Ytex

Olbrzymi prom kosmiczny wyglądający wśród gwiazd jak prastary jaszczur przedzierał się przez kolejne mgławice. Pancerz statku zryty przez uderzenia meteorytów wyglądał jak skorupa olbrzymiego, pokaleczonego żółwia. Z ponad dwudziestu anten przymocowanych do kadłuba zostało już tylko siedem . Lecieli już 477 dni a do końca misji zostało tylko 2 godziny . Cel był tylko jeden - dotrzeć do planety Ytex odkrytej i zagospodarowanej przez znaną światową firmę Worldkash w 2040 roku. Olbrzymia główna hala statku oświetlona fosforyzującym niebieskim światłem przedstawiała niecodzienny widok. Setki szklanych , błyszczących pojemników wypełnionych hermetycznie zamkniętymi ludzmi w stanie śpiączki. I tylko po napisach na pojemnikach można było poznać gdzie kto leży. Cała lewa strona to załadunkowi, następnie operatorzy góra dół i po prawej kompletacja . Dalej trochę z boku fresch. Dwa kręcące się wśród tych pojemników roboty co jakiś czas sprawdzały temperaturę i zawartość tlenu w kapsułach. Wyświetlany na suficie czas z minuty na minutę zmniejszał dystans do godziny zero. Nagle na wszystkich pojemnikach zabłysły czerwone diody i jak świetliki rozkołysały całą halę tańcząc na kapsułach. Ludzie powoli ,z trudem podnosili powieki, z grymasem na twarzach prostowali palce. To był najwyższy czas do otwarcia kapsuł bo na niektórych szyby zaczynały parować od ludzkich oddechów. I w tej chwili jednocześnie wszystkie pojemniki zostały otwarte. Otumanieni, pogrążeni jakby w amoku ludzie powoli wygrzebywali się z nich z niedowierzaniem rozglądając się wokół. Nie mieli zbyt dużo czasu bo z sekundy na sekundę przybywało robotów które już selekcjonowały ludzi w grupy i ustawiały przy kilkudziesięciu hermetycznych włazach. Monstrualny prom za chwilę miał dokować na olbrzymiej stalowej platformie . Wszyscy odczuli ten wstrząs. To osiem irydowych łap statku złapało kontakt z powierzchnią platformy. Powoli wygaszano silniki i przygotowywano statek do opuszczenia.

Stałem tuż za Szafranem i widziałem jak krople potu cienką strużką spływają mu po szyi. Zgrzyt otwieranych metalowych włazów poraził uszy swoim natężeniem i przed nami ukazał się niesamowity widok. Od każdego włazu do przycumowanych do statku latających autobusów prowadziły hermetyczne , przezroczyste rękawy. Popychani przez roboty, oszołomieni widokiem , szeregiem , jeden za drugim przemieszczaliśmy się do pojazdów. Do każdego upychano po 20 osób. Gdy za ostatnim automatyczne drzwi bezszelestnie się zamknęły zostaliśmy sami. Pojazd był cały ze szkła. Wszystko było szklane ,sufit, podłoga . Nawet siedzenia wykonano z hartowanego szkła. Brak było tylko pilota. Ze znajdujących się pod sufitem głośników metaliczny głos oznajmił : PROSZĘ ZAPIĄĆ PASY. ZA 20 SEKUND STARTUJEMY. Jak ? bez pilota ? Zakłopotanie które ukazało się na naszych twarzach szybko przerosło w przerażenie bo pojazd rzeczywiście ruszył sam i popłynął w powietrzu jak wielka szklana probówka.

Siedziałem tuz obok Mayka i przez szklaną podłogę razem podziwialiśmy to co było widać pod spodem. Zero zieleni , drzew czy krzewów. Jedna wielka czerwona pustynia i wyrastające od czasu do czasu jak olbrzymie oazy, ogromne szklane kopuły wielkości małych miast. I do takiej jednej z tych szklanych budowli nasz pojazd zaczął się przybliżać coraz bliżej i bliżej. Był coraz bliżej szklanej ściany, jeszcze bliżej...co jest do cholery...pomyślałem...po to nas tu ściągnęli przez tyle galaktyk żebyśmy w taki głupi sposób zginęli. Zamknąłem oczy bo ściana była trzy metry przede mną.... Otworzyłem i..... żyłem dalej a pojazd już był po drugiej stronie kopuły, w środku. Na dole ,na lądowisku znów te cholerne roboty czekające jak sępy na padlinę. Przeprowadzono nas do olbrzymiej hali. Tam czekał komitet powitalny w ilości kilku ni to robotów ni to ludzi. Niby do polowy ludzie ale od połowy metalowe korpusy i łby zakute w metalowe czarne hełmy . Przed szereg wystąpił taki nieduży z wielkim hełmem i metalicznym ,sztucznym głosem zaczął : Witam wszystkich przybyłych ludzi w Międzygalaktycznym Centrum Dystrybucyjnym Piorunex . Nazywam się Arex ...... przekleństwo jakie mi się w tej chwili wyrwało słychać było chyba w całym wszechświecie.....Arex nie zrażony ciągnął dalej....ten obok mnie to Gruhax , Upax i Yarex a tamten z charakterystycznym szalikiem na szyi to Andrex, obok stoją Długix, Grohux i Szramex . Jutro poznacie główny mózg - Raflex. Zapraszam wszystkich na badania...Przeprowadzono nas do długiego korytarza wyglądającego jak poczekalnia. Wywołani pojedynczo wchodziliśmy do gabinetu zabiegowego. Przyszła kolej i na mnie , nie zdawałem sobie wówczas sprawy że po raz ostatni słyszę swoje imię i nazwisko ,przynajmniej w oficjalnych służbowych kontaktach. Gabinet wyglądał jak dentystyczny. Biały, bijący w oczy kolor ścian i jeden metalowy fotel na środku wokół którego kręciły się trzy roboty. Już od dawna miałem wrażenie że posługują się jakby dwoma językami. Oficjalnie był to metaliczny, nieprzyjemny dla ucha głos ale między sobą posługiwały się jakimś dziwnym , szeleszczącym dialektem w którym często występowały dwa krótkie wyrazy...szo...szo... Wspomnienia powróciły ale tylko na krótką chwilę....nie....to niemożliwe. Na pewno nie...Przecież w 2031 po wybuchu supernovej , olbrzymi meteoryt który spadł na Ziemię pozostawił po tym kraju tylko gigantyczny lej. Ucierpiały też przygraniczne Mołdawia i Rumunia a i my straciliśmy kawał kraju od wschodniej granicy. Dzisiaj na tych terenach jest olbrzymi akwen wodny a Lublin i Rzeszów stały się modnymi kurortami nadmorskimi odwiedzanymi przez turystów z całego świata....Zatrzaskujące się na przegubach rąk metalowe obejmy wyrwały mnie z zamyślenia. Poczułem ostry ból za uchem i jeden z robotów wyjaśnił że wstrzyknięto mi mikroprocesor z danymi personalnymi i indywidualnym numerem porządkowym. Miałem dziwne wrażenie że od tej pory już nie jestem człowiekiem ale numerem 1041.

Szliśmy długim korytarzem do przydzielonych nam kwater. Chciałem zagadać coś do mijających nas od czasu do czasu ludzi ale ci nie reagowali na moje zaczepki i milcząco przechodzili dalej. Jeszcze parę kroków i po prawej stronie przed nami ukazał się cały rząd gumowych oznaczonych numerami drzwi. Zatrzymałem się przed swoim numerem. Obok po prawej Tomek a po lewej Shakira. Dalej dwa Krawaty i Rysiek .Przyłożyłem dłoń do podświetlonego czytnika i drzwi się uchyliły. Pomieszczenie nie wyglądało jak kwatera , raczej przypominało pojedynczą celę. Szare, plastikowe ściany z dużym ekranem na jednej z nich i szarym plakatem na drugiej. Nad drzwiami mały kwarcowy zegar. Na suficie cztery średniej wielkości diody które z powodu braku okien z wielkim trudem oświetlały to pomieszczenie. Na plakacie wielki napis : ....Zatrudnimy magazynierów , płaca brutto 4900 yenxów na miesiąc. Zapewniamy socjal w postaci darmowych wizyt wirtualnych prostytutek i coroczne wycieczki na Jowisza. Przyleć do nas. Nie pożałujesz... Nacisnąłem jeden z guzików umieszczonych w ścianie z symbolem łóżka i plastikowa koja o szerokości 80 cm. wysunęła się ze ściany. Położyłem się , było nawet wygodnie. Obróciłem głowę do ściany i zauważyłem wyryty jakimś tępym narzędziem napis....tu ściany mają uszy... a pod spodem innym charakterem dopisano.... i nie tylko ściany......Cholera ,pomyślałem , tyle lat minęło a ci jak monitorowali i podsłuchiwali tak robią to dalej. Włączyłem ekran który natychmiast rozjarzył się niebieskim światłem. Potem ukazała się chyba reklama jakiś kotletów w tabletkach i wody gazowanej w proszku. Po reklamie cały ekran zalało logo Worldkashu i spiker metalicznym głosem wyliczał ....trzysta milionów litry mleka, dwanaście miliardów galonów piwa, osiemnaście milionów ton papieru toaletowego....nie wytrzymałem , zdjąłem buta i rzuciłem w ekran. Tamten na ekranie się zaciął i w kółko powtarzał...trzysta milionów litry mleka...trzysta milionów litry mleka...trzysta milionów litry mleka.....Rzuciłem drugim butem i ekran zgasł.

Poczułem że jestem głodny ale nigdzie nie widziałem żadnych przycisków z symbolem jedzenia . Chce mi się jeść !!!!.... krzyknąłem na całe gardło w kierunku sufitu. Ekran na chwilę się włączył i urocza , o niebieskich dużych oczach blondynka zmysłowym głosem poinformowała :..... Mamy ustalone godziny posiłków. Najbliższy za 45 minut. Przypominam że każdy posiłek jest płatny w wysokości 20 yenxów i odliczany z wypłaty..... Te 45 minut przeleżałem na koi z tańczącymi i burczącymi jelitami w środku wyobrażając sobie te wszystkie smakowitości które za jakiś czas na mnie czekają. Każda minuta dłużyła się niemiłosiernie aż w końcu ukazała się ta ostatnia. Rozległo się ciche skrzypnięcie i z boku ściany , w najmniej spodziewanym miejscu wysunęła się mała trzydziestocentymetrowa listwa przedzielona szklanymi schowkami. Tych schowków było kilkanaście a na nich symbole posiłków. Otworzyłem ten z symbolem kurczaka. Mała, centymetrowa , szara tabletka wywołała od razu odruch wymiotny. Symbol kotleta i znów nieokreślonego koloru fiolka. Pizza – to samo, kebab – to samo. Odkrywałem nerwowo po kolei wszystkie jak wariat wiedząc z góry co zastanę. Co jest do cholery...we wszystkich te gówniane tabletki albo fiolki i zero prawdziwego żarcia... Gdzie te czasy ... pomyślałem... w których człowiek nie chciał jeść zawartości słoików na stołówce i gardził chińskimi zupkami. W końcu przecież coś musiałem postanowić bo żołądek zaczął podchodzić mi do gardła i czułem że już dłużej nie wytrzymam. Zdecydowałem się na szaroróżową z symbolem pieczeni. W smaku była obrzydliwa, coś pomiędzy sianem a starym zjełczałym serem. Po niej szybko łyknąłem następną z symbolem wody gazowanej. Muszę przyznać, co dziwne , że po chwili jak by głód powoli zaczął mnie opuszczać i jelita przestały wariować. Daleko było co prawda do ideału ale już dało się wytrzymać. Lecz był jeden mankament. Oddawanie gazów po tym posiłku wymagało niezwykle sprawnej klimatyzacji bo smród był okropny. Ta na szczęście dawała radę i powietrze w pomieszczeniu powiedzmy że było na tyle klarowne że nie przeszkadzało w normalnej egzystencji.

O czym myśli młody prawie najedzony facet leżąc samotnie i patrząc w sufit ? ...no właśnie, zapamiętałem że obok przycisku z symbolem łóżka był kolorowy, czerwony z symbolem kobiety. Nacisnąłem i na kolorowej tacce ze ściany wysunął się flakonik z niebieskim płynem a parę sekund pózniej obok mnie stanęła śliczna, skąpo ubrana brunetka o hiszpańskiej urodzie i nieziemskich kształtach. Czarne jak smoła włosy miękko spływały po ramionach opadając na plecy aż do pośladków. Jedynie dwa niesforne kosmyki postanowiły obrać inną drogę i biegnąc po szyi w dół dotykały obfitych piersi. Zbyt krótka bluzeczka ukazywała w całej okazałości gładki brzuch z błyszczącym szafirowym serduszkiem w pępku. ....jestem Axa 111, jakie masz życzenia 1041 ?...spytała takim miękkim falsetem że aż ciarki przeszły mi po plecach.... ....Ty, Axa, przysuń się bliżej...poprosiłem....jeszcze bliżej.... Gdy już była tuż obok mnie moja ręka bezwiednie powędrowała tam gdzie każdy facet by tą rękę, i nie tylko rękę, bezczelnie wcisnął. Już w myślach czułem to miejsce gdzie te śliczne uda się kończą i.....ręka trafiła w próżnię....co jest do cholery ?...Uśmiechnęła się pogodnie ukazując rząd białych perłowych zębów...jestem tylko hologramem numerze 1041,ucieleśnić się mogę jedynie numerom które podpisały umowę z Worldkash, a ty o ile się orientuję jeszcze takiej nie podpisałeś.... Poczułem że zaraz wybuchnę jak wulkan. Już miałem przegonić tą nienamacalną dziwkę ale w ostatniej chwili wpadł mi do głowy iście szatański pomysł. Wiadomo że facet będący w takiej potrzebie wymyśli wszystko. ...Ty, Axa , a ty byś nie mogła się tak trochę powyginać i poprzeciągać, co ?.... Uśmiechnęła się wyrozumiale....a tak, to mogę...ale dla wzmocnienia efektu radzę zażyć ten płyn z niebieskiego flakonika....

Wypiłem cały w ciągu dwóch sekund.

Ludzie...takiego czegoś nie doznałem w życiu....fakt że musiałem się trochę wysilić ale efekt był wystrzałowy...

Nawet nie zauważyłem kiedy zniknęła tak szybko zasnąłem.

Leżałem nad brzegiem oceanu na hamaku przymocowanym do dwóch palm. Nad hamakiem korony palm utworzyły zielony baldachim z tęczowymi prześwitami od gorącego słońca. Dwa młode czarno-żółte kacyki obecne tylko tu na Karaibach zawzięcie walczyły o schwytaną zdobycz. Fale leniwie głaskały piasek na jasnożółtej plaży. Nawet papugi tak jazgotliwe zawsze, zmęczone upałem ucichły. Lekki powiew od strony wody delikatnie chłodził ciało. Patrzyłem na popękany, wiszący nad głową orzech kokosowy i zastanawiałem się za ile godzin spadnie. Naraz w tą anielską ciszę wdarł się ledwie słyszalny hałas.

Narastający coraz bardziej , wypłoszył pobliskie stado papug które z jazgotem poderwało się w powietrze. Hałas przypominał odgłos płynącej z dużą szybkością motorówki. Skąd tu motorówka do cholery...pomyślałem...przecież konwencja genewska zabrania na tych wodach używania łodzi motorowych... Hałas był już nie do wytrzymania i swoim natężeniem prawie rozwalał mózg. Zeskoczyłem z hamaka i.....znalazłem się na podłodze obok plastikowej koi a z każdego miejsca w ścianie wydobywał się ten cholerny jazgot. Karaiby oddaliły się w jednej sekundzie jak utracony raj a rozum powoli starał się skojarzyć w jakim miejscu jestem. Jak przez mgłę ujrzałem tą samą blondynkę która na zapalonym przed chwilą ekranie wygłaszała jakiś komunikat. Jeszcze nie jarzyłem dobrze o co chodzi , zrozumiałem tylko że to jest pobudka i żeby się przygotować do dezynfekcji. Następnie podała komunikat o wypadku statku spacerowego na Jowisza. W skutek rozszczelnienia śluzy transportowej w przestrzeń kosmiczną wyleciało dwoje ludzi i jeden z szefów - Arex. W celu uzupełnienia załogi z kolonii karnej na Saturnie ma przybyć kilka osób. A co mnie to obchodzi ...pomyślałem i spojrzałem na zegar – była 5.30. Poszaleli czy co....o tej godzinie budzić normalnych ludzi. Ale widocznie nie tylko ja byłem wkurzony bo po otwarciu drzwi usłyszałem na korytarzu głos Mayka....o co tu chodzi !!!!

Podzielono nas na dziesięcioosobowe grupki, każda grupa dostała swojego opiekuna w postaci robota i pomaszerowaliśmy długim korytarzem w kierunku widocznych w oddali szeregu wind. Nie wiem ile pięter w dół trwała ta podróż ponieważ wyświetlacz nie pokazywał poziomów tylko czas. Myślę że w ciągu tych dwóch minut przejechaliśmy na pewno ze dwadzieścia pięter.

Po wyjściu z windy odczuliśmy wyrazny wzrost temperatury a przecież powinno być tu na dole chłodniej . Widocznie głęboko pod ziemią zamontowano reaktory atomowe zasilające tą całą infrastrukturę w energię elektryczną i to one wydzielały tak intensywnie ciepło. Weszliśmy do pomieszczenia z napisem DISINFECTION i tam kazano nam rozebrać się do naga. Wszystkie ubrania umieścić w plastikowych pojemnikach stojących pod ścianą. Pablo , mimo niewielkiego wzrostu naprawdę miał się czym pochwalić. Spokojnie mógłby rywalizować z koniem. Widocznie matka natura ujmując w jednym miejscu , dodała mu w innym. Ubaw był z Szafrana bo nie trafił do kosza skarpetkami i te wylądowały obok....śmiało Szafran, podnieś je, schyl się...krzyknęli wszyscy rozbawieni. Chociaż wiedział że żartujemy to wolał nie ryzykować i jego wydające specyficzną woń skarpety pozostały obok pojemnika. Przy przechodzeniu do następnego pomieszczenia dobry humor nas opuścił bo każdy z nas podczas przechodzenia poczuł na sobie promienie ultradekodera penetrującego nasze ciało i otrzymał maskę przeciwgazową z nakazem natychmiastowego jej założenia. Staliśmy z tymi maskami na gębach jak nas pan bóg stworzył i oczekiwaliśmy najgorszego... Rozpylony z góry biały proszek z początku opadał swobodnie na dół by za chwilę poderwany strumieniem powietrza przez wiatraki z boku ścian stworzyć istne kłębowisko białego pyłu. Czułem ten pył wszędzie, uderzał jak pustynny piasek w każdy milimetr mojego ciała. Wgryzał się w skórę jak wampir milionem mikronowych zębów. Zakryłem szybko rękami to miejsce które było najbardziej wrażliwe i już nie widziałem nic dookoła tylko jeden gryzący biały tuman. Trwało to może minutę, może dwie ale nam się wydawało że trwa to całe wieki. W końcu ten biały proszek jak szybko się pokazał tak szybko ulotnił wessany przez wystające w ścianie otwory. ...Proszę przejść do następnego pomieszczenia i ściągnąć maski. Kąpiel i dezynfekcja zakończona pomyślnie....Po raz pierwszy ten metaliczny głos autentycznie mnie ucieszył.

W następnym pomieszczeniu każdy otrzymał nową bieliznę osobistą , kombinezon w kolorze blue z emblematem Worldkash i do przeczytania i zaakceptowania umowę o pracę. Poinformowano nas że nasza prywatna odzież i przedmioty zostaną nam wydane dopiero po zakończeniu umowy. Mina Gimbusa po tej informacji wyglądała paskudnie. I chociaż tłumaczyliśmy mu że żaden operator na Ziemi nie ma takiego zasięgu , że nawet gdyby wysłał smsa to odpowiedz dotrze po roku, to i tak to do niego nie docierało. Bez komórki nie mógł się po prostu obejść. No, ale jak się ma w domu jedyny namacalny owoc współpracy polsko-ukraińskiej czyli piątkę dzieci to nie ma się co dziwić.

Umowa jak każda, zawierała podstawowe informacje, dane osobowe, wynagrodzenie itp. Najciekawsze klauzule były na samym dole...bezwzględny zakaz rozmów podczas pracy...zakaz gromadzenia się....zakaz przekazywania informacji....bezwzględne stosowanie się do poleceń kadry kierowniczej i niekwestionowanie tychże poleceń...gotowość do pracy na zmiany i w nadgodzinach...

No i jeszcze .....pracodawca gwarantuje zakwaterowanie ,wyżywienie ( za opłatą ) i odzież oraz pakiet socjalny.

Czyli te plakaty umieszczone na samochodach tej korporacji na Ziemi to był czysty marketing....pomyślałem.....nigdzie na nich nie pisano o tych zakazach. Ale dla sprawiedliwości trzeba dodać że była to jedna z nielicznych korporacji we wszechświecie która terminowo wywiązywała się z przelewem zarobionych pieniędzy, bo u innych to różnie bywało.

Gdyby nie ta odległość od Ziemi i niemożliwość natychmiastowego powrotu wielu na pewno by się wycofało ale „ gdy już weszłeś między wrony , musisz krakać tak jak one”

Przydzielony nam do zapoznania się z magazynem szef nie wyglądał zbyt okazale. Był bez tej zbroi i czarnego hełmu. Widocznie cały ten kosmiczny rynsztunek zakładali na oficjalne zebrania i uroczystości . Mikrego wzrostu, szczupły z jedną tylko belką na ramieniu, co w hierarchii kierowniczej sytuowało go na samym dole. Niżej byli już tylko magazynierzy a jeszcze niżej grupa cleanerów pod kierownictwem Gumyxa. Litera V na naramienniku oznaczała kierownika zmiany a dwie litery V ułożone stożkami do siebie tworzyły X i były oznaką kierownika magazynu.

Zwiedzanie zaczęliśmy od pomieszczenia z napisem PROTECTION .Całe pomieszczenie wypełnione setką monitorów i jednym olbrzymim ekranem na którym jak mrówki przesuwały się numerki. W tą i z powrotem, w górę i w dół, nieustający ciągły ruch po całym ekranie. Zrozumiałem że to są pracujący ludzie. Numerki znikały tylko w małym kwadracie po prawej stronie, widocznie tam znajdowały się toalety. Za monitorami siedzieli w czarnych kombinezonach ludzie w podeszłym już wieku i nieustannie sprawdzali jakieś podejrzane zajścia robiąc tak olbrzymie zbliżenia że widać było każdy najmniejszy szczegół. Jeden z tych niby ochroniarzy wydał mi się przez chwilę znajomy ale ta myśl wydała mi się tak niedorzeczna że za chwilę już o niej zapomniałem.

Stołówka wyglądała prawie jak ta na Ziemi. Była jedynie ze dwadzieścia razy większa i brak było tych śmierdzących butów, kasków, ubrań roboczych wciśniętych do małych szafek i zaostrzających apetyt. W każdym rogu i pod ścianami automaty z „żywnością”, szklane stoły i ławy. Na ścianie , co mnie szczególnie rozbawiło , duży monitor . Po pół centymetrowej warstwie kurzu na przyciskach przypuszczam że był zepsuty przynajmniej od dwóch lat. Szef który nas oprowadzał widząc mój ironiczny uśmiech ostro spytał.....a co ? coś się nie podoba numerze 1041 ?....

....Nie...wyluzuj człowieku ?...robocie...?...szefie...?.....panie szefie....?....już sam nie wiedziałem jak się do tego kogoś ?....czegoś ? zwracać.

Pominął to milczeniem ale po zaciśniętych ustach zauważyłem że to zapamięta i wykorzysta przy nadarzającej się okazji....Pomyślałem że dobrze było by zapamiętać tego typa ale uleciało mi z pamięci jego nazwisko. Zaraz...jak go przedstawiali ? to było jakieś owocowe...jabłko...śliwka...gruszka...tak , teraz sobie skojarzyłem...Gruhax. Dalej była obszerna ni to szatnia, ni to magazyn. Małe , metalowe drzwiczki w ścianach z numerami porządkowymi wystające dookoła ze ścian przypominały raczej schowki bankowego sejfu.

....Każdy ma po dwa....wyjaśnił przewodnik....w jednym są wasze rzeczy osobiste i do tego nie macie dostępu. W drugim możecie wymieniać firmowe ubrania. Instrukcja wymiany jest prosta : włożyć brudne ubranie, zamknąć schowek. Po minucie schowek się otworzy i wyciągacie czyste. To samo dotyczy bielizny osobistej...

...Tutaj macie do dyspozycji prysznice, można skorzystać po zakończeniu pracy...

...Nikt z własnej chęci nie wejdzie pod ten proszek, wolę śmierdzieć...powiedział Marek a reszta z aprobatą pokiwała głowami.

....Niestety, woda na tej planecie nie występuje i jest reglamentowana. Musieliśmy ją czymś zastąpić...Decyzja należy do was. Pragnę tylko poinformować że w każdej waszej kwaterze są zainstalowane czujniki nie tylko dymu ale ludzkiego potu i tym podobnych. Jeśli chcecie w środku nocy być wyciągnięci do przymusowej kąpieli to już wasza sprawa....powiedział to z taką satysfakcją jak by czyjaś przymusowa kąpiel sprawiała mu szczególną radość.

Po wyjściu z szatni ruchomym chodnikiem który biegł przez cały korytarz przejechaliśmy do głównego wejścia, olbrzymie drzwi się odsunęły i to co zobaczyliśmy wprawiło nas w osłupienie.

To była monstrualna klinika nie magazyn. Biel i szkło aż biło po oczach .Wysokie na 30 pięter regały obsługiwały posuwające się po jednej szynie wózki. Wyglądały jak kabina helikoptera. Ich ciągły ruch w górę ,w dół i poziomo z pełnymi paletami odbywał się prawie bezszelestnie. Widok był niesamowity. Setki tych pojazdów szperających po regałach bezkolizyjnie mogło naprawdę zadziwić. Najdziwniejsze były regały. Całe ze szkła. Widząc nasze zdumienie szef który nas oprowadzał wytłumaczył że pierwsi kolonizatorzy którzy zasiedlali tą planetę od początku borykali się tylko z jednym problemem : skąd i jak otrzymać tani materiał budowlany. Transport z Ziemi lub pobliskich planet odpadał ze względu na koszty. Po intensywnych badaniach i eksperymentach młody austriacki naukowiec polskiego pochodzenia Otto von Zucker und Hohekranz ,którego ojca osobiście znałem, wynalazł nowy pierwiastek – nanokrzem. Wprowadzony w skład szkła które produkowano z piasku obecnego na tej planecie w ogromnych ilościach stworzył nowe możliwości. A przecież praktycznie cała planeta składa się z piasku. Szkło zasilane tym pierwiastkiem jest niesamowicie wytrzymałe a zarazem bardzo elastyczne...skończył i spojrzał się na nas jak by oczekiwał oklasków za ten wykład. Tymczasem wszyscy milczeli porażeni ogromem tego co zobaczyli.

No to teraz wiem, skąd te kopuły ,krzesła ,pojazdy i wszystko ze szkła – pomyślałem.

Na dole pod regałami, unosząc się zaledwie parę centymetrów nad ziemią poruszały się mniejsze pojazdy , zatrzymując się co jakiś czas w celu uzupełniania towaru na palecie. Na środku , na głównym pasie wszędobylskie roboty sprzątające firmy Guma Company Corporation szlifowały szklaną posadzkę.

Po prawej, wyznaczone przez świecące diody pasy oddzielające jeden dok od drugiego . Po tym doku poruszały się o wiele mniejsze poduszkowce ustawiające palety z towarem. Co jakiś czas otwierały się szklane rampy i palety z towarem wjeżdżały na podstawiane platformy ( pojazdy, statki kosmiczne czy coś podobnego ? ) z tej odległości nie można było rozróżnić dokładnie. Ale, jak szybko policzyłem, takich palet na pojazd wchodziło 33.

Oświetlony na środku hali budynek z napisem SPACE OFFICE wyglądał jak wielkie szklane akwarium . Co jakiś czas wychodzili z niego szefowie i wsiadając do mini pojazdów dokonywali oględzin całej hali. Ale całość nie wyglądała by fantastycznie gdyby nie zawieszony na wysokości 15 piętra olbrzymi szklany biurowiec. Obiekt zawieszony był w powietrzu, nie widać było żadnych lin ani żadnej konstrukcji go podtrzymującej. Przeczący wszelkim zasadom grawitacji, po prostu wisiał. Wielki czerwony neon na froncie budynku BIG BRAIN dawał wszystkim do zrozumienia że tam urzęduje najważniejsza postać i cały mózg wszystkich operacji .

Nad głowami co jakiś czas pojawiały się drony, było tego mnóstwo. Wyglądały jak czarne złowieszcze kruki latające nad padliną. Wyposażone w kamery termo i noktowizyjne na bieżąco przekazywały informację do ochrony. Czy były jakieś kamery pod sufitem ? Ciężko z odległości 30 pięter takie rzeczy zauważyć ale myślę że były.

Chłodnie obejrzycie sobie sami podczas pracy....powiedział chłodno nasz przewodnik....nie jesteśmy w stanie tam dojść bo to jest około trzech kilometrów. Na tej odległości ciągnie się magazyn suchy.

Nie wiem po czym ale mnie trochę przycisnęło i skierowałem się w stronę toalet. Ponad 100 kabin i tyle samo pisuarów stojących w rzędzie na pierwszy rzut oka wyglądało niezle. Na pierwszy , bo na drugi już nie. Na co trzeciej na brudnych kartkach informacja NIECZYNNE . Niektóre pisuary podobnie, okryte czarnymi workami wyglądały jak złowieszcze urny . Rozczuliło mnie to niesamowicie i poczułem się tak swojsko jak bym był na Ziemi. Żeby ocenić czy w tym pomieszczeniu były jakiekolwiek kamery był tylko jeden sposób. Oddałem mocz obok pisuaru i czekałem na jakąkolwiek reakcję. Zero reakcji po upływie około dwóch minut utwierdziło mnie w przekonaniu że miejsce jest bezpieczne...

Ciekawi byliśmy bardzo towarów umieszczonych na paletach bo te obok których przechodziliśmy umieszczone były w plastikowych pojemnikach wielkości całej palety. Ale gdy zbliżyliśmy się do regałów to oniemieliśmy ze zdziwienia. Tam były normalne artykuły spożywcze !!!

Jak to , to nas karmili taki gównem a tu pełny , gigantyczny magazyn takich specjałów. Na nasze wyrazne poruszenie przewodnik wyjaśnił...Na planecie używamy tylko skondensowanego pożywienia w postaci tabletek i fiolek. Ten towar który widzicie to tak zwany towar vipowski. Dostarczamy go tylko wybranym, najbogatszym planetom zrzeszonym w CONFEDERATION VIP PLANETS.

Nie mogłem się oprzeć pokusie. Już dawno nie miałem w ustach normalnego jedzenia. A te marsy leżące w paczce kusiły jak cholera. Wyciągnąłem rękę i chwyciłem jednego.....

I wtedy się zaczęło. Viva Dance Club w Rybnie to był mały pikuś wobec tego co tu się działo .Takiego wycia syren , migotania niebieskich świateł , i zjeżdżania się robotów w to jedno miejsce nie widziano tu dawno. Zostałem przetransportowany do SPACE OFFICE i stanąłem przed obliczem takiego ciemnego, pochodzącego chyba z Egiptu szefa z jedną belką. Tak na pierwszy rzut oka niezbyt sympatyczny gość i ( o czym pózniej miałem się przekonać ) niezła menda.

Wśród metalicznego jazgotania tych wszystkich robotów, nie bardzo słyszałem co do mnie mówi. Ciągle przewijało się tylko jedno słowo...notatku i notatku....

Ale najgorszy z nich był wezwany szef ochrony , ten jak by mógł to za takie przewinienie pewno uciął by rękę.

Na całe szczęście zjawił się taki nieduży , flegmatyczny facet z X na ramieniu i kazał mnie wypuścić. To był mój pierwszy kontakt z kierownikiem magazynu. Dołączyłem do naszej grupy na akumulatorowni. Akumulatorownia to brzmi dumnie a tymczasem był to mały, cztery metry kwadratowe pokoik z biurkiem i stojącym na nim monitorem. Facet tam siedzący miał do dyspozycji nieduży regał za plecami. Akumulatory wielkości długopisów leżały poukładane w oznaczonych przegródkach. Różniły się tylko kolorem i prawdopodobnie mocą. Były to uranowe pręty wzbogacone izotopem U . Zamiana polegała na wyciągnięciu takiego długopisu z wózka i pobraniu nowego. Akumulator w zależności od mocy wystarczał na 30 do 90 dni pracy.

...Całą zmianę i nowo przybyłych pracowników prosimy o udanie się na dok 16...Głos spikera był stanowczy i nie pozostawiał żadnych wątpliwości że trzeba to polecenie wykonać . Musiało być bardzo dobre nagłośnienie bo ponad tysiąc osób zebrało się w mgnieniu oka na doku. Całe szczęście że staliśmy najbliżej centrum wydarzeń bo dało mi to możliwość wnikliwej obserwacji całego zdarzenia. Cała kadra stała w tych swoich „ odświętnych zbrojach” z kierownikiem magazynu z boku .Kierownik wyglądał dziwnie, widać było że coś go nurtuje. A ten najwyższy, mierzący około 2 metrów wzrostu , z V na ramieniu zaczął.....

Witam wszystkich, w imieniu kierownika magazynu. Mamy wam do zakomunikowania trzy ważne sprawy, po pierwsze – jest duży nawał pracy i potrzebujemy od was większego zaangażowania.

Po drugie – chętnych do pracy w nadgodzinach zapraszam do siebie do biura po zebraniu.

Po trzecie- jak już wiecie w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach doszło do fatalnego zdarzenia i nasz kolega a także dwoje innych ludzi wyparowało w przestrzeń kosmiczną. Dzisiaj zostanie wam przedstawiony nowy kierownik zmiany a dokona tego sam BIG BRAIN.

No to nareszcie poznamy Wielki Mózg....pomyślałem.....i wydawało mi się że słyszę fanfary. Spojrzałem do góry tak jak setki innych osób. A było na co patrzeć. Z biurowca zawieszonego w powietrzu na wysokości 15 piętra zaczął tworzyć się przezroczysty stożek o średnicy 2 metrów. Stożek ten wydłużał się powoli w dół i po kilkudziesięciu sekundach osiągnął poziom doku. Od samej góry w środku tej przezroczystej konstrukcji dwie postacie powoli osuwały się w dół aż wylądowały na dole. Gdy tylko dotknęły posadzki stożek automatycznie zwinął się z powrotem do góry i zniknął. Szczęki opadły nam z wrażenia...

Jak na Wielki Mózg facet wyglądał całkiem normalnie. Nie widać było po nim cech typowego naukowca, łysej głowy czy olbrzymich okularów i zaniedbanej od ciągłego siedzenia sylwetki. Przeciwnie, wysportowana sylwetka i inteligentna twarz przeczyły wszelkim kanonom wzoru mędrca. Obok stał krótko ostrzyżony facet i nerwowo przebierał palcami. Widać było że jest stremowany.

.....to ten z kolonii karnej na Saturnie....ktoś szepnął z tyłu......Zamknij się....uciszył go drugi....bo nic nie słychać.

...Przedstawiam wam nowego kierownika zmiany Adrixa. Kiedyś pracował w Esco i od dzisiaj będzie kierował waszą zmianą. Zresztą co ja będę gadał, przedstaw się sam.....powiedział Wielki Mózg i Adrix wystąpił na środek. W kilku słowach poinformował gdzie i na jakich stanowiskach pracował. I to że ludzie mogą się do niego zgłaszać ze wszystkimi sprawami, nawet prywatnymi.

....niezłe jaja...pomyślałem...facet po kolonii karnej ekspertem od ludzkich problemów a pewnie sam potrzebuje psychologa. Chociaż z drugiej strony każdemu na początek kredyt zaufania by się przydał. Na całe szczęście nie ja miałem o tym decydować...

....koniec zebrania, są jakieś pytania ?....odezwał się ten wielki.

....kiedy będą podwyżki ? .....ktoś z tłumu nieśmiało zapytał.

....no właśnie, kiedy ?...kilka osób ochoczo podebrało ten temat.

Słysząc to BIG BRAIN nerwowo spojrzał dookoła i widząc rozpalone twarze powiedział :

....o tym poinformuje was kierownik magazynu....następnie spojrzał do góry i w tym samym momencie stożek powoli zaczął się przemieszczać na dół. Jeszcze minuta, może dwie i zniknął w drodze powrotnej na górze przewożąc tylko jednego pasażera.

 

Na środek wystąpił kierownik magazynu.

....Przecież wiecie że podwyżki są co roku i dalej będą raz w roku...

...Ale my nie odczuwamy tych podwyżek bo razem z nimi podnosicie normy...powiedział wyraznie zdenerwowany Kiepski.

Tak, tak...to prawda... naraz wszyscy wózkowi jednocześnie go poparli.

...Na innych planetach i w innych korporacjach ludzie na takich samych stanowiskach zarabiają więcej niż tutaj...dlaczego ?....Kiepski dalej gnębił pytaniami.

Na to pytanie wyraznie zdeprymowany kierownik już nie odpowiedział tylko pospiesznie udał się do biura.

....Jak się komuś nie podoba to niech się zwolni....odezwał się ten mikrus który nas oprowadzał....

Na te słowa rozszedł się tak złowrogi szmer wśród ludzi że sam się wystraszyłem.

...Koniec zebrania, do roboty....ten wielki był w tym co mówi tak stanowczy że ludzie zaczęli pomału się rozchodzić. Pomogły im w tym złowrogie miny robotów które tylko czekały na rozpętanie awantury.

Przydzielony mi pojazd wyglądał jak mała biała biedronka z przezroczystą kabiną. Miejsca w środku było tylko na jedną osobę ale było go pod dostatkiem. Powiedział bym nawet że były tam warunki komfortowe włącznie z klimatyzacją. Po zamknięciu górnej szyby niczym w szybowcu w środku zapanowała idealna cisza. Środkowa konsola z ciekłokrystalicznym ekranem przywitała mnie napisem WELCOME 1041 i po chwili wyświetliła pierwszą zbiorówkę . Ruszyłem w kierunku 488 doku, z początku wolno, ostrożnie ale widząc że inne pojazdy jadą szybciej , przyspieszyłem. Tego się nie da opisać , to trzeba samemu doznać. Płynąłem tym małym poduszkowcem jak po wodzie. Jak sobie przypomnę te rozwalające i tłukące wózki na Ziemi to jak bym przybył z epoki kamienia łupanego. To czym jechałem to było małe cudo z napędem atomowym.

Na doku już stało kilka palet. Przejechałem cały dok do końca a tu na ekranie informacja ZESKANOWANO PALETY. Ten mały wariat w czasie jazdy po doku zeskanował palety, nie musiałem wcale wychodzić....już go polubiłem. Następne info ODBIERZ PALETY Z CHŁODNI wymagało przejechania sporej odległości bo chłodnia była przy doku 1. Teraz dopiero podczas jazdy przez cały magazyn mogłem ocenić ogrom tego przedsięwzięcia. Po lewej jak drapacze chmur w Nowym Jorku gigantyczne szklane regały. Po prawej oświetlone kolorowymi diodami doki wyglądały jak pasy startowe dla mini samolotów. Na jednym z nich odbywał się właśnie załadunek. Z ciekawości chciałem podjechać i próbowałem skręcić na dok ale bezskutecznie. Pojazd ciągle jechał w kierunku chłodni i tylko wyświetlony komunikat WRONG WAY uświadomił mi że tu samowolki nie tolerują.

Przejeżdżając obok akwarium zauważyłem całą kadrę kierowniczą rozwaloną na fotelach i wpatrzoną z rozbawieniem w monitor wiszący na ścianie. Tylko jeden z nich oglądał coś na własnym monitorze. Z daleka wyglądało to na stronę XXX ale pewny nie jestem bo mózg zatłoczony taką ilością wrażeń mógł mi spłatać figla i zle zinterpretować to co widziałem.

Przed drzwiami chłodni zeskanował nas promień lasera umieszczony na drzwiach. Wyświetlona za chwilę na drzwiach informacja OPEN 1041 i otwarty wjazd pozwalała wjechać do środka. I znów przytłaczające szkło, na ścianach, na podłodze, na suficie. Ogromna chłodnia oświetlona bladoniebieskim światłem z widocznymi w ścianach komorami wyglądała jak olbrzymie prosektorium. Ponumerowane komory zakryte szklanymi klapami a w nich szklane palety.

...KOMORA 2014..moja biedronka nie dawała mi czasu na podziwianie. Podjechałem do tej komory. Na klapie komory wyskoczył napis ZAAKCEPTUJ PALETĘ. Nacisnąłem ptaszka przy numerze 2014 na swojej konsoli, ten zabarwił się na zielono i klapa komory powoli odsunęła się do góry. Paleta z towarem w szklany pojemniku majestatycznie niczym szklana trumna wyjechała na posadzkę. Czerwony wyświetlacz na pojemniku pokazywał stale bieżącą temperaturę. W tej chwili było to 3,5 stopnia Celsjusza.

Wysunąłem dwoje szklanych wideł i zapakowałem paletę na wózek. Boczne drzwi w ścianie się odsunęły i wyszedł taki szczupły facet, ubrany w biały dobrze skrojony fartuch. Wyglądał jak lekarz dentysta w tych swoich okrągłych okularach z elektronicznym termometrem w kieszeni.

...Kontrola temperatury...powiedział i wtedy go poznałem

Odsunąłem szybę ...Ty, Ojciec ,nie świruj...zagadałem do niego

Przyjrzał mi się uważnie znad okularów....a , to ty...

...Ojciec, co tu jest grane...skąd się bierze ten cały towar w tych komorach ?

...To wszystko jest szykowane za tymi ścianami, z tyłu. Tam jest mnóstwo ludzi a mnie zrobili kontrolerem...

...Dobra, kończymy to, narka... powiedział bo zauważyliśmy dwa drony które , nawet tu obecne , już wisiały nad nami.

...nara...i szybko zastawiłem szybę bo jeden z nich nachalnie chciał mi się wpakować do środka. Myślałem że odleci ale ten intruz ustawił się naprzeciwko mojego pojazdu, prawie przed oczami i zawisł w powietrzu. Pokazałem mu środkowy palec i wyjechałem z chłodni.

Po przyjechaniu na dok zauważyłem już komplet palet, widocznie w tym czasie jak byłem na chłodni kompletacja dostarczyła resztę. Dla pewności przejechałem cały dok skanując wszystko. Wszystko się zgadzało. Zaakceptowałem na konsoli.

...WYPEŁNIJ PLAN...moja konsola podpowiedziała mi następne zadanie. No dobra....data 26.06.2043 numer pojazdu YT0000000000000012 , numer załadunku 1234567899990000 , temperatura załadunku...już miałem wpisać to co zwykle na Ziemi , czyli 4 stopnie Celsjusza ale pomyślałem że jest okazja zobaczyć tą podstawioną platformę . Przyłożyłem rękę do czytnika i rampa się otworzyła. Zobaczyłem tylko szklany prostokąt wielkością przypominający te wielogabarytowe samochody na Ziemi. Z boku na ściance elektroniczny termometr pokazywał 26 stopni Celsjusza.

No cóż...wpisuje tak jak mi pokazuje na platformie a tu niespodzianka...WPISZ POPRAWNĄ TEMPERATURĘ ...komunikat na konsoli nie pozostawia wątpliwości. Więc wpisuje jeszcze raz 26 stopni Celsjusza a ta znów ...WPISZ POPRAWNĄ TEMPERATURĘ...co jest do cholery ?!

Nic z tego nie rozumiem. A może.... a ty.... nagle mnie olśniło i wpisałem 4 stopnie Celsjusza.

...TEMPERATURA POPRAWNA MOŻESZ PRZEJŚĆ DALEJ... dławiąc się ze śmiechu dopisałem ilość palet, i godzinę rozpoczęcia załadunku. Po uzyskaniu akceptacji pojawił się komunikat...MOŻNA ŁADOWAĆ.

Załadunek trwał może 20 minut i była to szczególna przyjemność dla mnie. Z taką lekkością i gracją ten mały poduszkowiec to robił że wystarczyło się tylko wygodnie usadzić na fotelu, ustawić automatycznego pilota na wersję LOAD ALONE i spokojnie się przyglądać. Można było nawet się zdrzemnąć.

Po zakończeniu załadunku i zamknięciu rampy oczekiwałem na następną zbiorówkę ale zamiast niej wyskoczył komunikat LUNCH BREAK więc podjechałem na koniec magazynu by udać się na stołówkę.

Na ochronie otrzymaliśmy po dwie tabletki do wyboru, jedna z pożywieniem druga z wodą. Pablo nachalnie domagał się piwa ale ochrona nie znała się na żartach i ledwo go odciągnęliśmy bo mogło to się dla niego zle skończyć.

Rozpalone twarze moich znajomych uświadomiły mi że oni przeżywają to samo co ja. Gorąca dyskusja jaka potoczyła się przy stole gdzie usiedliśmy razem pozwoliła z biedą przełknąć to co dostaliśmy. Wszyscy byli pod wrażeniem, opowiadali ze szczegółami o tych wszystkich pojazdach, dokach...

...a ty Pablo ,co o tym sądzisz...spytał Mayki

... ja to jeszcze jestem na wakacjach...Pablo jak zwykle miał to głęboko w ........

Ta odpowiedz nareszcie rozbawiła wszystkich i pozwoliła się pozbyć chociaż odrobiny stresu.

...Załadunkowi ?...stary ,siwiuteńki facet z ochrony rzucił to pytanie tak nagle, i tak nagle się zjawił przy nas że całkowicie nas zaskoczył. To był ten sam gość z ochrony który wydawał mi się znajomy. Przyjrzałem się bliżej....przecież to jest Ja.....zakrył mi usta ręką.

...Tylko ciszej, spokojnie , co prawda kamery na stołówce wyłączyłem ale nie wiem czy nie ma tu ukrytych mikrofonów...Mam dla was przesyłkę.

...W swoich pojazdach macie czytniki kart pamięci, niech każdy po kolei zapozna się z informacjami umieszczonymi na tej karcie....mówiąc to udał że się zachwiał i opierając się o moje ramię wrzucił maleńki przedmiot do kieszeni mojego kombinezonu.

....ale jak ?....co?...co to jest ?...nie dostałem odpowiedzi na moje pytania bo jak szybko się pojawił , tak szybko zniknął między stolikami.

Pomacałem kieszeń. Mały, półcentymetrowy płaski przedmiot był wyczuwalny i nie pozostawiał wątpliwości że to co przed chwilą się wydarzyło to nie był sen.

Elektroniczny sygnał z umieszczonego nad drzwiami stołówki kodera oznajmił koniec przerwy i jednocześnie pozwolił powrócić do rzeczywistości. Po wyjściu ze stołówki wsiadłem do mojej biedronki. Faktycznie, z prawej strony w konsoli było gniazdo czytnika kart pamięci. Postanowiłem nie czekać i od razu wsunąć tam kartę , włożyłem rękę do kieszeni i...

...Co tam mistrzu ?...krótko ostrzyżona głowa Adrixa zawisła tuż nad moją.

...Nic...ciężko się zebrać po przerwie...odpowiedziałem, zły na własne niedopatrzenie. Cholera.. przez to że nie zamknąłem szyby mogłem zmoczyć tyłek.

...dalej, dalej bo roboty jest mnóstwo...machnął ręką żebym jak najszybciej odjechał.

Zamknąłem szybę i ruszyłem.

Zrobiłem jeszcze kilka zbiorówek i postanowiłem że dzisiaj dam sobie spokój z odczytem karty. Nie wydawało mi się to bezpieczne. Byłem zbyt podekscytowany by racjonalnie myśleć. I zmęczony bo z powodu dużej ilości zamówień musieliśmy zostać na nadgodziny.

Przy wyjściu z magazynu kartę włożyłem do ust i spokojnie przeszłem przez kontrolę. Ruchomy chodnik , długi korytarz , rząd drzwi po prawej i nareszcie jestem u siebie. Całym ciężarem zwaliłem się na wysuniętą koję. Włączyłem monitor ale nie mogłem się skupić nawet na nim. Ciągle w głowie miałem słowa tego ochroniarza...wyłączyłem kamery...przeczytajcie informacje na karcie...

...co tam musiało być takiego ważnego...co za tajemnica tkwiła w tym kawałku plastiku ?..

...najlepszy na to będzie chyba seks...ręka powoli podążyła do czerwonego przycisku ale w ostatniej chwili zrezygnowałem. Za bardzo jestem zmęczony, za dużo wrażeń, za dużo myśli jak na jeden dzień.

Powieki powoli stawały się ciężkie, oddech coraz spokojniejszy....usnąłem.

Zwilżyłem zaschnięte usta odrobiną whisky ze szklanki stojącej na blacie stołu. Przyciąłem doskonałe kubańskie cygaro i zapaliłem wypuszczając specjalnie kłąb dymu w kierunku siedzącej naprzeciwko mnie

uroczej blondynki. Wiedziałem że była bogata. Leżący przed nią sztos żetonów wyceniłem na jakieś milion dolców.Za jej diamentową kolię eksponowaną na szyi można było prawdopodobnie kupić dwie afrykańskie wioski , razem z ludzmi. Była cennym łupem dla takich uwodzicieli jak ja. Nazywali nas łowcami fortun a Las Vegas dla nas było szczególnie łaskawe do takich łowów.

Obstawiłem 10 tysięcy na czerwone parzyste a ona przekornie tyle samo na czarne nieparzyste.

Krupier puścił w ruch ruletkę. Nie patrzyłem na stół, patrzyłem jej w oczy i po krótkim radosnym błysku w jej niebieskich oczach odgadłem że znów przegrałem. Z odebranego wczoraj przelewu z Banco Italiano w Mediolanie w wysokości 300 tysięcy dolarów zostało mi już tylko 10 tysięcy.

Za wszelką cenę musiałem coś wymyślić. Sytuacja na stole była dziwna. Na trzynastu grających wszystkie numery obstawione oprócz ósemki. Trafienie jej dawało przelicznik razy 100.

....Raz się żyje...pomyślałem i zwróciłem się do krupiera....wszystko na ósemkę.

Nie bez żalu patrzyłem jak moje ostatnie 10 tysięcy zielonych w postaci kolorowych żetonów wędruje po stole na pole oznaczone numerem osiem. Zamknąłem oczy , najpierw usłyszałem charakterystyczne terkotanie ruletki, potem chwila ciszy...i nagle burza oklasków. Spojrzałem na stół. Czerwona kulka tkwiła dokładnie w ósmym dołku.

...wygrana milion...jak przez mgłę słyszałem głos krupiera zgarniając jak szalony żetony do siebie.

...Johny ?...Johny ty draniu !!!....za mną stała jakaś starsza kobieta i darła się w niebogłosy.

...Ten facet to oszust !!!...darła się dalej...za obietnice małżeństwa wyłudził ode mnie czek na pół miliona !!! Ochrona !!!

Rozległ się przerazliwy dzwięk alarmu, z boku wypadło dwóch ochroniarzy i szarpiąc się ze mną ciągnęli do wyjścia. Drzwi wyjściowe były jakieś znajome...pół sen ,pół jawa...i wtedy całkowicie się przebudziłem, przestałem się szarpać i spokojnie dałem się robotom poprowadzić do kąpieli. Wczoraj zapomniałem o tym i musiałem niezle śmierdzieć że aż włączył się alarm.

Z kąpieli wróciłem o piątej. Świeża bielizna którą przy okazji zmieniłem pachnąca lawendowym Coccolino nastrajała cudownie do snu. Ale nie było sensu się kłaść. Zostało tylko pół godziny do pobudki i nie zamierzałem znów słuchać tego przerazliwego alarmu. Włączyłem monitor. Skośne oczy prezenterki nie wyrażały żadnych uczuć, były sztuczne, bezosobowe. Beznamiętne usta powtarzały ciągle jakąś informację w kilku językach. Czekałem na swoją wersję która była prawie na samym końcu, po niej już tylko następował przekaz migowy.

...DZISIEJSZEJ NOCY W NIEWYJAŚNIONYCH OKOLICZNOŚCIACH ZAGINĄŁ KIEROWNIK MAGAZYNU I DWOJE MAGAZYNIERÓW. WSZYSTKIE OSOBY MAJĄCE JAKIEKOLWIEK INFORMACJE PROSZONE SĄ O KONTAKT Z OCHRONĄ...

...za dużo tu ginie ludzi...pomyślałem i postanowiłem być bardziej ostrożny.

Zmiana zapowiadała się fantastycznie. Mało załadunków, dużo czasu czyli najlepsza okazja do zapoznania się z informacją przekazaną na stołówce. Podczas drugiej zbiorówki praca na doku 501 wymagała częstego dojazdu do chłodni więc lepszej okazji nie mogłem sobie wymarzyć.

Włożyłem kartę do czytnika i wykonując swoją pracę jednocześnie z uwagą zacząłem słuchać lektora :

„ ...Informacja Z.E.A.Z ... Związek Emerytowanych Agentów Ziemi jest organizacją skupiającą byłych pracowników służb specjalnych Mosadu, C.I.A , Interpolu i Kanadyjskiej Królewskiej Konnej . Od kilku lat staramy się znalezć niezbite dowody na nielegalną działalność związaną z klonowaniem ludzi. Ale żeby zrozumieć niektóre fakty musimy cofnąć się do roku 1986. Dokładnie 26 kwietnia tego roku doszło do wypadku jądrowego w reaktorze jądrowym bloku energetycznego nr. 4 Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej położonej na terenie byłego ZSRR w miejscowości Prypeć. W wyniku przegrzania reaktora doszło do wybuchu wodoru, pożaru oraz rozprzestrzenienia się substancji promieniotwórczych. W wyniku awarii skażeniu promieniotwórczemu uległ obszar od 125 000 do 146 000 km² terenu na pograniczu Białorusi, Ukrainy i Rosji, a wyemitowana z uszkodzonego reaktora chmura radioaktywna rozprzestrzeniła się po całej Europie. Skutek tego był porażający. Ludzie zaatakowani chorobą popromienną umierali jak muchy. I wtedy zjawił się on, diabeł w ludzkiej skórze. Młody ,wykształcony doktor Rusłan Zajcew. Wyrzucony z Nowosybirskiego Medycznego Uniwersytetu Państwowego za nielegalne próby z klonowaniem ludzi , bardzo szybko znajduje prywatnych sponsorów. Na dalekiej Syberii , w środku tundry , pod ziemią otwiera prywatne tajne laboratorium badawcze. Chroniony przez ówczesnych dygnitarzy GRU może spokojnie oddać się swojej przerażającej pracy .Na wyniki nie trzeba było długo czekać. Już dwa lata po otwarciu laboratorium doktor może pochwalić się szczątkowym, niecałkowitym sklonowaniem człowieka. Może spokojnie z umierającego człowieka stworzyć robota który normalnie będzie żył i egzystował. Tylko musi mieć odpowiedni materiał ludzki. Katastrofa w Czarnobylu spada mu jak manna z nieba.

Wysłannicy doktora , penetrują tereny w odległości nawet 500 km. od katastrofy poszukując chętnych do eksperymentów. Ludzie którym zagląda w oczy widmo śmierci chętnie się godzą na wyjazd na Syberię . Mijają miesiące i lata a armia robotów rośnie w zastraszającym tempie. Są samowystarczalne , nie jedzą , nie śpią, nie męczą się. Idealny materiał do wszelkich zadań. Nie trzeba było długo czekać by nieoficjalnie agencja rządowa Rosji zainteresowała się tym programem. W 2014 roku to nie zielone ludziki Putina ale klony doktora Zajcewa umożliwiają Rosji aneksję Krymu.

W 2018 uwagę Zajcewa zwraca mała, regionalna firma w Polsce która ekspansywnie zaczyna się rozwijać. Doktor wykorzystuje sprzyjające warunki stworzone przez Polski rząd dotyczące emigracji zarobkowej z terenu Ukrainy, by wśród emigrantów umieścić już udoskonalone swoje klony. I tak do tej firmy mającej swoje oddziały w całej Polsce przedostają się klony Zajcewa. Pomału, systematycznie wrastają w struktury zarządzania firmą by w 2031 zasiąść w jej Radzie Nadzorczej.

5 lat pózniej z małej firmy powstaje olbrzymia korporacja o zasięgu międzyplanetarnym całkowicie opanowana i zarządzana przez ludzi Zajcewa. Ale C.I.A nie śpi. Z zebranych przez nią i przedstawionych na forum O.N.Z materiałów jasno wynika że Zajcew łamie wszystkie ustalenia Wspólnoty Państw Ziemi. Pod wpływem krytyki opinii publicznej wszystkich krajów uznany zostaje w Rosji za persona non grata, i musi opuścić ten kraj. Tym bardziej że miesiąc wcześniej w katastrofie lotniczej ginie prezydent Putin i Zajcew traci realne poparcie w swoim kraju.

I wtedy powstaje szatański plan przeniesienia całego przedsięwzięcia na inną planetę. Uwagę Zajcewa przyciąga mała planeta w konstelacji Wariana – Ytex. Wysłana tam ekspedycja odkrywa doskonałe warunki do tajnych badań. Odległa, dzika, niezamieszkała Ytex jest idealnym miejscem do takiej „ działalności „ . W ciągu dwóch lat planeta zostaje przystosowana do haniebnych eksperymentów. Ale Zajcew obawiając się kontrolerów Wspólnoty Państw Ziemi musi czymś „ przykryć” swoje eksperymenty.

Rejestruje firmę na Ziemi jako Międzyplanetarne Centrum Dystrybucyjne. I teraz pod płaszczykiem dystrybucji może spokojnie prowadzić swoją działalność.

Oprócz klonowania i handlu ludzkimi organami prawie 80 letni Zajcew coraz częściej zajmuje się wynalezieniem środka na odmłodzenie. Jedyne co do tej pory udało mu się osiągnąć to to że podczas przetaczania całej krwi z innego, młodego organizmu z dodatkiem kompozytów plazmowych wynalezionych przez niego udaje mu się cofnąć własny biologiczny czas o 90 dni. Ale do tego potrzeba nowych , młodych organizmów ludzkich. Klony w żadnym wypadku nie spełniają tej roli. Stąd coraz to nowe i natarczywe ogłoszenia na Ziemi o atrakcyjnej pracy na tej planecie.

Ludzie na tej planecie to tylko wy, nowo przyjezdni, potrzebni do eksperymentów, cała ochrona i doktor. Na szczęście geny i krew ludzi starych nie interesują doktora...”

Gdyby ktoś spojrzał na mnie w tej chwili to by się przestraszył. Moja twarz nie różniła się niczym od koloru pojazdu. Była biała jak prześcieradło. To dlatego co jakiś czas giną ludzie. To nie są wypadki ,to celowe działanie by zdobyć nowy materiał ludzki. Spojrzałem na zegarek, została jeszcze godzina do zakończenia zmiany, włączyłem odczyt :

„...Musicie jak najszybciej stąd uciekać. Nasza organizacja Z.E.A.Z wam pomoże. W niedługim czasie dostaniecie szczegółowe instrukcje w jaki sposób opuścić planetę. Nie szukajcie kontaktu na własną rękę. Nasz agent was znajdzie...”

W ciągu następnych dwóch dni prawie wszyscy zapoznali się z wiadomością. Prawie, bo nie byliśmy w stanie zrobić tego za pomocą karty. Niektórzy dowiedzieli się słownie od kolegów. Mijały następne dni ,wszystkie jednakowo podobne do siebie. Praca, sen, praca, sen, praca, sen itd...

To była sobota , wypoczywałem u siebie na koi, za chwilę miałem zamiar udać się do snu. Spikerka na monitorze przytaczała jakieś dane dotyczące dystrybucji i nagle obraz zaczął śnieżyć, pokazały się czarne pasy w poprzek potem wzdłuż , potem znów zaczął śnieżyć aż w końcu pokazał się tekst :

INFORMACJA Z.E.A.Z ...DOK 121...WŁAZ W PODŁODZE TRANSPORTOWCA... 10 OSÓB NA JEDEN TRANSPORT...NIEDZIELA GDZ. 13.50...NA RAZIE 10 OSÓB...NASTĘPNE TRANSPORTY CO 3 DNI...KONIEC WIADOMOŚCI...

Potem pokazały się pasy, śnieg a potem spikerka jak by nigdy nic dalej monotonnie przytaczała swoje dane. Powiem szczerze że ten Związek Emerytowanych Agentów Ziemi mi zaimponował. Tak przesłać sygnał żeby tylko dotarł do nas i nikt inny go nie wyłapał, no to dziadki - czapka z głowy.

Zaraz...przecież dzisiaj sobota...cholera to już jutro. Za kilka godzin mogę żyć lub nie, w tej chwili pojąłem jak wielkie ryzyko podejmujemy. Byłem tak podekscytowany że nabrałem niesamowitej ochoty na seks. Nie namyślając się długo walnąłem z całej siły w czerwony przycisk.

Wysunięty niebieski flakonik wcisnąłem z powrotem w ścianę. Byłem tak napalony że w ogóle nie był mi potrzebny. Zdziwiona Axa 111 nie zdążyła powiedzieć nawet słowa gdyż błyskawicznie zdarłem z niej ubranie i ze zniecierpliwieniem zacząłem dobierać się do niej. Jej gorące uda jeszcze bardziej podgrzały atmosferę, falujące rytmicznie piersi ze zniecierpliwieniem domagały się pieszczot. Weszłem w nią gwałtownie i razem rytmicznie poddaliśmy się tej gonitwie. Najpierw kłus, swobodny, potem coraz szybszy i szybszy przechodzący pomału w galop. Zagorzali w tym pościgu rozszalałym jak stado koni ,nie widzieliśmy dookoła nic, i nie liczyło się nic , byliśmy sami w tej chwili we wszechświecie . W tej szalonej gonitwie każde z nas chciało być górą , ale byliśmy jednym nierozerwalnym organizmem. Wiedziałem że była stworzona do tych rzeczy ale nie spodziewałem się takiego szaleństwa. Ogarnęła nas taka chuć, taka dzika namiętność jak by każde z nas robiło to dzisiaj ostatni raz. Jeszcze i jeszcze i jeszcze.....Jednoczesny krzyk wydobywający się z obu krtani i drganie ciał w miłosnych konwulsjach zakończyło wreszcie ten szalony pościg. Nie pamiętam ile razy „bomba poszła w górę „ ale zawsze za każdym razem było tak samo intensywnie. Leżała obok mnie cała naga jak ją Zajcew stworzył. Teraz dopiero mogłem się dokładnie przyjrzeć że była naprawdę śliczna. ...szkoda Axa że nie jesteś człowiekiem...powiedziałem pieszczotliwie bawiąc się kosmykiem czarnych jak smoła włosów.

...mam na imię Sonia...odrzekła cicho

...jak to ? Jaka Sonia, przecież jesteś Axa ?...zaprzeczyłem zdziwiony

...Axa to imię klona, którym jestem, naprawdę mam na imię Sonia...Sonia Hawryluk. Pochodzę z małej wioski pod Prypecią.

...to co tu robisz ?...zapytałem zdziwiony

...byłam młodą ładną dziewczyną jak to się stało. Wybuch w Czarnobylu w ciągu roku zmienił mnie nie do poznania. Chcesz zobaczyć zdjęcie ? Zawsze je ukrywam przy sobie...mówiąc to sięgnęła po stringi by spod gumki wyciągnąć mały rulonik.

Podała mi zwinięte dwa zdjęcia, na pierwszym młoda ,ładna uśmiechnięta blondynka z dużym warkoczem karmi butelką małą owieczkę.

Z początku nie mogłem załapać co jest na drugim zdjęciu. Obracałem go na wszystkie strony, w końcu zobaczyłem. To był potwór ,ludzki potwór z najstraszniejszych snów. Twarz obrzydliwa ,pokryta dwucentymetrowymi wyrostkami, bez jednego oka. Ale najdziwniejsze były uszy. Właściwie jedno, było trzy razy większe.

...daj to...wyrwała mi szybko zdjęcia widząc moją przerażoną twarz...chciał byś tak wyglądać...? Zajcew to był dla mnie jedyny ratunek na przeżycie. Wiem że całe życie będę tylko klonem ale jakie miałam wyjście ?... i dwie łzy potoczyły się jej po policzku. ...No już dobra...przytuliłem ją do siebie chcąc pocieszyć. Cholera , nie wiedziałem że klony potrafią płakać.

...przestań , wszyscy faceci to dranie, ty i cała ta zgraja ludzi która z tobą przyleciała, myślą tylko o jednym...powiedziała niby ze złością ale zauważyłem w jej oczach figlarne iskierki.

...Ty Axa, nie przesadzasz, przecież po to Zajcew cię stworzył i wydaje mi się że chyba to lubisz. Z iloma z nas to robiłaś ?...spytałem

...gdy się nie ma co się lubi to się lubi co się ma...odrzekła...chyba już ze wszystkimi...

...Axa, a który był najlepszy ?...nie był bym facetem gdybym nie zapytał.

Uśmiechnęła się zalotnie pokazując to swoje perłowe uzębienie.

...ty i prawie większość to średnia europejska ale jest taki nieduży, chyba Mały koledzy na niego wołają, ten to jest wariat i szatan w te klocki . Lubię często do niego wracać...

Poczułem się trochę upokorzony tą średnią europejską i chcąc się pocieszyć brnąłem dalej.

...a który okazał się najgorszy według ciebie ?...

...tego pamiętam doskonale bo miałam niezły ubaw, na imię ma chyba coś na M , nie pamiętam dokładnie, pamiętam tylko że jak przyszłam to był przerażony. Myślę że ten przycisk wcisnął przez pomyłkę. I coś mi się wydaje że robił to pierwszy raz w życiu...

...ale raz miałam dziwne zajście to było jakieś rok temu...leżałem wsłuchany w melodyjny ton jej głosu. A ona tak plotła i plotła, jak każda baba. Do znudzenia , do wyczerpania. Myśli zawirowały , poczułem się niesamowicie rozluzniony. Słuchałem, słuchałem i zasnąłem.

Pierwsze promienie wstającego słońca litościwie polizały olbrzymi kawał kartonu którym byłem przykryty. Miałem najlepsze miejsce , tuż koło śmietnika. Nie ruszałem się jeszcze obawiając się zbudzić rudego kundla który leżał w poprzek na moich nogach. Wydra ogrzewał mnie swoim ciałem. Nazwałem go tak z powodu lichej, wyliniałej sierści i małego pyska który w stosunku do reszty wyglądał komicznie. Ale był wierny i był jedyną moją własnością oprócz starej kurtki i zardzewiałego wózka. Leżąca obok flaszka denaturatu upita do połowy zachęcała do dalszej konsumpcji ale przede wszystkim musiałem coś zjeść. Sięgnąłem ostrożnie do kieszeni i wyciągnąłem pół kromki suchego chleba, połowę czarnego, zgniłego już banana i zapleśniałą cebulę. Wydra tylko na to czekał, węch miał wyśmienity. Wstałem, podeszłem do śmietnika i chociaż wiedziałem że wczoraj przeszukałem go dokładnie to zacząłem grzebać od nowa. Opłaciło się , resztka ryby posiliła psa a ja zjadłem pozostałe artykuły. Wychyliłem denaturat czekając aż ostatnie krople spadną do gardła i od razu poczułem się lepiej. Wyszliśmy na ulicę. Miasteczko przywitało nas jak zwykle pogardliwymi spojrzeniami przechodniów spieszących do pracy. A my z Wydrą rozpoczęliśmy codzienny obchód i przegląd wszystkich koszy na śmieci. Czego tam nie było. Ludzie wyrzucali wszystko, od jedzenia i artykuły przemysłowe po sztuczne szczęki i zepsute wibratory. Znalezione po drodze niedopałki, skrzętnie zbierane wysypałem do kawałka gazety . Zrobiony z tego skręt wywołał ostry , suchy kaszel ale pozwolił zaspokoić głód nikotynowy. Rozpoczynająca się delirka domagała się na gwałt alkoholu. Stanąłem obok spożywczaka.

...kierowniku , daj złotówkę na bułkę...pierwszy przechodzący popatrzył się tylko na wyciągniętą rękę i poszedł dalej

...złociutka , pomóż biednemu kalece...i pierwsze pięćdziesiąt groszy już było moje.

Po godzinie miałem cztery złote i stać mnie już było na całą flaszkę. Wszedłem do sklepu , znajoma sprzedawczyni bez pytania postawiła na ladzie flaszkę denaturatu i odbierając pieniądze litościwie pokiwała głową. Po wyjściu jak najszybciej udałem się za sklep by szybko wychylić pół flaszki a resztę wsadzić za pas. Teraz już było o wiele lepiej , fakt że paliło okropnie w gardło ale przynajmniej drgawki już ustały. Poszliśmy dalej , Wydra biegł przodem mijając jakiegoś gościa i nagle zaskomlał otrzymując od niego potężnego kopniaka. Nie wytrzymałem , dopadłem faceta i otrzymał potężne uderzenie z główki. Krew zalała mu całą twarz , przechodzące ulicą kobiety podniosły wrzask , jak spod ziemi zjawiła się policja. Wepchnęli mnie do suki i już zza siatki zdążyłem zauważyć że Wydra uciekł. Całe szczęście , chociaż on jest wolny. Po przesłuchaniu zamknęli mnie w celi. Dla nich to była cela a dla mnie wspaniały pokój z wygodnym łożem i możliwością darmowego żarcia. Walnąłem się z całej siły na koję ale chyba żle obliczyłem bo wylądowałem obok....i wtedy się przebudziłem. Szare ściany, monitor i już wiedziałem gdzie jestem...

 

Niedziela , to był dzień w którym miała się rozstrzygnąć nasza przyszłość i nasze życie. O dwunastej na stołówce wylosowaliśmy spośród siebie 10 osób które miały lecieć pierwszym transportem. Rafał był wykluczony ponieważ pracował na doku 121 i to on miał załadować towar.

Dokładnie o 13.50 zjawiłem się na doku 121,otworzyłem rampę i weszłem do środka. Właz na środku transportowca był już otwarty. Gdy wchodziłem do środka usłyszałem jak rampa została zamknięta. Wysoki na 60 cm. schowek był długi na cały pojazd. Prawdopodobnie był to schowek na zapasowe palety .Doczołgałem się ledwo do końca i położyłem na wznak. Te 30 cm. nad moją głową było jedyną przestrzenią jaką dysponowałem. Co minutę dołączali następni i kładli się obok. Po paru minutach był już komplet. Ostatni zamknął właz i zaczęło się nieznośne wyczekiwanie. Słyszeliśmy wyraznie jak palety były ustawiane jedna obok drugiej. Pablo nawet próbował liczyć ale w końcu się pogubił. Zrobiło się duszno, czułem krople potu na całym ciele. Ktoś zaklął, ktoś inny zaczął się modlić .Marian zasłoniwszy usta ręką zaczął wyć , prawdopodobnie miał klaustrofobię, zrobiło się nieciekawie. I nagle lekki wstrząs i pojazd wyraznie zaczął się przemieszczać. Podmuch chłodnego powietrza uspokoił nas na tyle że nastała cisza.

Przelot do miejsca przesiadki na prom kosmiczny miał trwać godzinę tymczasem już po dwudziestu minutach transportowiec zaczął wyraznie zwalniać i wylądował. Załoga która wyszła z niego z ożywieniem rozmawiała o awarii i konieczności rozładowania towaru. Miny mieliśmy niewesołe jak dokonywano rozładunku. Odczekaliśmy dwie godziny i po uchyleniu bocznego włazu stwierdziliśmy że nastała noc i stoimy w jakimś hangarze. Przez okna widać było pobliskie budynki , bez okien , za to z ogromnymi instalacjami klimatyzacyjnymi na dachach. Wyszliśmy z hangaru. Dookoła panowała ciemność . Coś mrocznego wisiało w powietrzu , czuliśmy się dziwnie , odczucie było takie jak byśmy byli na terenie starego cmentarza . Jeden za drugim przedostaliśmy się do pobliskich zabudowań.

To było jakieś laboratorium, pełno menzurek i kolb szklanych. Na szklanych stołach mnóstwo zapisanych notatek a na nich skomplikowane matematyczne wzory. I płyny w olbrzymich menzurkach. Mnóstwo kolorowych płynów. Na prawo pod ścianą rząd laserowych pił stołowych. Pod sufitem podwieszone ręczne piły elektryczne wyglądały jak ogromne wiszące nietoperze . I ten zapach krwi , wszechobecny , mdły zapach krwi .Na lewo ponumerowane komory , prawdopodobnie chłodnie lub zamrażarki. Z ciekawości otworzyliśmy pierwszą. Mały który ujrzał pierwszy to co w niej było od razu puścił pawia...

Na półkach poukładane jedna obok drugiej leżały ludzkie głowy. Całe rzędy ludzkich głów z pustymi oczodołami. Wyglądały jak by je ucięto jeszcze wczoraj. Grymasy na twarzach wyrażały niesamowite cierpienie. Otwarte usta w niemym krzyku rozpaczy uświadamiały w jak strasznych okolicznościach tego dokonano. Przerażeni nie mogliśmy wyksztusić nawet słowa. Następna komora - ludzkie kończyny, poukładane na półkach nogi, oddzielnie lewe, oddzielnie prawe. Następna ręce.

...co to jest ? co tu się dzieje... Mayki przerażony skwitował to po swojemu.

...magazyn części zamiennych tyle że ludzkich...odpowiedziałem bezwiednie i chciałem powstrzymać Pablo przed otwarciem następnych ale nie zdążyłem.

Korpusy ludzkie leżały rzędami jak świńskie tusze bez nóg i rąk, bez głowy . Milczące dowody czyjejś okrutnej rzezi .

...człowiek chyba tego nie mógł zrobić, to musiał być potwór...pomyślałem.

Przy każdym korpusie kartka z dokładną datą delikwenta, grupą krwi i łańcuchem genów przedstawionych na wykresie. Pełna dokumentacja do transplantacji.

Zrozumiałem że to wszystko przygotowane było do sprzedaży. Na samym końcu magazynu były drzwi do jeszcze jednej komory. Ilość czujników zamieszczonych na drzwiach nadawały jej szczególne znaczenie.

...otwieramy ?...spytał Mały

...nie wiem , nie jestem pewny ... odpowiedziałem

...wez nie pytaj...usłyszałem tylko śpiew Szafrana i nie namyślając się energicznie otworzył drzwi komory.

W małym pomieszczeniu oświetlonym seledynowym światłem znajdowały się dwie zamrażarki i jedna lodówka. Koncentrat krwinek umieszczony w lodówce był sprzed siedmiu dni. W zamrażarkach było osocze i płytki krwi. Grupy krwi były ledwo widoczne i chcąc je odczytać musiałem podejść bliżej. I to był błąd. Promień lasera w ciągu ułamka sekundy zabłysnął na mojej nodze.

Takiego wycia alarmu ludzkie ucho nie potrafiło znieść, staliśmy wszyscy przerażeni z zakrytymi uszami i nie mogliśmy zrobić nawet kroku.

...Ej !!! Spadamy !!! ...któryś krzyknął i zaczęliśmy uciekać na ślepo, przed siebie , byle dalej od tego miejsca. Jedno pomieszczenie, potem drugie i trzecie . Mijałem je wszystkie nie patrząc gdzie się znajduję, słysząc tylko kroki biegnących za mną . Pomału brakowało sił , zdyszany wpadłem do kolejnego gdy z naprzeciwka ujrzałem biegnące roboty. Siłą rozpędu przewróciłem dwa i pobiegłem dalej. Biegłem dopóki za mną ustał tupot biegnących. Zwolniłem zdyszany chcąc zaczerpnąć trochę powietrza. Dookoła była błoga cisza. Nie słyszałem nic oprócz bijącego własnego serca. Powoli się uspokajało i wracało do prawidłowego rytmu. Byłem bezpieczny. Po cichu przekroczyłem próg następnego pomieszczenia... i dostałem potężne uderzenie w twarz , ogarnęła mnie nieprzenikniona ciemność.....

Mały, niewyrazny promyk światła ledwo przebijał się przez opuchnięte powieki. Z trudem uchyliłem je bardziej, bolały okropnie. Widoczna jak we mgle okrągła lampa z kręgiem świecących dookoła diod wyglądała jak rozgrzana patelnia. Zaschnięte usta domagały się wody. Chciałem ruszyć ręką, nie mogłem. Kątem oka zauważyłem że mam je zakneblowane w metalowych klamrach, nogi też. Obok usłyszałem przerazliwy krzyk .Poruszyłem głową w lewo aż metalowa klamra zatrzaśnięta na szyi sprawiła ból. To krzyczał Pablo, krzyczał z bólu bo przed chwilą stracił najważniejszy swój organ. Bez usypiania, na żywca kroili wszystko co się dało. Pózniej usłyszałem przerazliwe wycie Mayka . Szarpnąłem się chcąc jakoś się uwolnić. Robot stojący obok przycisnął mnie do stołu operacyjnego. Ugryzłem go w rękę i z satysfakcją usłyszałem jak krzyknął. Odegrał się i dostałem z liścia. ....też mi bohater, bije jak baba...pomyślałem. Dwóch innych z ogromnym elektrycznym sekatorem zbliżało się do moich jąder. Byli bardzo blisko, coraz bliżej....zacząłem krzyczeć przerazliwie....nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!.................

* * *

...Czyś ty oszalał !!!....nade mną stała żona i wrzeszcząc trzymała się za rękę....całą noc majaczysz o jakimś kosmosie, od pięciu minut trzymasz się za krocze a przed chwilą ugryzłeś mnie w rękę !!!. Wstawaj do roboty bo już piąta , Robert od dziesięciu minut czeka przed domem !!!

Gdy wychodziłem z domu pierwsze, nieśmiałe promienie słońca dotarły do ziemi. Poranna trawa z rozsianymi kroplami rosy wyglądała jak brylantowy dywan . Obok na drzewie odezwał się kos. Dwa gołębie stojące na pobliskiej ławce oddawały się zalotom.

....życie na Ziemi jest piękne....powiedziałem do czekającego na mnie przyjaciela, znanego miłośnika francuskiej motoryzacji.

Popukał się znacząco w czoło , poczekał aż wsiadłem i z piskiem opon ruszyliśmy do pracy.......

-------------------------------------- K O N I E C ---------------------------------------------------------------------

WSZELKIE PODOBIEŃSTWO OSÓB I FIRM WYSTĘPUJACYCH W TYM OPOWIADANIU DO OSÓB I FIRM WAM ZNANYCH JEST ZUPEŁNIE PRZYPADKOWE I STWORZONE TYLKO W CHOREJ WYOBRAZNI AUTORA

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Aisak 09.08.2019
    To jest naprawdę bardzo długie.
    Jeśli ktoś to przeczyta i wstawi komentarz, to będę mocno zaskoczona.
  • paraksel 10.08.2019
    Zaskoczona ? . To miało być w odcinkach. Puszczone na próbę ,na szybko. Ale dzięki za chęć przeczytania i opinię
  • Orchid.Solma 10.08.2019
    To jest tak długie że szkoda gadać ale całkiem ciekawe więc trzymam za siebie kciuki i rozkładam w kilku terminach przeczytanie opowiadania. Jestem w połowie;)
  • Orchid.Solma 10.08.2019
    Okej okej przeczytałam.
    I całkiem dobre, tylko cholernie długie. Dialogi mogłyby być zaczynają standardowo od myslnika idzie się pogubić kiedy zaczyna się rozmowa A kiedy kończy. Również podobne odczucie było ze snami nie wiedziałam czy to rzeczywistość. Tekst napisany fajnie, zwięźle i na temat.
    P.S
    Wiedziałam że skończy na stole, ale że zakończyła to snem wydało mi się to blache, ale nie nie pomyliłam.
    Pozdro
  • paraksel 10.08.2019
    Pierwotnie to było w odcinkach. Puszczone na szybko. Zgadzam się co do myślników. Sny były oddzielnymi odcinkami. Muszę popracować nad grafiką stron. Dzięki za opinię.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania