Wyzwanie - Ambroży Pikiel, lubi słodkości
Rześki poranek, jeden z wielu nie zapowiadał się szczególnie zaskakujący. Pogrążone we śnie południowe przedmieścia świeciły pustkami jak zawsze o tej porze. Nawet lukrowane psy nie śmiały wychylić swych lukrecjowych ogonów z ciemnych zaułków na światło głównej ulicy. Siedziały cichutko i czekały, aż ów nieprzyjemny czas przeminie. Wyłożoną na przemian szafirowymi i rubinowymi kostkami chodnikiem szedł średniego wieku jegomość w jaskrawo zielonym płaszczu z dziwnymi różnokolorowymi ozdobnikami niewiadomego pochodzenia i niewiadomej nazwy. W lewej dłoni trzymał drewnianą, klonową laskę ze złotymi zdobieniami u góry, zakończona przy podstawie dziwnym szpikulcem. Pod cylindrem kolorystycznie dobranym pod płaszcz skrywał dość bujną czuprynę w kolorze jasnego fioletu z delikatnymi pasemkami czerwieni i żółci. Szybkim krokiem parł pewnie na przód, nucąc pod nosem melodie jedną i tą samą w kółko. Krzaczaste, zielono-siwe wąsy podrygiwały w rytm melodii.
Ulica była dość długa, jedna z dłuższych na południowych krańcach miasta. Bliźniacze domostwa dla odróżnienia były dopieszczane przez mieszkańców na sposoby bardzo różne i niekiedy dość niestandardowe. Mężczyzna co chwila pozwalał sobie na małą przerwę, aby móc nacieszyć oczy niektórymi wzorami. Na samym końcu ulicy i zarazem na skrzyżowaniu trzech innych znajdowała się malutka cukiernia. Mężczyzna przez ostatni miesiąc regularnie tam bywał. Zawsze w godzinach porannych, kiedy większość miasta, które z natury miało w zwyczaju wstawać tak późno, jak tylko się da jeszcze smacznie drzemało w błogiej niepewności. Jedna z tamtejszych cukierniczek szczególne miejsce znalazła w jego równie porąbanym co fryzura sercu. Cóż, tylko że ten jegomość nie miał w zwyczaju wyjaśniać, że w jego rozumieniu kulminacją uczucia jest brutalny mord na swej wybrance w sposób za każdym razem oryginalny i jedyny w swoim rodzaju. Szukał zwykle pół roku. Kolejny miesiąc zbierał informacje, a następnie ujawniał swoje uczucia. Młode, biedne, samotne i bezdzietne. Oto kryteria, jakimi się posługiwał. Za każdym razem działało. Ostania wybranka skończyła nafaszerowana dosłownie do rozpuku nadzieniem truskawkowo-malinowym w fabryce pączków znanej okolicznej firmy. Ciało znaleziono po trzech dniach. Facet tuż przed wejściem zwolnił kroku i najdostojniej jak tylko mógł, wszedł do środka. Za oszklonym stoiskiem darmowymi próbkami po lewej stronie stała jedna dziewczyna i to w dodatku nie ta, którą upatrzył i o której względy zabiegał na swoje sposoby.
- Dzień dobry. Piękny poranek. Prawie tak jak ta urocza asystentka, której jednak nie widzę. Można wiedzieć, gdzie jest? - rozpoczął, stawiając laskę obok starannie udekorowanej paproci w rogu.
- Bardzo pan ciekawy. Może nawet deko za bardzo.
- Taka już moja natura. Nalegam jednak aby udzieliła mi pani konkretnej odpowiedzi. Przecież to tylko pytanie.
- Może tylko pytanie, ale za to bez odpowiedzi. Nikt z naszego personelu nie wie, gdzie jest ta nowa. Była tu jeszcze dwa dni temu na swojej zmianie. Od tamtego czasu nie dała żadnego znaku życia. Mam czas do jutra. Do południa. Inaczej zostaje wyrzucona w trybie natychmiastowym.
- Czemu od razu wyrzucona? - mężczyzna po tych słowach lekko zająknął się i usiadł na jednym ze stojących pod oknem krzeseł.
- Przepraszam, ale żadnych własnych posiłków. To chyba wyraźnie napisane jest na drzwiach z zewnątrz. To cukiernia, a nie bufet dla starych zalotników.
- Zważaj na słowa. Nie masz pojęcia, z kim masz od czynienia. A teraz biegnij na zaplecze po te limitowane pączki ze śliwkowym nadzieniem. Idealnie pasują do tych domowych pikli — obwieścił, wyjmując w głębokiej kieszeni słoiczek ogórków.
- Asystentka ma wrócić do jutra. Najlepiej do szesnastej. Mam co do niej poważne zamiary.
- A czy to ode mnie zależne? Jak ją chcesz przelecieć to nie do mnie z tym.
- Ciekawa kolorystyka wnętrza. Taki lukrowy motyw sprzyja temu miejscu. Pewnie macie dużo klientów. W końcu to jedyna tego typu cukiernia na południowych przedmieściach.
- Zmierzasz do czegoś?
- Nie. To tylko taka dygresja. Lubię wtrącać od czasu do czasu pewne kwestie. To takie moje małe zboczenie z młodości. Podobno upierdliwe, ale da się żyć. A ta asystentka to miała jakąś bliską rodzinę? Nikt w okolicy jej nie zna.
- Nie. Była sierotą. Matka zmarła ze dwa lata temu.
- Ciekawe. Nawet bardzo bym powiedział.
- Co jest ciekawego w byciu sierotą.
- A co jest ciekawego w byciu ze zdrowej zwyczajnej i nudnej rodziny. Ja dla samej oryginalności zarżnąłbym matkę. To siłą wyższa. Świat przepełniony jest nudą i przewidywalnością. Lukrowe psy, kasztankowe gołębie i inne twory tego świata już dawno się znudziły.
- Nie chciała nic mówić o swoim życiu prywatnym. Praca to praca. Jak na kogoś, kto jej w ogóle nie zna.......
- Nie kończ. Stara śpiewka. Ma ciekawość wynika z powodów czysto przypadkowych i nie koniecznych, aby je tu przytaczać. Pięknie się układa nam ta rozmowa, ale godzina już na tyle późna, że czas na mnie. Już nawet nie przynosić tych pączków. Tak naprawdę były ohydne. Dodali chyba przeterminowane nadzienie. Myślę, że zagoszczę tu nie raz. Nawet jeśli asystentka straci robotę.
- To chyba jakieś nieporozumienie.
- Ależ skąd. Do następnego razu — uśmiechnął się pod swym wąsem, który lekko uniósł i odszedł, wymachując lekko swoją laską.
Komentarze (17)
Reszta jutro chyba. Popraw zanim Cyber dojrzy.
,,dosłownie do rozpuku '' - to wzięłabym w przecinki jako wtrącenie
,,stoiskiem darmowymi próbkami'' - z darmowymi
,,i o której względy '' - przed tym i przecinek, bo równoznaczne z poprzednim
,,jednak aby udzieliła '' - przecinek przed aby
,, Mam czas do jutra. '' - Ma
,,od razu wyrzucona? - mężczyzna'' - Mężczyzna (dużą)
,, lekko zająknął się''- się zająknął
,,To chyba wyraźnie napisane jest'' - To chyba jest...
,,- Asystentka ma wrócić... '' - to piętro wyżej, bo też mówi facet
,,To siłą wyższa.'' - siła
To znalazł sobie chłopak nowy punkt obserwacji :)
Fajne to było :) Podobał mi się opis faceta, rzekłabym jegomościa, bo z większym szacunkiem, ale znając jego upodobania piszę, jak piszę. Taki kolorowy świat sprzyja uśmiechom i radości, a tu wręcz przeciwnie. Rozmowa niemiła, facet też z zamiarami jak z horroru, ale całość świetnie się komponowała. Pozdrawiam, nie oceniam.
"- Czemu od razu wyrzucona? - mężczyzna po tych słowach lekko zająknął się i usiadł na jednym ze stojących pod oknem krzeseł." - Mężczyzna.
"- Przepraszam, ale żadnych własnych posiłków. To chyba wyraźnie napisane jest na drzwiach z zewnątrz. To cukiernia, a nie bufet dla starych zalotników." - podoba mi się ta wypowiedź. Jest ok.
"Już nawet nie przynosić tych pączków." - czegoś brakuje.
"- Ależ skąd. Do następnego razu — uśmiechnął się pod swym wąsem, który lekko uniósł i odszedł, wymachując lekko swoją laską." - uśmiechnął z wielkiej.
Dziwne było to, że jak powiedział, że zarżnąłby matkę, ta babka siię w ogóle nie przelekła. Gadali jak starzy znajomi.
Miejscami fajne, miejscami lekko niedopracowane.
ALe tematycznie się wybroniłeś.
Błędów specjalnie nie szukałam, z resztą wystarczy co inni w komentarzach wyciągnęli.
Fajne. Trochę nieścisłe, ale fajne.
To ta twoja postać z serii? Bardzo barwna.
Pamiętasz, że muszę ci zaniżyć ocenę?
Mylę się?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania