Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Wyzwanie - Jednonoga kobieta królik
Była mniej więcej połowa kwietnia. Wieczór ponury i niepodobny do żadnego innego wieczoru wcześniej ani później. Pod jeden charakterystycznych budynków na ulicy o nazwie wręcz niewymawialnej z daleka wyglądającej jak ciąg przypadkowych liter zajechała osobliwa syrena, rocznik sześćdziesiąty pierwszy. Jaskrawo czerwona z lekkim wgnieceniem nad prawym reflektorem. Drzwi otworzyły się majestatycznie i bardzo powoli. W półmroku ukazała się wysoka, postawna sylwetka mężczyzny. Ostrożne pierwsze kroki i lekkie zawahanie się można było od razu zauważyć. Ulica nie była oświetlona. Stare lampy stały oczywiście w prawie równych dwóch rzędach po obu stronach ulicy, ale pełniły tam bardziej funkcję dekoracyjną.
Delikatnie jednym muśnięciem dłoni docisnął drzwi auta po raz kolejny, a następnie wracał się jeszcze dwa razy, zanim nie stanął u progu wysokich drzwi prowadzących. jak wynikało z napisu nad nimi do biura usług różnorakich. Dwa szybkie i precyzyjne uderzenia kołatką wystarczyły, aby po kilkunastu sekundach otworzyły się przed nim. Do środka wprowadził go przygarbiony facet w czarnym, wyglądającym na nowiutki garniturze z posępną miną, jakby tylko czekał na okazję, aby skrócić męki życia jakiemuś delikwentowi.
- Zaproszony był? - burknął bez większego zainteresowania, niczym recytując starą śpiewkę.
- Już od miesiąca. Czas mało, pracy dużo. Czy wszystko jest przygotowane?
- W szkole uczono mnie, że diabeł jest tylko jeden. Ja bardzo się mylili.
- Masz coś na myśli? Z tego, co mi wiadomo tylko z łaski i jego dobrej woli jeszcze tu żerujesz.
- Łaski? Łaską nazywasz powód mojej tu obecności? Nie jesteś lepszy niż on. Zakładajcie dalej białe rękawiczki, tylko pamiętajcie, że one kiedyś przemiękną ich krwią.
Zaleźli się w dużym jasny pokoju w jedną sofą i małym biurkiem. Z lewej strony znajdowały się kolejne drzwi. Tym razem większe i masywniejsze.
- To tam. Dalej nie mogę wejść — wskazał swym starym skrzywionym w kilku miejscach palcem w kierunku masywnych wrót.
- Nie dziwi mnie to. Stary dziad, który uważa, że ma jakieś prawa. Twoje szczęście, że nie zawisłeś jeszcze w jego garażu — uśmiechnął się, poprawiając jednocześnie swą blond czuprynę o kolorze jednak odbiegającym od naturalnego.
Wejście prowadziło do piwnicy. Stare drewniane schody skrzypiał za każdym razem, gdy stawiał kolejny niepewny krok.
Po kilku chwilach znalazł się pod rezydencją. Betonowe ściany zakryte różnymi płótnami i kolejne to dziwaczniejsze ustrojstwa po obu stronach. Jednak jej krzyk, gdy tylko go usłyszał rozbudził w nim diabła, który zaczął pożądać bardziej i bardziej odpowiedzi na pytania tak bezsensowne, jak jego życie.
- Franz to ty? - dość gruby głos odezwał się zza kotary na samym końcu dużego pomieszczenia. - Jeśli tak to poczekaj tylko chloroform podam.
- We własnej osobie stary przyjacielu. Ten twój lokaj to już chyba do wymiany.
- Już od kilku lat. Czekam, aż dziadyga sam zejdzie z tego świata. Wykorzystam go w dobrym celu.
- Masz ten dar. Dla mnie to zwykłe ścierwo. Co najwyżej na opałkę do pieca w podziemiu. A ty mu jeszcze nowy garnitur sprawiłeś?
- A dlaczego by nie? To już jego ostatni — zaśmiał się, odkładając zakrwawiony skalpel na metalowy stolik obok.
- Oby. Przez telefon ciężko było mi zrozumieć przyczynę, dla jakiej mnie wzywasz.
- To wielka chwila w moim życiu Franz. Piętnaście lat żmudnych prac i porażek jedna po drugiej. Poświęcenie mojej rodziny nie poszło jednak na marne. Znalazłem ją. Miesiąc temu. To był przypadek jak ich na tym świecie wiele, ale ten szczęśliwy zawitał do mnie.
- Jest w ciąży?
- Szósty miesiąc. To nic. Wyliczyłem, że od czwartego miesiąca są pozytywne rokowania. To jest dar od losu dla mnie Franz. Nikomu nie mówiłem, nawet stowarzyszeniu. Tylko ty to wiesz.
- Pokaż ją.
- Siekiera wystarczyła, żeby przyśpieszyć nagłe skurcze. Fakt tylko pozorne, bo w sumie już niepotrzebne, ale ten efekt uboczny był nader pożądany.
Obaj podeszli do błękitnego z jednej strony zaś z drugiego błękitno — czerwonego parawanu, za którym na dziwnym fotelu leżała nieprzytomna brzemienna kobieta. Miała około dwudziestu sześciu lat. Jej brzuch okryty był szklaną kopułą z dwoma otworami, jednym mniejszym u góry i większym drugim u dołu.
- Amputacja kończyła się pomyślnie? Żadnych powikłań?
- Bez problemu. Prawa noga była strzałem w dziesiątkę, ale to sprawa niszowa. Płód jest już martwy. To bardzo ważne.
Narodziny poprzez śmierć. To był mój cel.
- Co zamierzasz?
- Na początek musimy wyjąć martwy płód. Posłuży on nam jako pożywka wysokoenergetyczna. Następnie wcześniej przygotowaną króliczą głowę z zachowaniem funkcji życiowych króliczego mózgu przeszczepie na miejsce głowy kobiety.
- Opracowałem specjalną maszynę, która promuje krew ze sztucznego serca do króliczego mózgu oraz specjalne elektrody przekazujące mu błędne informacje jakoby był nadal zrośnięty z ciałem. Pierwsza kobieta królik inwalida narodzi się w mojej piwnicznej pracowni. Franz pomożesz mi dokonać tego cudu nauki?
- Przyjacielu nie sądziłem, że pokładasz we mnie tak wielkie nadzieje i widzisz mnie w swoich marzeniach o stworzeniu czegoś pięknego. To będzie dla mnie zaszczyt.
Obaj po obszernych godzinnych przygotowaniach przystąpili do dzieła ich życia. Delikatnie rozcięli kolejne powłoki skórne uśpionej i znieczulonej kobiety, a następnie usunęli jej martwy płód, który bezpiecznie przemieścił się przez otwór pokrywy bezpieczeństwa do specjalnego pojemnika pod nią. Po wszczepieniu specjalnego identyfikatora i zszyciu miejsca zabiegu przystąpili do transplantacji. Sztuczny rdzeń kręgowy, który z jednej strony odpowiadał rdzeniowi człowieka zaś z drugiej rdzeniowi królika, był łącznikiem, dzięki któremu informacje z mózgu mogły być przekazywane przez mniejszy rdzeń kręgowy zwierzęcia, do rdzenia człowieka. Odciętą kobiecą głowę włożyli do dużego zbiornika z fioletowawą substancją o dość nieprzyjemnym zapachu. Połączenie nerwów, żył i tętnic było ułatwione dzięki spoidłom. Gdy minęła osiemnasta godzina pracy ostatni szef został założony.
- Nadeszła ta chwila. Franza jesteśmy nadludźmi. Więcej jesteśmy bogami. W naszych rękach jest życie. Teraz to wiem.
Jego wyliczenia wskazywały, że nowy twór miał wykazać funkcję życiowe po kolejnych dwóch godzinach.
- Myślę Gregor, że to odpowiedni czas na filiżankę herbaty — zaproponował nieco znużony, ale nadal pełen nadziei blondyn.
- Wyborny pomysł.
Po dziesięciu kolejnych minutach obaj wygodnie siedzieli w największym pomieszczeniu rezydencji.
- Co za banał czyż nie? Życie jest tak łatwe do okiełznania.
- Obyśmy uświadczyli tego.
- Nie boisz się, że to wszystko wymknie się spod kontroli?
- Strach jest cechą tych robaków, którzy nam służą. My zmieniamy go w ambicję i chęć stworzenia lepszego jutra.
Ich rozmowa przesycona kolejnymi planami trwała bez końca. Zupełnie przypadkiem jeden z nich zauważył, że minął już czas oczekiwania. Podeszli do tych samych masywnych drzwi i powoli zaczęli schodzić na dół. Nic nie słyszeli. Ciało było schowane nadal za parawanem, a gdy do niego doszli i przesunęli płachtę zobaczyli jedynie sine, kobiece ciało z przeszczepionym króliczym łbem. Czekali kolejne minuty, aby w końcu ujrzeć narodziny nowego stworzenia. Stracili nadzieję po kolejnych dwóch godzinach. Odeszli od niego kierując się w stronę wyjścia. Nagle usłyszeli dziwny dźwięk jakby pisk z powodu bólu. Bardzo cichy, ale wyraźny na tyle, żeby wywołać u nici impulsywny okrzyk radości.
Cyber, mam nadzieję, że nie złamałem zasad. Jeśli tak, proszę o info
Komentarze (12)
" Zakładajcie dalej białe rękawiczki, tylko pamiętajcie, że one kiedyś przemiękną ich krwią." - co to za a?
"- To tam. Dalej nie mogę wejść — wskazał swym starym skrzywionym w kilku miejscach palcem w kierunku masywnych wrót.
- Nie dziwi mnie to. Stary dziad, który uważa, że ma jakieś prawa. Twoje szczęście, że nie zawisłeś jeszcze w jego garażu — uśmiechnął się, poprawiając jednocześnie swą blond czuprynę o kolorze jednak odbiegającym od naturalnego." - wskazał, uśmiechnął - wszystko z wielkiej.
"Stare drewniane schody skrzypiał za każdym razem, gdy stawiał kolejny niepewny krok." skrzypiały
"- Franz to ty? - dość gruby głos odezwał się zza kotary na samym końcu dużego pomieszczenia. - Jeśli tak to poczekaj tylko chloroform podam." - ktoś grubym głosem, a nie gruby głos. Poza tym, po co "dość?" Nie pierdol się w tańcu. Bądź konkretny. Jakiś , jakieś, coś. Unikaj takich słów.
"- Oby. Przez telefon ciężko było mi zrozumieć przyczynę, dla jakiej mnie wzywasz." - dla której
"Narodziny poprzez śmierć. To był mój cel."- to wyżej
"- Na początek musimy wyjąć martwy płód. Posłuży on nam jako pożywka wysokoenergetyczna. Następnie wcześniej przygotowaną króliczą głowę z zachowaniem funkcji życiowych króliczego mózgu przeszczepie na miejsce głowy kobiety.
- Opracowałem specjalną maszynę, która promuje krew ze sztucznego serca do króliczego mózgu oraz specjalne elektrody przekazujące mu błędne informacje jakoby był nadal zrośnięty z ciałem. Pierwsza kobieta królik inwalida narodzi się w mojej piwnicznej pracowni. Franz pomożesz mi dokonać tego cudu nauki?" po co drugi myślnik, skoro mówi to ta sama osoba chyba?
"- Przyjacielu nie sądziłem, że pokładasz we mnie tak wielkie nadzieje i widzisz mnie w swoich marzeniach o stworzeniu czegoś pięknego. To będzie dla mnie zaszczyt." 3x mnie
Tekst dość długi jak na Twoje standardy. Przypomina trochę Re-animatora Lovecrafta. Zbyt duże pierdololo dialogowe, które ma na celu bardziej przybliżyć czytelnikowi o co kaman, niż brzmieć autentycznie.
Końcówka ratuje tekst, bo nie odpowiadasz na większość postawionych pytań.
Standardowo u Ciebie.
Pomysł - zacny
Technikalia - do ogarnięcia
Takie 4+
Co do treści się nie wypowiem, bo widząc błędne dialogi, zwyczajnie tekstu nie czytam.
Syrena - samochód. Niezłe podejście do tematyki.
Nie mam pojęcia co żeś odpierdzielił na końcu. Zbytnio nie skupiłam się na tym co czytam. Wiń za do mój depresyjny stan.
Dziwne, ale lubię dziwactwa. Urocze.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania