Poprzednie częściWzrok morza - Rodział 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Wzrok morza - Rodział 3 (Koniec)

Magda leżała na starej, rubinowej sofie pokrytej sztuczną, nieprzyjemną w dotyku skórą. Co jakiś czas trzęsła się i przekręcała z grymasem bólu na twarzy. Olaf siedział naprzeciwko niej, był bezsilny, zmieniał tylko zimne okłady przykrywając nimi rozpalone czoło kobiety.

Miła pomoc, ale nie rokowała na bycie jakkolwiek skuteczną.

- ...taw… Zotaaa… Obieł. Mwił, że... Przecież mów…

Uwięziona między ciasnymi kratami, krążyła gdzieś w innym czasie i przestrzeni. Charczała, wypluwała niezrozumiałe ciągi słów. Szklana kopuła snu zniekształcała pierwotny sens tego, co wydobywała z podświadomości. Pozostawały tylko ogryzki.

- ...się, po proostu musiał.... Wróci.. Daa z… Nieeee… pieczeństwo... ie… e… Nie było… Nie bło takiej m… me... Rzezy…

Olaf nic nie rozumiał z jej otępiałego bełkotu. Był niewierzący, On odwrócił od niego wzrok, ale teraz Olaf o tym nie myślał, modlił się swoimi całymi siłami. Magda miała czterdzieści sześć lat i przez ten wiek męczyła się jeszcze bardziej.

Jej kwiecista sukienka unosiła się pod wpływem drgawek jakie przeszywały jej ciało. Zaciskała dłonie na udach, potem wbijała się w skórę kanapy - prawie ją rozrywając. Zaciskała zęby, mrużyła oczy, skręcała głowę, gwałtownie łapała powietrze, tak jakby miała podziurawione płuca.

- … Żyje! Żyje! Żyje! Żyje! Żyje! Żyje! Żyje!

Zerwała się nagle z kanapy i krzyczała wniebogłosy.

- Ejejejej… - Olaf zerwał się równie szybko i objął matkę dłońmi, by nie zwaliła się po niespodziewanym zrywie.

Przez chwilę Magda nie potrafiła oddychać

- Wszystko w porządku? - Głos Olafa drgał.

Rozglądała się po salonie, jakby znalazła się w nim pierwszy raz w życiu.

- Znalazłem cię nieprzytomną…

Zdawało się, że słowa odbijają się od niej niczym ziarenka grochu. Przez chwilę chciała coś powiedzieć, ale nic z tego. W pokoju nie było żadnego teleekranu, a mimo to milczała jak Winston Smith w swoim ciasnym mieszkanku. Tylko, że Winston nie miał rubinowej sofy i widoku na morze przez oszkloną ścianę.

Twarz kobiety oblegały zmarszczki, nie było ich wiele, ale wystarczająco, by cera przypominała umoczony pergamin. Miała spierzchnięte usta. Zawsze nosiła też okulary, lecz teraz musiały się gdzieś zapodziać. Olaf nie widział matki od trzech lat, wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Dawna uroda i bijąca z niej witalność kruszyła się, gasła. Jednak oczy - błądzące teraz po ścianach, nie zmieniły się. Były takie jak dawniej, błękitne jak ocean i miejscami jasne jak odbijające się w nim promienie słońca.

- Wst… Wstyd - wydukała

- Słucham? - Olaf potrząsnął głową jak po wyjściu z basenu.

- Jest mi wstyd, że leżałam w kuchni. - Opuściła wzrok. Teraz patrzała na swoje stopy. -

I za te paskudne żylaki na nogach. Przecież nigdy nie miałam zbyt siedzącego trybu życia. Co za cholerstwo!

Olaf rozpromienił się w duchu. Odetchnął z ulgą.

- Cieszę...

- Cały się spociłeś, wszystko w porządku? - spytała.

- Tak… Tak, tylko to ja chyba powinienem o to spytać pierwszy.

- To znaczy?

Magda zachowywała się nad wyraz normalnie - albo wręcz nienormalnie, tak jakby nic się nie wydarzyło.

- Och... Mamo…

- Co? - odparła z wyrzutem.

- Co się tam stało? Właśnie o to pytam i dobrze o tym wiesz.

- Wdepłeś we mnie - wycedziła.

Oblał go wstyd.

- Nie zauważyłem cię!

- Naprawdę? Takiej góry mięsa jak ja? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Wybacz… Nie zmieniaj tematu. Pierwszy raz ci się to zdarzyło?

- Nie, zazwyczaj depczą mnie codziennie - chichotała.

Salon, tak jak kuchnia, był pokryty śnieżnobiałą barwą. Można by pomyśleć, że ściany są iluzją i tak naprawdę otacza ich zamieć śnieżna w samym centrum Norwegii, na jakimś płaskowyżu.

- W ogóle to... To minęło trochę czasu odkąd ostatni raz się widzieliśmy... - Mówił z winą w głosie rozglądając się po pomieszczeniu.

Magda spojrzała na syna z lekkim uśmiechem

- Nie przejmuj się. - Machnęła ręką. - I tak już ledwo co pamiętam. Masz szczęście, że pamiętam ciebie, inaczej nie wróciłbyś do domu z nieskazitelną buźką.

- No tak. - Odwzajemnił uśmiech. - Mimo to…

- Chcesz herbaty? Zrobię, tylko jeszcze chwilę posiedzę. Trochę kręci mi się w głowie.

- Może dziś to już niezbyt dobry pomysł? - Spojrzał na zegarek. - Jest dość późno, ja jestem trochę zmęczony, ty pewnie też. Ogólnie może tym razem...

Magda przestała słuchać syna, nagle zamknęła oczy.

Olaf patrzył na nią skołowany, a ta poprawiła tylko pozycję w której siedziała i zamarła w ciszy.

- Wszystko w porządku? - szepnął.

Osoba postronna pomyślałaby, że kobieta wchodzi w stan medytacji. Mimika mówiła jednak, że starała sobie coś przypomnieć, coś najbardziej oczywistego, o czym aż wstyd zapomnieć, ale się zapomina.

-Taaaaak! - krzyknęła z triumfem.

Po czym zerwała się na równe nogi. Chciała wystrzelić, wybiec na korytarz, ale zwaliła się z trzaskiem, tak jakby pędy bambusa zastępowały jej kości u nóg.

- Co ty robisz?! - wykrzyknął Olaf niedowierzaniem.

- Nie patrz tak. - wypluła z grymasem bólu na twarzy.

- Ile ty masz lat? Co to był za zryw? Po co? Co? - Olaf pomógł jej się podnieść.

- Wiktor wrócił?

- Że co?!

- Czemu patrzysz na mnie jakbym była wariatką? Pytam się, czy Wiktor wrócił?

- Mamo… Prześpij się lepiej… Okej? Jutro porozmawiamy.

- Nie…

- Mamo, proszę cię o coś.

Magda była tak ożywiona, jakby przed chwilą doładowano ją zastrzykiem energetycznym po same brzegi.

- Nie, nie, nie… Przecież dzisiaj wrócił, powinien być już w domu!

- Mamo...

- Spróbuj do niego zadzwonić.

- Przestań. Przestań. - Olaf chwycił swoją głowę, zrobiła się ciężką jak kula od kręgli.

- ...moich telefonów nie odbiera.

Zamieć pozostawiła w zgliszczach wszystko, co Olaf miał w głowie, teraz dudniła, uderzała, tłukła, za moment rozsadzi go na tysiące kawałków.

- Idź spać, proszę… - Zgrzytał zębami.

- Nie zasnę, póki nie dowiem się gdzie jest! - Oponowała uporczywie.

- Czy do ciebie nie doszło, to co powiedziałaś mi rok temu, gdy do mnie zadzwoniłaś?!

- Nie… Nie rozumiem... - Zanosiła się płaczem.

- A właśnie, że kurwa rozumiesz! - Coś kotłowało się już w całym jego ciele, nie tylko w głowie. Miał ochotę zamknąć jej gębę.

- Nie mów tak do mnie...

- Czy ty naprawdę odcięłaś się od tego?!

- Skończ...

- Dobra, jestem hipokrytą, sam starałem się to wyrzucić ze świadomości…

- Ja nic nie… Nie… - Kręciła się niespokojnie w miejscu, jakby stała w długiej kolejce po lody, mając na karku siedem lat.

- Co ty bredzisz? - Wymachiwał rękami nie panując nad sobą. - Przecież widzę!

- Ja…

- Dla kogo było to jedzenie na stole?!

Na zewnątrz rozpętała się wichura, swoim pędem wprawiała w ruch gałęzie, a te wydawały przeraźliwe jęki, stęki, krzyki. Drzewa szturmowały swą armią ramion przeszkloną ścianę salonu, a ta drżała, jakby zaraz miała pęknąć.

- Ciszej...

- Dla Wiktora tak?! Dla niego? No, pytam się?!

- Codziennie robię mu… mu… posiłki - dukała.

- Ja pierdole…

- Przestań… Idź… Odejdź! - Ocierała łzy rękawem.

- Wiktor nie żyje.

Magda na dźwięk ostatniego słowa zacisnęła gwałtownie powieki.

- Dzwoniłaś mnie poinformować… Zginął w trakcie powrotu do domu, on i trzynastu innych pracowników, którzy wtedy byli na pokładzie tego śmigłowca. - Ściskał pięści, spod skóry na przedramieniu wyłoniły się żyły, pulsowały.

Wbił się w nią wzrokiem tak, że przeszył ją na wylot, ugodził prosto w serce, boleśnie.

Spojrzała na niego, z oczami skrytymi pod kurtyną mgły, zapadniętą na przeszklonej warstwie gorących łez.

- Nie odszedł, nie odszedł, nie odszedł… - charczała, dławiąc się płaczem.

- Odszedł.

Olaf zdążył zapomnieć. Dał radę. Przez te wszystkie lata tak skrzętnie chował dzieciństwo, wspomnienia, paskudną twarz ojca. Zanosił się od śmiechu, gdy ten błagał o litość. Mały chłopiec skomlał jak bezpański pies konający na ulicy, jak kobyła katowana przez despotycznego Pana. Zapomniał o swoich szramach, bruzdach, o krwi którą się dławił. Zapomniał o dniu w którym Wiktor chwycił go za uszy miażdżąc je swoją siłą, po czym podniósł go i trzymał tak długo, póki nie zrobiły się sine. Zapomniał o tym paraliżującym dźwięku - wyrytym w głowę jak tabliczka mnożenia. Trzaskające chrząstki w uszach skwierczały jak boczek na patelni, miażdżyły się wzajemnie, bulgotały, piszczały, kruszyły się pod naciskiem wojskowych palców.

I te dwa zdania.

“ Jak nie chcesz, żeby bolało, to myśl lepiej.”

“ Jesteś pchłą, małą, nieistotną, nic nie znaczącą pchłą, a ty wiesz, co ja z takimi robię.”

Zapomniał o nich, choć jego mózg przez długi czas recytował je codziennie - wbrew woli, jak szkolny wierszyk.

Teraz to wszytko wróciło.

- Nie żyje! Słyszysz! On nie żyje! Sukinsyn zdechł! Nie ma Wiktora! Nie ma! Obudź się wreszcie i zdaj sobie z tego sprawę! Nie wróci na obiad, kolację, śniadanie, ani na podwieczorek. Gryzie piach, zżerają go robale... Nienawidzę go... Nienawidzę.... Gdyby nie wypadek sam bym go zatłukł na śmierć! - Zwolnił, teraz mówił wyraźnie, bez pośpiechu, delektując się każdym słowem. - Tak, nie przesłyszałaś się. Zabiłbym go, zrobiłbym to w odwecie za te wszystkie dni, w których mnie krzywdził. Nikt nie powinien tak cierpieć.

Magda z trudem oddychała. Przeszłość zalała pomieszczenie hektolitrami. Przyciśnięta do ściany słuchała syna, choć sama nie wiedziała, czy to jeszcze jej syn. Nie poznawała jego oczu, mieniły się szaleństwem i czymś jeszcze, czego nie potrafiła określić, ale to coś tworzyło miejsce na współczucie, na ułamek zrozumienia.

- Wiesz… Życzyłem mu jak najgorzej, modliłem się gorliwie, by zdechł. - Do twarzy przyległ mu dziwny uśmiech, jakby nie jego, z którego ulatywał głuchy śmiech - Ale… nie czuję się... lepiej… gdzie ten... słodki smak...

Magda rozpływała się, dławił ją strach, czuła każde uderzenie serca, bolesne, mocne jak ciosy boksera bombardujące przeciwnika.

- Olaf… Posłuchaj mnie. - Wyciągnęła przed siebie skrzyżowane ręce.

Patrzył na nią obojętnie.

- Może... staram się pamiętać tylko te dobre chwilę, chyba na… na… tyle mi to wychodzi, że nie pamiętam o złych. - Skryła twarz w dłoniach - Ale wiem, że on żyje. Wiktor żyje.

Opadła bezgłośnie na plecy, jakby wewnątrz siebie miała same piórka. Obróciła się i przyciskając nos do szyby, utkwiła wzrok w morzu.

Cały krajobraz pokryty był metalicznym, lazurowym odcieniem. Za chwilę poranne promienie wzbiją się na horyzont, zraszając świat swoja magią. Wichura ustała, zniknęły białe grzbiety fal, morze ucichło, słuchało. W swojej głębi strzeże niezliczoną ilość historii. Ono zna człowieka lepiej niż człowiek sam siebie. Wie o nim wszystko, a mimo to wszystko akceptuje.

- Synku. - Magda zebrała siły, spojrzała teraz na Olafa.

Znowu są razem, widziała go, stanął obok swojego syna. Znów byli razem.

- Wiesz co? Może… może Wiktor wcale nie był dobrym człowiekiem… takim jakim chce go pamiętać... ale wciąż żyje, ja to wiem. Myślę, że to jak my będziemy żyć z nim - urwała na moment. - Powie nam kim jesteśmy… Kim będziemy.

Nic nie dodała. Uśmiechnęła się tylko czule do syna powoli zamykając powieki. Jej ręce zsunęły się wzdłuż bioder, opuszki palców przyległy do zimnej podłogi, potem całą dłoń, nadgarstek, przedramię. Piersi Magdy wypchnięte przez powietrze uniosły się wysoko, następnie opadły.

Nigdy nie wzniosą się ponownie.

Pod sztywną dłoń wsunęła się inna, ciepła. Objęła delikatnie palce.

Posypały się łzy.

- Tak bardzo przepraszam…

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • sunshine28 10.07.2020
    Mam mieszane uczucia... to już koniec? W zasadzie nic się nie wyjaśniło.... ciężko mi nawet określić, o czym jest ta opowieść...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania