Z demencją nie wygrasz
Tyle lat pracy w opiece za mną, mnóstwo podopiecznych pozostawiłam za sobą, a wciąż łapię się na tym, że nie radzę sobie z tą chorobą. O moim kłopotach z zakupami na tym zleceniu możecie przeczytać w jednym z poprzednich opowiadań. Sprawa niby załatwiona, a jednak… A jednak wczoraj, a właściwie już przedwczoraj zakupy mnie rozwaliły. Zazwyczaj jedno z dzieci podopiecznych przyjeżdża w piątek, by wraz z podopieczną pojechać na zakupy. Podopieczna bowiem bardzo lubi jeździć na zakupy. Czy kupuje tam sensowne rzeczy? Trudno powiedzieć. Do standardowych zakupów tego dnia należy woda, 10 tabliczek czekolady, jogurt, actimel, karton marmolady lub karton mleczka do kawy, ciasto– Bienenstich, czasami kupi ser i wędlinę do chleba. I to właściwie tyle. Już w czwartek pytałam, czy któreś z dzieci meldowało się, że przyjedzie. Podopieczna twierdziła, że nikt się nie meldował i chyba nikt nie przyjedzie. Mówiłam, że przecież musi ktoś przyjechać, bo co tydzień przyjeżdżają. Taka jest umowa, tylko nie wiadomo kto. W Piątek czekałam do obiadu. Gdy nikt się nie pojawił do godziny 16, czmychnęłam z domu. Nie tłumaczyłam, że jadę na zakupy. Znam już na tyle podopieczną i wiem, że powiedziałaby, że nie trzeba. Powiedziałam, że wychodzę na chwilę i będę za godzinę. Zakupy zajęły mi mnóstwo czasu. Gdy wróciłam, miałam wrażenie, ze dziwnie się na mnie patrzą. Tłumacząc się, że byłam na zakupach, powiedziałam, że kupiłam płatki owsiane i jogurt. Nie wspomniałam o masie innych rzeczy, które kupiłam, by nie wywoływać awantury. Niestety nawet płatki owsiane wyprowadziły podopieczną, a raczej mnie z równowagi. Podopieczna odpowiedziała, że nie trzeba płatków owsianych. Myślałam, że mnie krew zaleje. Powiedziałam o najważniejszej rzeczy– codziennie rano, cała trójka je na śniadanie płatki owsiane. Jestem tu już miesiąc i płatki nie były kupowane od miesiąca. Czy ona naprawdę myśli, że ma jakąś studnię bez dna, z której czerpie wszystkie potrzebne produkty? Nie wytrzymałam. Pytam podniesionym głosem, gdzie ma płatki owsiane.. podopieczna wstaje i zaczyna szukać. Ani słowa w stylu: „miałaś rację”. Jest przekonana, że jeśli wystarczająco długo będzie szukała, to je znajdzie. W obliczu, gdy tracę nerwy zaczęłam rozmawiać ze zmienniczką, która właściwie skończyła już z pracą w opiece. Z pewnością skończyła z pracą na tym Stelle. Rozmawiamy, rozmawiamy i stwierdzamy, że kobieta nie potrafi ocenić, czy minęło dużo czasu, czy mało. No tak! Normalne. Dla niej miesiąc może trwać tyle co dla mnie 2– 3 dni. Zapomniałam. Nie liczyłam się z tym. Dałam się znowu zaskoczyć. Ale czy można być na wszystko przygotowanym? Czy rozmrażając zamrażalkę muszę liczyć się z tym, że w pewnej chwili będę musiała pomóc w czymś podopiecznej, a dziadek zrobi mi bałagan w kuchni chcąc zrobić porządek z zamrażalką, że do południa będę walczyła z syfem, który zrobił? Znowu łapię się wtedy na stwierdzeniu: „ no tak, to było do przewidzenia”. Wszystko jest do przewidzenia. Tylko, jak pracować przewidując takie rzeczy? Najlepiej byłoby usiąść i nic nie robić. Zwłaszcza jeśli demencyjnych podopiecznych jest dwójka. Nie zaplanujesz i nie ogarniesz wszystkiego. Nie zaplanujesz i nie ogarniesz niczego! To jest właśnie ta sytuacja, o której zawsze mówiłam przy dwóch podopiecznych– jeden ucieka oknem, drugi drzwiami i którego łapać? U mnie jeszcze nikt nie ucieka oknem, ale i tak nie jestem w stanie nic zrobić. Aha, a syn w końcu przyjechał w sobotę. Ostatnio zakupy poszły sprawnie. Był super syn Georg, który kupił wszystko, co wpisałam na listę (pierwszy raz!!! Ku mojemu zdziwieniu). Wczoraj pomyślałam więc, że zrobię ponownie listę. Siadam i mówię: „proszek do prania”. Podopieczna jeszcze dobrze nie usłyszała, a już mówi, że nie potrzebuje. Podminowana jeszcze wczorajszymi płatkami i całą tą chorą sytuacją jeśli chodzi o zakupy, jak i faktem, że syn przyjeżdża w ostatniej chwili i moje wolne popołudnie zaczyna się o 14.00 zamiast właściwie o 12.00 zostawiam kartkę i mówię, żeby sam z matką zrobił listę. Syn wyszedł za mną i pyta co ma kupić. Ja podminowana kilkakrotnie odpowiadam, że nic. Niech kupi to, co uważa jego matka. Ja mam ekstra pieniądze na takie sytuację i pojadę kupić, jak będę coś potrzebowała. No i pojechali na zakupy. Patrzę, na korytarzu stoją dwie skrzynki z pustymi butelkami po wodzie. Głośno mówię po polsku, że zapomnieli butelek. Przylatuje dziadek i pyta, co chciałam. Odpowiadam, że zapomnieli butelek. Okazuje się, że nie zapomnieli. Wrócili z zakupów bez wody. Do serca wzięli sobie, że nic nie trzeba kupić i kupili tylko ciasto. Hmm. Szkoda, że nie biorą sobie do serca tego, co mają kupić. Po obiedzie, ubierając buty obok pustych skrzynek, mówię do syna podopiecznych, że wychodzę z domu i będę dopiero po osiemnastej, a może później. Muszę wyjść z domu, bo inaczej zwariuję. Podpieram się o skrzynki z pustymi butelkami. Dziadek po kolei wyciąga butelkę po butelce i mówi: „puste”. Ja powtarzam po nim: „puste”. Syn patrzy. Wychodzę. Próbuję się uspokoić poza domem robiąc zakupy. Znalazłam cztery bluzki i wpadłam na pomysł, gdzie pojadę w kolejne wolne popołudnie na zakupy. Lato idzie. Czas zmienić garderobę. Zadbać o siebie. Zrobić coś dla siebie, bo oszaleję. Muszę wrócić do równowagi psychicznej, a nie potrafię. Wracam z zakupów. Syna podopiecznej już nie ma. Babka na progu wyskakuje do mnie, że nie poleciłam im kupić wody. Odpowiadam, że nie poleciłam. Tak samo, jak nie poleciłam kupić wędliny do chleba, czekolady i wielu innych potrzebnych rzeczy. Będziemy jedli kartofle. Tyle tylko, że kartofle też zeszły i na jutro już nie będzie. Ale co mi tam. Podopieczna pokaże, gdzie ma tą studnię bez dna i coś z niej wyciągnie. Nikomu nic nie pokazałam. Nikomu nic nie udowodniłam. Jak ktoś jest ślepy i tak nie przejrzy na oczy, a koniec końców, to ja będę myślała, co tu podać dziadkom i co mam sama zjeść. W nocy budziłam się i tłumaczyłam sobie: „przecież to jest choroba, przecież to można było przewidzieć”. I co z tego? Skoro to jest choroba, to czy ja muszę wszystko przewidzieć i bawić się z podopiecznymi w jakąś dziwną zabawę, udając ze wszystkimi, że oni nie są chorzy? Czy takie podchody– podopieczna jedzie na zakupy, zobaczymy, czy wszystko kupi… jak nie kupi to ja pojadę na kolejne, to jest inteligentny sposób na radzenie sobie z tą chorobą? Przypominają mi się słowa innego syna : „przecież nie ubezwłasnowolnię własnej matki”. No tak, ale to opiekunka ma zwariować, bo on chce traktować matkę, jakby kobieta była zdrowa? W każdym bądź razie, wiem już na którego syna mogę liczyć, a który to ciapa. Uspakajam się, że już nic mnie nie zaskoczy. Po miesiącu pracy wszystko powinnam przewidzieć. Teraz będzie już tylko z górki. Czy aby na pewno?
Komentarze (81)
Nie chcę Cię zrażać, ale raczej nie masz szans się z tym przebić, choćbyś tekst wypieściła, nawrzucała metafor i.....ale próbuj.
W końcu to jest to coś, co Cię określa, a o to w sumie chodzi, by pisać z satysfakcją, a nie pod publiczkę
Każdy ma prawo pisać i czytać o tym, co mu leży na sercu, co go porusza w końcu bawi.
Tylko tak jak zaznaczyłaś - książki - bez urazy, ale to jest felieton, relacja kobiety, co jej
się przytrafiło, co zbulwersowało, taka hiper wentylacja, czysty upust emocji, Miałem
wrażenie jakby podczas powrotu do domu odreagowała wybierając numer swojej
koleżanki i jedziemy z monologiem.
Dużo osób Cię czyta...Zerknąłem w profil i widzę, że na blogu, nawet 800 osób.
W tej sytuacji nie wiem po co Ci opowi. pl?
-"Nie chcę trafić do każdego"- Hmm, czy mam to odebrać, że na mnie Ci nie zależy?
- " ..nie rozumieją moich tekstów.."- Przyznam się, że nie znam tematu tak dogłębnie
jak Ty, ale staram się pojąć wagę problemu, dylematu, rozterek itp
Większość woli jak jest dialog, to sprawia, że można poczuć
jej realność, przyznać rację, stawać po danej stronie sporu.
W tej formie jest to relacja, - ja wiem, ja mam racje, oni są be.
Siłą rzeczy zaczynam ich mieć za biednych, uciemiężonych.
Nie, nie czytałem wywiadu z Tobą.
Gdzieś w komentarzach podczas przekomarzania się umieściłaś
wiadomość o takiej liczbie osób. To nie jest beznadziejne, wiem, że
wiele osób umieszcza teksty na innych portalach czy fb.
W takim razie nie jestem ważny, bo temat jest mi obojętny.
Czasem rozmawiam ze swoja koleżanką o jej chęciach zrobienia
kursu PCK, jako opiekunka i w zasadzie na tym kończy się moje
zagłębianie.
Zgadzam się, że czytając powinien człowiek czuć choć odrobinę
świat przedstawiany przez autora, mieć możliwość porównania do
własnych obserwacji, skonfrontować itp.:
P.S. Resztę dopiszę po meczu
jest bliskie. Opiekunki oczyma wyobraźni widzą te sceny, być może
wstawiają sobie danego podopiecznego w konkretne sceny, a taki ja,
czy inny czytelnik....sama wiesz.
Nikt Ci nie zabroni, wolno Ci wszystko propagować co nie obraża uczucia
godzi w czyjeś osobiste wyznanie itp.: To nawet jest dla mnie zaskoczeniem,
że chce Ci się o tym pisać, zamiast odreagować po całym dniu.
Nie znam tematu z autopsji, ale wyobrażam sobie, co można czuć,
gdy iks razy w ciągu tygodnia powtarzasz te same kwestie.
Najgorsze jest to, że mówiąc o czymś masz już w podświadomości,
że to i tak umknie uwadze, być może jeszcze tego samego dnia.
Można wyćwiczyć pokorę, a i cierpliwość jest poddana pod osąd.
będzie to stanowiło problemu. Jak dodasz zdanie tej drugiej
strony, opiszesz ich gesty, mowę ciała, mimikę twarzy, to
może zainteresuje, pobudzi wyobraźnię.
Ale bez przesady, to nie konkurs, to amatorski portal, każdy tu
grzeszy stylistyką. W Twoim przypadku chyba kryteria są inne
to zrozumienie jest priorytetem, to będzie ważniejsze niż piątki
za styl i elokwencje.
nie myli. Mianowicie zdanie - " ...przynajmniej nie jest nudno"
sprawiło mi zamieszanie, bo trudno mi pojąć, by ktoś mógł tak
podchodzić do tego jakby nie patrzeć problemu.
Ale jak słucham mojej koleżanki, co opiekuje się czasem kilkoma
starszymi osobami, to rzeczywiście chyba są osoby z takimi predyspozycjami.
No cóż, przyzwyczajenie jest drugą naturą, gorzej jak przejdzie to w
znieczulicę, ale Tobie to chyba nie grozi, wyczuwam w tym jakby misję?
Przesadziłem? Pewnie tak, ale miejmy nadzieję, że chociaż wstając, nie mówisz:
- " Boże!!! Kiedy będzie sobota"
Przez godzinę upewniać kogoś o godzinie odbioru? No musiałaś ją strasznie
nudzić, skoro aż tak była zdesperowana. Ha, ha!!
Masz zdrowe podejście do pisania, tak trzymaj.
To ma bawić, być czymś jak hobby, takim moim, a nie schematem,
pracą domową dla pani profesor.
jest tym czymś, co ma być najlepszym rozwiązaniem. Polemizowałbym jednak
czy to nie jest rodzaj zadania specjalnego, jeśli nie misja.
To jednak praca z człowiekiem, nie możesz podchodzić jak do maszyny
na której wykonuje się kolejne detale. Musisz wykazać minimum empatii,
schować głęboko w sobie słabości, podły nastrój, bo oni to wyczują.
Wiem to od swojej siostry, która d wielu lat zajmuje się takimi paniami,
dojeźdzając do ich domów by posprzątać, coś podać itp.:
Twierdzi, że czasem bardziej potrzebują by się wygadać, czuć to zainteresowanie
w końcu mieć kogoś kto jest ich na te kilka godzin.
Często mówi: - " siadaj, ...zostaw to, ...później to zrobisz...coś ci powiem
A że to często jest z 60-lat to nie dziwota, one żyją przeszłością.
Szczytem marzeń jest jakaś potrawa z Polski, bojce zupy nie wspominając
stron, znikomy kontakt z ludźmi którzy znają Twoje marzenia, którzy Cię określają.
Bo umówmy się, że podopieczni jak zaznaczyłaś rzadko nadają się do konwersacji,
to raczej ich tematy, ich problemy, zmartwienia, a Twój obowiązek, by choćby
lakonicznie odpowiedzieć, tak pro forma, by nie wyjść na zołzę, która za kasę
odwala pańszczyznę.
Jesteś dla tego pod większą presją, bo każdy inny wystarczy, że zrobi co mu
zlecą, Ty jednak możesz wykonać swoje, a i tak możesz dostać cenzurkę
wyrachowanej.
Taa, czasem lepiej dzieckiem się opiekować, kiedyś dorośnie, zacznie
przyswajać, a tak złamie rękę i ...współczuję i zdrowia życzę. Bo to wyzwanie
bez 2 zdań, matrix, dzień świstaka to pikuś przy tym.
sześćdziesiątych, pół wieku temu jest dla niej tematem na
czasie. A ma ta pani pewnie tyle, co piszesz z 80- siąt parę.
A siostra równe 40-ści w sierpniu skończy.
Ty też mnie rozbawiłaś tym: - " skusiłam się na 90- tke"
Że tak się brzydko wyrażę, nie ma babcia już brania?
Wiesz jak to jest z tymi starszymi, do póki mogą udawać
chojraków to dokazują, ale wreszcie dzieci coś zauważą i koniec
udawania, że wszystko gra i buczy. Biorą ogłoszenie i dzwonią by
rodzice byli pilnowani? Jak zwał tak zwał, no niech będzie, ze kierowani
w odpowiedni sposób.
bo nie muszą liczyć się z przyszłością, martwić o jutro, bo
właściwie już wszystko zrobili, co w ich mocy
okazje na dorobienie się czyimś kosztem?
Co do ludzi, którzy nie wiedzą, co dolega ich rodzicom, to sądzę, że
to bardziej lekceważenie, bo przecież to nie możliwe by tatuś, mój
tatuś? Ależ skąd. Jak to zwykle bywa, wszyscy ale nie w mej rodzinie.
Teraz rozumiem skąd ten pomysł na spisywanie porad, ale jak się jest pierwszą
do analizy, do wydania osądu, rozpoznania, to i jest o czym pisać.
Ot ciekawostka, sądziłem, że to można okiełznać, wystarczy co prawda
mieć dużo dobrych chęci, ale jednak tak w domowych pieleszach.
Teraz to się zastanawiam, czy tak łatwo jak piszesz da się jednak o
tym zapomnieć, odciąć. Może też sobie wmawiasz, że wrócisz do Polski
i nowy etap, klamka zapadła. No ale nie będę Ci mącił, sama wiesz czy takie
szaleństwo podopiecznych jest w stanie pozostawić bariery.
egzystencję ale i innym przekazujesz wskazówki. Mnie by się nie chciało, miałbym bardziej
egoistyczne zachcianki.
Dobrze by było abyś nie miała problemów z powrotem w swoje klimaty, własny świat
by jak to określasz odciąć się od tego.
Grzej chyba z powrotem wrócić do Polski, inna mentalność może Cię zdominować.
Bo jednak mamy swoje przywary, inaczej żyjemy, a i rozłąka ze znajomymi może
spowodować, że nie będziesz czuła tej więzi. Inne priorytety, zapatrywanie na
pewne kwestie, ludzie jednak się zmieniają. Nie boisz się tego?
to jednak nowa rzeczywistość. I nie piszę tego z ironią,
człowiek jednak odwyka i nie zapomina o tym co go otaczało
przez tyle lat.
Nie chciałem o tym pisać, ale skoro to sama wydobyłaś na światło dzienne
to muszę przyznać, że tacy niestety jesteśmy.
Nie masz nic, toś dziad, leń, nieudacznik. Jak coś osiągnąłeś,
to pewnie na ludzkiej krzywdzie, oszustwie. Jak było widać, że
uczciwie, to są tacy, co po nocach nie śpią bo mu się udało, a ja
biedny ciągle tyram za damski...
Tak więc się zastanów, czy warto wracać ( żart)
Masz mocny charakter, przynajmniej tak po tych komentarzach wnioskuję
więc pewnie sobie i z tymi "'życzliwymi" poradzisz.
Nie przejmuj się tylko innymi, rób swoje, jeśli nie będziesz nikogo
krzywdzić to tak jak piszesz - nie będzie nikt pasował do mego świata
to się nie załamie"
Nic dodać nic ująć
Jedziesz na resztkach, - to znak, że albo sama się pocieszasz
pisząc, ze przynajmniej nie ma nudów, albo zaczynasz
bagatelizować problem, bo umowa na pracę i trzeba ją
wypełnić. Oczywiście to tylko moje insynuacje i być może
całkowicie się mylę ( oby)
Dobry rocznik, Wojtyła pojechał na chwilę do Rzymu i
go zostawili na wiele lat.
To będzie okazja do okrągłej rocznicy...fiu, fiu
Gdy pierwszy raz zadałem to pytanie ( o nudzie) praktycznie
odczytałem zniechęcenie, jakby znużenie kolejnymi rutynowymi
obowiązkami. Dlatego pisałem o misji, ta chęć przekazania
praktycznych uwag, kłóciła się z wizerunkiem godzinowej opieki,
byle zaliczyć dzień. Nie chciałem naciskać, ale czułem, że to nie
może być pączek u babci.
I wreszcie pokazałaś - o tu mnie boli, są ciężkie chwile -
tego mi brakowało. Dopiero teraz odsłoniłaś całą prawdę, że ta nudna
cisza napawa lękiem o podopiecznego, że tak naprawdę to wcale
nie szukasz zabicia czasu, a chcesz to zagłuszyć, że ta odpowiedzialność czasem ciąży.
Nie bój się czasem pokazać słabszą naturę, ja też nie jestem
nikim lepszym, też się boję, mam chwile, że czuję się mało odporny na
to, co przynosi mi dzień.
Taa, teraz to mam jasność, demencja i opiekunka, to
jest wyzwanie i nie ma opcji, by przejść p wszystkim do
porządku dziennego. To już na zawsze zostanie w Tobie,
ale nie musi decydować o kolejnych latach. To zależy od
Ciebie i ludzi, którymi się otoczysz
kolejnych dni Cię interesuje. Wiem, że to polega na przebywaniu
wraz z kwaterunkiem, choć na pewno nie mogę pojąć tego, by
żyć gorzej niż więzień, który ma prawo do spaceru, a nawet pracy
poza miejscem przebywania. Każdy ma przecież potrzeby choćby
natury fizjologicznej, a jak czytam nawet tam jesteś na posterunku.
Ale nie będę się czepiał, niech będzie, że to normalne takie spanie
na czas i pranie swych osobistych rzeczy w stresie, czy aby mogę.
Nie neguję tego, że zaczniesz koegzystować jak ja, czy inni po zakończeniu
tej pracy, tylko, że to ciągłe a nie kilku godzinowa praca, bez możliwości odreagowania
i to śmiem twierdzić, może zaważyć. Możesz nie odnaleźć się w małym domu,
spokoju, gdzie nikt nie woła, nie ma kim podyrygować itp.:
Do tej pory wiedziałaś, że wrócisz do nich, a kiedyś...
Chyba, że rzucisz się w wir pracy, naście godzin dziennie,
to zmęczenie nie pozwoli na melancholię
bardzo przewidywalne. Jakbyś miała z sześć dych na karku, to
niech tam, można spokojnie się wycofać.
Ale skoro to Ci wystarczy, to podziwiać skromne wymagania.
Chociaż jakbyś spotkała takiego faceta z zacięciem na życie,
który by miał pasje, szukał wyzwań, ciągle zaskakiwał pomysłami,
to kto wie. Ale gdzie takich szukać, skoro większość wegetuje stękając
jak to u nas jest ciężko, szczytem szaleństwa jest grill i dowcip o
.....ostrym seksie
wszelkie zadania i jest czasem zapominane.
Najlepiej z rozpędu, nawet więcej niż trzeba sobie zamarzyć,
założyć a że połowę z tego wyjdzie, to już inna bajka.
dowalić swoje wywody, są na pograniczu bezczelności,
więc maja prawo wkurzyć.
Co do samego tekstu, to trudno się go czyta. Jeśli wybrałaś formę pamiętnika, to pewne nieścisłości w tworzeniu ciągłości fabuły są do przełknięcia, ale... Mam pytanie, do kogo kierujesz ten tekst? Odnosząc się do słów Roberta, wcale nie musi być dialogu. Tekst, który porywa czytelnika od pierwszych linijek ma moc. Niestety Twój tekst jest dość toporny w odbiorze. Musisz popracować nad stylistyką, interpunkcją, a przede wszystkim nad sensem takiej formy przekazu. Mogę Ci rzec z ręką na sercu, że nikt by tego nie wydał w takiej wersji, a że przeczytało to ileś set osób nie świadczy o tym, że to jest dobre. Nie mam zamiaru Cię urazić, ale zmobilizować do pracy nad sobą i warsztatem. Pieprzenie, że to jest nieistotne możesz wsadzić między bajki. Powodzenia w pisaniu.
Co do książki... Skoro są podobne to po co powielać pomysł? Można by spróbować to ugryźć z nieco innej strony, ale to już pozostawiam Tobie. Pamiętaj, że pisanie to nie tylko relacjonowanie prawdziwych sytuacji. Chcesz wciągnąć czytelnika w swój świat, więc dobrze przemyśl jak to zrobić. Mogłabym napisać Ci więcej wskazówek i spostrzeżeń, ale widzę, że nie ma to sensu. Ty już wybrałaś wobec mnie postawę atakującą. Miłego dnia życzę.
Drobne braki techniczne (jak cyfrowy zapis liczb) się pojawiają. Sama treść jest jednak na tyle wciągająca, że rekompensuje te drobne niedociągnięcia. Zawsze to fajnie dowiedzieć się czegoś nowego, czy poznać czyjś punkt widzenia.
Dla mnie bardzo ok.
Pozdroxix
Każdy autor ma prawo i obowiązek bronić własnych dokonań. Jeśli tego nie robi i pokornie zgadza się ze wszystkim, to cipa.
Niemniej trochę nie tak, Katarzyno.
Skoro jestem nauczycielem, to wszelkie uwagi krytyczne o moim opku o szkole, będę agresywnie deprecjonował?
Bo nie widzieli... bo dziadek, to nie obcy... itp?
No i ta książka... wiesz co, nie wydałem żadnej, nie mam bloga, polubień i ilości czytelników, to właściwie mogę tu zabrać głos?
Nie zgadzam się z Robertem w kwestii oczekiwań czytelniczych. Niemniej to jego sprawa, czego oczekuje nocną porą (Mówię o literaturze) :)
Ten tekst nie jest moją bajką. Jest statyczny i faktycznie felieton.
Brak mu tego, co najbardziej cenię przy czytaniu. Prawdziwych i indywidualnych emocji.
Jest trochę faktów, akademickich przemyśleń, ale serducha nie ma.
I to w takim emocjonalnym temacie!
I pamiętać należy, że to portal literacki, więc oceniamy przekaz, siłę jego oddziaływania i kunszt manipulowania czytelnikiem.
No i co tu mamy?
Reportaż o kłopotach i zmęczeniu problemem.
Ja to rozumiem, ale czy tak chcę czytać o problemie w ten sposób zarysowanym?
Może tak jakaś literatura z punktu widzenia podopiecznego?
Byłoby fajnie, ale nie w takiej, suchej formie.
To nie jest fair.
Ja oceniłem siłę, przekaz i oddziaływanie, jak podkreśliłaś.
Na mnie nie działa, ale ja nie jestem opiekunem osób z demencją.
I niedobrze, kiedy autor z wyobraźnią literacką chce czekać na starość, aby o niej pisać.Reymont nie był chłopem.
Bo tak, to bijemy pianę.
I właściwie kim chcesz być?
Felietonistką?
Kasiu, piszesz teraz tanie eufemizmy i truizmy o naśladowaniu.
Faktycznie, Matka Teresa, to z Ciebie nie będzie.
Bo ja swoje pierwsze teksty pamiętam i pamiętam, co z nimi zrobiono.
Dostałem piany, ale wyciągnąłem wnioski.
I ciągle coś się dzieje. Trzeba tylko umieć patrzeć.
No i piszesz, że zbiór opowiadań. Znaczy jednak takie piszesz?
I nie chrzań więcej głupio o wzorcach, bo mi podniosłaś ciśnienie ze swoim megalomaństwem.
JPII się do nich przyznawał, Einstein, Hitler i Stalin, a Ty taka wielka jesteś i ich nie potrzebujesz?
Taka osobowość na zatratę autorytetów?
Własnie takie teksty w komentarzach Cie pogrążają.
Średnio inteligentny szympans wie, że rozwój siebie, to wzorce (rodzice, postaci historyczne, twórcy), plus wyciąganie wniosków z własnych błędów.
To podstawowa wiedza o historii i cywilizacji
Mam wiedzę poprzedników, niektórzy są dla mnie ważni, a teraz przetwarzam to po swojemu.
To bardzo prosta zasada, ale nie dla Ciebie.
Szkoda mojego czasu na razie.
Tutaj są ludzie zainteresowani pisaniem bardziej niż konkretnymi tematami, a na blogu - wręcz przeciwnie. Tam mało kto patrzy na warsztat. Więc dlaczego?
Wiesz, sama z zainteresowaniem przeczytałabym całość, ale przez zapis jest cieżko - on odpycha.
Czasami jest niezrozumiały, jak tu:
"Z pewnością skończyła z pracą na tym Stelle. "
Powtórzenia, jak tu:
"Podopieczna jeszcze dobrze nie usłyszała, a już mówi, że nie potrzebuje. Podminowana jeszcze wczorajszymi płatkami i całą tą chorą sytuacją jeśli chodzi o zakupy, ..."
W ogóle chętnie powypisywałabym wszystko, tylko nie wiem, czy jest sens to robić.
Nie zrozum mnie źle, nie to że widzę w tym tekście tylko błędy (oceniam go pod tym kątem). Widzę też treść, która, przez swoją autentyczność byłaby magnesem na czytelników.
Dlatego tekst naprawdę wiele by zyskał po poprawie.
to nie jest tak, że całkowicie nie zależy mi na warsztacie, ale nie zamierzam zostać światowej sławy pisarką. chcę przekazać pewne informacje w poprawnej formie.
Chociaż, tak na mój gust, poprawianie na bieżąco też daje wiele.
Od narzędzi to ja wymagam podstawy: kursywy, pogrubienia, podkreślenia. A z tych trzech szczególnie kursywa. Ona jest strasznie przydatna: didaskalia, wtręty z języków obcych, tytuły ...
No to miałaś przygodę :D
Ja, będąc kiedyś na fejsbukowej grupie poetyckiej, wstawiłam od siebie dyplom (taka nagroda od "publiczności") z innej grupy poetyckiej. Dobrze, że się szybko zorientowałam i usunłam xD
Ale to akurat był mój błąd.
Wiesz, jak Ci brakuje słowa, to można zastąpić zaimkiem. Ponawiam propozycję zerknięcia, i zasugerowania paru rozwiązań. Ta opcja jest wciąż otwarta.
Nie, nie chodziło mi o moje
"(po) tworki", ale zerknięcie na Twoje. Popoprawianie, zasugerowanie poprawek, itd.
Na moje to mało kogo zapraszam, bo mój warsztat wciąż kuleje.i niestety muszę sama się z tym zmierzyć.
Teraz tak przyszło mi do głowy: dużo prawdy jest w tym, co mówisz. Mam ciocię, która swego czasu też jeździła (ona akurat do Włoch) opiekować się starszymi ludźmi. Ona też mówiła, że nieraz trzeba było być twardym bardziej niż empatycznym.Tylko pod jej opieką byli ludzie niepełnosprawni fizycznie, więc sytuacja trochę inna.
Natomiast moja druga ciocia jeździ do osoby też z chorobą podobną do tej, którą opisujesz. Alzheimer chyba. I ona jest osobą mega cierpliwą. Jej podopieczna potrafi rozmyślić się w trakcie przygotowania do wyjścia (np. na targ) i zdecydować na pozostanie w domu.
To jest praca na 24h na dobę. Chodzi o to, że pracuje się z ludźmi, i nieraz wkłada sie w to serce. Myślę, że trudno tak po prostu "wyłączyć się" i przestawić na inny tryb.
Dlatego naprawdę szanuję i podziwiam, bo dzięki takim osobom, dzięki opiekunkom starsi ludzie nie zostają sami.
Będę Cię obserwowała. Widzę nowy tekst się pojawił, więc pewnie i ja tam się znajdę.
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego życzę :)
Dla mnsie jako czytelnika jest ok. Pomimo drobnych błędów ( może ja nie widzę, bo nie jestem ekspertem i tak samo robię błędy) tekst broni się. Każdy z nas spotyka się, lub spotkał, lub jeszcze się spotka w swoim życiu z osobami starszymi. Warto poznać trochę szczegółów od osoby, która para się takim zajęciem. Jesteś tutaj nowym Opowijczykiem i nie zrażaj się krytyką, która czasem jest na wyrost. Róbmy swoje. Nie wiem ile masz lat, ale jest to tekst dojrzały.
Mnie ten tekst ujął i wszystkiego dobrego życzę
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania