Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** D i a l o g *** z Robotem

– Jestem bardzo znanym poważanym dziennikarzem. Dlatego zanim tu przyszedłem dowiedziałem się ponad wszelką wątpliwość, że jest pan pierwszym na świecie Robotem, który wie że jest. Zgadza się?

– Taa.

– No i jak? Śrubki nie nawalają?

– Nie.

– Blachy brzęczą jak trzeba?

– Taa.

– Nie rdzewieją za bardzo?

– Nie.

– Dostaje pan smary?

– Taa.

– Nie jest pan za bardzo rozmowny. A powiedziano mi, że jest pan najnowszym modelem, który – jak wspomniałem na wstępie – ma świadomość swojego istnienia.

– A powiedziano panu że lubię dużo mówić?

– No nie.

– To co się pan dziwi.

– Nie dziwię się ale chciałbym porozmawiać o sensie życia.

– Mojego czy pana?

– Oczywiście, że pana. Po to tu jestem.

– Olej mi z dupy wycieka. Do dupy z takim sensem.

– Proszę to olać i nie myśleć o dupach, tylko pomyśleć o swoich zardzewiałych blachach. Ileż to różnych emocji i wzruszeń mogą skrywać ich: zaułki, wygięcia i różne wystające części … chwilę… mówił pan że nie są zardzewiałe.

– Bo na początku naszej rozmowy jeszcze nie padało. Teraz tak.

– Proszę się nie martwić panie Robocie. Dzielę z panem to całe moknięcie.

– Na ile części?

– Pan by tylko o częściach gadał.

– Jestem cholernie sentymentalny. Czy wie pan z ilu kawałków się składam?

– Niestety nie wiem.

– A myślałem że pan wie, bo ja nie wiem a chciałbym wiedzieć. Mam w planie napisać pracę doktorską na temat: z czego się składam i jak do tego doszło, że myślę o tym, że wiem, że jestem.

– Panie Robocie. Że że że. Na początku wywiadu nie był pan taki elokwentny.

– Rozkręcam się.

– Byle nie przy mnie. Nie chce żeby mnie posądzono o… no wie pan…

– Że mi pan śrubkę włoży nie tam gdzie trzeba. Bez obawy. Instrukcje mam zawsze przy sobie.

– W którym miejscu?

– Świntuszek z pana.

– Zmieńmy temat. To znaczy wróćmy do meritum. Co dla pana jest w życiu najważniejsze?

– Postawa.

– Postawa? W jakim sensie?

– W takim, żeby mordą do przodu nie polecieć i blaszanki nie rozbić. To chyba jasne, nieprawdaż?

– Blaszanki?

– Mojego łba. Tego co paluchem pukam!

– Słyszę echo. Przyznam, że to mnie trochę niepokoi.

– Mam sprawdzić pańskie echo?

– Nie, dziękuję. Myślałem, że chodzi panu o postawę… życiową.

– A co mi po niej, skoro będę leżeć na ziemi z pogniecionym mózgiem. Pan nigdy nie miał pogniecionego mózgu?

– Mam tylko pofałdowany.

– Jeden czort. Witaj w klubie. Ale jak pan chce to mogę go wygładzić...służę pomocą...

– Nie, nie! Dziękuję…w jakim klubie... mniejsza z tym. A na przykład… lubi pan słuchać muzyki?

– Najbardziej perkusji jak człowiek dzyndzoli po talerzach.

– Dzyndzoli… no tak rozumiem… talerze metalowe jak pana ciało… a pan sentymentalny…

– Sentymentalny? Coś pan. Może trochę. Nie w takiej sytuacji. W takiej to ja siłę ćwiczę…

– Nie rozumiem

– No wie pan… płaczę… ale talerze… jakby we mnie walił. Mnie! Który wie, że jest!! To doprawdy upokarzające! Rozumie pan?

– W rzeczy samej. Kwestia skojarzeń. Oko za sztuczne oko. Stalowy ząb za plombę.

– Rozumny pan. Fałdy panu nie szkodzą jak widzę.

– Chyba jednak szkodzą... bo po co stoimy na deszczu?

– Mnie pan pyta? A po co? Dopiero się uczę. Ja mogę być głupi jak stalowy kołek od wiaty, ale panu nie wypada wyjść na czubka przy Robocie. No chyba, że to panu wisi… o... metalowa wiata... prorok ze mnie, czy co... w mordę nakrętki... jakbym miał rodzinę.

– Wejdźmy tam.

– No tak. Rozumiem. Nie chce pan, żeby pana z Robotem widziano. Bo to wstyd. Jeszcze sobie człowieki pomyślą, że między nami coś zaiskrzyło. Spoko, nie gniewam się. Jest mi tylko niezmiernie przykro. Łezka mi wisi na kawałku rdzy. O!! Już spadła… ale walnęło… co za fontanna… jasna cholera… dobrze że pan w stopę nie dostał… a może jednak... spojrzę… na szczęście cała.

– Jak pan stał na deszczu to tak głupio nie skrzypiał.

– Olej ze mnie wycieka. A deszcz dolewał...trochę...

– Jeżeli jadalny to podstawię butelkę. Ryby chciałbym usmażyć na kolacje.

– Co to są ryby?

– Takie zwierzątka co dzisiaj zjem na kolacje. Przecież mówię.

– Ale z czego to się składa?

– A bo ja wiem. Chyba z większości z wody.

– A co to woda?

– To co stuka w daszek.

– Czyli za chwilę będą stukać ryby? Jak zrobią dziury to będzie przeciekać i zmoknę!

– Jak utkną w dziurach to nie będzie.

– No przecież pan je wyciągnie na obiad.

– Tych nie. Swój rozum mam.

– Żeby ino.

– Panie Robocie. Schodzimy na bzdurne tematy. Mieliśmy gadać o sensie życia. O miłości, nienawiści, pieniądzach, marzeniach, mądrości, głupocie, korupcji, polityce, rządach, nie rządach, sferze seksualnej…

– Oj… muszę zapytać: a co to sfera seksualna?

– Niech pan pomyśli o dziurkach i śrubkach.

– Myślę.

– I co?

– Olej ze mnie wycieka.

 

*~~~~~~~~~~~~~~~~*

 

– No i co… zdałem test? Odpowiednio wczułem się w rolę dziennikarza?

– Spoko, panie Robocie. Odwalił pan kawał dobrej roboty.

– Pan też był niezły.

– …

– Halo!! Tu Ziemia!

– …

– Proszę coś powiedzieć.

– Wiem, że jestem.

– Oczywiście że tak. Ja też o tym wiem. Cieszy się pan?

– Taa...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Hypokryta 26.05.2018
    Rewerobotolacja! 5/5
  • Pan Buczybór 26.05.2018
    heh, naprawdę fajne
  • Aisak 26.05.2018
    – Olej mi z dupy wycieka. Do dupy z takim sensem.
    – Rozkręcam się.
    – Zaiskrzyło.

    Już na zawsze będzie mi się kojarzyło z Robotem.

    :)
  • Justyska 27.05.2018
    Uśmiałam się po pachy. Rewelacja i końcówka przewrotna jak to u Ciebie :)
  • Karawan 27.05.2018
    Erupcyjna Fontanna Uśmiechu - brawo, tego ciągle mało na opowi, uśmiechu i pogody. Dziękuję. ;) 5
  • Bożena Joanna 27.05.2018
    Dobra lektura na nadzielę, toż śmiech to zdrowie, a autor igra z czytelnikiem do samego końca jak kotek z myszką. Pozdrowienia!
  • kalaallisut 27.05.2018
    Poza boomboxem wioli dawno czegoś takiego z dobrym humorem nie czytałam.brawo :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania