci prawie 1/3 mieszkańców, a kolejne 30% zmusiły do ucieczki za granicę, głównie do Wietnamu. Pol Pot był największym zbrodniarzem komunistycznym w dziejach. Nikt inny nie wyrżnął jednej trzeciej swojego własnego narodu.

- A czy wydrukowano pana artykuł w tej no …

- Trybunie Ludu. Nie. Jak się dowiedziałem, wtrąciła się ambasada ZSRR i zakazała publikacji tego tekstu.

- Ale dlaczego? Przecież tam też była komuna?

- Dobre pytanie. Ja też tak zapytałem i okazało się, że Rosjanie nie byli zachwyceni tym, co robi Pol Pot a do tego najwięksi ówcześni sojusznicy Moskwy w tamtym rejonie, czyli Wietnamczycy byli bardzo wrogo nastawieni do Czerwonych Khmerów. Krótko mówiąc, Rosjanie postawili na Wietnam a ten jak wiecie po kilku latach zaatakował Kambodżę i pokonał siły Pol Pota.

Wódz Khmerów sam był sobie winny. Na każdym kroku czcił albo Marksa, albo Engelsa, albo Mao Tse Tunga nawet nie wspominając o komunistach z Rosji. Mało tego nie nawiązał z nimi żadnych oficjalnych kontaktów. Na dzisiaj starczy, bo jestem już zmęczony.

- Dziękujemy panu za ciekawa lekcje historii. A czy to prawda, że spotkał się pan z Che ?

- Jak widzę, mój wnuk wszystko wam powiedział. Tak, ale to temat na inne spotkanie. Może kiedyś wam opowiem.

 

P.S. Odpowiedzi na pytania są cytatami Pol Pota.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Bogumił 04.05.2019
    Zapowiada się fajnie, wpadnę pócźniej.
  • Bogumił 04.05.2019
    Nie będę zdradzał autora tylko jedna mała uwaga. O tych zbrodniach głośno już było praktycznie po roku a interwencja wietnamska tylko je potwierdziła. Bardzo fajny tekst. Pozdrawiam.
  • yanko wojownik 05.05.2019
    Ozar, ale czy te klimaty... - w sumie czołgistów Wietnamskich szkolono podobno w Drawsku Pomorskim, może wiec Ozar - tym razem w swojej klimie.


    Ozar! Bogumił wskazał niechcący - chyba, że zmylił chcący.
  • Bogumił 05.05.2019
    Przysięgam że to nie mój tekst.
  • yanko wojownik 05.05.2019
    Bogumił, Przecież wskazałem Ozara:)
  • Bogumił 05.05.2019
    yanko wojownik idziesz po najmniejszej lini oporu a ktoś mógł naśladować jego styl, hę?
  • yanko wojownik 05.05.2019
    Bogumił, jak naśladował, to nie trafię. Tu wszyscy coś-kogoś naśladują w tej zabawie.
  • Arysto 05.05.2019
    Ozar. Albo ktoś, kto pod Ozara się dobrze podszył.
  • Angela 06.05.2019
    Szanowny Pan Ozarelli :)
  • Dekaos Dondi 06.05.2019
    Ozarowo jakby??

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania