wyznanie

To wyznanie na zawsze pozostanie anonimowe i nigdy nie dotrze do adresata.. Od razu przepraszam za styl, po prostu muszę wreszcie to z siebie wyrzucić..

Większość z Was dokładnie pamięta pierwszą młodzieńczą miłość. Zaczyna się tak samo. Ma się naście lat, pustkę w głowie i wielkie nadzieje.

Nie inaczej było w moim przypadku. Miłość od pierwszego spojrzenia. Pierwszy raz widzi się osobę i wie się, że to ta, ta jedyna, przeznaczona. Nigdy nie sądziłem, że to zdarza się zwykłym zjadaczom chleba i że nie tylko w książkach i na ekranie. Po paru latach beztroskich wspaniałych czasów, pierwszych pocałunków itp., jak to zwykle bywa nastały nad nami „czarne chmury”.

Długo walczyliśmy o związek, o to, aby być dla siebie kimś więcej niż tylko wspomnieniem.. może nie było nam dane, może byliśmy za młodzi, może nie wyczerpaliśmy wszystkich środków.

Nie wiem, dlaczego nam się nie udało, nie wiem dlaczego ją zostawiłem i dlaczego ona na to pozwoliła, bo byłem pewien, że to miłość.

Baliśmy się przyszłości bez siebie a jednak przyszło nam się z nią zmierzyć. Należy mi się krytyka i sam nie raz „plułem sobie w brodę” i zastanawiałem się, czy nasze rozstanie jest na pewno najlepszym wyjściem. Wiem, że oddaliliśmy się od siebie, nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, nie mogliśmy się zrozumieć. Każde z nas miało inne wizje przyszłości. Ona chciała zostać w rodzinnej miejscowości, ja chciałem studiować w dużym mieście i w przeciwieństwie do niej nie wyobrażałem sobie życia w mieście z którego pochodziliśmy. Mieliśmy coraz mniej czasu dla siebie. Rozstanie było wtedy dla mnie jedynym wyjściem..

Ona chciała, żebyśmy do siebie wrócili, ja wtedy myślałem, że potrzebujemy czasu. Czasu spędzonego osobno. Wiedziałem, że kiedyś wrócimy do siebie mądrzejsi i dojrzalsi, znajdziemy consensus i będzie jak wtedy, gdy mieliśmy po naście lat, jak na początku naszego związku. Bo było cudownie, to były najpiękniejsze lata i choć nie raz sprawialiśmy sobie ból i nie raz wiem, że przeze mnie płakała, to nie mniej niż ja przez nią..

Ciężej się żyło i oddychało bez niej. Starałem się korzystać z wolności. Szukałem uciech, które chwilowo pozwalały mi „oddychać spokojnie”, nie myśleć o tym co było i co będzie. Żadna z tamtych nie była jak ona. Chciałem się od niej uwolnić. Zacząć wszystko od nowa, z inną. Chciałem przestać wszystkie porównywać do niej. To czasem się udawało. Wmawiałem sobie, że jestem szczęśliwy.. ale nie da się normalnie żyć z dziurą w sercu. Kochałem ją i wiem, że ona mnie też kochała.

Po dwóch latach od rozstania postanowiłem dać sobie szanse, miałem dość wmawiania sobie czegokolwiek. Zrozumiałem, że nie chce i nie potrafię bez niej żyć. Dzień, w którym postanowiłem znów zawalczyć o miłość i szczęście był najszczęśliwszy w moim życiu. Zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała. Oddzwoniła za jakieś 15 min..

Minęło 9 lat od tamtego dnia. Jej syn również ma 9 lat.

Nie jestem sam, ułożyłem sobie życie. Ona nigdy nie dowiedziała się, że chciałem, żebyśmy spróbowali jeszcze raz, gdy odzwoniła okazało się, że wychodziła od lekarza, który potwierdził ciąże. Od naszych wspólnych znajomych wiem, że ze swoim obecnym mężem i ojcem dziecka zaczęła się spotykać pół roku wcześniej, był to pierwszy chłopak, z którym zaczęła się spotykać po naszym rozstaniu, bo już nie chciała dłużej łudzić się, że kiedyś znów będziemy razem..

Wspomnienia o niej nie dodają sił, nie sprawiają, że znów czuję się szczęśliwy. Są zadrą, sprawiają ból. Wciąż nie mogę sobie wybaczyć tego, że wtedy skrzywdziłem nas oboje. Czasem zastanawiam się, co było gdyby..

Na co dzień żyję normalnie. Nie rozpamiętuje codziennie tamtych chwil. Chodzę do pracy, spotykam się ze znajomymi, śmieje się, bawię. Żyję normalnie.

Najgorzej jest kiedy mi się przyśni, chwilę po przebudzeniu nigdy nie mogę zrozumieć co się stało i dlaczego nie ma jej obok.. Ciężko to znieść. Ciężko się żyje przypominając sobie, że przez swoją głupotę zmarnowało się prawie połowę swojego życia i część czyjegoś.

Wiem, że nie jestem jedynym idiotą na świecie. Wiem, że można ufać że „jest jak ma być”, że realizuje się jakiś plan czy boski czy diabelski czy coś w tym stylu, ale CZASEM nie jest to żadnym pocieszeniem. Są dni, w których NIC nim nie jest. Żadna myśl, żadna wiara w cokolwiek. To okropne uczucie, kiedy wali się świat, kiedy plan okazuje się nic nie znaczącym zwidem, kiedy życie toczy się inaczej, niż miało, kiedy miłość w cale nie jest potężna i nie zwycięża wszystkiego, choć miała, kiedy uświadamia się sobie, że straciło się kogoś na zawsze. A ja je przeżywam każdego razu, kiedy znów mi się przyśni, choć na co dzień o niej nie myślę, bo na co dzień żyję normalnie. I wciąż mnie zadziwia że tamte wspomnienia, mimo upływu tak wielu lat wciąż wywołują tak silne uczucia. I wtedy zastanawiam się jak mogłem być tak naiwny.. Później znów żyję normalnie.

 

Dziś znów mi się przyśniła, dlatego wreszcie muszę to z siebie wyrzucić.

 

Kochany Cukiereczku. Chciałbym, żebyś wiedziała, że wciąż Cię kocham i zawsze będę. Nie miałem szansy Ci tego wyznać jak już to zrozumiałem, bo nie chciałem mieszać Ci w życiu kiedy je sobie wreszcie ułożyłaś beze mnie.

 

Drogi moje i Tamtej rozeszły się w tym życiu na dobre. Nie mamy ze sobą kontaktu.

Ja mam tylko nadzieję, że będzie jak w jej ulubionym wierszu „po drugiej stronie nasze drogi pocięte schodzą się spowrotem” (ks. Jan Twardowski).

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania