Z ciemności do światła (1)

Oczy. Znowu te oczy. Zapadał się w nie. Nie wiedział dlaczego, ale ich widok sprawiał ból. Nie bał się. To był dobry ból. Wiedział, że pomimo cierpienia jest bezpieczny. Po prostu wiedział.

 

*

 

Nie wiedział co znaczy jego imię. Od małego uciekał przed wszystkim. Nauczył się maskować strach, udając, że go nie ma i spełniając oczekiwania innych. Teraz przyszła najważniejsza próba. Tak uważał. Miał udowodnić, że jest wart akceptacji całego bractwa. Był jeden krok od celu, ale dziś miało się to zmienić.

Naciągnął rękawice i jeszcze raz przejrzał ekwipunek. Miecz gładko wysuwał się z jaszczura. Sztylet swoim zimnym ciężarem obciążał mu prawą łydkę, a podręczna kusza dyskretnie usadowiła się między barkami. Jej drewniany dziób groźnie sterczał zza pleców. Pas mocno przytrzymywał oręż i opinał biodra. Pociągnął za sprzączkę i poruszył kilka razy barkami. Nałożył kaptur i wyszedł z komnaty.

Było chłodno i słonecznie. Domy na terenie kryjówki łowców przycupnęły w krajobrazie górującego nad wszystkim zamku Starca. Rozejrzał się. Zaczął do niego dochodzić zwyczajny gwar poranka. Słońce okazało się w pełnej krasie. Kałuże zdawały się kurczyć i ustępowały pod butami łowców, którzy szybkim krokiem spieszyli zastąpić wartowników na murach i bramie. Psy ujadały na wozy, konie parskały, a woźnice klęli, chlaszcząc zwierzęta zaprzęgowe po zadach. Łowca przeskoczył ponad większą kałużą i skierował się do karczmy. Miał tam odebrać ostatnie instrukcje. Zamiast tego znalazł przesyłkę.

Uśmiechnął się krzywo i odebrał od wyszczerbionego karczmarza krótki list. Odczytał jego treść:

" Twój podobno jest tępy. Wracaj szybko." - przeczytał i pokręcił głową. Odwinął zakrzywiony sztylet z tkaniny i skinął karczmarzowi. Gabriel wyszczerzył resztki zębów i powiedział:

- Po powrocie dasz napiwek.

Łowca zaśmiał się sucho i machnął ręką na pożegnanie. Wychodząc, omiótł spojrzeniem szynkwas i siedzących gości. Nie wiedział, że po raz ostatni dane mu było oglądać znajome kąty.

 

*

 

Odnalezienie celu nie było trudne. Zakon szpitalników mieścił się w dzielnicy biedoty. Gdzie indziej chorzy mogli znaleźć ukojenie? Szturchnął piętami konia i ruszył powoli ulicami tętniącego życiem miasta. Skręcił w boczny zaułek i zeskoczył na ziemię. Pociągnął konia za uzdę i poprowadził do dużego wozu z sianem. Oparł się o mur, sięgając po mapę i notatki. Jeszcze raz przestudiował wszystkie informację, które udało mu się zebrać.

Daniel był jednym z najstarszych zakonników. Miał wśród swoich braci ogromny autorytet i poważanie. Każdy jego dzień był inny i trudno było zaplanować idealny moment, by spełnić zadanie. To nie był problem. Chodził na robotę wielokrotnie. Miał okazję pracować z najlepszymi, jak określał swoich zaufanych Starzec.

 

*

 

Przycupnął bezgłośnie na dachu jednej z chat i czekał. Mrok był jego sprzymierzeńcem. Obserwował zakonnika od dłuższego czasu, czekając na dogodny moment. Spojrzał w dół. Zakonnik robił codzienny obchód. W pewnym momencie pochylił się nad jednym z potrzebujących i do uszu łowcy dotarły strzępki zdania.

-...otóż to i niech Cię Bóg błogosławi mój drogi. Dobrej nocy.

Zakonnik zaszurał butami i począł bezwiednie wchodzić pod dach, na którym siedziała śmierć.

Łowca skoczył. Sam nie wiedział kiedy w jego ręce znalazł się sztylet. Spadł bezgłośnie.

Kiedy dużo później starał się odtworzyć tę sytuację, zapamiętał tylko jeden szczegół – oczy.

W tym spojrzeniu nie było strachu, nienawiści czy błagania o życie. Tam, w odbiciu ludzkiej duszy, dostrzegł własną nędzę. Właśnie tam, w tych oczach.

 

*

 

Krzyknął i usiadł na łóżku. Znowu ten sen. Przetarł czoło i gwałtownie wstał, dysząc ciężko.

- Demony przeszłości? - usłyszał cichy głos z drugiego kąta ciemnej izby.

Następne częściZ ciemności do światła (2)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania