Opoowi *** D i a l o g *** ƤɾօҍƖҽʍ z likwidacją Łɑաƙi
–– Dzień dobry. Czy przeszkadzam?
–– A niby w czym?
–– To znaczy... chyba w niczym. Przecież pan nic nie robi.
–– Czyś pan z byka spadł. Jak to nie robię. Cały czas rozmawiam z takim jednym popaprańcem, co mnie w kółko pyta, czy przeszkadza. Pana też o to pytał?
–– Mnie? Nie.
–– To ma pan szczęście.
–– Szczęście? To ja pytam, czy przeszkadzam.
–– Komu?
–– No panu.
–– Ach to pan. Chyba zwariuję.
Ten gościu mnie coraz bardziej wnerwia. Chce być tylko uprzejmym petentem. Kulturalnie wychowanym w dobie kryzysu, którego się w dzieciństwie nabawiłem. Mam poważną sprawę do załatwienia. No nic. Próbuję dalej.
–– Proszę chwilę się powstrzymać z wariowaniem. Przynajmniej do czasu, aż nie załatwię sprawy.
–– Gdzie?
–– No tu.
–– Tu? A kim ja jestem, że niby… tu.
–– No jak to. Prezesem firmy BLŁ.
–– BLŁ? Przecież tego nawet wymówić się nie da, a co dopiero być prezesem. Panu za wcześnie kaftanik zdjęto.
No nie. To przechodzi ludzkie pojęcie. Właśnie widzę jakie wnerwione. Ten palant pragnie zrobić ze mnie czubka. Brakuję mu na choinkę, czy co? Cholera jasna. Nie poddam się. Muszę sprawę załatwić, bo babcia już się raz potknęła i upadła na oparcie.
–– Proszę sobie przypomnieć. Jest pan szefem→ Biura Likwidacji Ławek, a ja chce ławkę zlikwidować. Łącznie z napisami i serduszkami, co dziadek przed wiekami babci wyskrobał. Przewraca się o nią.
–– Kto?
–– No przecież nie dziadek, bo nie żyję.
–– Ławka go zabiła? Pomału nie kumam.
–– No co pan. Dziadek sam zszedł. Do jasnej ciasnej, chce zlikwidować ławkę.
–– Nie mógł pan od razu mówić, o co chodzi. Nie pomyślałbym żeś pan wariat… ale po co pańska babka, wciąż się pcha na ławkę.
–– Bo stoi w niewłaściwym miejscu.
–– Jak to stoi… i wchodzi na ławkę?
–– Przewraca się, gdy na nią trafia. Ze względów sentymentalnych.
–– Aaa… rozumiem.
–– No to mogę zlikwidować?
–– To nie takie proste. Okoliczna ludność oraz sąsiedzi, nauczyli się, że w pana ogródku przeddomowym jest. Stała się symbolem tutejszej społeczności. Jednym z pomników, które od wieków są ozdobą okolicy. A pan tak chce po prostu… na śmietnik historii.
–– Jaką ozdobą? Nie w tym stanie. I na miłość boską, w jakim moim ogródku? W ogródku babci.
–– A ten ogródek to gdzie, bo znowu się pogubiłem.
–– Ojejku… aleś pan nie kumaty. W moim ogródku, jest babci ogródek… ale mój krasnal.
–– Pan wierzy w krasnoludki?
–– W gipsowe tak. Oglądam go codziennie. No dobra. Pal licho babcie. Mogę ją nauczyć nowej trasy… ale ławka jest obsrana przez gołębie. Nawet wyznania miłości defekacja zakryła.
–– A nie może pan sprzątnąć naleciałości?
–– Ja? Dobre sobie. Gołębie niech sprzątną po sobie. One nasrały.
–– Rozumiem. A gdyby tak krasnoludek…
–– Co?
–– No… trochę pomógł. Sprzątnął gówienka. Zeskrobał… a pan tylko wilgotną szmatką przejedzie.
–– Mój krasnoludek?
–– A czyj? Przecież nie mój. Nie ma takiej czapeczki jak moja.
–– Do takiej pracy? Wypraszam sobie. Powtarzam pytanie… czy mogę zlikwidować ławkę?
–– A nie prościej babcię?
–– No wie pan. Jam wnuk z dziada pradziada. A pan mi takie… mordercze insynuacje wciska.
–– No nie. Żartowałem. Ale ławki nie może pan zlikwidować. BLŁ nie wyraża zgody.
–– Nie mógł pan od razu odmówić. Po diabła ta cała rozmowa.
–– Żeby pana zatrzymać. Przez ten czas gołębie wyczyściły ławkę i obiecały, że już więcej, brudzić nie będą.
–– Naprawdę?
–– Słowo honoru.
–– Chwila… a babcia? Nadal się będzie przewracać. Tyle tylko, że o czystą.
–– Obiecała gołębiom, że będzie się przewracać w ogródku u sąsiadki.
–– Kamień z serca. A ja już myślałem, że z pana cham jakiś bywa.
–– Skądże znowu. Krasnalki są fajne. Proszę nie odchodzić. Dzwoniłem. Razem poczekamy.
Komentarze (6)
Ale napisane typowo po Twojemu. Nikt tak nie pisze dialogów.
Pozdrawiam
–– Ja? Dobre sobie. Gołębie niech sprzątną po sobie. One nasrały."
Hahahahahah, zajefajne, momentami jak zabawa w głuchy telefon, no i śmieszne, a rozbawić wcale nie jest łatwo ??
Najtrudniej nakręcić komedię, która wszystkich rozśmieszy:)→Pozdrawiam:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania